wtorek, kwietnia 28, 2020

Lektury sprzed lat - odcinek 5 - Barbara Wachowicz "Filmowe przygody małego rycerza" (Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1973)

Ostatni odcinek tego cyklu ukazał się na blogu... 23 II 2017 r. Dawno. Minęły III lata? Ano minęły. Zaniedbanie cyklu nie da się niczym wytłumaczyć? Na bieżąco nie daję rady z czytaniem każdego tytułu, jaki powinien ukazać się w "Przeczytaniach...", to gdzie tu cofać się do lat minionych?
14 XI 2019 r. minęło równe pół wieku od telewizyjnej premiery seriali "Przygody pana Michała". Nie omieszkałem wspomnieć o tej rocznicy na tym blogu. Trudno, aby było inaczej, skoro na nim kwitł mój smak historyczny, rozszerzała się perspektywa. Wiem, w 1969 r. miałem raptem lat sześć, aliści z wypiekami na twarzy oglądałem losy bohaterów. I pozostałem pod ich urokiem po dziś. Z czasem przyszła kolej na książkę Henryka Sienkiewicza, ba! publiczne czytanie dzieł, kiedy Naród garnął się do tego jeszcze za prezydentury pana prezydenta Bronisława Komorowskiego. A było to 6 IX 2014 r. Całkiem niezamierzenie rozsypał mi się worek z rocznicami?...
O roli "Trylogii" w moim dorastaniu wzmiankowałem na blogu.  Teraz przyszedł czas na książkę, której II wydanie objawiło mi się dopiero dni kilka temu: Barbary Wachowicz "Filmowe przygody małego rycerza", Wydawnictwa Artystycznego i Filmowego (Warszawa 1973). Nie wiedziałem o jej istnieniu. Inaczej bym pisał o tym w listopadzie wzmiankowanego roku. Bo przecież czerpałbym (jak to ja) pełnymi garściami cytatów twórców, aktorów, krytyków filmowych, dziennikarzy. 



Książka ma już swoje lata, bo to 1973 r. wydania. Edytorsko - bez zarzutów! Twarda oprawa uchroniła przed zniszczeniem. Mnogość fotosów z filmu, szczególnie cenne, kiedy możemy podejrzeć w czasie pracy J. Hoffmana, W. Hańczę czy T. Łomnickiego. Pada wiele odpowiedzi na pytania, które rodziły się już od pierwszego oglądania? Nie wiem ile razy oglądałem obie wersje ekranizacji: "Pana Wołodyjowskiego (kino, reżyseria J. Hoffman) i "Przygody pana Michała" (TVP, reżyseria P. Komorowski). Obie mam oczywiście na płytach DVD, a literacki pierwowzór na półce w zasięgu wzroku, gdzie sama literatura kresowa (głownie o tematyce wileńskiej).




Dla kogoś zakochanego (szczególnie w serialu) książka pani Barbary Wachowicz, to objawienie. Że spóźnione o blisko pięćdziesiąt lat. Tylko, że w 1973 r. będąc 10-etnim pacholęciem ani bym nie spojrzał na oną knigę. Uciekłbym na widok blisko dwustu pięćdziesięciu stron. Do mego zachłyśnięcia się książkami była jeszcze daleka droga i całe cztery lata, do wakacji '77. Owszem obejrzałbym zdjęcia i inne obrazki. Kto wie czy nie wyciąłbym tego  i owego, aby umieścić na słomiance. Co to takiego? Moi rówieśnicy pamiętają, a dla pokolenia już moich dzieci (1988 i 1993), to archaizm, jakbym opowiadał o losach bohaterów "Lalki" lub "Przedwiośnia". Na pewno był niby-plakat, czyli zdjęcie okładki "Jestem" (magazyn wydawany przez PCK) z uśmiechnięta gębą Onufrego herbu Wczele Zagłoby (M. Pawlikowski).



Proszę zobaczyć: tyle pisania, a ja mało cało o książce, a przede wszystkim o sobie. Bo książka pani Barbary Wachowicz (któż kiedyś nie wiedział kim była ta egzaltowana i nobliwa dama-gawędziarka) po prostu obudziła miłe sercu wspomnienia i zagrała na sentymentalnych strunach duszy czytelnika prozy H. Sienkiewicza i adaptacji filmowych jego dzieła. W tym wypadku "Pana Wołodyjowskiego". Wiedziałem ci ja, że tak będzie, kiedy ze stosu książek wysunęła się ta z herbem "Korczak" na okładce. Wszystko inne bladło? Choć były i volumeny z XIX w. Bo to było tak: oni kupili mieszkanie, tamci zostawili stosy książek, poproszono abym przejrzał co warte zostawienia i zabrania, a co na przemiał. Inne tytułu, śmiem twierdzić (bo nie chcę niczego obiecywać) odżywią ten cykl? Żebym tylko miał czas, bo poloru mi nie zbraknie, jakby powiedział pan Snitko herbu Miesiąc Zatajony (T. Schmidt).



Tego, czego mi najbardziej zabrakło w moim pisaniu o premierze serialu "Przygody pana Michała", to...  głosów, opinii, wypowiedzi aktorów i realizatorów. Teraz mam ich w nadmiarze? A od nadmiaru głowa boli. Chyba logiczne będzie, jeśli zacznę od samego reżysera.
  • Inscenizacja wielkiej batalistyki kamienieckiej pomyślana była właściwie bardzo prosto. Turecka masa przeciw zindywidualizowanym obrońcom zamku. Turków nie znamy, obchodzi nas tylko ich mnogość. Należało sfilmować ich natarcie właśnie tak jak pisze Sienkiewicz: "na kształt fali", zalewającej samotną wysepkę - J. Hoffman.
  • Kiedy stanęliśmy z Jankiem Nowickim na murach, by nakręcić ostatnią scenę pana Michała - pożegnanie, nagle pomyślałem, że życzyłbym sobie, by ci wszyscy, którzy kochają Sienkiewicza, mogli się tu znaleźć z nami. Jak każdy przeżywałem przy czytaniu rozdział o kapitulacji, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ta scena może być aż tak smutna i aż tak wzruszająca - T. Łomnicki.  
  • Stoję, zrobię trzy kroki, siadam, haftuję, brzdąkam na lutni, śpiewam, płaczę, mdleję. koniec roli. Nie wytrzymywałam. Wsiadam na konia i w pole! Miałam przykazane - broń Boże żadnych zdjęć. Widz nie może zobaczyć Krzysi na koniu, nawet prywatnie. Bo nie można obrażać wyobraźni widza...- B. Brylska. 
  • Podzieliliśmy grupy ludzkie w Panu Wołodyjowskim kolorystycznie. Niesympatyczniej - we wszystkich  odcieniach czerwieni i bordo, dobrzy i nam bliscy - od barwy szarej po błękitną. Naiwne, ale zdaje egzamin - L. Zahorski. 
  • Tak, robimy jednocześnie telewizyjną wersję, wszystkie sceny masowe, w sumie około 25 % całego serialu. Nie, Kamieniec Podolsku nie na Podolu, a w Chęcinach. Bitwę z Azba-bejem kręcimy na Krymie, porwanie Azji w Askanii Nowej, tu są zdjęcia - A. Hollender. 
  • Ostrymi rygorami kolorystycznymi determinowanymi już przed realizacją. Cała oprawa scenograficzna została dokładnie opracowana z myślą o zestawieniach kolorystycznych pysznego, barwnego, soczystszego XVII wieku - J. Lipman. 
  • Nasze konie mają nieco inny układ mięśni grzbietu. Siodła czasów pana Michała miały bardzo wysokie łęki (tylny stanowił rodzaj półkolistego oparcia), siedzisk były głębokie a stopki strzemion duże. Poradziłem sobie biorąc nasze zwykłe siodła i przydając im nasadki na kształt wysokich łęków - J. Szeski.
  • Osiodłano konia. Wsiadłem przy pomocy dwóch żołnierzy, bo dźwigu nie mieli. Koń dzierżony przez masztalerzy zrobił kilka rundek. - Teraz truchcikiem - zakomenderował Babirecki. Ujechałem piętnaście metrów. - Jeszcze dwa - pomyślałem - i nigdy nie zagram Zagłoby - M. Pawlikowski. 
  • Koń był duży. Trzeba było się na niego wdrapać. rozpoczęłam według rad Daniela - najpierw nogę w strzemię, potem ją na grzbiet. Nic z tego. Wprowadzałam więc konia w dołek i skakałam.  Pryskały starannie malowane paznokcie, zdzierane do krwi. wieczorami zakładałam ręce do tyłu i marzyłam, że już nigdy... - M. Zawadzka.
  • Uczyłem się konia. Każdy inaczej biegnie, inaczej skacze, na inne reaguje sygnały. Całe życie można by o tym przegadać... Mój Poligon był ciężki i poważny. Nie trzymały się go żadne psikusy, dowcipy, złośliwości. Pracował solidnie - M. Perepeczko. 
  • Już po pierwszym dniu kręcenia filmu całą sprawę przestałem traktować jako bajeczną przygodę i senne marzenie. to była ciężka praca. wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, ile wysiłku w kręceniu filmu musi włożyć ekipa techniczna i statyści, pomijając oczywiście aktorów i reżysera, których trud wieńczy sława - R. Szymański. 
  • Żeby uzyskać głuche uderzenie Basi padającej w jar, cisnąłem stare siodło na zwinięty dywan. Najgorzej był z przeręblem... Kto słyszała załamanie się lodu pod koniem? Ja nie. I nie miałem pojęcia, jak to brzmi... -  Z. Nowak.
  • Mały ekran wymaga "dużej muzyki". [...] Każdy odcinek zaczyna ballada zatracająca o nuty kresowe, zbliżone nieco do konwencji westernu przez rytmikę, harmonię i użycie chóru... - W. Kilar.
  • Myślałem, że w Kamieńcu trochę odetchnę od tych koronek, szarf, wzdychań. I peruki. [...] Naiwny.  Miałem zostać cudzoziemcem do końca, nawet jako kamieniecki "major od harmaty". W peruce - J. Nowicki.
  • Kim był Azja? - myślałem. Tylko zdrajcą? A może to człowiek, który mógłby potrząsnąć państwami? Tylko zbrodniarzem? A może to tatarski Wallenrod? - D. Olbrychski. 
Barbara Wachowicz, ta niezrównana gawędziarka, pozostawiła nam zapis trudu zespołu, który pracował nad dwoma wersjami adaptacji ostatniej części "Trylogii". Trud, z jakim podjęto odtworzenie ducha XVII wiecznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów - bezcenny. Proszę choćby zwrócić uwagę na badania dotyczące stroju czy powozów. Konsultacje na najwyższym szczeblu, np. prof. J. Szablewskiego. Wiem, sam mam kwasy w żołądku, kiedy widzę nie-szlacheckie fryzury aktorów czy makijaż i grzywkę filmowej panu pułkownikowej. I zdecydowanie wolę Ketlinga w wykonaniu A. Łapickiego, niż krajana z Kujaw, czyli J. Nowickiego. Pisząc ten tekst wróciłem do kinowej adaptacji. Bo lubię. Bo cenię grę aktorską. Nawet role, zdawało się epizodyczne, doskonale obsadzone. Oscar dla Leonarda Andrzejewskiego za jego Halim, to perełka!


"Filmowe przygody małego rycerza", to podróż w przeszłość. Tak wiele gwiazd (i to autentycznych, a nie wykreowanych jedną rólką w jednym serialu, nawet tasiemcu) już bezpowrotnie zgasło. Mój egzemplarz stanie koło "Trylogii"? Jest problem, bo półka zapchana. Szkoda, że mój egzemplarz "Na tropach bohaterów Trylogii" M. Kosmana oddałem w dobre ręce. Byłby godny duet, uzupełnienie. Jedno pozostaje niezmienne: czytajmy! 

2 komentarze:

  1. Kiedyś trafiłam na artykuł uchylający rąbka tajemnicy z planu zdjęciowego "Pana Wołodyjowskiego". Czytałam o zabawnych sytuacjach podczas pracy ekipy. Musieli się lubić, pomyślałam.
    Zazdroszczę znaleziska.
    Też wolę A.Łapickiego w roli Ketlinga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam fakt, że pod koniec lat 60-tych w ogóle pozwolona na ekranizację powieści, której akcja działa się na Podolu, to wielki sukces. Serial dał więcej możliwości kreowania poszczególnych postaci. Trzy strzały były bezbłędne (nie ujmując innym): Baśka (M. Zawadzka), pan Michał (T. Łomnicki)i Zagłoba (M. Pawlikowski). No, a Ketling? W wykonaniu A Łapickiego po prostu dojrzalszy, ale i J. Nowicki nie dał ciała. Brawa dla całej ekipy!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.