sobota, stycznia 25, 2020

Przeczytania... (333) Dariusz Michalski "Starszy Pan B. Opowieść o Jeremim Przyborze" (Iskry)

Nie mogło na moim blogu zabraknąć książki Dariusza Michalskiego. Powód? Bohater tejże książki. Bohater przez wielkie B., jak jest w tytule, choć inny zamiar kierował Autorem. "Starszy Pan B. Opowieść o Jeremim Przyborze" - i wszystko jasne? Tu głęboki ukłon dla Wydawnictwa Iskry, że tacy jak ja czytelnicy mogli wejść w posiadanie biografii mistrza Jeremiego. Starczy trochę pogmerać w mojej wyszukiwarce, aby przekonać się, że dla mnie to nie przypadkowo posiadanie blisko pięciuset stron czytania.
Nie znam poprzedniej książki, o której wspomina sam Autor, czyli opowieści o Jerzym Wasowskim. Przyjdzie mi nadrobić ową zaległość (nie jedyną literacką, jaka jest moim udziałem)? Chciałbym.
Jest naprawdę wiele powodów mojej fascynacji Jeremim Przyborą. Całkiem niedawno poznałem szczegóły dotyczące bydgoskich peregrynacji Pana B. Jest ku temu powód niemal zawodowy, ale o nim przy innej okazji.
Nie pamiętam, kiedy widziałem pierwsze emisje "Kabaretu Starszych Panów". Raczej chodzi o jakieś fragmenty pokazywanych piosenek. A te podśpiewywało się już w... przedszkolu. Tak, pod koniec lat 60-tych XX w. Nie, nie żartuję. Któż nie znał kupletu o tęsknocie do pomidora? Co to śpiewał ten śmieszny felczer z "Czterech pancernych i psa". Pewnie, że wiem, że chodziło o niezrównanego i niezapomnianego Wiesława Michnikowskiego (też bohater jednych z "Przeczytań..." - patrz odcinek 33 tego cyklu). Gdybym chciał utknąć w temacie KSP, to długo bym z niego nie wyszedł. Tyle rozbłyskiwało tam Gwiazd. I to autentycznych, a nie sezonowych podśpiewywaczy. 
Nie przesadzę pisząc, że każdy miłośnik  talentu Jeremiego Przybory powinien posiąść tę książkę. Moje m. in. trzy tomiska "Dzieł (niemal) wszystkich" będą mieć teraz godnego sąsiada. Biografia, która w błyskawiczny sposób stanowić będzie dla mnie cenne repetytorium z życia i twórczości. dopiero, co opracowywałem "Kalendarium życia Jeremiego Przybory (1915-2004)". Bez książki Dariusza Michalskiego (tu serdeczne podziękowania za Pana dawniejsze audycje radiowe  i telewizyjne) byłoby to trudne i bardziej żmudne. Choć chwilami łapałem się na tym, że brak mi konkretnych dat. W nadchodzącej przyszłości czeka mnie spotkanie z panem Konstantym Przyborą (Kotem). Może wtedy to i owo uściślę?
Wędrówka przez życie tak wyjątkowego artysty jakim był mistrz Jeremi, to ciekawa podróż. Rówieśnik mojej babci Jadwigi. Niewykluczone, że gdzieś na ulicy mijali się: ona, panna Jadwisia wtedy Maliszewska i gimnazjalista Przybora. Za niespełna cztery miesiące będę przemierzał korytarze dawnego gimnazjum, które teraz jest II LO w Bydgoszczy, do którego chadzał ów uczeń: Jeremi Stanisław obojga imion. Szkoda, że nie dowiedziałem się z biografii dlaczego rodzina przyborów przestała używać faktycznego nazwiska rodowego: Tołkaczewicz. Zapytam o to pana Konstantego? Zapewne. Mój praprapradziad Mateusz (jeszcze w 1842 r.) używał dwóch nazwisk.
Łatwiej mi było czytać "Starszego Pana B...", gdyż od trzech lat wspomniane "Dzieła (niemal) wszystkie" nie tylko leżą na wyciągnięcie ręki, ale korzystam z nich opracowując teksty, inscenizacje, scenariusze. Mój żywioł! Oczywiście tu dodatkowy ukłon w kierunku cenionych przeze mnie Wydawnictw (Znak i Iskry), że nie zapominają o mnie i wspierają moją pasję, moją pracę i czynią ją komfortową. Móc w każdej chwili sięgnąć po te cenne tomy, to jedno z dobrodziejstw posiadania własnego księgozbioru. Na szczęście spustoszenie (60 kilogramów książek), jakiego dokonał ostatnio mój Syn  na moim księgozbiorze nie dotknęło volumenów z zamieszczonej poniżej fotografii.


Mam problem z Jeremim Przyborą. Chodzi o jego małżeństwa, a w szczególności związek z Agnieszką Osiecką, której Autor poświęcił dwadzieścia osiem stron. Prawie tyle samo, co trzeciej zonie (Alicji). To zresztą jeden z najdłuższych rozdziałów. Kiedy pisałem swoje "Kalendarium..." koleżanka sumitowała mnie: a nie zapomnij o Agnieszce! Ale jest i inny trudny wątek: Marta! "Mama o dziadku mówiła różnie: raz fajnie, kiedy indziej już nie. Zdawała sobie sprawę, że jako dziecko była potrzebna dziadkowi (czyli swojemu ojcu), kiedy zabierał ją na spacery. spotykał się wtedy z wieloma kobietami, to były jego ciągłe flirty (mówiąc delikatnie), mama była mała, on miał przed babcia alibi, że «poszedł do parku z Martusią»" - to wnuczka Anna.
Ma rację Autor pisząc: "...w ciągu kilkunastu lat, jakie dzielą ukazanie się obu książek-sióstr, to, co wydawało się już szczelnie pokrywać patyną zapomnienia - raptem ożyło, znowu stało się atrakcyjne dla kolejnych pokoleń wykonawców i słuchaczy StarszoPanowych przebojów". Nie ma o tym wzmianki, ale mi przyszedł na pamięć duet Steczkowska-Maleńczuk - i ich interpretacja piosenek KSP na płycie "Mezalianse". Oczywiście również w mojej płytotece.
Trudno sobie wyobrazić wyrastanie całego poKabaretowego pokolenia bez poezji Jeremiego Przybory. StarszoPanowe przeboje, teksty po prostu są wpisane w biografie wielu z nas. Myślimy Przyborą. Nie dotyczy to jednak pokolenia X, Y, Z - i jak go tam jeszcze zwą. Tu przyznaję rację panu Konstantemu (de facto Janowi Konstantemu obojga imion): "Humor Starszych Panów śmieszy tych, którzy potrafią go odczytać. Teraz pewnie wielu widzów nie wiedziałoby, o co chodzi, nie zrozumiałoby pewnych słów, ale takich, co rozumieją, jest wystarczająco dużo do dziś. Może nawet coraz więcej".
Humor jest wyznacznikiem poznawania Pana B. I są cytaty. Mogą stanowić ozdobę nie jednego mema, jakich pełno w Internecie, na Facebooku. Nie wyłuskiwałem z cytowanych tekstów Mistrza. Zrobił to za mnie Dariusz Michalski. Ja tylko rzucam je tu na pochwałę geniuszu autorskiego Pana B.:
  • kto tyle uczucia wlał w koty?
  • do ludu brzmi słońca orędzie
  • znów molom odbierze się futro
  • spieniężał epidemie nieżytów i gryp
  • jeżeli kochać, to tylko we  dwóch
  • sam podłożę sobie świnię
  • przed wojną człek po smierci nie markotniał
Nie da się oddzielić Mistrza od Kabaretu Starszych Panów. dorzucam opinię Filipa Łobodzińskiego: "Napisano już na ten temat tysiące stron, a wciąż nie sposób dotrzeć do sedna tamtej magii. Rzecz w tym, że Kabaret Starszych Panów nie mieścił się w żadnej szufladce czy konwencji". Podejrzewam, że dla wielu "Starszy Pan B..." może stanowić przepustkę dla zrozumienia fenomenu nie tylko KSP, ale i samego Jeremiego Przybory. I rozpocznie się szukanie. Głównie tekstów. Wtedy zdobyte tomiska "Dzieł (niemal) wszystkich" okażą się niezbędnikiem. Właściwie, to nie wyobrażam sobie mego rówieśnika, dla którego KSP, to blade wspomnienie, albo żaden nośnik. to chyba nierealne. 
Cudownym autorskim zabiegiem (wiem, że nie nowatorskim, bo robił to już w XIX w. choćby Walter Scott i inni) było otwieranie każdego rozdziału mottem z wypowiedzi ludzi, którzy znali Pana B. Uważam, że należałoby im zazdrościć. Smutne jest, że i wielu z nich już zaliczamy do grona tych, którzy nas bezpowrotnie pożegnali:
  • Rekwizytami jego młodości były: fortepian, na którym grała cała rodzina, bibliotek ojca i koń z własnej stadniny. Imię otrzymał po Jeremim Wiśniowieckim, ukochanym bohaterze ojca - R. Pawłowski.  
  • Boże, jaki on miał cudny głos! I jak pięknie zapowiadał w językach obcych - J. Poraska.
  • Za jakie grzechy, dobry Panie Boże, mnie karzesz? Tak sobie pomyślałam, kiedyśmy tam [tj. do Bydgoszczy - przyp. KN] przyjechali. Przecież to koniec świata, tam nie ma życia, nic się nie dzieje. A tu nagle, proszę: audycje, występy, ciekawi ludzie. Jak ja nie chciałam stamtąd wracać do tej biednej Warszawy! - M. Burska. 
  • Bardzo podobała mi się satyryczna twórczość Jeremiego i postanowiłem go ściągnąc do Warszawy - J. Stefczyk.
  • Jeremi Przybora był stuprocentowym człowiekiem radia. Nawet wtedy, kiedy je definitywnie opuścił - Z. Wiktorczyk. 
  • Jeremi pisał dużo i chętnie. Pisał cudowne skecze, przynosił teksty premierowych piosenek, nawet pozwalał mi kręcić na nie nosem - M. Koterbska.
  • Nagle zapaliło mi się światełko, że to nie ja śpiewam do żadnej nie-wiadomo-jakiej - tylko autor. Konkretny Jeremi do konkretnej... tej swojej dalekiej... co to go, jak wszyscy mówili, wystawiła do wiatru - W. Michnikowski.
Ładna książka. Tak, ładna. Bo ma wdzięk do oglądania. Tyle ładnych fotografii. Chwilami łapię się na tym, że oglądam rodzinny album. Bo i twarze znane, i podziwiane, i nie bez imienne: A. Osiecka, B. Krafftówna, I. Kwiatkowska, K. Jędrusik, W. Michnikowski, M. Czechowicz, E. Dziewoński, R. Kłosowski. Nie mogę nie zacytować mistrza Jeremiego. Jeden z moich ulubionych tekstów, wierszy, utworów, piosenki:

Bez Ciebie jestem tak smutny
Jak kondukt w deszczu pod wiatr.
Bez Ciebie jestem wierutny 
Pozór mężczyzny i ślad.
Bez Ciebie jestem nieładny 
Bez żadnej szansy u pań.
Bez Ciebie jestem bezradny
Jak piesek co wypadł z sań.
Bez Ciebie jestem za krótki 
Na długą drogę przez świat
Bez Ciebie jestem malutki 
I wytłuc może mnie grad.
Bez Ciebie jestem tak nudny
Jak akademia na cześć.
Bez Ciebie jestem tak trudny
Że trudno siebie mnie znieść.
Bez Ciebie jestem niepełny
Jak czegoś ćwierć albo pół.
Bez Ciebie jestem zupełny
Chomąt, łachudra i wół 

Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do czytania. Cieszy mnie renesans twórczości duetu Przybora-Wasowski. Dobrze się dzieje. Kultura przez wielkie "K" obroni się przed napastliwością szmiry i tandety. A jeśli ktoś omija wielkim łukiem tę niezwykłą twórczość i książkę, to pożałujmy tego kogoś. Biedak nie wie, co stracił.


Brak komentarzy: