piątek, lipca 20, 2018

Historia przyszła do mnie sama - 12 - ponury cień Sybiru

Nie potrafię tego wyjaśnić. Czego? Mego milczenia. Kilka lat temu (rok szkolny 2015/2016?) zjawił się u mnie jeden z eks-uczniów, którego nauczał już ktoś inny. I kolejne zdziwienie: mogąc pójść do swego belfra odwiedził mnie, w mojej sali 117. Może  zapadło w głowie, to co mówiłem o moich związkach z Kresami, idei Rzeczypospolitej Obojga Narodów, syberyjskiej martyrologii? Nie poznałem nigdy motywacji. Fakt stał się następujący: zostawił mi na długie miesiące (przechodzące w lata) bezcenne skarby rodzinne. Zdjęcie, pamiętniczek i listę zesłańców.


Moja opowieść właściwie powinna się TU skończyć. Właściwie każde kolejne opisanie musiałbym opatrzyć jednobrzmiącym, jednostajny, monotonnym komentarzem: nie wiem, nie wiem, nie wiem. Czy przez to odcinek 12 cyklu jest pozbawiony sensu? Nie.


Szkoda, że nie znam personaliów obu polskich zesłańców, Sybiraków. Furażerka na głowie jednego z nich może być swoistą pamiątką z odbytej służby wojskowej, udziale kampanii polskiej 1939 r.? Nie wiem. I raczej nigdy się nie dowiem. No, chyba, że jakiś czytelnik blogu rozpozna rodzica, dziadka czy stryjecznego pradziada. Z każdym pokoleniem dorzucamy kolejne pra-. Dla mego jedynego Wnuka (lat 5) moi dziadkowie to już prapradziadkowie. Tak samo jest z tą unikatową fotografią, która zachowała się w doskonałym stanie. 



Pamiętniczek, to dobre określenie. Nie jakiś kolokwializm. Bo to formatowo jest niewielki notesik. Mieszczący się w mojej dłoni, faceta, co ma 191 cm wzrostu. Dziecięce wpisy. Powiecie banalne, typu, cytuję z zachowaniem oryginalnej składni i ortografii: "Ku pamięci. Jestem figlarką zajmuję się figlami. Do twego p. wpisuję się do gury nogami" lub "Na Pamięci. Na góże róże na dole bez. Niech Twoje życie płynie bez łez". Pewnie wielu z nas posiadało takie pamiętniki. Piszący te słowa również. Właścicielem tego pamiętniczka był Bronek. To imię raz po raz pada. I znajdujemy zapisy (dzięki nimu wiemy, że część powstała np. w marcu 1941 r.), które chwytają za gardło: "Z drogi wybranej nigdy nie zbaczaj. Kochaj milcz cierp i przebaczaj. A było to na Sybirze w lesie tajgi Skreśliła Ronka Dębska 4/II" lub "Na dobrą pamiątkę i wspomnienia pobytu na Sibirze  Wpisuje się Zosia Dębska 4/III". Autorki były siostrami? Poruszający jest moim zdaniem zapis: "Gdy przybędzemy Ciężką niewolię. I powrócimy w rodzinny kraj. Wspomnij mnie drogi Brońciu i nigdy nie zapomnij. Makarewicz Ołena 3-III-41 Sybir".




Ale prawdziwy cymes trzymam na zwieńczenie tego pisania. Ktoś z rodziny owego ucznia wykradł (bo tego inaczej nie da się określić) całe... listy zesłańców! Kilkaset (?) nazwisk! Prawdopodobnie jedyny ślad po wielu ofiarach eksterminacji narodu polskiego i nie tylko polskiego (jak sugeruje choćby brzmienie nazwisk i imion, choć i te mogą być zwodnicze)  na Kresach! Porażająca lektura. Dla Stalina, to była tylko statystyka. Ale dla człowieka myślącego (a może i rodzinnie doświadczonego, jak w przypadku piszącego ten blog), to lektura, która porusza! Osiem, pożółkłych stron. One krzyczą do nas: nie zapominajcie! żyliśmy! cierpieliśmy! zostawiliśmy tu swoje kości! swoje marzenia! swoje dzieciństwo!


Całe rodziny! Roczniki od 1861-1941! Wyobrażacie to sobie?! Bo ja - nie! Żeby zrozumieć, to twórca tego bandyckiego systemu urodził się w 1870 r.! A tu odnajdujemy osobę starszą od niego prawie o dekadę. W 1941 r. (?), nie wiem czy dobrze datuję powstanie tej listy, miał równe 80. lat! Czym ten ktoś mógł zagrozić bolszewii? Albo dziecko urodzone w 1941 r.? Czy jeszcze ujrzało świat w domowym obejściu, czy bydlęcym wagonie, a może już w tajdze? Zobaczcie, jaka zaczyna snuć się historia...



Nie potrafię obojętnie o tym wszystkim pisać. Moją rodzinę (mama, wuj, babcia i dziadek z województwa wileńskiego) przed zsyłką (czerwiec 1941 r.) uratowała agresja niemiecka na Sowietów! Paradoks dziejów. Wszystkie to dokumenty staram się wykorzystywać w swojej pracy. Nie chowam ich w biurku. Nie rozumiem dlaczego dopiero teraz opisuję.


Zdaję sobie sprawę, że moje archiwum pęcznieje od różnej treści dokumentów i fotografii.  Wszystko dary moich obecnych lub minionych uczniów (lub znajomych). Jestem w trakcie oczekiwania na materiał dotyczący dziadka, który "był ułanem wielkopolskim", jak  zdradziła wnuczka tegoż. Szczegółów nie zna i bardzo boleje, aliści skontaktuje się z kimś, kto ma wiedzę. Kto wie, może za kilka dni (tygodni? miesięcy?) poznamy kolejny wycinek historii, która przyszła do mnie sama. wierzę w to, liczę, że Kamila nie zawiedzie i podzieli się z nami odkrytą wiedzą.



Wierzę, że kiedyś dopisany zostanie ciąg dalszy losów ludzi z tych list. Tyle już zaskakujących finałów poznał ten blog i ja. Prawdopodobnie ten odcinek cyklu opublikuję w lokalnej prasie - i kto wie czym to się skończy.

Brak komentarzy: