poniedziałek, grudnia 17, 2018

Przeczytania... (285) Wojciech Mann "Artysta. Opowieść o moim ojcu" (Wydawnictwo Znak)

"Nie odziedziczyłem po Tobie talentu malarskiego, więc postarałem się, na ile potrafiłem, narysować Cię słowem. Zebrałem różne moje wspomnienia, wrażenia i nastroje z Tobą związane i tak powstał ten tekst" - tak syn Wojciech napisał o swoim tacie, Kazimierzu. "Artysta. Opowieść o moim ojcu", to niezwykła książka. Z tych, o których pisze się: magiczna! Oto syn wystawia pomnik pamięci swemu ojcu! Wojciecha Manna, dziennikarza Radiowej Trójki, znają chyba wszyscy. Kazimierza Manna (1910-1975) pewnie tylko zainteresowani. Ja - nie znałem, choć mam nieodparte wrażenie, że gdzieś coś z tej bogatej twórczości artystycznej przewinęło się przed mymi oczyma. Ogromne brawa dla Wydawnictwa Znak za cudowna oprawę edytorską.
Oto mamy przed sobą książkę do czytania, książkę do oglądania, książkę do wzruszenia, książkę... Proszę samemu dopisać po zaznajomieniu się z nią. Mnie od niej oderwać się nie dało.
Jeśli ktoś goni za tanią sensacją rodem z tabloidów, to niech się do książki Wojciecha Manna nawet nie zbliża. To nie tego typu literatura. Ten słowny hołd syna dla pamięci ojca może nas zawstydzić. Szczególnie w przypadku, jeśli nasze relacje na linii ojciec-syn lub syn-ojciec potoczyły się mniej szlachetnie. Może być i tak, że ktoś po tej lekturze zapragnie skreślić kilka słów o swoim tacie, tatusiu, ojczulku, tatce. Jeśli stanie się tak właśnie, to wyjdzie, że książka Wojciecha Manna odegrała ważną rolę w naszych czytaniach.
  • Nie potrafię powiedzieć, czy wieloletnie obcowanie ze sztuką, którą tworzył, ukształtowało mój gust, ale z całą pewnością pozwoliło mi docenić to, co robił.
  • Ojciec nie miał takiej zdolności adaptacyjnej jak ja.
  • Przyjmował powojenną rzeczywistość, próbując zachować równowagę psychiczną.
  • Jako artysta bolał na powszechnie widocznym brakiem gustu i wszechobecną szaroburością.  
  • Światopoglądowe rozważania nie przeszkodziły mu w działalności zawodowej.
Nie przesadzę, że dla mnie osobiście "Artysta..." stanowi cudowne zwieńczenie czytelniczego roku 2018 i stawiać będę ją w rzędzie tych ważnych, znaczących i... mądrych. Wiem, że ktoś te moje achy i echy zapisze na konto malowania laurki Autorowi. Ale to nieprawda. To tak, jak ze stawianiem stopni w klasie. Uczeń mówi "postawił mi pan 2", a ja go poprawiam "nie, to ty sam sobie ją wystawiłeś". I tak jest z tymi niezwykłymi wspomnieniami. 
Nie przesadzę, kiedy napiszę, że potrzebujemy takich książek. One nie tylko nas wyciszają, ale odsłaniając świat dotąd przed nami zamknięty, wprowadzają do cudownych krain doznań artystycznych. Bo przecież zaczniemy od... oglądania. I zaczniemy sycić wzrok barwą, kreską, duchem dzieł Kazimierza Manna. Jeszcze nie wdarłem się w  cudowny tekst, a czułem ducha "Lalki" B. Prusa, mej ukochanej książki. I naprawdę go tu znalazłem. I stoję w kropce! Bo o czym mam pisać? O samym Kazimierzu Mannie? O obrazach Kazimierza Manna? O miłości syna do ojca? To wszystko tu jest: "Jestem szczęśliwy, że udało się zachować choć część tego, co stworzyłeś. [...] Może nie dawałem Ci tego odczuć, ale to, że dorastałem i dorosłem, patrząc na Twoje obrazki, było dla mnie bardzo ważne. Dziękuję. Twój Wojtek" - piękne. 
  • To, że ojciec maluje i rysuje, było od początku dla mnie czymś tak naturalnym, że aż wręcz niezauważalnym.  
  • Czasy powojenne nie sprzyjały co prawda zbytnio wystawnemu życiu, ale rodzice potrafili cieszyć sie tym, co było w zasięgu ich możliwości. 
  • Do dzisiaj zastanawiam się, jak w powojennej, a potem komunistycznej mizerii ojciec zachował elegancję.
  • Nie był jednak ojcem narzucającym innym swój gust.
  • Prawdziwą jednak atrakcją były zagraniczne rzeczy "z paczek".
Nie spodziewałem się tu spotkać Alfreda Szklarskiego, Edwarda Dziewońskiego czy Jana Wilkowskiego. Któż z nas nie wzrastał u boku Tomka Wilmowskiego? Nie rechotał z wysublimowanych i na wysokim poziomie satyrycznym skeczy kabaretu "Dudek"? Nie przeżywał teatralnych wzruszeń razem z Ulą z I b czy Tymoteusza Rymcimcim? Proszę sprawdzić, w jakich życiowych okolicznościach splatały się ścieżki życia artysty Kazimierza Manna z tymi niezwykłymi twórcami. Będzie zaskoczenie. Gwarantuję.
Nie spodziewałem się podróży do Lwowa czy w odmęt stalinowskiego terroru. Doskonale rozumiem, co Wojciech Mann pisze, wspominając rodzica: "Do końca życia nie mógł się pogodzić z tym, że w dokumentach jako miejsce urodzenia miał wpisany «Lwów, ZSRR»". Bo i moi wileńscy krewni mieli takie wpisy! Kilka cytatów, które tu zamieszczam zdradzają jak w szarzyźnie Polski Ludowej Kazimierz Mann myślał kolorowo. Cała ich gama bije nas po oczach, zachwyca, unosi!  Gęba dziś też do nich się śmieje. W każdym bądź razie moja: "Ojciec poszukiwał wszelkich zjawisk burzących betonową monotonię okazjonalnie pstrzoną kolorem czerwonym, który jednoznacznie kojarzył się z narzuconą władzą. Wydaje mi się, że tę kolorystyczną ulgę odnajdował w barwach wsi". 
Chwilami trudno jest pisać o takich książkach, jak ta. Bo, co można złego naskrobać o podobnej strawie duchowej? Chwilami po prostu nam... żal, ba! budzi się zazdrość, że nie mieliśmy ojca w osobie Kazimierza Manna, choć dla mnie to pokolenie moich dziadków (i to dokładnie, bo mój ojcierzysty dziadek urodził się w tym samym 1910 r., ale nie pisano mu "urodzony w Niemczech", choć wtedy Bydgoszcz była Brombergiem). 
  • ...Kazimierz Mann miał zdumiewający mnie dystans do wszelkich eskapad, nie tylko zagranicznych, ale i krajowych. 
  • Czasami wydawało mi się, że bardziej interesowała go przeszłość niż teraźniejszość.
  • Nie ma na jego obrazach dwudziestowiecznej mody, nie uświadczysz samochodu, radia czy samolotu.
  • Ojciec bardzo głęboko przeżywał upadek Polski, kraju, który pamiętał sprzed wojny i o którym opowiadał zawsze z uczuciem i przejęciem.
  • Wiele z obrazów ojca przywodzi mi dziś na myśl bardzo konkretne wspomnienia z dzieciństwa.
To wspaniałe móc znaleźć wspólne punkty zaczepiania z bohaterem książki. "Z własnej woli ojciec tworzył różne serie tematyczne albo, tylko dla swojej satysfakcji, wymyślał ilustracje do Lalki Bolesława Prusa, wyłącznie dlatego, że bardzo lubił tę powieść" - osobiście kocham "Lalkę". Uważam ją za najwspanialszą polską powieść. Ale jest też domowe wspomnienie, które mnie totalnie zaskoczyło: "Pewnego dnia (a było to w roku 1963) staliśmy się posiadaczami telewizora o nazwie Aladyn. Miał nie tylko nowoczesną skrzynkę i magiczną nazwę, ale też pilota do zdalnego sterowania! Co prawda, połączony z odbiornikiem długim kablem i jedynie pozwalającym na regulację jasności i głośności, ale jednak". Aż chce wykrzyknąć: panie Wojtku dziękuję! Za co? Bo pierwszym telewizorem w moim domu na ul. Śniadeckich 25/9 był telewizor tej marki, ba! gdy opowiadałem komuś o tym kablu i pokrętłach, to niedowiarki pukały się po głowie! A teraz mam czarno na białym! To na nim oglądałem Igrzyska z Meksyku '68, po raz pierwszy "Przygody Marka Piegusa" czy "Czterech pancernych i psa".
"Artysta. Opowieść o moim ojcu", to bardzo mądra książka. Na szczęście syn nie apoteozuje ojca. Nie mamy spiżowego pomnika. Jest obraz taty i artysty. Syna, który później kroczy śladami rodzica, odnajduje i odzyskuje rozproszone dzieła. Nie ulga wątpliwości: rodzina Mannów ze Lwowa, to niezwykła rodzina. To cudownie, że Autor hołduje tradycji i braci ojca nazywa "stryjami"
"Artysta. Opowieść o moim ojcu", to też ważna książka, bo ukazuje nam obraz życia i tułaczki inteligenckiej rodziny po koszmarze II wojny światowej, która dla rodziny Mannów wcale nie skończyła się w 1945 r., ale z... potworną siłą niemal zmasakrowała jej byt. Należy podziwiać postawę artysty Kazimierza Manna, jak zmagał się z systemem, jak nie poddawał, nie poszedł na łatwiznę. Z tego punktu widzenia syn Wojciech musi być dumny z ojca Kazimierza. Chciałoby się mieć u swego boku takiego przewodnika po sztuce w osobie własnych ojców.
Czas świąteczny, to cudowna okazja, aby wziąć do ręki tak niezwykłą książkę. Popłynąć w świat artysty Manna, świat dorastania jego syna - cudowna podróż. A jednak pozostaje po tej podróży niedosyt. Że to już koniec. Że trzeba odłożyć ją i iść po choinkę, umyć okna czy wynieść śmieci. Mamy jednak "Artystę. Opowieść o moim ojcu"! Można do niego wracać za każdym razem. Czytać i oglądać. Być wdzięcznym, że pan Wojciech Mann napisał, a Wydawnictwo Znak zadbało o poziom druku i reprodukcji. O ile ktoś miał wątpliwości, jaki prezent uczynić komuś pod choinkę, to już nie ma czego szukać: oto jest!...

Brak komentarzy: