środa, czerwca 17, 2020
Jacek Kuroń - po raz pierwszy - dzieciństwo
Napiszę coś zaskakującego: młodzież drugiej dekady XXI wieku nie zna... Jacka Kuronia. Zapytani co to jest kuroniówka lub skąd się wzięło to określenie - podnoszą brew ze zdziwienia. Pokazuję zdjęcie: nie wiedzą kogo. Chciałbym, żeby to był żart, jakiś sen. Ale ja otwieram oczy i nadal widzę te same twarze, bez zakłopotania, że nie wiedzą, bo niby co się stało takiego. Mi by było wstyd, gdybym przed laty o pewnych oczywistościach nie miał pojęcia. Zresztą starczy włączyć TVP i podejrzeć, jaką wiedzą dysponują uczestniczy pewnego popularnego teleturnieju. Emilia Plater walczyła w powstaniu warszawskim? Nie, to nie żartowanie. To cytowanie wiedzy jaką prezentują uczestnicy. Straszne! Dożyć czasów ignorancji, niedouctwa i takiej nie-wiedzy. Dziś, 17 czerwca przypada XVI rocznica odejścia Jacka Kuronia, jednego z ojców naszej niepodległości po 4 VI 1989 r. Nie dajmy sobie wmówić, że tak nie było.
Jacek Kuroń. Legenda. Dziecko Lwowa. Wróg publiczny komuny nr 1. Mój kandydat na urząd prezydenta w 1995 r. Do dziś nie rozumiem, jak człowiek czynu mógł przegrać. I z Lechem Wałęsą, i Aleksandrem Kwaśniewskim. Postkomunista został głową państwa. Ledwo, co system, jaki onego wykształtował upadł. Niepojęte ułomności polskiej demokracji. Czy to był ciąg dalszy (i logiczny?) owej niedojrzałości do demokracji społeczeństwa nad Wisłą i innymi rzekami, o której w 1990 r. mówił publicznie prof. B. Geremek?*.
"Książka jest wyborem ze wszystkich pozostawionych zapisów, do których zdołaliśmy dotrzeć; niektóre teksty mają tu swój pierwodruk. [...] Z tysiącami stron spuścizny Autora zmierzyła się Maria Krawczyk, urodzona blisko pół wieku po Jacku i nieznająca go osobiście. W montażu tekstów podjęła się wydobyć wszystko, co zasadnicze" - to ze wstępu ("Od Wydawcy") książki, po którą sięgnąłem. Ma już swoje lata. Zaraz dekada. Tym bardziej zerkam do niej i wyjmuję losy Bohatera spisane przez Niego samego. Należy w tym miejscu podziękować pani M. Krawczyk, że dokonała tej cennej kompilacji. Ja tylko żeruję na jej pracy? Tak to już jest: jeden się natyra, a drugi lekką ręką cytuje. Mogę tylko dopowiedzieć, że część wykorzystanej tu literatury zasila mój prywatny księgozbiór, żeby wspomnieć tu choćby tylko "Moją zupę", "Rzeczpospolitą dla moich wnuków" czy "Gwiezdny czas...".
Korzenie, ród - Trudno mi odróżnić, co opowiadał dziadek, a co ojciec. Dziadek mój był bojowcem Organizacji Bojowej PPS. Ojciec w 1920 roku poszedł na front na ochotnika. Miał wtedy piętnaście lat, podstawił kolegę, który zgłosił się za niego na komisję lekarską. Potem uczestnikiem w powstaniu śląskim, należał do PPS, był w Armii Krajowej.
1 maja - W latach 30. we Lwowie ojciec brał mnie tego dnia na plecy i szliśmy na pochód. I pomimo, że brakowało mi potem w życiu intensywnych doznań, to wyniesione z tamtych marszów poczucie robotniczej jedności określiłbym jako rodzaj dziecięcego przeżycia świętości, formę transgresji.
Socjalizm - Oni - dziadek i ojciec - mówili: robotnicza sprawa, albo po prostu: sprawa. I to oznaczało: socjalizm, ale nie używali tego słowa. I to oznaczało: pognębić wyzyskiwaczy. I to oznaczało także: Polska, Matka Boska z Jasnej Góry i groby, o które się ostrzyło stal, i ci Azjaci, których stąd trzeba przepędzić, i to, że za ich wolność też się walczy.
Ojciec - ...był wyjątkowo niekonsekwentny, miał zupełnie niepedagogiczny stosunek do dzieci. Potrafił mnie zbić za byle głupstwo. [...] A mógł mi darować najgorsze rzeczy - wybicie nieumyślnie szyby, strzelanie z procy w bójce, kradzieże. Nawet potrafił być dumny, jak coś zręcznie ukradłem w sadach otaczających nasz dom.
Ukraińcy - Ukraińcy przed wojną we Lwowie byli jednak mniejszością - i słabszą. Mniejszością po przegranej wojnie. Więc w naturalny sposób serce mnie ciągnęło do Ukraińców. Tak mi wypadło.
Rosjanie, proca - Jeden krzyczy: "Ruki wwierch!" [Ręce do góry!]. Przykłada procę do głowy, a tam ma żelazną mutrę na końcu; jak puści, to zabije. I ja, chowany na takiego, co nigdy sie nie podda, podniosłem ręce do góry. Zabrali mi scyzoryk, jakąś procę na patykach i coś tam jeszcze. Całe życie będę pamiętał tę hańbę: że się poddałem, że podniosłem ręce do góry. [...] Tacie o tym nie powiedziałem.
Mała Ojczyzna - Wspólne ojczyzny mamy małe - na nie składa sie dom, podwórko, zagroda, cmentarz z grobami przodków, cerkiewka czy kościół, krajobraz i ludzie w tym krajobrazie. Duża ojczyzna to cały kraj - to jest państwo. Ale z mojej perspektywy, perspektywy dziecka, tą jedyną ojczyzną była moja mała ojczyzna - Lwów; byłem jego strasznie żarliwym patriotą.
Żydzi - Sprawa żydowska objawiła mi się z niebywałą zupełnie mocą, kiedy do Lwowa przyszli Niemcy. Wtedy nagle odkryłem, że Żydami są różni moi znajomi, koledzy, znajomi rodziców. [...] Żyliśmy wszyscy w zagłębiu śmierci, skąd odchodziły transporty do obozów zagłady. Widzieliśmy policjantów ukraińskich czy polskich strzelających do uciekających z kolumn żydowskich dzieci, kobiet. widzieliśmy esesmanów zabijających żydowskie dzieci na ulicach. Każdy Polak musiał stanąć wobec najgłębszego dylematu moralnego: jak żyć normalnie obok tego, co się dzieje. [...] Myślę, że zetknięcie się z zagładą Żydów może człowieka doprowadzić do walki, albo do domu wariatów, albo uznania tych, którzy giną, za gorszych. I tak stało się z olbrzymia częścią polskiego społeczeństwa.
Wojna - Kiedy zaczęła się wojna, miałem tylko jedno zmartwienie - że się skończy, nim zdążę w niej wziąć udział. Oto spełniło się to, do czego rosłem. Chciałem walczyć o Polskę. Wiedziałem, że w tym wcale nie ma romantyzmu, że to będzie cholernie ciężkie, szczególnie dla mnie, bo nie lubię zabijać, a wojna to zabijanie, widziałem przecież trupy już w 1939 roku.
Trylogia - Kiedy nastała okupacja, mama zaczęła mieć dla mnie czas, czytała mi Trylogię. Pewnie dlatego, że Polska się skończyła i trzeba było po prostu dać mi trochę Polski. Trylogia była dla mnie gigantycznym przeżyciem. Po Trylogii zaczęła mi czytać Krzyżaków, ale przerwała. W tydzień nauczyłem się czytać i pożerałem potem jak leci patriotyczną literaturę - taka, która mogłaby mnie umocnić w przekonaniu, że wygramy.
Wojna po raz drugi - Wojna musiała mnie ujednoznacznić: życie przy śmierci, zdradzie, groźbie tortur, w lęku, że zakapuję, i poczucie bezsilności. Stale musiałem pytać o sens tego wszystkiego, co źródła, siłę, a więc o cele i wartości nadrzędne.
Miłość człowieka (bliźniego) - Najbezpieczniej jest uświadomić sobie, że niemożliwa jest sprawiedliwość poza miłością, a więc przeciw człowiekowi. Zaś człowiekiem jest każdy - i komunista, i burżuj, i nacjonalista, i Polak, i Ukrainiec, i Żyd.
Jacek Kuroń nie znalazł wcześniej samodzielnego miejsca na moim blogu? Przecieram oczy ze zdziwienia. Chcę napisać, że to niemożliwe, ale to jest właśnie możliwe! W rocznicę roku, który otwierał nadzieję na nową Polskę musi być czas na to, co głosił Jacek Kuroń! Nie wolno, aby pamięć po tak niezwykłym człowieku sczezła pomiędzy butwiejącymi aktami w IPN-ie itd. Próbkę onej niezwykłości daje wgląd, w to co tu zacytowałem. Tak kształtował się charakter (czasu wojny) małego Jacka. Jak było dalej? Proszę zerknąć do wykorzystanej tu książki. Co się z niej zrodzi? Po raz drugi i po raz trzeci, i po raz czwarty. Chciałbym. Czas pokaże.
Korzenie, ród - Trudno mi odróżnić, co opowiadał dziadek, a co ojciec. Dziadek mój był bojowcem Organizacji Bojowej PPS. Ojciec w 1920 roku poszedł na front na ochotnika. Miał wtedy piętnaście lat, podstawił kolegę, który zgłosił się za niego na komisję lekarską. Potem uczestnikiem w powstaniu śląskim, należał do PPS, był w Armii Krajowej.
1 maja - W latach 30. we Lwowie ojciec brał mnie tego dnia na plecy i szliśmy na pochód. I pomimo, że brakowało mi potem w życiu intensywnych doznań, to wyniesione z tamtych marszów poczucie robotniczej jedności określiłbym jako rodzaj dziecięcego przeżycia świętości, formę transgresji.
Socjalizm - Oni - dziadek i ojciec - mówili: robotnicza sprawa, albo po prostu: sprawa. I to oznaczało: socjalizm, ale nie używali tego słowa. I to oznaczało: pognębić wyzyskiwaczy. I to oznaczało także: Polska, Matka Boska z Jasnej Góry i groby, o które się ostrzyło stal, i ci Azjaci, których stąd trzeba przepędzić, i to, że za ich wolność też się walczy.
Ojciec - ...był wyjątkowo niekonsekwentny, miał zupełnie niepedagogiczny stosunek do dzieci. Potrafił mnie zbić za byle głupstwo. [...] A mógł mi darować najgorsze rzeczy - wybicie nieumyślnie szyby, strzelanie z procy w bójce, kradzieże. Nawet potrafił być dumny, jak coś zręcznie ukradłem w sadach otaczających nasz dom.
Ukraińcy - Ukraińcy przed wojną we Lwowie byli jednak mniejszością - i słabszą. Mniejszością po przegranej wojnie. Więc w naturalny sposób serce mnie ciągnęło do Ukraińców. Tak mi wypadło.
Rosjanie, proca - Jeden krzyczy: "Ruki wwierch!" [Ręce do góry!]. Przykłada procę do głowy, a tam ma żelazną mutrę na końcu; jak puści, to zabije. I ja, chowany na takiego, co nigdy sie nie podda, podniosłem ręce do góry. Zabrali mi scyzoryk, jakąś procę na patykach i coś tam jeszcze. Całe życie będę pamiętał tę hańbę: że się poddałem, że podniosłem ręce do góry. [...] Tacie o tym nie powiedziałem.
Mała Ojczyzna - Wspólne ojczyzny mamy małe - na nie składa sie dom, podwórko, zagroda, cmentarz z grobami przodków, cerkiewka czy kościół, krajobraz i ludzie w tym krajobrazie. Duża ojczyzna to cały kraj - to jest państwo. Ale z mojej perspektywy, perspektywy dziecka, tą jedyną ojczyzną była moja mała ojczyzna - Lwów; byłem jego strasznie żarliwym patriotą.
Żydzi - Sprawa żydowska objawiła mi się z niebywałą zupełnie mocą, kiedy do Lwowa przyszli Niemcy. Wtedy nagle odkryłem, że Żydami są różni moi znajomi, koledzy, znajomi rodziców. [...] Żyliśmy wszyscy w zagłębiu śmierci, skąd odchodziły transporty do obozów zagłady. Widzieliśmy policjantów ukraińskich czy polskich strzelających do uciekających z kolumn żydowskich dzieci, kobiet. widzieliśmy esesmanów zabijających żydowskie dzieci na ulicach. Każdy Polak musiał stanąć wobec najgłębszego dylematu moralnego: jak żyć normalnie obok tego, co się dzieje. [...] Myślę, że zetknięcie się z zagładą Żydów może człowieka doprowadzić do walki, albo do domu wariatów, albo uznania tych, którzy giną, za gorszych. I tak stało się z olbrzymia częścią polskiego społeczeństwa.
Wojna - Kiedy zaczęła się wojna, miałem tylko jedno zmartwienie - że się skończy, nim zdążę w niej wziąć udział. Oto spełniło się to, do czego rosłem. Chciałem walczyć o Polskę. Wiedziałem, że w tym wcale nie ma romantyzmu, że to będzie cholernie ciężkie, szczególnie dla mnie, bo nie lubię zabijać, a wojna to zabijanie, widziałem przecież trupy już w 1939 roku.
Trylogia - Kiedy nastała okupacja, mama zaczęła mieć dla mnie czas, czytała mi Trylogię. Pewnie dlatego, że Polska się skończyła i trzeba było po prostu dać mi trochę Polski. Trylogia była dla mnie gigantycznym przeżyciem. Po Trylogii zaczęła mi czytać Krzyżaków, ale przerwała. W tydzień nauczyłem się czytać i pożerałem potem jak leci patriotyczną literaturę - taka, która mogłaby mnie umocnić w przekonaniu, że wygramy.
Wojna po raz drugi - Wojna musiała mnie ujednoznacznić: życie przy śmierci, zdradzie, groźbie tortur, w lęku, że zakapuję, i poczucie bezsilności. Stale musiałem pytać o sens tego wszystkiego, co źródła, siłę, a więc o cele i wartości nadrzędne.
Miłość człowieka (bliźniego) - Najbezpieczniej jest uświadomić sobie, że niemożliwa jest sprawiedliwość poza miłością, a więc przeciw człowiekowi. Zaś człowiekiem jest każdy - i komunista, i burżuj, i nacjonalista, i Polak, i Ukrainiec, i Żyd.
Jacek Kuroń nie znalazł wcześniej samodzielnego miejsca na moim blogu? Przecieram oczy ze zdziwienia. Chcę napisać, że to niemożliwe, ale to jest właśnie możliwe! W rocznicę roku, który otwierał nadzieję na nową Polskę musi być czas na to, co głosił Jacek Kuroń! Nie wolno, aby pamięć po tak niezwykłym człowieku sczezła pomiędzy butwiejącymi aktami w IPN-ie itd. Próbkę onej niezwykłości daje wgląd, w to co tu zacytowałem. Tak kształtował się charakter (czasu wojny) małego Jacka. Jak było dalej? Proszę zerknąć do wykorzystanej tu książki. Co się z niej zrodzi? Po raz drugi i po raz trzeci, i po raz czwarty. Chciałbym. Czas pokaże.
Może tak powinna wyglądać zapowiedź po raz drugi. Okresu dojrzewania i dorastania dotyczy ten cytat: "WIERZĘ GŁĘBOKO, ŻE TO NIE SYSTEM SPRAWIA, IŻ CZŁOWIEK STAJE SIĘ ŁAJDAKIEM, I NIE SYSTEM SPRAWIA, ŻE STAJE SIĘ ANIOŁEM".
_______________________________*Geremek B., Profesor to nie obelga. alfabet Bronisława Geremka, oprac. J. Głażewski, UNIVERSITAS, Kraków 2013 s. 116
** Kuroń J., Taki upór, wybór M. Krawczyk, Ośrodek Karta, Warszawa 2011
Ze wspomnień Romana Kadzińskiego emerytowanego nauczyciela z Poniatówki:
OdpowiedzUsuń"My nauczyciele a również jego koledzy klasowi musieliśmy wystrzegać się i uważnie kontrolować słowa gdyż wiedzieliśmy, że każde niebaczne słowo będzie przekazane przez Jacka Kuronia do Urzędu Bezpieczeństwa".
"Odrzucani młodzi ludzie bywali często pytani w cztery oczy przez profesorów egzaminatorów akademickich »Coś pan nabroił, że za panem idzie taka niekorzystna opinia« i wówczas pokazywano im dyskwalifikującą ich mimo zdanego egzaminu wstępnego opinię podpisaną przez Jacka Kuronia".
"Kuroń był mściwy. Wielu osobom zaszkodził. Ja przez niego nie dostałam się na studia, mój kolega nie dostał się na architekturę. Napisał mi w opinii, że jestem typem kosmopolitycznym ulegającym wpływom Zachodu. Przez to, że nosiłam spódnicę z rozporkiem i tańczyłam rockandrolla".
"Trzykrotnie zdawałem na politechnikę, nie dostałem się. Profesor z wydziału mostów, znajomy ojca pokazał mi adnotację na moim świadectwie maturalnym. Pacierza nie pamiętam, ale to mogę zacytować »syn sanacyjnego działacza wrogo nastawiony do obecnej rzeczywistości« To był wyrok".
Michnik wspominał rozmowę z ojcem Kuronia:
"Kiedy Jacek miał 14 lat powiesił w domu portret Stalina. Wykrzykiwał »Wódz i nauczyciel« ja mu mówię: »zdejmij tego bandytę« a on na to »mnie tak mówisz, jak uważasz to idź na UB« Jacek uważał, że publicznie trzeba robić to co prywatnie .
cd...
Wacław Sukniewicz:
OdpowiedzUsuń"Jacek Kuroń po śmierci Stalina chciał się powiesić. Może udawał, ale przeżywał to bardzo. My wiedzieliśmy, że to swołocz była"
Hanna Volmer:
"Jacuś pamiętasz, powiedziałeś mi: Kocham cię prawie tak bardzo jak partię. Kocham cię bardzo, ale najbardziej Stalina".
Hanna Volmer ówczesna dziewczyna Jacka Kuronia:
"Jego oskarżenia były nonsensowne. Groziło im wyrzucenie ze studiów. Robili zebrania, kto jest ze złego domu. Zostałam oskarżona, że zakładam arystokratyczne kółka. To chyba Jacek musiał coś naskarżyć bo nikomu się nie zwierzałam".
Jacek Kuroń:
"Zauważyłem Płaskę, kolegę z komitetu wojewódzkiego partii. Złapali jednego z podrygujących i zaciągnęli do pobliskiego biura. Tłukli chłopaka pięściami i butami, kopali wszyscy.
- Stać - krzyknąłem
- Co się stało?
- Okno
- Słusznie. Zgasić światło".
Ojciec Henryk Kuroń:
"Mimo usilnych próśb moich aby zapisał się na wyższe studia, oświadczył, że chce być zawodowym rewolucjonistą".
Hanna Volmer:
"Rola takich jak on zetempowców była destrukcyjna. Byli to ludzie opętani ideologią".
Sukniewicz:
"Jak został działaczem na politechnice (nie będąc samemu studentem) chwalił się: profesorowie się mnie boją, jak zechcę mogę wyrzucić tego czy tamtego"
Kuroń:
"Na zebraniu wydziałowym mówiłem o burżuazji, o paniczykach, o tym, że budujemy nową socjalistyczną uczelnię".
Dlaczego Jacek Kuroń podpadł partii wyjaśnia tow. Wołczyk:
"Wypadki jaskrawej zarozumiałości i kłamstwa można spotkać w samym kierownictwie. Np. towarzysz Kuroń Jacek w bezczelny sposób okłamał prezydium, wykazując fałszywe dane"
Kuroń mógł rozpocząć karierę opozycjonisty...
Władze partyjne po latach o Jacku Kuroniu:
"Wykazywał słabe przygotowanie na to poważne stanowisko. Jedną z zasadniczych wad była wybujała fantazja. Zmienił dane dotyczące przeszłości rodziców. Mimo swoich braków jest człowiekiem wartościowym i ideowo związanym z władzą ludową".
Na studia PWSP dostał się dzwoniąc jako szef propagandy do rektora tow Kałuskiego:
"Towarzyszu postudiowałbym sobie u was"
mimo, że było już po terminie przyjęć.
Założył z kolegami z roku związek chuliganów z hasłem "pardon dycha" co oznaczało, że trzeba wyjąć dychę na pół litra.
W 1953 odbył się sfingowany proces biskupa Czesława Kaczmarka, za usiłowanie obalenia ustroju PRL dostał 12 lat. Akt oskarżenia przygotowano w Moskwie rękoma żydowskimi: R. Werfela, płk Różańskiego. Nie mogło zabraknąć na procesie Kuronia, który załatwił sobie specjalne wejściówki.
Od siebie dodam że kiedyś też miałem podobne jak Pan zdanie o JK...