niedziela, września 29, 2019

Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem... (10)

"Zmieniło się już wielu dowódców obrony tej twierdzy. Dowódca armii «Modlin», gen. Przedzimierski, miał tutaj miejsce postoju całego swego sztabu - specjalnie urządziłem dla niego schron z wszelkimi środkami łączności, a on nawet nie dojechał do Modlina i schron stoi pusty. Po nim przemknęli generałowie: Anders, Zulauf, Małachowski, pułkownicy: Furgalski, Lawicz i dużo innych - każdy brał z magazynów, co się dało, i wiał. Resztę zrabowali i rabują żołnierze, a ja nie mam sił do zabezpieczenia, bowiem nadal przepływa jedna za drugą fala rozbitych oddziałów, a za nimi bady dezerterów" - tak cytował generał Wiktor Thommée (1881-1962) pułkownika Wacława Młodzianowskiego (1891-1965), gdy 13 IX 1939 r. przekroczył próg twierdzy, której miał bronić do 29 dnia tragicznego miesiąca*.

"Nie trzeba przypominać, że armia przyszła do Modlina z pola walki obdarta, głodna i bez amunicji" - nawet teraz, osiemdziesiąt lat od tamtego września podobne wspomnienia muszą poruszać. Zaburza nam to obraz idealny, wykreowany przez literaturę i film. 1939 r. jawi się nam, jako pasmo heroizmu i poświęcenia. A tu widzimy realizm: obdarcie! głód! brak amunicji! "...wszystkie zapasy w magazynach i składnicach zostały zrabowane albo wyczerpane przez przepływające oddziały rozbitej armii gen. Przedrzymierskiego" - jest rzadka okazja, aby przypomnieć sobie nazwiska zapomnianych już generałów Września '39.
Śmiem twierdzić, że w ferworze walk (bez względu na epokę) zapominamy o... aprowizacji. Dowodzić wojskiem, to jedno, ale nakarmić wojsko, to drugie. A sytuacja w Modlinie była bardzo trudna (tragiczna?): "Uciekinierzy, którzy nie zdążyli wynieść z magazynów całej odzieży i umundurowania, składy żywnościowe opustoszyli doszczętnie. Prawdopodobnie większych zapasów żywnościowych w ogóle nie było". Twierdza taka, jak Modlin, nie była odpowiednio zaopatrzona na czas wojny? Przeszło 20 000 zamkniętych w niej chciało jeść. Początkowo Generał mógł liczyć na wsparcie okolicznej ludności, ba! kupowano lub rekwirowano żywność: "Jak sobie przypominam - całe wozy mąki, kaszy, jarzyn itp. oddawał właściciel dużego majątku nad samą Wisłą obok Palmir - Jaworzyński. Podobnych przykładów było więcej". Okazuje się, że menu wzbogacały zdobyczne przydziały... armii niemieckiej, jakie wpadły w ręce dzielnych obrońców.
Jeśli ktoś chciałby rozliczać dowódców (patrz np. mjr H. Sucharski na Westerplatte) za rychłe kapitulacje, to niech nie zapomina, że często za tymi trudnymi decyzjami stał brak... wsparcia medycznego. Lekarze, często w warunkach polowych, dokonywali cudów, aby ratować rannych. Generał W. Thommée chyba oddał hołd służbie medycznej, tak pisząc o jej poświęceniu: "Śmiem twierdzić, nie uwłaczając obrońcom Modlina, że właśnie lekarze pracowali w najgorszych warunkach, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo, we krwi rannych i własnej [...]. Musieli pracować bez wypoczynku w dzień i w nocy, martwiąc się, że nie mogą nawet rannych zabezpieczyć od pocisków i bomb". Niemcy nie oszczędzali szpitali. Bomby spadały na nie z okrutną celnością...
"Bombardowań dokonywano prawie zupełnie bezkarnie. Wprawdzie płk Młodzianowski przechwalał się, że podległy mu dywizjon 75 mm zestrzelił kila maszyn niemieckich, nie dawałem jednak wiary tym zapewnieniem, sam bowiem widziałem małą skuteczność ognia tego dywizjonu" - raczej smutna dygresja. Czyżby mitomania rodziła się już w huku dział i wirze działań wojennych? Ale dalej znajdujemy informację, jak płk Młodzianowski wykorzystał baterię dział 40 mm, która miała chronić most na linii Modlin-Kazuń, aby utrzymać łączność z Palmirami (wszak chodizło głównie o zaopatrywanie twierdzy w prowiant): "Porozumiał się z marynarzami, którzy mieli swój warsztat tuż przy moście, i w rezultacie zorganizowano baterię przeciwlotniczą, z dość zresztą prymitywnych działek okrętowych". Efekt? "...bateria 40 mm zniszczyła 24 samoloty nieprzyjaciela w samym obszarze Modlina i sporo uszkodziła poza rejonem twierdzy" - czytamy.
Lektura wspomnień generała W. Thommée chwilami  przygniata. Obnaża bowiem, jaki był realny stan wiedzy i przygotowań do walki w 1939 r. Oto, co m. in. znajdziemy w nich o agresorze: "Nigdy, nawet na początku wojny, nie mieliśmy wystarczających wiadomości o siłach nieprzyjaciela, działających przeciwko naszym oddziałom. Rozumie się samo przez się, że inicjatywa nigdy nie była w naszych rękach". Wywiad nie mógł uzupełnić stanu niewiedzy: "Nader szczupły stan mego sztabu i sztabów dywizji nie pozwalał nawet na improwizację oddziału wywiadowczego". Dookoła trwała walka, próby przebijania się do Warszawy, rozsypywały się A. "Pomorze" i A. "Poznań". Po 20-tu latach tak opisano to wszystko: "Pod wieczór [tj. 14 IX - przyp. KN] zaczęły nadchodzić przerażające wieści z Puszczy Kampinowskiej, dostarczane przez uciekinierów, maruderów, a zwłaszcza od pierwszych wycofujących się żołnierzy i oficerów z armii Kutrzeby i Bortnowskiego. Widzieli oni już pojedyncze czołgi nieprzyjaciela, oddziały walczące z nie rozpoznanym przeciwnikiem, napady na grupy rozbitków, masy nieszczęsnej ludności cywilnej, która za wszelką cenę starała się dotrzeć do Warszawy; widzieli zabitych i rannych".
Pewnie wielu dziwi, że ja tu piszę i piszę, a gdzie walka o twierdzę. Oto jak Generał zapamiętał pierwszy szturm: "Pierwsze szeregi zatrzymały się, zaległy, ale prze nie waliła druga i trzecia fala. Twardy żołnierz parł przez rannych i trupy, lecz ani jeden nie dociągnął do naszych umocnień, ani do wysuniętych okopów. Stare, flankujące fortyfikacje znakomicie zostały w swoim czasie ustawione, umożliwiając prowadzenie ogni krzyżowych, bocznych, koszących".
Znajdziemy w zapiskach Generała dziwnie brzmiący podtytuł: "Wysocy goście w Puszczy Kampinowskiej". Gdyby tylko z niego zrobić scenariusz filmu otrzymalibyśmy bardzo dramatyczny i smutny obraz kampanii. Tymi gośćmi byli m. in. generałowie Juliusz Drapella, Zdzisław Przyjałkowski, Tadeusz Kutrzeba, Roman Abraham i Mikołaj Bołtuć. Po kilka razy przychodzi czytać poszczególne fragmenty - tyle w nich dramatyzmu, heroizmu i... miałkości. O pierwszym z nich, dowódcy 27 DP gen. W. Thommée zanotował: "Właściwie nie było już człowieka, lecz krwawa masa ciała. [...] Ranny znosił straszliwy ból ze stoickim spokojem. Po operacji musiałem go karmić łyżeczką, jak niemowlę". O dowódcy 15 DP, którą dowodził przed laty, nie wystawił pochlebnej noty: "Niestety, z nadejściem wieczora gen. Przyjałkowski czmychnął wraz ze swymi oddziałami i znikł w Puszczy Kampinowskiej". Wydawało się, że oparciem dla broniących Modlina stanie się gen. T Kutrzeba (bardzo szczegółowo, z przytoczeniem rozmowy z dowódcą A. "Poznań", rozpisał się o spotkaniu Autor): "Na drugi dzień słusznie rozgoryczony ppłk Topczewski zameldował, że gen. Kutrzeba zebrał ze sobą, bez pytania, całe kasyno Palmir. Tak! Gangrena jest chorobą nieuleczalną. Najbardziej żałowałem, że i gen. Abraham dał się pociągnąć do Warszawy - liczyłem na jego energię i parę ocalałych szwadronów z jego dzielnej brygady". 20 IX w Modlinie zjawił się gen. M. Bołtuć. Oto co wykrzykiwał bohater walk znad Bzury: "Największy śmiertelny grzech popełniłem w swoim życiu, że drugiego dnia wojny nie wlepiłem kuli w łeb Bortnowskiemu i nie objąłem dowództwa armii. Z całą pewnością doprowadziłbym armię do Wisły i miałbym tez swój Modlin. Już pierwszego dnia Bortnowski wydał pięć sprzecznych rozkazów,  było jeszcze gorzej". Poruszająca szczerość, ale swoje dorzucił i liżący się z ran J. Drapella: "Z wielkim trudem - konkludował Thommée - udało mi się uspokoić te dwie ofiary kultu niefachowości w przedwrześniowym wojsku". Gen. M. Bołtuć zginie pod Łomiankami.
Sytuacja w Modlinie stawała się dramatyczna z każdym dniem obrony: "Twierdza paliła się, waliły się domy i koszary. Gruzy, niewypały, odłamki bomb tarasowały ulice i place, wszędzie tworzyły się leje. Żadnych dostaw żywności od paru dni. [...] Serce się krajało z żalu i bezradności, gdy patrzyłem na rannych, liczba których rosła z zawrotną szybkością. Olbrzymie koszary o 7 kondygnacjach, główny gmach saperów, jeszcze do 20 września został zapełniony rannymi do ostatniego zakątka". Decyzję o kapitulacji przypieczętowało poddanie się Warszawy, 28 IX. "Najbardziej zatrważała nie druzgocąca przewaga nieprzyjaciela, lecz brak chleba i amunicji - świadomość, że nie ma sensu przedłużać oporu i walki" - trudno sobie nawet wyobrazić, co działo się w sercu i sumieniu dowódcy.
Generał Wiktor Thommée kapitulował przed niemieckim generałem Adolfem Straußem. Określono pięć warunków kapitulacji, m. in. dotyczących opieki nad rannymi. "Dowódcy dywizji, pułków i mniejszych oddziałów skrupulatnie zebrali wszelkie dokumenty, sztandary, rozkazy, mapy itd., które w wybranych i oznaczonych miejscach, w wodoszczelnych pakach metalowych, zakopano w ziemi" - to jeden z ostatnich rozkazów Generała do swoich podkomendnych. Nie wiem czy wydobyto je po wojnie i znalazły się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie?  Dowódca obrony Modlina pozostawił poruszającą ocenę kampanii: "DRUZGOCĄCA KLĘSKA, BEZMYŚLNE DECYZJE NAJWYŻSZYCH WŁADZ, DAREMNE KRWAWE OFIARY LUDU I WOJSKA. CZY NIE MOŻNA BYŁO POKIEROWAĆ NASZYMI LOSAMI INACZEJ? ROZUMNIEJ, UCZCIWIE? TAK, WŁAŚNIE, UCZCIWIEJ! GDZIE SOJUSZNICY, SĄSIEDZI I PRZYJACIELE? POCZUCIE GŁĘBOKIEJ KRZYWDY ŚCISKA CORAZ MOCNIEJ SERCE".


*      *      *


To było kilka lat temu. Ulica Mazowiecka w Bydgoszczy. Stara kamienica, która pamiętała, gdy ulica zwała się Heynerstraße. Odwiedziłem ucznia Karola. Przyszłego studenta historii. Pokazał mi wtedy m. in. dokumenty swego pradziadka. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na jednym z nich znalazłem podpis, na który on nie zwrócił uwagi? "Generał Wiktor Thommée" - tak, oniemiałem z wrażenia. Mało chyba kto pamięta, że swego czasu związał był swój los z Bydgoszczą, gdyż był dowódcą 15 Dywizji Piechoty. Nie mam żadnych wątpliwości, że to właśnie na Cmentarzu Ewangelicki nad Brdą spoczął ojciec Generała, Edward Thommée (1 V 1849 - 4 II 1927).

* Thommée W.,  Ze wspomnień dowódcy obrony Modlina 13-28 września 1939 roku, /w:/ Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, wybór i opracowanie M. Cieplewicz i E. Kozłowski, s. 33-51, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1989, s. 441 (całość 438-472)

Brak komentarzy: