środa, lipca 22, 2020

...na okoliczność Święta Ludowego - 22 VII 1944 r.

PRL.
Dacie wiarę, że wyjaśnienie tego skrótu przychodzi młodszemu pokoleniu (ale i temu dorastającemu do... egzaminu dojrzałości) coraz to trudniej? Wiem, co piszę. Jestem z tym na bieżąco. Zaraz, za kilka tygodni, stuknie mi nie-równe XXXVI lat, kiedy z mozołem rozniecam kaganek oświaty. Owszem, zaczynałem jeszcze w PRL-u, czyli Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W tej rzeczywistości mijały mi XXVI lat życia mego. Tyle miałem, kiedy 4 czerwca 1989 r., według słów pani Joanny Szczepkowskiej, skończył się w Polsce komunizm.  W końcu to wnuczka samego Jana Parandowskiego, to odpowiedzialna za słowo była.

Siłą rzeczy nie mogę znać z autopsji czasów stalinowskich. Ale już osławiona godzinę 13.00, jak najbardziej. Na szczęściach nigdy nie byłym ułowiony w sieci tego nałogu (piosence Irka Dudka trzeba będzie kiedyś poświęcić jeden z odcinków "Spotkania z Pegazem"), nie mogę zatem tu własnym przykładem świecić. Zresztą nowe pokolenie moich uczniów tu też zerka, więc trudno, aby piał peany na część %.
Moja wiedza o stalinowskiej rzeczywistości na dobre zaczęła się od chwili, kiedy zostałem współwłaścicielem kalendarza "Szpilek" na rok 1955. To takie, przyznaję, dożywotnie pożyczenie. Zdezelowany egzemplarz ostał się w moich zasobach książkowych. Cenny volumen przechowuję w kopercie, aby dewastacja nie następowała kartka po kartce. Mój egzemplarz nie zachował ani stron tytułowych (zaraz sprawdzę w Internecie), ani pierwszych 34, a urywa na 234, gdzie zamieszczono biogramy grafików, satyryków, którzy zmarli w latach 1939-1945. Już raz po ten kalendarz już sięgałem. Jest na tym blogu wiersz Kazimierza Grusa pt. "Gdzie jest Hitler?" (s. 61), jako odcinek 47 wspomnianego cyklu poetyckiego.
Od zawsze chciałem przenieść na blog utwór Jerzego Jurandota (1911-1979), którego fragmenty nawet potrafię z głowy cytować. Zaraz stanie się jasne dlaczego sięgnąłem po plakat, który nawoływał do rzucenia picia, a zdobytą energię spożytkować miano na budowę sprawiedliwej, szczęśliwej, ludowej Ojczyzny. Teraz jest okazja. Panie i Panowie: "Dobra wódka nie jest zła".

- Napijmy się jeszcze po jednym?
- Ano można, dlaczegóżby nie.
- Dla mnie ten, co nie pije, to biedny. Co on z życia ma?
- Guzik się wie.
- Czasy trudne, roboty do licha...
I dochodów lewych coraz mniej!
- To mam sobie żałować kielicha, jak mi potem weselej i lżej? 
- No to cyk!
- No to lu, czemu nie.
- Pić niedobrze, ale nie pić całkiem źle...

- Co tu gadać, zabawa na sucho to nie żadna zabawa, lecz msza. Rzecz wiadomo. A trochę pod muchą, zaraz inną fantazję się ma...
- Ja przeważnie zastawę o ziemię. Prrroszę płacić! Bo tak mi się chce.
- To to nic, nie tak dawno przeze mnie straż ogniową wzywali... He, he!
- No to cyk!
- No to bęc! Zdrowie dam!
- Może komu wódka szkodzi, lecz nie nam.

Wczoraj była niewąska rozróbka...
- No, no, gadaj, zamieniam się w słuch!
- A spotkałem jednego tam bubka. I wypiliśmy litera we dwóch.
- No i co?
- No i facet się zalał i butelką przez łeb gościa, rym!
- O co tamten? Ha, ha!
- Do szpitala.
- A ten twój?
- Ano siedzi. Czort z nim.
- No to cyk!
- No to jazda! Walaj!
- Bo na trzech to będzie jeden jak my daw,...
- Do mnie żona przypięła się wczoraj, skomle, nudzi, rozwodzić się chce. Według niech tylko oraj i oraj, a rozerwać się trochę - to nie. Ja na gazie, więc robi się draka, aż się dziecko zbudziło i w płacz, to ja w mordę, uważasz, szczeniaka, już i to przeciw ojcu, no patrz!
- No to cyk!
- No to jeszcze go raz!
- Pod te dzieci, niech pociechę mają z nas.

- Czas by iść już.
- Zależy jak komu.
- A ty co, jakiś innym masz plan?
- Żona z dzieckiem wyniosła się z domu to do czego ma wracać? do ścian?
- To ja z tobą! Choć nie ma niedzieli, jutro mogę spać sobie i spać...
- A do pracy nie idziesz?
- Wyleli. Za pijaństwo. Porządki, psiamać!
- No to cyk!
- No to odjazd! Do dnia!
- Jak to mówią: dobra wódka nie jest zła...


O! Znalazłem na portalu sprzedawczo-kupującym! Aukcja z 2018. Oferta za 9.99 zł nie znalazła chętnego. Mam oto okładkę i wiem, że całość, to  255 stron. Nie można jednak oszacować ilości straconej wiedzy, wzruszeń, propagandy innymi słowy socrealizmu literackiego w najlepszym gatunku: 100 % ! Chyba, że ktoś porwie się na zeskanowanie tego volumenu.


Przepisałem. Bez wysiłku. Wracały całe frazy. A właściwie dokańczałem każdą napoczętą linijkę. Uwielbiam ten dialog. Cudowny! Tu jest wiele innych perełek. Przecudowne opowiadanie "Szef został odznaczony" niezapomnianej Stefanii Grodzieńskiej (1914-2010), prywatnie przez 42. lata żona Jerzego Jurandota. To istna kopalnia, a te antyamerykańskie graficzne dowcipy - palce lizać! Nic tylko skanować i wydobywać z mroków zapomnienia.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.