sobota, czerwca 29, 2019

Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (46)

Pułkownik Leon Zubrycki raz jeszcze przejrzał teczkę. Lewą ręką zaczął bębnić po blacie biurka. Przed nim stał pułkownik Piotr Korzeński. Nienagannie dopasowany mundur, lśniące oficerki.
- I co ja mam z panem zrobić pułkowniku? - chrząknął Zubrycki. - Czy tak zachowuje się kawaler Virtuti?! Pierze po gębach sojuszników?!
- Zdrajców! - poprawił sucho Korzeński.
- Dość!
- To ja mam dość! - odbił Korzeński.
- Pułkowniku Korzeński! Pan się zapomina! To wojsko czy potańcówka w Smorgoniach?
- Nie jestem niedźwiedziem.
- A mi się wydaje, że nie tylko niedźwiedziem, ale słoniem, mamutem czy inną cholerą!
- Wypraszam sobie...


- Czy pan jeszcze kontroluje, co się dookoła pana dzieje? Mam wysłać do Andersa meldunek, że jeden z jego pułkowników narusza cielesność sojusznika?
- Zdraj...
- Już to słyszałem! Piotr do cholery!
Wstał zza biurka. Stanął na wprost Korzeńskiego.
- Ile lat się znamy?
Korzeński nie odpowiedział.
- To ja ci przypomnę...
- Nie trzeba.
- Kopa lat. Ile wypitej wódki?
- Dużo.
- Dużo - powtórzył, jak echo pułkownik Zubrycki i sięgnął po papierośnicę, którą nosił w kieszeni spodni. Podsunął ją stojącemu do raportu oficerowi. Ten nawet nie drgnął. - Piotr, spójrz na mnie.
Korzeński drgnął.
- Ja też zostawiłem tam rodzinę! Matka gdzieś w Mołodecznie, siostry w Oszmianie. Myślisz, że mi jest lekko?!
- Nikomu nie jest.
- To zrozum! Zrozum też mnie. Trzeci karny raport, przed którym staje pułkownik Korzeński?
- Czwarty...
- Czwarty! Mam cię zdegradować do poziomu Malickiego? Tego chcesz?
Korzeński nie odpowiedział.
- Chcesz?
- Szczerze?
- Mów, jak ułan do ułana.
- Ale ty z Grodna jesteś.
- O! dziedzic z Wilna się znalazł! Chcesz degradacji?! Nie tylko sojuszni...
- Zdra...
- ...kom zachodzisz za skórę. Generał Rakowski zasugerował, abyś przeprosił majora Mallwyda.
- Co?! - Korzeński aż uniósł brwi.
- To, co słyszysz, panie pułkowniku! - oficjalny ton wrócił do głosu.
- Pan wybaczy pułkowniku, ale...
- Piotr! Nie ma żadnego "ale". Mallwyd będzie tu zaraz i przeprosisz go. To rozkaz, rozumiesz?! Choć za wybite zęby i drutowaną szczękę powinienem ci kazać pocałować go w rękę.
- Może w...
- Nie kończ już, nie kończ. Piotr! Doigrasz się! Mówię ci!
Nagle drzwi się otworzyły. Stanął w nich adiutant pułkownika Zubryckiego.
- Pani pułkowniku, Anglicy przyjechali.
- Dawaj ich tu.
Adiutant wyszedł.
- Rozumiesz, co masz zrobić?
Korzeński nie odpowiedział.
- Rozumiesz, Piotr?
Korzeński uparcie milczał.
- Rozumiesz? - z naciskiem dodał pułkownik Zubrycki. - To rozkaz!
Na dalszą połajankę nie było już czasu, bo w drzwiach stanął pułkownik John Warrington i major Paul Mallwyd. Ten ostatni miał na twarzy opatrunek.
- To ten kozak?! - pułkownik Warrington był średniego wzrostu. Twarz zdobił wąs, podobny do tego jaki kiedyś był udziałem lorda Kitchenera. Major Mallwyd, poza wiekiem, był przeciwieństwem tegoż: starannie wygolona twarz, wysoki, szczupły.
- Niech pan powie pułkowniku, temu durniowi, że porównywanie Polaka do kozaka, to obraza.
- Pułkowniku Korzeński!
Anglicy spojrzeli na siebie. Nie rozumieli, co polscy oficerowie mówią do siebie. Z mimiki, tembru głosu mogli wywnioskować, że nie należy ona do przyjemnych.
- Pułkownik Kolsensky? Pan rozumie, co ja mówię.
- Korzeński - poprawił go zapytany. - Yes Sir!
- To pan dał w twarz majorowi Mallwydowi?
- Yes Sir!
- Bo?
- Niech sam powie...
- Znam jego wersję, a pana?
- Obraził honor polskiego żołnierza!
- Honor?
- Nic innego nam nie zostało, pułkowniku.
- Honor?
- Nie zna pan tego terminu?
- Pułkowniku Korzeński! - wtrącił się pułkownik Zubrycki. Ale Warringtona to nie zbiło z tropu.
- Co Mallwyd powiedział?
Na dźwięk swego nazwiska major drgnął, ale dalej nic nie mówił.
- Drutowana szczęka, wybite zęby? Major to nie nowicjusz. Był pod Dunkierką, walczył w Afryce.
Korzeński nie odpowiedział.
- Dał mu pan w mordę za honor! Ja to rozumiem. Mallwyd chce pana przeprosić...
- Mnie?
- Wy Polacy jesteście czuli, my Anglicy też nie jesteśmy z drewna.
- Znam historię Anglii - przyznał Korzeński.
- Nie sądzę, aby Mallwyd znał historię Polski, ja zresztą... też... niewiele wiem...
Major Mallwyd był widocznie poirytowany sytuacją. Mówiono o nim, ale sam nie mógł wziąć udziału w dyskusji. Czekał na pozwolenie od swego pułkownika.
- Mi też rozkazano przeprosić, pana majora...
- Pułkowniku Korsensky...
- Korzeński.
- Korensky... to cholernie trudne. Te wasze nazwiska. Majorze...
Major Paul Mallwyd wysunął się przed swego pułkownika.
- Im sorry! - wyciągnął rękę.
Korzeński nie odpowiedział.
- Piotr! - usłyszał za sobą głos Zubryckiego. Wyciągnięta ręką oczekiwała rewanżu. Doczekała się.
- Im sorry! - powtórzył bez wyrazu Korzeński.
Uścisk obu dłoni trwał dłuższą chwilę.
- No! - pułkownik Zubrycki poczuł ulgę. To mało powiedziane. Z wrażenia aż usiadł.
- Misja spełniona - pułkownik John Warrington triumfował. I zwrócił się do Zubryckiego: Nie ma pan czegoś mocniejszego?
- Ależ tak... ależ oczywiście...
Po chwili butelka szkockiej stała na biurku. Alkohol szybko rozluźnił atmosferę. Jeden Korzeński miał minę nie wróżącą niczego dobrego, a wręcz przeciwnie.  Wyglądało, że napięcie, jaki było jego udziałem mogło wróżyć tylko jedno: niekontrolowany atak.
- A swoją drogą czy trzeba od razu dawać w mordę? - zapytał pułkownik Warrington. 
Korzeński nie odpowiedział.
- Temperament - usprawiedliwiał pułkownik Zubrycki, rzucając znaczące spojrzenie podwładnemu. 
- Walczymy w jednym szeregu...
- Tylko, że sprzedajecie sojusznika agresorowi - wtrącił Korzeński.
- Nie rozumiem? - pułkownik Warrington odstawił kieliszek.
- Sowietom! - uzupełnił z naciskiem Korzeński. 
- To też sojusznicy. Nasi wspólni.
- Niekoniecznie.
- Pułkownik Korzeński chciał powiedzieć... - Zubrycki próbował ratować sytuacje, bo doskonale widział ku czemu zmierza ten dialog.
- Wiem, co chciałem powiedzieć! - warknął Korzeński.
- Nie przy naszych gościach, Piotr. Odpuść sobie - pułkownik Zubrycki czuł, że ciśnienie niebezpiecznie daje o sobie znać. Brakowało mu tylko konfliktu z sojusznikiem, jakby drutowana szczęka majora Mallwyda nie wystarczała za objaw krewkości wileńskiego ułana.
- Sowieci wyzwalają wasz kraj  - pochwalił się swoją wiedzą angielski pułkownik.
- Może pan pułkownik i rząd Jego Królewskiej Mości nie wiedzą, ale Sowieci zajmują nasze ziemie i wywożą naszą ludność na Sybir! - Korzeński nie spuszczał z tonu.
- Co to jest... Sybor? - dopytał pułkownik.
- S-y-b-i-r ! - przesylabizował Korzeński. - Na pewno nie ucieszyłby pana pułkownika pobyt tamtejszym łagrze.
- To... to... - faktycznie pułkownikowi Warringtonowi zabrakło i wiedzy, i argumentów.
- Panu pułkownikowi Korzeńskiemu dziękujemy już za wykład z historii stosunków polsko-sowieckich. Piotr, wyjdź - karzące spojrzenie pułkownika Zubryckiego było dodatkiem do stanowczości w głosie. Korzeński wstał. Skłonił się i ruszył ku wyjściu.
- Panie pułkowniku... - usłyszał za sobą głos majora Mallwyda.
Zatrzymał się.
- Ciężko mi mówić...
- Przykro mi.
- Chciałem tylko powiedzieć...  że.... mój młodszy... brat... brat David... zginął... nad Warszawą, kilka miesięcy temu...
Korzeński zasalutował do gołej głowy i wyszedł.

cdn

Brak komentarzy: