środa, czerwca 12, 2019

Przeczytania... (308) Arkadiusz Szaraniec "Warszawa dzika" ("Iskry")

Zamek Królewski w Warszawie w tle (a właściwie jego wieża). Na pierwszym planie dorodny dzik (locha? odyniec?). Niezwykłe połączenie, bo i lektura niezwykła. "Największe polskie miasto od wieków tworzą ludzie, architektura i dzika natura. Bez Wisły mała wioska nigdy by nie powstała, a już na pewno nie zostałaby stolicą Polski. Jej stałymi częściami są nie tylko ostatnia tak wielka a jeszcze dzika, nieuregulowana rzeka Europy, ale także parki i kompleksy leśne oraz wiele gatunków roślin i zwierząt, wielkich i małych, typowych dla puszcz i parków narodowych, które można napotkać między betonowymi blokami. «Dzika» strona Warszawy to prawdziwy fenomen, który wymyka się z ram wszelkich naukowych prognoz i definicji" - .tak "Iskry" zachęcają do tego czytania. "Warszawa dzika" Arkadiusza Szarańca, to odkrywanie zupełnie nowej Warszawy. Nie tej cudownie odbudowanej po 1945 r., przepoczwarzającej się po 1989 r., pełną ruchu komunikacyjnego, diabolicznych korków i turystów, i gapiów. Oto przed nami Warszawa pełna... zwierząt. Świata, który przed laty odkrywał przed wieloma z nas pan Michał Sumiński (1915-2011), ale kojarzący się z Puszczą Kampinowską, a nie wielkomiejską aglomeracją. 
Nie miał żadnych wątpliwości, że taka książka musi znaleźć się pośród "Przeczytań..." na blogu, który raczej skupia się na historii, a nie zoologii, ornitologii i entomologii. Ale widać, jako homo sapiens sapiens (ubawiło mnie, kiedy dowiedziałem się, jak wielu ludzi boi się zapaść na chorobę pn. homo sapiens sapiens), ulegam również magii rodzimej przyrody. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.
Dostaliśmy do rąk książkę, która na pewno zmieni nasz obraz patrzenia na Warszawę, ale pewnie i rodzime miasta. Na nas samych też? Bielik szybujący nad Stolicą? Już sam ten jeden fakt osłupia! Aż chce się zadrzeć głowę i szukać. Nie, nie ma mnie teraz na Krakowskim Przedmieściu czy na Myśliwskiej 3/5/7, aby to sprawdzić. Pewnie jednak bym się poirytował, bo przecież nie co dzień udaje się dostrzec taki powietrzny balet. Albo inaczej: jest co dnia, ale my tego nie widzimy.
Podejrzewam, że można by książkę Arkadiusza Szarańca zaliczyć do gatunku tych z serii: Patrzymy, a nie widzimy. Na szczęście Autor i Iskry zadbały, aby "Warszawa dzika" była bogato zaopatrzona w cenne kadry fotograficzne. Ikonografia, to jest to na co niezmiennie zwracam uwagę. I doceniam, kiedy jest jej bogato. Bo jak pisać o lisie pod Belwederem bez... lisa? "Tu, pod Belwederem, lisy zrobiły sobie norę, dobrze im się działo, jadła miały pod dostatkiem, ale jak mam lisica złapała pawia, od razu dostała eksmisję" - aż się boję szukać szczegółów owej eksmisji. Zresztą na tym kończy się zanotowana przez Autora wypowiedź. 
Zachętą mogą być tylko wybrane przykłady, zwierzęta, które spotkał Autor. Wierzyć należy, że nie znajdzie się amator/ka zdobycia ciekawego... okazu. I nikt nie zakłóci bytu tych cudownych stworzeń. Książka ma zachwycać swoją treścią i odkryciami - i robi to doskonale.
  • Wśród latających gości przypałacowych stawów i trawników bywają niekiedy nader egzotyczne osobistości, istne ornitologiczne osobowości i rarytasy, ot na przykład bernikla kanadyjska. 
  • Dziób bociana białego to groźne śmiercionośne narzędzie walki. Widziałem, jak ten ptak, symbol domowego ogniska i sielskiego nastroju, wielokrotnie atakował i w końcu przegonił bielika [...]. 
  • Żółwie czerwonolice już masowo są podrzucane nie tylko do ogrodów zoologicznych, ale i parków miejskich, jeszcze się nie rozmnażają, ale są żarłoczne, wypierają rodzime, w tym coraz rzadsze a troskliwie odtwarzane gatunki jak żółw błotny.
  • Mazowieckie małże rzeczne mają na koncie niezwykle oryginalny epizod. Przez wiele dziesięcioleci wyrabiano z ich muszli guziki. 
  • Niedawno środowisko mazowieckich ornitologów i miłośników ptaków zemocjonowało pojawienie się gęsiówki egipskiej. Nie wiadomo, skąd się wzięła, zapewne uciekła z hodowli.
  • Kiedy gdzieś na wodzie kłębi się kacza zupa. można dostrzec w niej cyranki i cyraneczki, karolinki i mandarynki, markaczki i bielaczki, ogorzałki i podgorzałki, płaskonosy, rożeńce, świstuny, krakwy, kazarki, szlachary i ohary... [...] Są tacy, którzy się zarzekali, że widzieli edredona. 
  • Nagle kilka metrów ode mnie na powierzchnię wiślanej fali z pluskiem wynurzył się kormoran. Z jego szeroko otwartego dzioba wystawała połowa grubego jak męskie ramię tłustego węgorza [...]. 
  • Ku zaskoczeniu ludzi mądre owady doskonale sobie radzą w trudnym i obcym asfaltowo-betonowym środowisku, a zbierany przez nie miód jest wolny od jakichkolwiek zanieczyszczeń.  
  • Ale co ma piernik do wiatraka, a ważka do miasta, także wielkiego miasta, jakim jest Warszawa? Wodę!
  • W styczniu 2011 roku nietypowy gość zwiedzał obrady polskiego parlamentu. Był to nietoperz mroczek późny Eptesicus serotinus
  • Lubie sroki. Trochę wbrew sobie, bo dobrze wiem, jakie to z nich złodziejki jaj i morderczynie piskląt. 
  • ...nakrapiane jeszcze maleńkie i bezradne rogasie można napotkać na spacerze w parkach i okolicach Warszawy. [...] Nigdy nie zabieramy go ze sobą! I pamiętajmy, że ten rogaś jest tak słaby i delikatny, że może go zabić samo oszczekanie z bliska przez małego psa spuszczonego nieopatrznie ze smyczy.
Tak, podziwiam pasję Autora i każdego, kto przybliża nam świat zwierząt. A już w takiej scenerii, to po prostu zaproszenie do tego zaskakującego świata. Ale jest to też opowieść o... ludzkiej głupocie. Bo jak inaczej nazywać wyrzucanie/porzucanie egzotycznych gatunków? Znudził się ptaszek, wąż czy żółw (z którego żaden Ninja nie chce wyrosnąć i pogadać się zbytnio z nim nie da, a i na spacer w aleje wziąć)? No to dać mu "wolność"! Proszę uważnie prześledzić ile tej niby-wolności jest i jakie niesie konsekwencje czy skutki. Zatem Autor uderza do naszej duszy homo sapiens sapiens, byśmy byli rozważni (i romantyczni?) w doborze zwierzęcych towarzyszy. Tak, nagle okazuje się, że "Dzika Warszawa" to też książka o ludzkiej odpowiedzialności. O rzece (czytaj: Wiśle). I to w dwóch wymiarach: "Rzeka to czas. Wszystko płynie, trwa przez chwilę, potem znika, ale czasem powraca w najbardziej nieoczekiwanym momencie". Robi się nawet... filozoficznie. Proszę zerknąć poniżej, czy nie znajdzie coś w ten deseń?
  • Istnieje atlas ro ślin miododajnych, a ja myślę, że warto sporządzić podobny spis ptasich karmniko-schronów. Powstałby opasły, koniecznie bogato ilustrowany tom, aby niedowiarki na własne oczy przekonały się, o co tu chodzi - i fruwa.
  • Ci wszyscy prawowicie skrzydlaci lokatorzy muszą jednak ustąpić miejsca ludziom, którzy chętnie urządzają najazdy na wyspę dla opalani sie i grillowania. Zostawiają wyspę stratowaną, ale nawet jedna i druga krótka letnia noc, wiatr, przybór wody przywraca naturalny nietknięty stan bezludnej wyspy w centrum miasta.
  • Waleczne rybitwy potrafią całą chmarą atakować nieproszonych gości, siewka rzeczna czy obrożna sama jedna umie ich odciągnąć od jajek i piskląt, udając, że ma złamane skrzydło i wystarczy się nachylić, aby ją schwytać. Od tysięcy lat wywodzą tak w pole nawet szczwane lisy, ale tabuny fanów dzikiej Wisły są zbyt liczne, a przy tym jakby ślepe.
  • Każdy szczegół otaczającej rzeczywistości  ma swoje tajniki, kulisy, drugie dno, źródło, korzenie, niewidzialne na pierwszy rzut oka, ale faktyczne powiązanie. 
  • Wisła ma poczucie humoru i wyczucie efektu.
  • Życie podobno naśladuje literaturę, niektórzy twierdza, że zwłaszcza tę drugorzędną.
  • Wypas zwierząt w centrum stolicy? Nie ma co się oburzać. 
  • Koń jest największy i najwybredniejszy, a i najbardziej potrzebny do robót polowych. Żywy ciągnik swoje prawa ma, zwłaszcza żywieniowe.
  • W naturze papugi są dobrymi lotnikami, pokolenia przeżyte w klatkach wcale nie zabiły tej umiejętności. 
  • Rolę potwora z Loch Ness w polskich mediach objął w zenicie lata 2018 roku niecodzienny uciekinier - kilkumetrowy pyton tygrysi.
  • Nie wyobrażam sobie Łazienek bez pawi. Skoro są tam na pełnym etacie, to znaczy, że muszą być i w dodatku zawsze na posterunku, w pełni sił i na każde żądanie, według zawsze tych samych oczekiwań.
  • Łazienki Królewskie stale odwiedzają lisy. Trudno im się dziwić, każdy darzy sentymentem swój kraj lat dziecinnych.
Proszę zwrócić uwagę, że "Warszawa dzika", to chwilami istny przewodnik po zwyczajach i zachowaniach ssaków czy ptaków (ale i samej Warszawie). To bezcenne uwagi, możność skonfrontowania naszej wiedzy na temat różnych gatunków, np. szpaków, saren czy dzików. "Asfalt widziany nocą z wysoka w świetle wielkomiejskich latarni błyszczy jak powierzchnia wody. Wiele wodnych ptaków, zmęczonych po wyczerpujących lotach, ląduje na pustych parkingach przy supermarketach, biorąc je za rozlewiska i stawy. Ranią się o twardą powierzchnię, a niektóre z nich, zwłaszcza nury, nie mogą wystartować ponownie, bo woda jest im niezbędna do rozbiegu" - smutne zderzenie świata zwierząt z postępem XXI w.
  • Jeże często giną na drogach, pod kołami aut, bo ufne w moc kolców zwijają się w kłębek i... 
  • Ten pierwszy kilometr życia jest najtrudniejszy. I bardzo często ostatni. Decyduje o tym przypadek i wielu wrogów, jakich napotyka zaraz po wykluciu i skoku na łebek na szyję z dziupli puszysty smukły brązowo-żółtawy maleńki traczyk nurogęś. 
  • Ale woda i tak choć wroga, jest jednak bardziej przyjazna od ziemi, alejek, nieprzyjaznego betonu na brzegach, otwartej przestrzeni, potem jezdni i rozpędzonych aut, a także wron siwych, srok, kun, kotów, puszczyków, krogulców. 
  • Każdy dziki gatunek jest niezbędny i ma swoją rolę do odegrania. Zasady są bardzo proste - zjadać i być zjedzonym, a skutki długofalowe.
  • Łoś jest jak ropucha - do życia też są mu niezbędne ziemia i woda oraz ich pogranicze.
  • Ciekawe, że dziki synantropijne, to znaczy  żyjące w pobliżu człowieka na obrzeżach wielkich miast, ale i przy plażach bałtyckich kurortów, nie dopuszczają się [...] aktów wandalizmu. Te inteligentne zwierzęta już dawno zrozumiały, że bliskie sąsiedztwo ludzi gwarantuje łatwy dostęp do jedzenia. 
  • Po co nam dziki? Powinniśmy traktować z szacunkiem te żywe "trzy w jednym" traktory, a dodatkowo kultywatory i siewniki. 
  • Wilki unikają ryzyka, obawiają sie nie tylko ran, nawet mała kontuzja to wyrok smierci, ale i nadmiernego wysiłku, dlatego często żywią się drobna zwierzyną, smakują im żaby, myszy, nornice, a nawet ślimaki. 
  • Chyba wszystkie naukowe nazwy zwierząt dla ludzi, którzy nie znają łaciny, brzmią jak jakiś tajemny szyfr. 
  • Trzmiele zaharowują się na śmierć podobnie jak pszczoły, ale startują do pracy znacznie wcześniej niż koleżanki, czyli wczesną wiosną, kiedy to temperatura jest jeszcze mało sprzyjająca dla owadów.
  • Mało które zwierzątko cieszy się tak wielką niechęcią ogrodników i działkowców jak maleńki kret. [...] Ludzie tępią krety, zakładają na nie barbarzyńskie pułapki, które miażdżą żywcem coraz bardziej szamoczące się zwierzątko.
  • Każda sikorka to worek bez dna, musi codziennie zjeść tyle białka, ile sama waży, także w mroźne miesiące - inaczej zginie.
Jestem pod wrażeniem lektury książki Arkadiusza Szarańca. Najlepszy przykład, to ilość wydobywanych cytatów. Miało ich być najwyżej 10? A kończę na liczbie 32. Mało! To,  moim zdaniem, doskonały pomysł, aby zasiać ziarenko uwagi i czytelnictwa w każdym, kto tylko zobaczy okładkę "Warszawy dzikiej". Bo ze mną tak właśnie było! Okładka! A treść! Widać, że to plon pracy profesjonalisty. Sam Autor powołuje się na znajomość gawęd prof. Jana Żabińskiego (1897-1974). Ktoś tego bakcyla musiał zasiać. Dlatego ja wspominałem na początku pana Michała Sumińskiego.  Ale mnie też (rocznik '63) wychowały ilustracje pana Jana Marcina Szancera (1902-1973) czy Janusza Grabińskiego (1929-1976). Teraz docierają do mego starszego wnuka Jerzyka (rocznik 2013). Kolejna pokolenie wychowane na klasyce. Co mnie najbardziej zaskoczyło w tej niezwykłej książce? Historia... łosia. Niech to zdanie zapadnie w pamięci: "Szwedzkie wojska, które dokonały militarnego i grabieżczego potopu na ziemiach Polski, miały spory oddział kawalerzystów na łosiach".  No, chciałbym to widzieć. Paradny to musiał być widok, iście ordynaryjny!
Zadedykowałbym "Warszawę dziką"... administracjom wielu dzielnic w Polsce! Zakazują stawiania na balkonach karmników, ba! grożą karami. Ale najgorsze, to jest to golenie i strzeżenie trawników. Niech no tylko wychyli się jakaś trawka, kwiatek, a już rozpoczyna się jazgot kosiarek. Zapomina się, jak nieodwracalnie niszczy się naturalne środowisko dla choćby pszczół czy motyli.
Zafundowałbym "Warszawę dziką"... szkołom. Coraz mniej jednak wiemy  o otaczającym nas świecie. W erze komputerów? A jak! Kogo tam wzrusza dziś gil, jemiołuszka, zimorodek czy nurogęś? Tak, szkoda, że nie wzbogacono narracji kolorową wklejką zdjęć. Dopiero docenilibyśmy bogactwo, jaki żyje dookoła nas, nie tylko Warszawy.
Wysłałbym "Warszawę dziką"... działkowcom. Niechby jeden z drugim pomyślał trochę nim podniesie zbrodniczą rękę na Talpa europaea. Czy ma jeden z drugim świadomość, że morduje swego sojusznika? A na własne poletko zaprasza "...turkucie podjadki [...], które potrafią w jedną noc zamienić wielki ogród, sad czy warzywniak w obszar zwiędłego zniszczenia". Słyszy jeden z drugim?!
Tak, jestem zachwycony tym, co nam Iskry proponują. Trochę "Warszawa dzika" jest zimnym kubłem wody na łeb każdego homo sapiens sapiens. Na koniec coś o... smogu! To wyzwanie do nas, każdego z nas, nie powinno zostawić nas obojętnymi: "Antysmogowe pospolite ruszenie narodowe? Nie czekajmy na ustawy i programy unijne. Małe kroki w masowej skali, powszechna zmiana świadomości - trudno o bardziej potrzebną inwestycję w kapitał społeczny. Może lekcje ekologii zamiast religii? Front walki ze smogiem przebiega wszędzie, ale najważniejsze pole bitwy jest w milionach ludzkich głów - pora ją rozpocząć". Mój mały wkład, to jeden dzień bez samochodu. Mało? Mały krok w masowej skali - powtórzę za Autorem. Chyba ukradnę to stwierdzenie i będę cytował moim uczniom i wychowankom. Dziękuję za tem i panu Arkadiuszowi Szarańcowi, i Iskrom, że raczyli nam przypomnieć choćby o tym.

Brak komentarzy: