czwartek, listopada 08, 2018

Rhapsodia polonica - I

O wojnę powszechną za Wolność Ludów!
 Prosimy cię Panie.
 O Broń i orły narodowe.
 Prosimy cię Panie.
 O śmierć szczęśliwą na polu bitwy.
 Prosimy cię Panie.
 O grób dla kości naszych w ziemi naszej.
 Prosimy cię Panie.
 O niepodległość całość i wolność Ojczyzny naszej.
 Prosimy cię Panie.

Nie poznałem tych strof na lekcjach literatury na żadnym poziomie edukacji. Wysłuchałem ich będąc w kinie na filmie B. Poręby „Polonia Restituta”. Salę kinową wypełnił przejmujący głos Czesława Niemena, a przed oczyma przesuwał się obraz z grobami tych, którzy w XIX w. walczyli o wolną i niepodległą. Nie wiedziałem wtedy, latem ‘81 roku, że to Adam Mickiewicz i „Litania pielgrzymska”. Siedziałem, jak zamurowany. Obecnie sam odtwarzam swoim uczniom ten fragment i proszę o analizę. Do jakiego sam dochodziłem wniosku? Jak bardzo musiał być skrzywdzony Naród, który prosił Boga o… wojnę powszechną. Utwór powstał w 1832 r., zaraz po klęsce powstania listopadowego. Już wtedy Wieszcz rozumiał, że wolność dla Polski i Polaków może przyjść jedynie, gdy za łby wezmą się wszyscy zaborcy. Nie pomylił się.

Może teraz kogoś zaskoczę, ale razi mnie, kiedy słyszę określenie „11 XI 1918 r. odzyskanie przez Polskę niepodległości”. Trzeba nie wiedzieć czym była Polska 100. lat temu, aby ten slogan tłoczyć do głów. To jak z wykorzystywaniem na studniówkach (przepięknego skądinąd) poloneza Michała Kleofasa Ogińskiego. Toż to żałobny polonez „Pożegnanie Ojczyzny”! Równie dobrze można by odtwarzać „Sonatę b-moll op. 35” Fr. Chopina. To samo jest z tym „odzyskaniem”. Gdyby sto lat temu zapytać naszych przedziadów jaki kształt powinna mieć odradzająca się Rzeczpospolita, to zrobiliby to, co pan Roman Dmowski w Wersalu, kiedy zaskoczonym dyplomatom Europy machnął po mapie granice z 1772 r. Nie było w listopadzie 1918 r. w granicach łupinki państwowości polskiej Lwowa, Poznania, Wilna, Gdańska czy naszej Bydgoszczy, do której niepodległość przyszła dopiero 20 stycznia 1920 r. Dlatego przychylałbym się, że należałoby obchodzić 100-ną rocznicę rozpoczęcia odzyskiwania niepodległości. Proces kształtowania się granic trwał do 1923 r., kiedy to Rada Ambasadorów uznała stan prawny na wschodnich rubieżach z 1922 (tj. włączenia tzw. Litwy Środkowej do Polski).
Drogi do niepodległości były kręte i wyboiste, usiane zwycięstwami, klęską, krwią, uciemiężeniem, zwątpieniem. Nie jestem zwolennikiem tzw. historii alternatywnej, ale ktoś stwierdził, że gdyby stan prawny zaborów dotrwał do połowy XX w., to nie mielibyśmy żadnej niepodległości, a Polacy po prostu wtopiliby się na dobre w państwa rządzone przez Romanowów, Habsburgów czy Hohenzollernów. Kamienie milowe, ale też swoiste stacje narodowej golgoty wyznaczyły daty: 1794, 1806, 1813, 1830, 1831, 1846, 1848, 1863, 1905, 1914, 1918. Pewnie wielu z nas zauważy, że podobne daty ma wpisane na swych… drzewach genealogicznych (ja także). To jakby o NAS. I nie ma w tym przesady. Ktoś powie, że nie identyfikuje się. Ale znam wielu takich, co to jednak mogą zrobić. Uczyłem potomków Jana Kilińskiego i doktora Jana Piórka, krewnych Ludwika Mierosławskiego i Witolda Urbanowicza. Dla mnie osobiście od 1863 r. właściwie nie było znaczącego wydarzenia historycznego, w którym nie braliby udziału moi krewni i powinowaci. Droga do niepodległości, to droga naszych krewnych.

Na to wszystkich jedne głosy:
„Dosyć tej niewoli
mamy Racławickie kosy,
Kościuszkę, Bóg pozwoli”.

Czy kojarzymy te strofy z naszym „Mazurkiem Dąbrowskiego”? Wątpię. Nie śpiewamy tego. Insurekcja kościuszkowska, to bardzo odległa przeszłość. Nam bydgoszczanom winna być jednak bliską, bo przecież to wtedy wybuchło pierwsze ze zwycięskich powstań w Wielkopolsce. O! kolejny slogan historyczny (?), jakoby pierwsze i jedyne zwycięskie powstanie było na przełomie 1918 i 1919 r. Nieprawda! Pierwsze było w 1794 r! I wiąże się z osobą gen. J. H. Dąbrowskiego. Przed laty w sali sesyjnej Urzędu Miejskiego wisiał tegoż portret. Swego czasu zadałem prezydentowi J. Szopińskiemu pytanie: „gdzie jest ów obraz?”. Nie potrafił odpowiedzieć. A to właśnie tego herosa portret powinien wisieć w głównym holu przy ul. Jezuickiej 1. Boć to on wydarł Bydgoszcz Prusakom 2 X 1794 r. Jak to upamiętnia miasto? Mamy wzgórze Dąbrowskiego, a tam okoliczny głaz, o którym wiedzą pewnie tylko spacerowicze. Tam, gdzie doszło do walk (i dramatycznych zdarzeń) – cisza, jak po śmierci organisty. Upamiętnienia brak.


Słyszę nie raz stwierdzenie „Napoleon nic NAM nie dał”! Zmroziło mnie, gdy pewien polityk (i to nie jest z kategorii: żart stalinowski) zaproponował, aby... usunąć generała N. Bonaparte (bo wszak w 1797 r. był tej rangi, a nie cesarzem Francuzów) z hymnu! Już ktoś raz naciskał na Wł. Broniewskiego, aby skreślił strofy nowego hymnu. NIC NAM NIE DAŁ?- powtórzę. Trzeba być wyjątkowym zatwardzialcem antybonapartowskim, aby trwać w takim przekonaniu. Przypomnijmy sobie, jak postrzegano Polaków przed rokiem 1795? Krótko: warchoły! pijacy! zdrajcy! Starczy? Do jakiej tradycji odwoływano się przez cały wiek XIX? Obiadów czwartkowych? Czyje wizerunki wieszano obok Kościuszki w dworach i domach? A czemuż to, wielu naszych przodków nosiło na imię „Józef”?! Dla kultu św. Józefa?! Nie. Niemożliwe, byśmy tego nie znali: „Ignaś! Zawsze bądź gotów, wisusie, bo nie wiemy dnia ani godziny… Pamiętaj, że Bonapartów Bóg zesłał, ażeby zrobili porządek na świecie, a dopóty nie będzie porządku ani sprawiedliwości, dopóki nie wypełni się testament cesarza”. Tak, „Lalka” B. Prusa. Edukacja małego Rzeckiego, przez ojca-weterana. Prawdziwa lekcja historii. Naprawdę dał nam przykład Bonaparte! Mój prapradziad Franciszek Doliwa Głębocki z Trepałowa, rówieśnik wieszcza Adama, żyjący w tych samych co ów litewskich stronach musiał widzieć przemarsz wielkiej Armii, a potem jej klęskę. Przypomnijmy sobie, jaka dyskusja rozgorzała, kiedy A. Wajda przeniósł na ekran „Popioły”. Sięgam po scenę szarży na wąwóz Somosierra, a w nią wkomponowaną pieśń J. Kaczmarskiego. Zobaczcie, co się dzieje: jak w soczewce skupia się wielka literatura, wspaniałe kino i bard „Solidarności”:

Pod prąd wąwozem w twarz ognistym wiatrom
Po końskie brzuchy w nurt płynącej lawy
Prze szwoleżerów łatwopalny szwadron
Gardła armatnie kolanami dławić
W mokry mrok topi głowy szwoleżerów
Deszcz gliny, ziemi i rozbitej skały
Ci, co polegną - pójdą w bohatery
Ci, co przeżyją - pójdą w generały.

Jak ja w takiej chwili zazdroszczę mym krajanom z Poznania. Mogą pójść do kościoła św. Wojciecha i stanąć przy grobie płk. A. Niegolewskiego, J. Wybickiego, gen. M. Sokolnickiego, gen. A. Kosińskiego przy urnie z sercem gen. J. H. Dąbrowskiego. Chyba, że pojedzie do Winnej Góry lub Targowej Górki. I ktoś śmie powiedzieć: „Bonaparte nic nam nie dał?”. Dał nam powiew chwały! Dał nam dumę! Obsypał orderami! A na Łuku Triumfalnym w Paryżu nazwiska dzielnych Polaków i nazwy pól bitew! To jest nic?! Nawet piękną śmierć księcia-wodza! Ukochany Pepi! Stoi dumnie na placu przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, a doczesne szczątki na Wawelu. Ukochany Pepi! Europa zapomniała o warchołach, zdrajcach i sprzedawczykach! Nagle w świadomość świata wpisał się Polak: wierny! oddany! waleczny! Zwycięski Aleksander I oddawał honory! Komu? Polakom! Zdruzgotanym klęską, pokonanym Polakom! Bonaparte nic nam nie dał?! Nie bluźnijmy.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.