niedziela, marca 15, 2020
Przeczytania (339) Ronen Steinke "Fritz Bauer. Auschwitz przed sądem" (Replika)
Auschwitz stało się ostatnim czasy bardzo książkowym tematem. Starczy zajrzeć do najbliższej księgarni, aby się o tym przekonać. Na okoliczność 75-tej rocznicy wyzwolenia nazistowskiego/niemieckiego Konzentrationslager naprawdę jest w czym... przebierać. W tym odcinku cyklu sięgam po książkę, której autorem jest Niemiec, Ronen Steinke, pt. "Fritz Bauer. Auschwitz przed sądem", tłumaczyła Iwona Ewertowska-Klaja, a wydała Replika.
"Z niezwykłą odwagą i wytrwałością, wolą walki i niemal niewyczerpaną energią Fritz Bauer poświęcił swoje życie służbie na rzecz humanitaryzmu" - po takim zdaniu-wstępie Andreasa Voßkuhle, prezesa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego trudno odłożyć już książkę. starczy wczytać się w tytuły rozdziałów, aby nabrać przekonania, że oto mamy przed sobą biografię naprawdę kogoś niezwykłego. Nie będę okrywał, że znałem drogi życiowej Głównego Bohatera. Gdzieś mi umknęło. Niemiecki prawnik, który ścigał zbrodniarzy hitlerowskich! Raz jeszcze prezes Federalnego Trybunału Konstytucyjnego: "Na przykładzie jego biografii można ocenić zakres wolności dla bezkompromisowych działań pozostałych przedstawicieli tej profesji. Każde prawo jest tworem ludzi". Chyba to zdanie można by dedykować obecnie nie jednemu prawnikowi III Rzeczypospolitej.
Od pierwszych opisanych zdarzeń niemal wpadamy w krąg... sensacji. Fritz Bauer zdobywa nasze umysły jednym szturmem: swoim prawym prawniczym postępowaniem. Pada jedno nazwisko i wszystko jest jasne: Adolf Eichmann.
Z jakimi problemami musiał się mierzyć w powojennym RFN doskonale oddaje treść jednego z wykorzystanych listów: "Czy pan w swojej ślepej furii wciąż nie może zrozumieć, że większa część narodu niemieckiego ma już od dawna serdecznie dosyć tak zwanych procesów narodowosocjalistycznych zbrodniarzy?! Niech pan wreszcie pójdzie sobie tam, gdzie jest pana miejsce!!!". Dla mnie to dość znaczący głos, gdyż w PRL-u karmiono nas informacjami, jak bardzo nieudolny był system sprawiedliwości właśnie w RFN i jak pobłażliwie traktowano eks-hitlerowców, zbrodniarzy i oprawców. Bardzo ważnym dla zrozumienia F. Bauera jest rozdział, w którym porusza się kwestie jego pochodzenia. Tak, jego żydowskości. Wiem, że jedno zdanie sprawy nie zamyka, a powinno zachęcić do ciągu dalszego: "Jeżeli chodziło o jego osobiste przeżycia jako Żyda, na ten temat milczał". I podaje się przykład telewizyjnego wywiadu, w czasie którego nie wyjawił niczego, choć była ku temu okazja. Audycje prowadziła Renate Harpprecht, również ofiara holocaustu, więźniarka m. in. Auschwitz.
Biografia Fritza Bauera jest opowieścią o prawdzie, walce o sprawiedliwość. Ale też historią, jak Niemcy stawali się narodem zbrodniarzy. Historia działa się na jego oczach. to przypadek, że znalazł się niemal w oku cyklonu: w Monachium! "Przeżyłem w Monachium zamieszki i pierwsze wystąpienie NSDAP Adolfa Hitlera" - autor cytuje wspomnienie samego Bauera. Zaskoczyło mnie, że studenckim/uczelnianym kolegą był... Rudolf Walter Richard Heß. Tak, t e n Heß (raczej w Polsce przyjęty zapis: Hess), przyszły zastępca Hitlera i zbrodniarz osądzony w Norymberdze w 1946 r., ostatni więzień Spandau (do swej smierci w 1987 r.). Monachium stało się kuźnią studenckiej i politycznej aktywności młodego studenta prawa. Wiele cytatów z wypowiedzi kolegów lub rówieśników Bauera, bardzo mało jego samego.
Historia Fritza Bauera, to historia nieniemieckiej inteligencji, która na przełomie lat 20-tych i 30-tych XX wieku budowała swój świat. W okresie bardzo trudnym i politycznie, i ekonomicznie. Czytamy m. in. o kryzysie, hiperinflacji marki, poziomie życia młodego prawnika. Jego miało kwitnąć w Stuttgarcie. Runęło 23 maja 1933 r.! "Podczas aresztowania Fritza Bauera w jego biurze pozostali sędziowie usłyszeli w swoich biurach hałas. [...] Bauer, najmłodszy z nich, mimo zaledwie trzyletniego okresu pracy na urzędzie sędziowskim postać wzbudzająca polityczne kontrowersje, został na ich oczach wyprowadzony z budynku. Odprowadzali go obojętnym wzrokiem bez słowa" - poznajemy szczegóły aresztowania. Autor biografii wspomina jeszcze jeden ważki szczegół: "...jako jedyny sędzia w Stuttgarcie posiadał legitymację partyjną SPD". Widzimy jego aktywność agitacyjną. To nie było tylko legitymacyjne członkostwo we wspomnianej partii. Osadzenie w KL Heuberg była swoistą konsekwencją obranej drogi.
Osiem miesięcy uwięzienia, upokarzania, o których praktycznie milczał. Ciekawie tą powściągliwość skwitował R. Sreinke: "Prawnik, walczący o rozliczenie przed sądem w Niemczech zbrodni narodowego socjalizmu, obstawał przy tym, że motywem jego jest prawo, nie zemsta. Gdyby publicznie wypowiadał się w sposób bardziej osobisty, dostarczałby jedynie amunicji do ataków swoim politycznym przeciwnikom w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych". Zwolnienie w listopadzie 1933 r. niosło ze sobą... złożenie przysięgi lojalności wobec nazistów! I Bauer taką przysięgę złożył. Jej treść została zamieszczona w tekście. Potem wybrał emigrację do Danii, docelowo marzył o Stanach Zjednoczonych.
"Celem tego procesu nie jest sianie niezgody, lecz wychodzenie naprzeciw, budowanie mostów i dążenie do zgody, oczywiście nie drogą zgniłych kompromisów, lecz poprzez wyjaśnienie przez demokratyczny, niezależny sąd kwestii: «Czy bojownicy ruchu oporu 20 lipca 1944 roku byli zdrajcami stanu i zdradzili swój kraj?»" - to fragment wypowiedzi właśnie Fritza Bauera na procesie Otto Ernsta Remera w 1952 r. Ten odegrał ponurą rolę w dniu zamachu Stauffenberga: "Jego zadaniem było otoczenie kordonem dzielnicy rządowej [...]. Kiedy okazało się, że Hitler przeżył, Remer szybko ustalił, że spisek poniósł klęskę. Nie pozostawało mu nic innego, jak przekazanie czekającemu w strachu Goebbelsowi dobrej nowiny" - czytamy w książce. Miast podzielić los zamachowców major został obsypany zaszczytami, m. in. Krzyż Rycerski z dębowym liściem! Sam przebieg dochodzenia do procesu, jego przebieg i cytowane wypowiedzi Bauera mogłyby stanowić kanwę oddzielnego pisania. Warto przytoczyć choć te słowa: "Wyrok należy wydać w sprawie, że członek zarządu SRP [tj. Socjalistyczna Partia Rzeszy - przyp. KN] Remer oczerniał i znieważył bojowników ruchu oporu 20 lipca, nazywając ich zdrajcami stanu i ojczyzny".
Droga życia (i prawniczej kariery) Fritza Bauera utwierdza nas w przekonaniu, że byli jednak przyzwoici Niemcy, że nie walczyli o to by prawo było prawem. Postawa, jaką reprezentował, nie była prosta, łatwa i wygodna. Stawał przeciwko opinii publicznej, która nie była mu przychylna. Nawet dziś, to co głosił w sali sądowej może wydać się bluźnierstwem: "Każda próba zapobieżenia wojnie, każda próba skrócenia wojny oznaczała oszczędzenie życia wielu Niemców, ocalenie wielu domów, także działałaby na korzyść znaczenia Niemiec na arenie międzynarodowej". Pamiętajmy, chodziło o zgładzenie Hitlera! Nieposłuszeństwo wyrazem patriotyzmu! Oto teza, jaką wydobył, aby przywrócić dobre imię zamachowcom z 20 lipca 1944 r. Oto, jak ocenił Führera: "Hitler był nie tylko, to trzeba niestety powiedzieć, najwyższym rangą dowódcą wojska na mocy uzurpacji (czyli bezprawnego zagarnięcia władzy), lecz najwyższym rangą zbrodniarze, wojennym, zgodnie z naszym kodeksem karnym największym zbrodniarzem, jakiego wydał ten kraj".
Kiedy czytałem książkę Ronena Steinkego zachodziłem w głowę, jak była odbierana w Niemczech. Na ile żywa jest pamięć o prawniku, który ośmielił się być sprawiedliwy? Na portalu lubimyczytać pl. znalazłem taką opinię o bohaterze jego książki: "Działając w powojennej, a więc pozornie sprzyjającej rzeczywistości, Fritz Bauer często natrafiał na niechęć czy wręcz sprzeciw kolegów, mających nierzadko niejasną przeszłość uwikłaną w narodowy socjalizm. Również państwo niemieckie starało się unikać rozliczania z udziału w zbrodniach nazistowskich. Dlatego Bauer nie ufał jego organom"*. Śmierć F. Bauer,1 lipca 1968 r., jeszcze dziś budzi wiele wątpliwości: "Gdy z dnia na dzień ginie ktoś, kto za swego życia ściągnął na siebie tyle nienawiści, otrzymywał nieustanne pogróżki i był obiektem niezliczonych politycznych ataków, nieuchronnie budzi to sceptycyzm". Jak widać R. Steinke nie ułatwia nam zadania, sam budzi wątpliwości, choć dalej podaje wyniki badań. Proszę zerknąć. Machina prawna, jaką uruchomił (jaką zresztą sam był) niestety po 1 lipca 1968 r. poważnie zwolniła. Spekulację byłoby dociekanie ilu nazistów uniknęło kary. I to myślenie też nie buduje spokoju wobec tej śmierci.
Czytając książkę Ronena Steinkego dochodzimy do wniosku, jak niewiele naprawdę wiemy o wymiarze sprawiedliwości Republiki Federalnej Niemiec. Tym bardziej warto sięgnąć po tę książkę i to życie.
* https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4806704/fritz-bauer-auschwitz-przed-sadem (data dostępu 5 III 2020)
Z jakimi problemami musiał się mierzyć w powojennym RFN doskonale oddaje treść jednego z wykorzystanych listów: "Czy pan w swojej ślepej furii wciąż nie może zrozumieć, że większa część narodu niemieckiego ma już od dawna serdecznie dosyć tak zwanych procesów narodowosocjalistycznych zbrodniarzy?! Niech pan wreszcie pójdzie sobie tam, gdzie jest pana miejsce!!!". Dla mnie to dość znaczący głos, gdyż w PRL-u karmiono nas informacjami, jak bardzo nieudolny był system sprawiedliwości właśnie w RFN i jak pobłażliwie traktowano eks-hitlerowców, zbrodniarzy i oprawców. Bardzo ważnym dla zrozumienia F. Bauera jest rozdział, w którym porusza się kwestie jego pochodzenia. Tak, jego żydowskości. Wiem, że jedno zdanie sprawy nie zamyka, a powinno zachęcić do ciągu dalszego: "Jeżeli chodziło o jego osobiste przeżycia jako Żyda, na ten temat milczał". I podaje się przykład telewizyjnego wywiadu, w czasie którego nie wyjawił niczego, choć była ku temu okazja. Audycje prowadziła Renate Harpprecht, również ofiara holocaustu, więźniarka m. in. Auschwitz.
Biografia Fritza Bauera jest opowieścią o prawdzie, walce o sprawiedliwość. Ale też historią, jak Niemcy stawali się narodem zbrodniarzy. Historia działa się na jego oczach. to przypadek, że znalazł się niemal w oku cyklonu: w Monachium! "Przeżyłem w Monachium zamieszki i pierwsze wystąpienie NSDAP Adolfa Hitlera" - autor cytuje wspomnienie samego Bauera. Zaskoczyło mnie, że studenckim/uczelnianym kolegą był... Rudolf Walter Richard Heß. Tak, t e n Heß (raczej w Polsce przyjęty zapis: Hess), przyszły zastępca Hitlera i zbrodniarz osądzony w Norymberdze w 1946 r., ostatni więzień Spandau (do swej smierci w 1987 r.). Monachium stało się kuźnią studenckiej i politycznej aktywności młodego studenta prawa. Wiele cytatów z wypowiedzi kolegów lub rówieśników Bauera, bardzo mało jego samego.
Historia Fritza Bauera, to historia nieniemieckiej inteligencji, która na przełomie lat 20-tych i 30-tych XX wieku budowała swój świat. W okresie bardzo trudnym i politycznie, i ekonomicznie. Czytamy m. in. o kryzysie, hiperinflacji marki, poziomie życia młodego prawnika. Jego miało kwitnąć w Stuttgarcie. Runęło 23 maja 1933 r.! "Podczas aresztowania Fritza Bauera w jego biurze pozostali sędziowie usłyszeli w swoich biurach hałas. [...] Bauer, najmłodszy z nich, mimo zaledwie trzyletniego okresu pracy na urzędzie sędziowskim postać wzbudzająca polityczne kontrowersje, został na ich oczach wyprowadzony z budynku. Odprowadzali go obojętnym wzrokiem bez słowa" - poznajemy szczegóły aresztowania. Autor biografii wspomina jeszcze jeden ważki szczegół: "...jako jedyny sędzia w Stuttgarcie posiadał legitymację partyjną SPD". Widzimy jego aktywność agitacyjną. To nie było tylko legitymacyjne członkostwo we wspomnianej partii. Osadzenie w KL Heuberg była swoistą konsekwencją obranej drogi.
Osiem miesięcy uwięzienia, upokarzania, o których praktycznie milczał. Ciekawie tą powściągliwość skwitował R. Sreinke: "Prawnik, walczący o rozliczenie przed sądem w Niemczech zbrodni narodowego socjalizmu, obstawał przy tym, że motywem jego jest prawo, nie zemsta. Gdyby publicznie wypowiadał się w sposób bardziej osobisty, dostarczałby jedynie amunicji do ataków swoim politycznym przeciwnikom w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych". Zwolnienie w listopadzie 1933 r. niosło ze sobą... złożenie przysięgi lojalności wobec nazistów! I Bauer taką przysięgę złożył. Jej treść została zamieszczona w tekście. Potem wybrał emigrację do Danii, docelowo marzył o Stanach Zjednoczonych.
"Celem tego procesu nie jest sianie niezgody, lecz wychodzenie naprzeciw, budowanie mostów i dążenie do zgody, oczywiście nie drogą zgniłych kompromisów, lecz poprzez wyjaśnienie przez demokratyczny, niezależny sąd kwestii: «Czy bojownicy ruchu oporu 20 lipca 1944 roku byli zdrajcami stanu i zdradzili swój kraj?»" - to fragment wypowiedzi właśnie Fritza Bauera na procesie Otto Ernsta Remera w 1952 r. Ten odegrał ponurą rolę w dniu zamachu Stauffenberga: "Jego zadaniem było otoczenie kordonem dzielnicy rządowej [...]. Kiedy okazało się, że Hitler przeżył, Remer szybko ustalił, że spisek poniósł klęskę. Nie pozostawało mu nic innego, jak przekazanie czekającemu w strachu Goebbelsowi dobrej nowiny" - czytamy w książce. Miast podzielić los zamachowców major został obsypany zaszczytami, m. in. Krzyż Rycerski z dębowym liściem! Sam przebieg dochodzenia do procesu, jego przebieg i cytowane wypowiedzi Bauera mogłyby stanowić kanwę oddzielnego pisania. Warto przytoczyć choć te słowa: "Wyrok należy wydać w sprawie, że członek zarządu SRP [tj. Socjalistyczna Partia Rzeszy - przyp. KN] Remer oczerniał i znieważył bojowników ruchu oporu 20 lipca, nazywając ich zdrajcami stanu i ojczyzny".
Droga życia (i prawniczej kariery) Fritza Bauera utwierdza nas w przekonaniu, że byli jednak przyzwoici Niemcy, że nie walczyli o to by prawo było prawem. Postawa, jaką reprezentował, nie była prosta, łatwa i wygodna. Stawał przeciwko opinii publicznej, która nie była mu przychylna. Nawet dziś, to co głosił w sali sądowej może wydać się bluźnierstwem: "Każda próba zapobieżenia wojnie, każda próba skrócenia wojny oznaczała oszczędzenie życia wielu Niemców, ocalenie wielu domów, także działałaby na korzyść znaczenia Niemiec na arenie międzynarodowej". Pamiętajmy, chodziło o zgładzenie Hitlera! Nieposłuszeństwo wyrazem patriotyzmu! Oto teza, jaką wydobył, aby przywrócić dobre imię zamachowcom z 20 lipca 1944 r. Oto, jak ocenił Führera: "Hitler był nie tylko, to trzeba niestety powiedzieć, najwyższym rangą dowódcą wojska na mocy uzurpacji (czyli bezprawnego zagarnięcia władzy), lecz najwyższym rangą zbrodniarze, wojennym, zgodnie z naszym kodeksem karnym największym zbrodniarzem, jakiego wydał ten kraj".
Kiedy czytałem książkę Ronena Steinkego zachodziłem w głowę, jak była odbierana w Niemczech. Na ile żywa jest pamięć o prawniku, który ośmielił się być sprawiedliwy? Na portalu lubimyczytać pl. znalazłem taką opinię o bohaterze jego książki: "Działając w powojennej, a więc pozornie sprzyjającej rzeczywistości, Fritz Bauer często natrafiał na niechęć czy wręcz sprzeciw kolegów, mających nierzadko niejasną przeszłość uwikłaną w narodowy socjalizm. Również państwo niemieckie starało się unikać rozliczania z udziału w zbrodniach nazistowskich. Dlatego Bauer nie ufał jego organom"*. Śmierć F. Bauer,1 lipca 1968 r., jeszcze dziś budzi wiele wątpliwości: "Gdy z dnia na dzień ginie ktoś, kto za swego życia ściągnął na siebie tyle nienawiści, otrzymywał nieustanne pogróżki i był obiektem niezliczonych politycznych ataków, nieuchronnie budzi to sceptycyzm". Jak widać R. Steinke nie ułatwia nam zadania, sam budzi wątpliwości, choć dalej podaje wyniki badań. Proszę zerknąć. Machina prawna, jaką uruchomił (jaką zresztą sam był) niestety po 1 lipca 1968 r. poważnie zwolniła. Spekulację byłoby dociekanie ilu nazistów uniknęło kary. I to myślenie też nie buduje spokoju wobec tej śmierci.
Czytając książkę Ronena Steinkego dochodzimy do wniosku, jak niewiele naprawdę wiemy o wymiarze sprawiedliwości Republiki Federalnej Niemiec. Tym bardziej warto sięgnąć po tę książkę i to życie.
* https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4806704/fritz-bauer-auschwitz-przed-sadem (data dostępu 5 III 2020)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.