środa, września 05, 2018

Przeczytania... (278) Frank Dikötter "Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976" (Wydawnictwo Czarne)

Sam tytuł już przeraża, budzi respekt, zapowiada... dramat. Nie sądzę, aby średnio inteligentny obywatel miał problemy z identyfikacją pojęcia: "rewolucja kulturalna". O ile ktoś ma braki, to holenderski historyk profesor Frank Dikötter napisał książkę: "Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976", którą przetłumaczyła dla nas Barbara Gadomska, a Wydawnictwo Czarne zamieściło w swej cennej serii "Historia", której nie pierwszy tytuł zamieszczam w moich "Przeczytaniach...". Zresztą Wydawnictwo Czarne należy do wąskiego grona, z którym owocnie współpracuję od 2014 r. I niech ten stan trwa do końca tego blogu.
"Po gospodarczej klęsce Wielkiego Skoku Naprzód, który w latach 1958–1962 kosztował życie dziesiątki milionów ludzi, starzejący się Mao musiał ratować swoją pozycję i pozbyć się wrogów. Oficjalnym celem rewolucji kulturalnej było oczyszczenie kraju z elementów burżuazyjnych i kapitalistycznych, które – jak twierdził Przewodniczący – stanowiły zagrożenie dla komunistycznej ideologii. Mao wykorzystał jednak tę okazję, by wystąpić przeciwko współpracownikom, w tym także wieloletnim towarzyszom broni" - takiej treści m. in. zachętę znajdziemy na okładce książki, ale i stronie internetowej Wydawnictwa Czarne. "Rewolucja kulturalna..." - należy do tego gatunku książek, na które się czeka, wygląda, zerka czy listonosz już był. Nie dość na tym, to ten gatunek książek, który bezlitośnie wytrąca z rąk inne, czytane wcześniej tytuły! I nie ma zmiłowania! Przegrywają z nią te inne, które jeszcze wczoraj były tak ważne. Tak potrzebne?
"Chińscy uczniowie i studenci powołali do życia Czerwoną Gwardię, przysięgając bronić Przewodniczącego aż do śmierci. Wkrótce jednak z jej szeregów wyłoniły się rywalizujące ze sobą frakcje, które w imię czystości rewolucji toczyły regularne uliczne walki. W kraju zapanował chaos, interweniowało wojsko. Krwawe czystki dotknęły co pięćdziesiątego obywatela, a konsekwencje rewolucji kulturalnej były dotkliwie odczuwane przez lata" - czytamy na stronie Wydawnictwa Czarne. Na okładce już tych słów nie znajdziemy. Próżny trud.
"Kalkulował na zimno, ale był także pokrętny, kapryśny i zmienny; doskonale się czuł w zaplanowanym chaosie. Improwizował, po drodze tłamsząc i łamiąc miliony. Nawet gdy nie sprawował bezpośredniej kontroli, zawsze miał władzę i delektował się grą, w której mógł nieustannie zmieniać reguły" - to jedna z opinii autora o towarzyszu Mao. Przyznaję się: nigdy wcześniej nie czytałem prac profesora  Franka Diköttera. Wiem, że Carne opublikowało "Tragedię wyzwolenia..." oraz "Wielki głód..."*. Nie miałem jednak okazji z nimi zapoznać się. Może po lekturze "Rewolucji kulturalnej..." zmieni się to i moja wiedza dopełni się o kolejne tytuły, które w sumie składają się na tematyczną trylogię o historii Chin czasów Mao Zedonga.
"Uczniowie publicznie występujący przeciwko nauczycielom, dzieci składające donosy na swoich rodziców. Pokolenie, które zostało ukształtowane przez tragiczną dekadę rewolucji kulturalnej, wolało o niej zapomnieć. Młodzi Chińczycy nierzadko zaś nie chcą wierzyć w historie z tamtych lat. Książka Diköttera to nie tylko rzetelny, oparty na dokumentach archiwalnych i tekstach źródłowych zapis wydarzeń w Chinach okresu rewolucji kulturalnej. Dzięki wspomnieniom naocznych świadków to także emocjonująca opowieść o cenie przetrwania. Frank Dikötter w podziękowaniach – ze względów bezpieczeństwa – nie wymienia osób z Chin kontynentalnych, które pomagały mu w pracy nad książką, bo rewolucja kulturalna to we współczesnych Chinach wciąż temat tabu. W chińskich realiach przełamywanie tabu ma zaś swoją cenę" - cenna dla mnie rekomendacja samego Tomasza Sajewicza, korespondenta Polskiego Radia w Chinach, którego głos, relacja, reportaże na pewno wielu z nas zna i ceni. 
"Mao planował czystkę w kierownictwie partii i państwa, nie mógł więc w tych działaniach opierać się na machinie partyjnej. Zamiast tego zwrócił się do zradykalizowanych uczniów (niektórzy mieli zaledwie czternaście lat) i studentów, zezwalając im na oskarżenie wszelkich władz i autorytetów oraz  «otwarcie ognia przeciw sztabom»" - to znów cytat z profesora Franka Diköttera. I pewnie wielu z nas tak kojarzy "rewolucje kulturalną": aktywiści, machanie "Czerwoną Książeczką", upokarzanie przeciwników politycznych (ideologicznych), egzekucje. Sam teraz wchodzę na pdf-owe wydanie tego dzieła**. Zerkam. Nie mam czasu na analizę.
"Świetnie opracowana i rewelacyjnie napisana książka Diköttera o przyczynach i konsekwencjach rewolucji kulturalnej w Chinach jest istotnym przypomnieniem tragedii, do której doprowadził ostatni eksperyment Mao" - tak książkę ocenił "The Guardian". Tą opinię znajdziemy na jednym ze skrzydeł okładki. Na niej znajdziemy jeszcze dwie, cytuję fragment z "The Sunday Times": "Ta genialna książka nie pozostawia czytelnikowi żadnych wątpliwości: Mao niemal zrujnował Chiny, zostawiając po sobie w spadku atmosferę paranoi, którą przez lata utrzymywały kolejne dyktatury i która jest tak dobrze widoczna u współczesnego autokraty Xi Jinpinga". Dokładam to, co znajdziemy na stronie Wydawnictwa: "Gdyby «Rewolucja kulturalna» była szeroko dostępna w Chinach, mogłaby zagrozić panującemu aktualnie reżimowi. Książka Diköttera pomaga zrozumieć współczesne Chiny". Z taka oceną (z która trudno polemizować) zaznajomić się mogli czytelnicy "The New York Times Book Review". A opinia wydawcy (jak rozumiem) kończy się stwierdzeniem: "Dostęp do świeżo odtajnionych dokumentów, raportów służby bezpieczeństwa i nieocenzurowanych wersji przemówień przywódców partyjnych pozwolił Frankowi Dikötterowi w nowatorski i niezwykle klarowny sposób opisać kolejne ciemne karty najnowszej historii Chin". To na ostatniej stronie okładki. Zostać głuchym i obojętnym na takie rekomendacji? Ja być nie potrafię. Zresztą czekałem na książkę nie znając ich.
Nie należę do czytelników, którzy tropią w Internecie opinie, oceny, recenzje, sprawdzam kto ile dał gwiazdek danemu tytułowi. Sam muszę sobie wyrobić zdanie. Od razu zastrzegam: Azja nie leży w kręgu moich spontanicznych zainteresowań historycznych. Starczy rozejrzeć się po moim blogu i znaleźć posty dotyczące np. Japonii, Korei (jednej i drugiej), Wietnamu czy Kambodży. Jako przedszkolak wiedziałem, słyszałem i odróżniałem Mao Tse-tunga (takiej pisownie nas drzewniej uczono) od Hồ Chí Minha, ale nie przełożyło się to z wiekiem na zainteresowanie tym regionem świata. "Rewolucję kulturalną" poznałem oglądając filmy fabularne lub dokumentalne. Dlatego z ogromnym zaciekawieniem zasiadłem nad blisko czterystoma stronami książki, która teraz jest bohaterem "Przeczytań...". 
Pewnie, że nie możemy okresu 1962-1976 w historii Chin pozostawić tylko jednej lekturze profesora Franka Diköttera. "Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976" powinna stanowić pierwszy stopień do zrozumienia, jakąż zbrodnią na narodzie chińskim był to, co rozpętał towarzysz Mao. Pewnie mało prawdopodobne, aby tą książkę mógł nabyć ktoś w Pekinie, Xi'an, Jinan czy Nankinie. Obnaża ona kulisy upadku i zdziczenia chińskiego komunizmu. Już analiza dwudziestu trzech fotografii daje wiele do myślenia, porusza i wstrząsa.
"Okna zabito deskami, ponieważ większość szyb wytłuczono, ale część desek obluzowała się na tyle, że dawały się odsunąć. Przed rewolucja kulturalną uczniom nigdy nie pozwalano chodzić między regałami; teraz Zhai mogła sięgać po wszystkie zakazane książki. Jej ulubioną była biografia Marii Curie" - nawet nasza wielka Noblistka padła ofiarą represji? To jeden z delikatnych cytatów. Przy ogromie zbrodni, jakich się dopuszczono czym-że było zamknięcie jednej szkolnej biblioteki?
"W tej chwili czuję, że Przewodniczący Mao to jedyna osoba, której można ufać [...] wszyscy inni muszą budzić nasze wątpliwości, musimy oskarżać każdego, kto nie stosuje się pouczeń Przewodniczącego" - to jeden z głosów epoki, jakie cytuje Autor. Bezcenne. Bo jak żadne inne oddają idee, ducha tamtego okresu. Zawsze wysoko cenię sobie podobne źródła. One powstawały często spontanicznie, są zapisem odczuć i pragnień, instynktów  jakie wywołała "rewolucja kulturalna"
"Istnieją dwa sposoby zabijania ludzi: jeden to zabijanie bronią, drugi zabijanie piórem. Zabijanie piórem to sposób, który sprytnie udaje, że nim nie jest, i nie wytacza krwi. Takim właśnie mordercą jesteś" - to cytat z samego Mao, a słowa skierowane do Liang Shuminga. Książka obejmuje ramy lat 1962-1976, ale dla rozumienia procesu profesor F. Dikötter musi cofać się choćby do lat 50-tych XX w. Stąd znajdziemy np. taką dygresję: "...w 1955 roku, gdy przy okazji ataku na Hu Fenga - sławnego pisarza, który porównał ogłupiające teorie literackie głoszone przez partię do noży wbijanych w mózgi literatów - ponad milion osób, od nauczycieli w szkoła podstawowych po czołowych teoretyków partyjnych, musiało bronić się przed oskarżeniami o zdradę". Sytuacja na kilka lat przed rozpętaniem "rewolucji kulturalnej". Po prostu polityczna... konsekwencja?
"Pisanie powieści stało się ostatnio popularnym zajęciem, prawda? Wykorzystanie literatury do działalności antypartyjnej to wielki wynalazek. Każdy, kto chce obalić reżym polityczny, musi ukształtować opinię publiczną i wykonać nieco przygotowawczej pracy ideologicznej. To się stosuje i do klas kontrrewolucyjnych, i rewolucyjnych" - nie chciałbym zamienić tego "Przeczytania..." w zbiór wypowiedzi Mao, ale to chyba jednak nieuniknione. Wiele przykładów niszczenia i kultury, i ludzi, i całego pokolenia. Pojawiają się terminy dobrze znane, jak choćby: zgnilizna ideologiczna!
Terror, jaki uderzył w szkoły z racji wykonywanego przeze mnie zawodu szczególnie odbieram. Uczniowie, którzy niczym wściekłe zwierzęta rzucający się na swoich nauczycieli, dyrektorów, wzmocnieni "błogosławieństwem" towarzysza Mao! "Bian Zhongyun, wicedyrektorkę [Pekińskiego Uniwersytetu Pedagogicznego -przyp. KN] torturowano już pod koniec czerwca pod nadzorem zespołu roboczego. Uczennice pluły jej w twarz, napychały ziemi do ust, naciągnęły błazeńską czapkę, wiązały ręce za plecami, a potem biły nauczycielkę do krwi" - czytamy za F. Dikötterem. Porażające są wykorzystane źródła. Bez nich eskalacja okrucieństwa może nigdy nie wybuchłaby z takim fanatyzmem. "Jeśli ojciec jest bohaterem, jego syn także jest bohaterem. Jeśli ojciec jest reakcjonistą, jego syn jest bękartem" - to jedno z tłoczonych wtedy do głów haseł propagandowych. A małżonka Mao nie widziała problemu, bo publicznie głosiła: "Nie zalecam bicia ludzi, ale swoją drogą, co jest takiego specjalnego w biciu ludzi?".  Dalej cytowana jest jeszcze bardziej pokrętna interpretacja. Polecam. A, co się stało z Bian Zhongyun? Była grupie pięciu osób, które 5 VIII 1966 r.: "...uczennice oblały tuszem, zmusiły do uklęknięcia i biły pałkami nabitymi gwoździami. Po kilku godzinach tortur Bian straciła przytomność. Wrzucono ją do pojemnika na śmieci. Gdy dwie godziny później ciało trafiło w końcu do szpitala po drugiej stronie ulicy, już nie żyła". Trudno czytać z obojętnością o tych wszystkich aktach bandytyzmu: "W Szkole Średniej Numer 6 [...] na ścianie sali, gdzie prowadzono przesłuchania, czerwonogwardziści napisali: «Niech żyje czerwony terror». Potem odnawiali to hasło krwią swoich ofiar". Zgroza. Proszę sprawdzić w Internecie, co napisano o Bian Zhongyun. Zamieszczono fotografię jej dzieci nad zwłokami. Trzeba wytrzymać obciążenie. To, czego stajemy się świadkami jest nie do zrozumienia. Przykładów okrucieństwa odnajdziemy bardzo dużo.
Każdy system (religijny czy polityczny) potrzebuje obiektu kultu. Kreowano i utrwalano go na różne sposoby w krajach, które uwierzyły w budowanie komunizmu. "W kulcie Przewodniczącego nikt nie chciał pozostać w tyle. W miarę jak rosła lista przedmiotów potępianych jako feudalne lub burżuazyjne, zwykli ludzie coraz bardziej zwracali się jedynym bezpiecznym ideologicznie - fotografiom Mao, znaczkom Mao, plakatom z Mao i książkom Mao" - to dość ogólna charakterystyka Franka Diköttera tego, co zaczęło wyprawiać się w Chińskiej Republice Ludowo-Demokratycznej. Budowano specjalne fabryki, aby móc drukować, powielać i wysyłać "w świat" książki, plakaty, portrety czy fotografie! Całe gałęzie przemysłu nastawiano na to, aby rynek zaspokoić popyt. Wiele planów okazało się niewykonalnych. Niewydolny przemysł uginał się pod ciężarem zleceń, np. na czerwoną farbę czy plastik. Klimat tego ideologiczne obłędu doskonale oddaje wspomnienie jednego z czerwonogwardzistów: "Wypełniłem dom plakatami, bym mógł się czuć bliżej Mao". Jakoś trudno uwierzyć, że wykształcił się czarny rynek, aby zaspokoić popyt, np. na aluminiowe znaczki z Mao. "Kwitnący czarny rynek konkurował z obleganymi sklepami. Po południowej stronie placu Tian'anmen, wśród drzew piniowych, można było wymienić dziesięć małych fotografii Przewodniczącego na jeden znaczek" - brzmi nawet komicznie. Te okazały się kolejnym symbolem lojalności wobec Partii i jej Przywódcy. Na równi z "Czerwona Książeczką". Ucierpiał na tym... rozwój chińskiego lotnictwa. Bezcenne aluminium było potrzebne do budowy samolotów, a wyrabiano z niego kolejne tony znaczków z Mao.
Tak, chwilami czytając "Rewolucje kulturalną..." mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w jakimś absurdalnej krainie.  Frank Dikötter zrobił wszystko, abyśmy mogli zrozumieć czym były Chiny za Mao.
"Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976", to zarazem zapis wydarzeń, jakie bez reszty pochłonęły Chiny tamtego okresu. Nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć. "Dziś jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Widziałam właśnie Naszego Wielkiego Przywódcę Przewodniczącego Mao" - ekscytacja młodej Chinki. Takich historii można przytaczać bardzo wiele. Oczywiście Przewodniczący doskonale podsycał klima wobec swojej osoby: "Mao musiał uczestniczyć w milionowych przeglądach. W końcu, gdy nawet ogromny plac przed Zakazanym Miastem nie mógł wszystkich pomieścić, zaczął jeździć po mieście otwartym dżipem, podczas jednej przejażdżki docierając do dwóch milionów uczniów i studentów". Niewyobrażalna statystyka! W cieniu wiwatów dochodziło do tragedii, wybuchów paniki i wzajemnym tratowaniu się wiecowników. Jeszcze groźniejszą okazała się epidemia... zapaleni opon mózgowych.
Książkę Franka Diköttera powinien przeczytać każdy, komu marzy się kult jedynie słusznej ideologii, jedynie słusznego myślenia, jedynie szanowanego stawianego pomnika. "Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976", to przerażający zapis niszczenia wszystkiego, co... obce. Wyobraźmy sobie namiastkę tego tu między Odrą, a Bugiem. Należałoby wykastrować całe dziedzictwo cywilizacyjne! Poczynając w wiarę, która narodziła się w Ziemi Świętej, po kotlet schabowy, żurek i Kaczora Donalda! A pismo? Literki, które pojawiają się po uderzeniu w klawiaturę, to przecież dziedzictwo łaciny! Obce! Całe nasze życie otacza kulturowość, którą przyszła do nas z zewnątrz. A my sami?
"Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976" - to bardzo potrzebna książka. To krzyk do nas, że nie wolno bawić się w Boga! przywalać do poniżania i niszczenia innych! żadna prawa i sprawiedliwa ideologia nie ma do tego prawa! żadna demokracja nie może istnieć, jeśli naruszy wolność drugiego człowieka. Już w XVIII w. zapisano: "Wolność polega na tym, że wolno każdemu czynić wszystko, co tylko nie jest ze szkodą drugiego, korzystanie zatem z przyrodzonych praw każdego człowieka nie napotyka innych granic, jak te, które zapewniają korzystanie z tych samych praw innych członków społeczeństwa. Granice te mogą być zakreślone tylko drogą ustawy"***.

Kto nie zna, to niech się douczy. Szczególnie ci, którym starcza trzydzieści kilka procent poparcia z tych, co poszli do wyborów, aby szafować losem innych i pluć z mównicy na Wiejskiej od kanalii! Tylko dlatego, że...

* "Tragedia wyzwolenia. Historia rewolucji chińskiej 1945-1957",  tłum. B. Gadomska, 2016; "Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958-1962", tłum. B. Gadomska, 2013. 
**  https://maopd.files.wordpress.com/2012/02/wyjatki-z-dziel-przewodniczacego-mao-tse-tunga-1964.pdf (data dostępu 16 VIII 2018)
***  https://sciaga.pl/tekst/68775-69-deklaracja_praw_czlowieka_i_obywatela (data dostępu 24 VIII 2018)

4 komentarze:

  1. Napisano również:
    "Wolna wymiana myśli i poglądów jest jednym z najcenniejszych praw człowieka; każdemu obywatelowi zatem wolno przemawiać, pisać i drukować swobodnie z zastrzeżeniem, że za nadużycie tej wolności odpowiadać będzie w wypadkach, przewidzianych przez ustawę."
    Dbać tylko o to , by "rozbójnicze poprawki do ustaw" nie stały się cenzurą.
    Bez względu na szerokość geograficzną...

    Amber

    OdpowiedzUsuń
  2. To takie ciche, "od kuchni" wprowadzanie dyktatury.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Od kuchni"?-Tak
    "Ciche"?-Nie
    To dzieje się w świetle jupiterów.
    Stosując przy tym pokrętną ligikę, wmawia się gawiedzi, że to dla ich dobra.
    Zuchwałość granicząca z bezczelnością.

    Amber

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.