poniedziałek, lutego 17, 2020

Spotkanie z Pegazem (153) Wojciech Młynarski "Ballada o Dzikim Zachodzie"

Od Wigilii nie było żadnego "Spotkania..."? Za miesiąc czeka nas III rocznica nieobecności Wojciecha Młynarskiego wśród nas, wielbicieli Jego talentu. Wracamy zatem w 2020 r., w drugim już miesiącu jego, z poezją znakomitego sortu. Pierwszego, na pewno nie drugiego, trzeciego czy nijakiego. Pewnie, że mamy dookoła zatwardzialców, którzy wniosą swoje veto! Wolno im! Nikt nikomu nie każe kochać twórczości mistrza Wojciecha. Do poezji nie zaciągnie ni końmi, ni wołami. Moje tu cytowania po prostu mają na celu przypomnienie nietuzinkowej, niepodpubliczkowej twórczości. Twórczości dla wielu z nas przez największe z największych "T"!

Tym razem odbiegam gdzieś na dziko-zachodni grunt? Niech nas to nie zwodzi. Mistrz Wojciech jakoś musiał kołować cenzurę! W końcu był rok 1966. Bardzo gorący, bo to 1000-lecie. Czego? Kościół (czytaj: prymas S. Wyszyński) głosił, że chrztu Polski, a władza ta niby ludowa (czytaj: tow. W. Gomułka), że państwa polskiego.

Potwierdzają to setne przykłady,
że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
wysłuchajcie więc, proszę, ballady
o tak zwanym najdzikszym zachodzie
Miasto było tam, jakich tysiące,
wokół preria i skały naprzeciw,
jak gdzie indziej, świeciło tam słońce,
marli starcy, rodziły się dzieci,
        I tym tylko od innych różni się ta ballada,
        że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach
        na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał,
        jeden szeryf na jednego mieszkańca.

Konsekwencje ten fakt miał ogromne,
bo nikt w mieście za spluwę nie chwytał,
i od dawna już każdy zapomniał,
jak wygląda prawdziwy bandyta.
Choć finanse - poniekąd - leżały,
gospodarka i przemysł był na nic,
ale każdy, czy duży czy mały,
czuł się za to bezpieczny bez granic
        I tym tylko od innych różni się ta ballada,
        że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach
        na jednego mieszkańca - jeden szeryf przypadał,
        jeden szeryf na jednego mieszkańca.

Jeśli państwa historia ta nudzi,
to pocieszcie się tym, że nareszcie
którejś nocy krzyk ludzi obudził,
"Bank rozbity! Bandyci są w mieście!".
Dobrzy ludzie, na próżno wołacie,
nikt nie wstanie, za spluwę nie chwyci,
skoro każdy świadomość zatracił,
czym się różnią od ludzi bandyci.
       A tym tylko od innych różni się ta ballada,
       że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach
       na każdego człowieka nagle strach upadł blady,
       od szeryfa do zwykłego mieszkańca.

Potwierdzają to setne przykłady,
że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
wysłuchaliście, państwo, ballady
o tak zwanym Najdzikszym Zachodzie,
Miasto było tam, jakich tysiące,
ludzkie w nim krzyżowały się drogi,
lecz nie wszystkim świeciło tam słońce,
bo bandyci krążyli bez trwogi!
        Wyciągnijmy więc morał w tej balladzie ukryty,
        gdy nie grozi nam żadne rififi,
        że czasami najtrudniej jest rozpoznać bandytę,
        gdy dokoła są sami szeryfi...*

Tekst przemawia do tych, wychowanych "na Młynarskim" i na duchu Dzikiego Zachodu (West Wild). Powoli zaciera się kto i gdzie wykonał ową balladę. A miejsce i wykonawcy byli znakomici. Chodzi bowiem o legendarny kabaret "Dudek" Edwarda Dziewońskiego i ich wielkie gwiazdy:  panów Jana Kobuszewskiego i Wiesława Gołasa. Kto zapomniał włącza sobie YT i sprawdza**. A potem szuka kolejnych utworów mistrza Wojciecha i delektuje się potęgą słowa, ciętą ripostą i doskonałą aluzją.

* Młynarski W., Od oddechu do oddechu, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s. 43-44 
**https://www.youtube.com/watch?v=tkky6ukVwNg (data dostępu 29 I 2020 r.) 

Brak komentarzy: