poniedziałek, listopada 05, 2018

Paleta (XLIII) Thomas Gainsborough

...a to było tak. Włączyłem swój profil na YT. Co podsunęło mi na pierwszym miejscu? Ano tak: "Johann Christian Bach Overture, Sinfonias, Concerti". Na słuchającego spogląda zadumany kompozytor. Raczej domyślałem się, że chodzi o jednego z synów wielkiego Jana (Johanna) Sebastiana, aliści sprawdziłem ten fakt.  Dziesiąte potomstwo Mistrza, żył w latach 1735-1782. Zerkamy pospiesznie do Wikipedii i czytamy m. in.: "...jeden z najbardziej wszechstronnych kompozytorów drugiej połowy XVIII wieku, syn Johanna Sebastiana Bacha. Styl jego muzyki, często określany jako galant, wywodzi się z orkiestrowej muzyki baroku oraz przede wszystkim opery. Miał olbrzymi wpływ na muzykę Wolfganga Amadeusa Mozarta"*. "Ale, ale czy to jest cykl muzyczny?" - gorączkuje się pan w pepitkowej kamizelce. Właśnie do tego zmierzam. Tylko, że bez Johanna Christiana nie byłoby tego pisania.

Thomas Gainsborough (1727-1788). Wiek XVIII, to było naprawdę niezwykłe stulecie! Wiek rozumu! Wiek pary! Czasy Woltera, Fryderyka II, Waszyngtona, Napoleona czy Kościuszki. Czas rewolucji! Syn karczmarza mógł zostać marszałkiem Francji. To dlaczego w hanowerskiej Anglii syn tkacza nie mógł zostać malarzem? Został. I to właśnie Thomas Gainsborough.
Portret J. Ch. Bacha (1735-1782) zainspirował. Potem padło pytanie, jakżeż oczywiste: kim był autor portretu? znam ci coś z jego dzieł? I doszedłem do wniosku, że chyba wielu z nas zna! Dwa przykłady:

"Błękitny chłopiec"
"Państwo Andrews"
Śmiem twierdzić, że obydwa płótna (dzielą je dwie dekady życia i twórczości) są nam znane. Gdzieś je widzieliśmy. Na pewno. No to wreszcie niech pojawi się rozgoszczony już Johann Christian Bach:


To nie napuszony portret. Spojrzenie! Ono mnie zaintrygowało. Nie tylko Mona Liza ma swoją tajemniczość w sobie. Raczej jesteśmy przyzwyczajeni, że uwieczniany patrzy nam w oczy. Spojrzenie często marsowe, poważne, pomnikowe. A tu nie dość, że usta w ciekawym uśmiechu (bo chyba nie grymasie, to jeszcze spogląda, jakby czekał na kogoś. Na Karla Friedricha Abla (1723-1787). Obaj pochodzili z Lipska, obaj byli uczniami Jana Sebastiana. Obaj znaleźli się później w Londynie i dawali... pierwsze publiczne koncerty! Proszę zobaczyć, co się dzieje: mniej skupiam się na osobie Thomasa Gainsborough'a, a więcej na ludziach z jego płócien. I to mi się też podoba w tym cyklu. Jest... nieprzewidywalny. Nie sądzę, aby bardzo nas zajmowała kariera, zaliczane szkoły itp, itd, etc. Zresztą dociekliwa dusza dotrze do takich informacji bez problemu. A jakże portret (-y) Karla Friedricha też znalazłem:



To, co może tu teraz napiszę wyda się dziwnem: ale jednak świat mody XVIII w., tej europejskiej, w perukach, pończoszkach, pantofelkach z klamrami jest nam... obcy. Jednak w naszych głowach (bez względu czy z chamów czy z karmazynów wyprowadzamy swą genealogię) tkwi sarmatyzm! Podgolone łby, kontusze, żupany, przy szabli lub karabeli z pucharem pełnym starego miodu lub przedniego węgrzyna czy reńskiego wina. Wiadomo, że światła szlachta (starczy spojrzeć na książąt Czartoryskich) wdziewała na siebie, to co widzimy choćby na płótnach, jakie pozostawił Thomas Gainsborough.


Tu już dostrzegamy pewne dostojeństwo i powagę, ale i tu kryje się niesamowitość wyrazu ust.  Bez pudła byłoby wykorzystanie tych obrazów do powieści Waltera Scotta (1771-1832) "Rob Roy". Oczywiście myślę o powieści, a nie filmowej adaptacji z 1995 r. (z J. Lange i L. Neesonem). No to jeszcze jeden autoportret (jakżeż dziś modne słowo: selfie) mistrza Thomasa oraz portret jego córek:


Te same oczy! Badanie DNA byłyby zbyteczne. Kiedy patrzę na obraz z lewej myślę: Dick Turpin. Wracają wspomnienia z oglądania seriali i czytania choćby "Katriony" lub "Porwanego za młodu". Obie powieści rzecz jasna Roberta Louisa Stevensona (1850-1894). Znowu wypływa literatura! Zapominana już. W. Scott czy R. L. Stevenson nie są już idolami młodzieży XXI w., jak A. Dumas-ojciec czy K. May. No to zerknijmy do buduarów pięknych pań. 


Nie wiem jak was, ale mnie zawsze zaskakiwały i przerażały owe fryzury! To, że w nich gnieździły się insekty? Mój ty Boże! To swoisty koloryt tamtych czasów, jak nie przymierzając syfilis. Wiemy z relacji współczesnych, że wiele tych portretów zakłamywało rzeczywistość. Pod pudrami i kremami skrywano skutki choćby ospy lub inne defekty nie-urody. Na mnie wrażenie robi ten portret:

Portrait of Georgiana, Duchess of Devonshire
Czy nie podobna istota odnajdywana jest przez oglądającego obraz, który namalował François Flameng "Le Massacre de Machecoul"? Zbieg okoliczności? Proszę samemu sprawdzić:


Skupiłem swoją uwagę na tym kogo i jak Thomas Gainsborough sportretował. A przecież był też pejzażystą. Na koniec:


Dla mnie, przyznaję się, zbyt cukierkowe. Po prostu krowy, strumyczki i łączki nie przemawiają do mnie. Szczególnie te w ujęciu XVIII w. i początku XIX w. Nie, żebym był nie czuły na wdzięki fauny i flory. Nie sądzę jednak, bym kiedyś rozpisywał się o jakimś niderlandzkim mistrzu, który malował martwą naturę. Chcę zwrócić uwagę, że dla mnie malarstwo, to często droga do innych sztuk. Dlatego na koniec kładę tu fragment wiersza samego Williama Wordswortha (1770-1850), pt. "Do kukułki":

Kukułko, wiosny ukochanie,
Ty ciągle jesteś dla mej duszy
Nie ptakiem — tyś jest to wołanie
Niedocieczone w leśnej głuszy,


Za którym biegłem, chłopiec mały,
Ciebie na ziemi i na niebie
Szukając. Ręce rozgarniały
Gęstwiną, byle znaleźć ciebie**.



  
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Johann_Christian_Bach (data dostępu 16 X 2018)
** https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/44698-william-wordsworth-do-kukulki.html (data dostępu 16 X 2018)

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.