sobota, maja 18, 2019

Monte Cassino (01)

Nasze granice naszli znienacka,
słupy graniczne zewsząd zrąbali...
Idzie Kresowa, idzie Karpacka
w dymie eksplozji, w huku batalii
.



To było w Toruniu. W latach 80-tych XX w. W punkcie tzw. małej gastronomii. W kolejce po zapiekankę stał starszy pan z wnukiem. W klapie miniaturki brytyjskich odznaczeń i emblemat: biało-czerwone barwy z zieloną choinką. Kolega upierał się, że to żołnierz Kresowej, ja że Karpackiej. „5 KDP nosiła żubra” – powtarzałem z miną znawcy, a kolega swoje... Najprościej było zapytać. Zdobyliśmy się na odwagę. Zapytaliśmy. Wyszło na moje. Jaka by to nie była formacja, stał przed nami jeden z bohaterów, żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, zdobywca Monte Cassino! To była krótka rozmowa. Miałem przy sobie książeczkę „Były fiordy…” i po chwili na stronie, gdzie znajduje się zdjęcie podpisane „Zatknięcie flagi na gruzach klasztoru – 19 maja 1944 r.” pojawił się zapis, to jego fragment: „Szwedowski Władys Jastrowie 3 DSK Duch”.

Dwa lata temu przy opracowywaniu projektu gimnazjalnego jedna z uczennic przyniosła mundur i odznaczenia swego pradziadka. Był żołnierzem od Andersa. Krzyż Monte Cassino nie pozostawiał wątpliwości, gdzie walczył w maju 1944 r. Wtedy była jeszcze przekonana, że nie zachowały się żadne inne pamiątki, bo po prostu zostały zniszczone. Sensacja ujawniła się kilka miesięcy później: są dokumenty, są zdjęcia. Z tych zasobów pozwalam sobie teraz skorzystać, aby to pisanie wzbogacić.


Nasze granice?... - trzeba ich szukać
w rytmie kaemów, w chrzęście pancerzy.
My już to wiemy, stara nauka
polskich tułaczy, polskich żołnierzy.
 

Kiedy wybieram podobny temat, jak Monte Cassino, mam pewien dylemat: bo jak go ugryźć? Pisać od nowa, jak żołnierze 2 Korpusu posuwali się metr po metrze w górę? Kopiować szczegółowo, krok po korku, jak 5 Kresowa i 3 Karpacka poszły przez ogień, depcząc krwiste maki i pozostawiając daninę krwi na Widmie i pozostałych wzgórzach? Zaglądam do wielu publikacji. Gro z tych, które posiadam pochodzą z czasów PRL-u. Wstyd? A to dlaczego? Sięgam nie po ideologię, ale relacje tych, którzy tam byli, walczyli, to bezcenne wspomnienia. Na naszych oczach umiera pokolenie. Za czas jakiś usłyszymy: zmarł ostatni zdobywca Monte Cassino. Naszym zadaniem jest ratowanie pamięci o tamtych majowych dniach chwały.

 
Pociski biją dookoła, wyrzucają fontanny ziemi, kamieni, krzaków i… szczątków ludzkich. Góra Widmo zbiesiła się, wściekle się gotuje, kipi, przelewa, krwią bulgoce. Salwy karabinów i serie automatów, huk pękających granatów, jęki i wycie rannych, obłędne krzyki komend wydawanych ostatkiem tchu - wszystko to razem zlewa się w jeden nie milknący grzmot” – wspominał Wacław Pietrzak. Zapominamy, że wielu wcielonych do Wehrmachtu Polaków… broniło Monte Cassino. To porucznik W. Pietrzak wspomina jak jeden z oficerów schodził w dziwnym towarzystwie „…za nim o dwa kroki posuwał się Niemiec w pełnym rynsztunku, w hełmie stalowym i z karabinem przewieszonym na pasie przez ramię”. Okazało się, że to jakiś Ślązak: „Ja, pieronie, hitlerowskiego feldfebla puknąłem a do was przyszedłem po to, żeby się bić o Polskę!”. I, jak się dowiadujemy z dalszego opisu, bił się dzielnie do końca wojny. Jest okazja, aby wspomnieć o volksliście i jej znaczeniu.

Idzie Karpacka, idzie Kresowa,
walą armaty, trzeszczą spandau-y.
Tu nam nie ujdzie, tu się nie schowa
wróg uzbrojony w broń doskonałą.



Czołgamy się pod najbliższy kamień. Nie jest to takie łatwe! Strzelcy wyborowi pilnują. Jakieś stanowisko niemieckie wywiesza biała płachtę. Wyłażą w poszarpanych mundurach, sczerniali od prochu i zarostu. Kiedy zorientowali się, że maja do czynienia z Polakami, rzucają się do ucieczki z wrzaskiem: - Polen” – to wspomnienie kapitana Tadeusza Radwańskiego. Nie pierwszy to przykład, kiedy na Niemców padał blady strach, że przyszło im walczyć z Polakami. Zaciętość Polaków oddaje inny zapis: „Puk ukląkł przy skale, wetknął lufę thompsona i nie odjął palca ze spustu, póki nie zamilkł ostatni wrzask. To za Bolka Kożuchowskiego, kapitanie – powtarzał. Nie czuł strachu, pozostała mu tylko nabrzmiał bólem zawziętość”. Czy odważymy się ocenić postawę tego żołnierza? Ja – nie potrafię.



Idzie Kresowa, idzie Karpacka,
każda bojowo chrzęszcząc maszyną.
My was znajdziemy, choć po omacku,
w Monte Cassino! W Monte Cassino!




Zawsze szukam w historii człowieka. Uwikłanego, walczącego ze swymi słabościami, targanego namiętnościami. Po raz kolejny wypływa kwestia: nie ma historii tylko białej i tylko czarnej, tak jak nie ma historii alternatywnej. Relacja relacji wbrew pozorom nie jest tożsama. Zaglądamy do tego, co nam zostawił Marian Łoziński. Opisał sytuację, że wzięty do niewoli niemiecki oficer wprowadził polski patrol na pole minowe: „Nasi chłopcy mają jednak szczęście. Dwóch Niemców wyskakuje na minach, nasi wychodzą cało i… uczą szkopów rozumu. Reszta dochodzi do miejsca przeznaczenia bez strat własnych”. Mam problemy z interpretowaniem tego zapisu. Bo niby jak nauczono jeńców rozumu? Tym bardziej, że kilka akapitów dalej czytamy: „…Polak nie jest mściwy. Dla pokonanych chłopcy żywili pogardę, ale ludźmi pozostali zawsze”. Zawsze? A wróćmy do wspomnień T. Radwańskiego. I co? Ciekawie przedstawiał Łoziński, co było łupem wojennym: „Pięciu oficerów, kilku podoficerów, kilkunastu szeregowych, dobra broń, lornetki, aparaty fotograficzne, dobre peleryny przeciwdeszczowe, noże spadochronowe, termosy, nawet fotografie ładnych dziewczynek”. Trudno żeby mogło w tym pisaniu zabraknąć Melchiora Wańkowicza i cytatu z „Monte Cassino”: „Nasi żołnierze milczącym kołem otaczają jeńców. Któryś ze złą i obojętną miną, z pogardliwym uśmieszkiem, daje papierosa – najbliższy Niemiec chwyta skwapliwie. Dający ubezpieczał się szorstkością wobec kolegów, ale nikt z nich go nie gromi. Pierwsze lody zostały przełamane – zewsząd wyciągają się papierosy, wszystkie ręce podają wodę. Jest w tym wdzięczność jakaś dla Niemców, że już są w niewoli, uznania dla siebie, ale jest w tym i – po prostu – serce ludzkie. Miękki to naród Polacy, zbyt mało pamiętliwy. Ale niech będzie, jak chce – lepiej żyć w takim narodzie”.

cdn


Brak komentarzy: