środa, czerwca 20, 2018
Spotkanie z Pegazem (125) Czesław Niemen "Epitafium" (Pamięci Piotra)
Umarł Marek.
Nie znaliście Marka. Wiem. Marek w latach 1985-1990 był moim uczniem i wychowankiem w SP 22 w Bydgoszczy. To była moja pierwsza klasa, którą prowadziłem od klasy IV do szczęśliwego finału w czerwcu 1990 r. Potem wpadaliśmy na siebie na ulicy. Ostatnie takie spotkanie (w okolicy mej dawnej budy średniej, tj. mechanika 1) trwało blisko dwie godziny. Marek w skórze, długie włosy, jakby dopiero zsiadł z motocykla lub urwał z kapeli hard-rockowej. Zagadał mnie (Bliźniaka z natury) niemal na śmierć. Może dlatego, że sam był spod znaku Bliźniąt. Kilka dni temu Marek skończył 43. lata. Jeszcze 12 czerwca dokonywał wpisu na Facebooku: "Siemka kochani..informacyjnie tak chcialem napisać... Czerwiec leci mi
chemia... Oslabia ze grom zaczynam odczuwać.. Czasem wręcz nie
mam.sily pisać na fb.. Dziwne stany.niegniewajcie sie ze mniej mnie
będzie lub ze nie odpiszę...wiadomo staram się wsio wytrzymać i nie
poddam obiecalem. Więc slowa dotrzymam.👍dziękuję jeszcze raz wszystkim za wsparcie ze jesteście ze mną duchowe i nie tylko". Cytuję bez mojej ingerencji. Zmarł w ostatnią niedzielę.
Po co ten wstęp? Bo zwykle, gdy zderzam się ze śmiercią kogoś tak młodego i mi bliskiego, to wraca do mnie "Epitafium" (Pamięci Piotra) Czesława Niemena. Tak, wspominałem o tym utworze w tekście "Niemen" z 17 stycznia 2013 r. To był jeden z pierwszych wpisów na tym blogu, który wtedy liczył sobie raptem miesiąc i dwa dni. "Epitafium", to dla mnie b a r d z o ważny tekst. Kiedy zmarła koleżanka Mariola - też nadmieniłem i cytowałem te smutne słowa...
Jakie imię
nosi
ten
co
w półuśmiechu
myśli
w zaledwie rozpoczętej
pieśni
w półkroku drogi
przeciął
nić
uwitą
z miłości...
Czyim
kaprysom
w ofierze
zawlekliśmy ciebie
na stos pogrzebny
i w pejzażu cmentarnym
stoimy osłupieni
nad nowo wyciosanym
krzyżem
Świętemu prawu
świętych czynów
urąganiem
zwracam się
do ciebie
c y w i l i z a c j o
pełna pychy
opiekunko
co ty uczynisz
jakim narzędziem
wyrwiesz
ostrze bolesne
z serc
bijących
w żałobne dzwony
jak jeszcze długo
skrzypiący frazes
takie jest życie
jedynym będzie
usprawiedliwieniem
niedorzecznej
śmierci
CZŁOWIEKA
Nie pamiętam, kiedy mój brat kupił płytę "Katharsis". Od pierwszego słuchania został ze mną utwór zamykający longa, poświęcony pamięci perkusisty Piotra Dziemskiego (1953-1975). 10 lutego muzyk skończyłby 65. lat. Miał 22., gdy umierał.
Powinienem przeprosić Marka. Do dziś nie wykorzystałem zdjęć, jakie nadesłał do mnie z Mönchengladbach (Burton Garden). Na swoim Facebooku pożegnałem Marka słowami: "Nie wierzę w to, co czytam. Marku nie mogłeś przegrać! Ledwo, co
skończyłeś 43 lata - i koniec? To miała być kolejna życiowa walka, którą
podjąłeś. Po Jarku, Piotrze i Ciebie zbraknie z VIII b SP 22,
absolwenci 1990 r. A wiesz, co jest najstraszliwsze? Że życie idzie
dalej. Dalej będzie świecić słońce, a ludzie będą szczerzyć na siebie
kły. Wobec Twej śmierci wszystko staje się miałkie i puste. Szkoda, że
nie udało się nam raz jeszcze spotkać. Miałeś mnie zabrać do Mülheim an
der Ruhr. Cholerne wyroki!... Takim Ciebie zapamiętać: Ty i węże!
Pamiętasz, że podziwiałem niezwykłość Twojej pasji. Żegnaj. Twój
wychowawca. PS: To nie ta kolejność w odchodzeniu". Kilka komentarzy pod tym zapisem, to koleżanki i koledzy z dawnej VIII b.
Stoję bezbronny nad faktem tej bezsensownej śmierci. Marek wraca do domu, do Polski, do Bydgoszczy, do Łęgnowa. Za kilka dni. Moja... klasa duchów powiększa się.
Marek
PRZYMUS
(1975-2018)
R. I. P.
R. I. P.
Straszna jest śmierć młodych ludzi. Ostatnio tyle się o tym słyszy. A życie jest tylko jedno. Drugiej szansy nie będzie. Dobry był z Pana wychowawca....
OdpowiedzUsuńWyrazy współczucia dla rodziców.
OdpowiedzUsuńTo straszne , przeżyć własne dziecko...
Dramat , pustka , czas się zatrzymuje!
I tak ciężko pogodzić się z tym, że ktoś z uprzejmości wita się słowami " dzień dobry" ...
Cóż PANTA RHEJ....
Mona
"Klasa duchów", to poetyckie choć takie smutne...
OdpowiedzUsuńSocial media skracają dystans pomiędzy ludźmi i niosą tele radości, co smutku........
Mona
Boli tym bardziej, że kontakt był dość aktywny. Marek pisał o swoich problemach, wzlotach i upadkach, dziewczynie i wężach. Chwalił się każdym nabytkiem. Zaskakująca pasja. No i wizyta, do której już nigdy nie dojdzie. Za kilka dni to On zjawi się tu, nad Brdą. Już na zawsze i nieodwołalnie. Lista nieobecnych zwiększa się.
Usuń