środa, kwietnia 25, 2018

Przeczytania... (262) Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński "Broad Peak. Niebo i piekło" (Wydawnictwo Poznańskie)

"Broad Peak. Niebo i piekło", to książka, która otwieramy na własną odpowiedzialność. Godzimy się, że Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński zabierają nas znów w góry, znów w Himalaje. Będzie o bohaterstwie, będzie o poświęceniu, będzie o ludzkich słabościach (i małościach?), będzie o śmierci. Nie mówcie później, że nie ostrzegałem. Jeśli szukacie sensu w organizowaniu kolejnej górskiej eskapadzie, to seria reporterska Wydawnictwa Poznańskiego podsuwa wam lekturę godną wielu przemyśleń, może zniechęceń, choć w to nie uwierzę. Bo pewnie każdy z nas uważa, że nieszczęścia i dramaty wydarzają się innym, ale nie nam. W 2013 r. dramat stał się udziałem Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego.
"Wierzę, że każdy z bohaterów tej książki zginął robiąc to, co kochał najbardziej, i nie nam, którzy zostali bezpiecznie na nizinach, to oceniać" - podpisuję się pod słowami Martyny Wojciechowskiej. Zrozumieć? Dla mnie każda himalajska lektura, to takie zmaganie się z sensem tego. Oceniać, a zrozumieć, to chyba jednak różne kategorie. Ale i na okładce znajdziemy takie stwierdzenie dotyczące Autorów: "Próbują także odpowiedzieć na pytanie, czy wspinaczka w najwyższych górach jest hymnem wolności czy raczej «Himalajami egoizmu»?".
Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński zabierają nas na Broad Peak. Każą raz jeszcze wracać do dramatu, jaki wydarzył się w 2013 r. Znamy więc finał dramatycznego zdobywania i schodzenia z 8051 m.n.p.m. Książka, to przeszło pięćset stron. Jest, co czytać. Jest od czego odrywać się do codzienności. Jest do czego wracać. Tym bardziej, że spotykamy tu wielu znajomych, jeśli nie osobiście poznanych (jak w przypadku piszącego to tu teraz), to choćby z książek, jaki już znalazły się w tym cyklu, np. W. Rutkiewicz, J. Kukuczka, A. Zawada, J. Długosz, J. Onyszkiewicz, L. Cichy, K. Herrligkoffer czy R. Messner. Tak, odnotowano ślady tych tytanów himalaistki i alpinizmu. 
Każda przeczytana kartka, każdy poznany los, każda tragedia (wobec, której nie jestem obojętny) uczy mnie pokory wobec ludzki, którzy jednak wspinają się na kolejne tysiące metrów nad poziom morza. Nie inaczej jest przy lekturze B. Dobrocha & P. Wilczyńskiego. Szukam człowieka. Za każdym razem. Może ktoś powie: on się nam tu już powtarza. Uczę się ich i od nich. Nie wiem na ile zdobyta tą droga wiedza zostanie kiedyś w moim życiu spożytkowana. Wierzę, że ich wybory, ich reakcja, ich bolączki, to nie tylko domena himalaistów, alpinistów, taterników czy każdego innego, kto szuka w górach potwierdzenia siebie. Stąd pojawiają się tu rady, opinie, oceny, to jak odbierali swoje klęski i zwycięstwa.
  • Nie można jednak pomóc osobie, która nie współpracuje. Jeden czy dwóch wspinaczy nie są w stanie sprowadzić człowieka, który sam nie daje rady zejść. Gdybym wtedy nie poruszał się o własnych siłach, nawet Urubko z Wielickim nie daliby rady znieść mnie na dół - Marcin Kaczkan. 
  • Czasami umysł nie jest gotowy znieść tak silnej presji niebezpieczeństw i trudności, a Polacy umieli się z nią zmierzyć. [...] Jednak nie byłem gotowy na solowe wejście, byłem za młody" - Denis Urubko.
  • Jest coś takiego, jak zadra: coś nie wychodzi, gdzieś sie "wykrzyczało" i trzeba to skończyć. syndrom niedokończonego zadania jest koszmarny. My wszyscy cierpimy na tki syndrom - Piotr Pustelnik.
  • ...życie uczy, że w górach wszelkie kalkulacje mają znikomą wartość - Aleksander Lwow. 
  • Już sama wspinaczka jest twórcza - do zaplanowania poprzez przeprowadzenie i zejście. Także akcja ratunkowa jest bardzo swoistym, ale jednak aktem twórczym. Artyzm oznacza tu niesamowitą odpowiedzialność za siebie i za ratowanego - Michał Jagiełło.
Nie wszystko z tego, co powyżej cytuję jest czytelne? Wiem. Ale celowo nie dopisuję uzupełnień. To ma być swoista forma zaproszenia do lektury książki duetu Dobroch & Wilczyński. Przecież i tak wiadomo, że to moje subiektywne spojrzenie na przeczytanie tych kilkuset stron. Co do mnie przemawia? A choćby takie stwierdzenie: "...najbardziej «polską górą» można uznać Broad Peak. W historii eksploracji odegraliśmy czołową rolę i to na niej polscy wspinacze ustanawiali kolejne rekordy". Pierwsi Polacy na Broad Peak, to Jerzy Kukuczka i Wojciech Kurtyka. Dlaczego to zdobywanie klasyfikuje się do kategorii... nielegalnych? 
Zwróćmy uwagę (a spotkamy na tych kartach np. D. Urubko, A. Bielecki), że jesteśmy świeżo po zimowej próbie szturmu na K-2. Mimo wszystko powrócą pewne pytania, wątpliwości, zacznie się wspólne gadanie z książką. Ona nie zostawia nikogo obojętnym wobec tego, co działo się na Broad Peak. To po prostu jest moim zdaniem niemożliwe. Taki finał zdobycia w 2005 wierzchołka Sziszapangmy: "...na zdjęciach widać, że idą praktycznie na czworakach, niezwiązani ze sobą, mocno wbijając czekany i zęby raków, aby porywy wiatru nie zdmuchnęły ich z grani".  To Piotr Morawski i Simone Moro zdobyli 8013 m. n.p.m. A śmierć filmowca Stanisław Jaworskiego, był 13 XII 1983 r.: "Podczas zejścia ze wspomnianej turni  popełnił błąd, wpinając się do jednej tylko żyły, starej w dodatku liny poręczowej, która pod jego ciężarem pękła. Jaworski spada 120 m, ginąc na miejscu". Odejść obojętnie wobec tych zapisów? Jeśli o mnie chodzi, to nie potrafię. Odkładam wtedy na chwilę książkę, oswajam się z myślą. Bo niby, co mnie obchodzić powinna choćby amputacja palców Macieja Stańczaka? A obchodzi! Tym bardziej, że wiem jaki dramat jest kręgosłupem całej tej żmudnej reporterskiej roboty Autorów.
"Patronat nad programem obejmuje prezydent Bronisław Komorowski, a Ministerstwo Sportu obiecuje 350 tys. zł rocznie" - i raz jeszcze jedność narodową zjednała chęć, aby być lepszym niż... Rosjanie (Ruskie)? Pieniądze, to zapewne pasjonujący temat. O ich posiadanie wszystko się rozbija: planowanie, realizacja, zdobywanie szczytów. "Na ostatnią, w 2013 r. na Broad Peak, ze środków budżetowych przeznaczonych zostanie 190 tyś. zł. Nie jest to kwota wystarczająca na pełne pokrycie kosztów organizacji, na które składają się przeloty samolotowe i przejazdy, cargo, zakup sprzętu, prowiantu, paliwa, transport [...] opłacenie tragarzy, kucharza, prowadzenie bazy oraz inne, mniejsze wydatki logistyczne" - czytamy dalej o kosztach. Nie ukrywam, że nie wiedziałem, iż budżet partycypuje w podobnych wydatkach. Wychodzi na to, że także ja mam minimalny wkład w organizowanie wypraw?  
"Karakorum pokrywa północną część Pakistanu, a także część Indii i Chin. Jest to drugi pod względem wysokości łańcuch górski Ziemi. Z czternastu ośmiotysięczników, dziesięć jest w Himalajach, a cztery właśnie tu. Wśród nich jest Broad Peak" - godny przypomnienia szczegół. Pewnie, że Autorzy poświęcają wiele miejsca przygotowaniom do wypraw, zaprawie. Ale też historii samego szczytu, ba! nie pozbawiają nas plastycznych opisów, jak ten: "Góry mają różne oblicza i budzą rozmaite skojarzenia. W widzianej z lodowca Godwin-Austen otyłej posturze masywu Broad Peaku, którego trzy skalne kopuły górują niczym czarne kaptury nad białym habitem śnieżnych stoków i lodowców, można dostrzec powagę i dostojeństwo". Dobroch & Wilczyński piszą bardzo sugestywnie i plastycznie, umiejętnie wplatają relacje świadków wypraw, wywiady z nimi. A więc te treści, do których przeciętny czytelnik miałby utrudniony dostęp. Brawo Panowie!
Nie spodziewałem się natrafić tu na ślady pośrednio związane z ks. prof. J. Tischnerem, a wiążące go z Maciejem Berbeką czy organizowaniem wiosną 1982 r. obozu szkoleniowego w tatrach dla... ZOMO? Trudno się dziwić, że bohaterów tej opowieści, którzy dali się tak wykorzystać: "...dotknął ostracyzm - większość kolegów pracę z zomowcami odpowiedzialnymi za największą zbrodnię okresu stanu wojennego uznała za zdradę". Wychodzi na to, że nie da się uciec od historii?Bo przecież Broad Peak...",  to również historia zimowych wyczynów polskich himalaistów! Pawlikowski, Zawada, Berbeka. I te zabawne anegdoty o... rzekomym truciu się polskich wspinaczy, żarłoczności księdza Kardasza. Cudowna odmiana wobec trudu i dramatów, jakich wiele odnotowują Autorzy.
Książka B. Dobrocha & P. Wilczyńskiego sprawia, że mimo, że jesteśmy na początku drogi, wspinaczki, a już rozglądamy się za kolejną himalajską książką. Ja już wiem, która będzie kolejna w przeczytaniu. To jest swoisty bakcyl podróży. Wielu z nas kiedyś połykało książki państwa Centkiewiczów, Fiedlera czy Szklarskiego. Ja to mam z tematyką górską i trudno mi się oprzeć nowej książce. Gdzie w tym wszystkim choćby Maciej Berbeka. Jest jest! Bez obaw. Autorzy dużo miejsca poświęcają rodzinie, środowisku w jakim wzrastał. "Był opiekuńczy, można było na nim polegać, właściwie o nic nie musiałem się martwić, bo on już tam [tj. w Indiach - przyp. KN] był wielokrotnie. Szalenie dbał o to, by nic nikomu nie stało się. [...] Raz udało mi się zjeść w jakimś ulicznym punkcie gastronomicznym. On to zauważył, musiałem więc wypić podwójną dawkę whisky, żeby uniknąć zatrucia" - wspominał jeden z przyjaciół, Maciej Wojak. Robi wrażenie zdjęcie Berbeki na szczycie Mount Everestu, jak trzyma w ręku... różaniec. Inny z uczestników wspólnych wypraw utyskiwał w oryginalny sposób: "My tutaj zasuwamy, biegamy, ładujemy, śpimy w workach - a on tam jedzie i od pięciu, sześciu tysięcy jak czołg". Na mnie robi to wrażenie. Pierwszy raz, na kartach tej książki, spotykam się z terminem "międzykontynentalna turystyka wysokogórska". Wręcz czytamy o... wymieraniu narodowych ekspedycji. Świat wokół ośmiotysięczników ulegał zmianie. I o tym też jest ta niezwykła książka. Maciej Berbeka, jako przewodnik, zdobędzie najsłynniejszy szczyt świata, i jako pierwszy od tybetańskiej strony. Wojak też zostawił nam taką opinię: "Jak wracał z himalajów, to już planował wyjazd w Andy, jak nie w Andy, to do Afryki". Było i miejsce, i czas na Tatry. Stąd i nie dziwota, że czytamy dalej m. in. "Tatry w jego oczach [...] nie brzydną, nie maleją ani się nie nudzą. Podobnie jak niegdyś ojciec, Maciej kontynuuje pracę przewodnika tatrzańskiego  i służbę ratownika TOPR-u". Czytelnik odnosi wrażenie, że został... skrzywdzony, bo nie dane mu było poznać tak niezwykłej osobowości. Stąd tych kilka zdań, jakie cytują Autorzy, Macieja Berbeki (poświęcono mu niemal monograficzny rozdział):
  • Marzyłem, że stanę na szczycie tej góry - strasznej, ale pięknej. Tego widoku się nie zapomina. Można powiedzieć, że to jak z kobietą: chwila z jedną daję więcej niż lata z inną. 
  • Jestem też ratownikiem TOPR-u i niesienie pomocy jest chyba najważniejsze, gdybym miał ustawiać hierarchię wartości w górach. Wspinanie, uprawianie alpinizmu to piękny sport, który może wypełniać całe życie, ale pełną satysfakcję daje mi dopiero niesienie pomocy w górach: idea wyciągnięcia pomocnej ręki.
  • W naszych rozmowach o górach było takie określenie: czy dotknąłeś już drugiej strony lustra, czy tam zaglądnąłeś. I ktoś, kto tego uczucia doświadczył, w podświadomości chce do tego wracać, potrzebuje być w tej sytuacji, gdy poziom adrenaliny będzie tak duży, a stawka będzie tak wielka, że znowu mu się za tę drugą stronę lustra uda spojrzeć.
"Na lotnisku są bliscy Tomka Kowalskiego. I tylko on utrwala ten moment swoim aparatem: na twarzach rodziców widać więcej dumy niż dobrze maskowanego wzruszenia, Agnieszka, dziewczyna Tomka, skrywa je za szerokim uśmiechem" - oto kolejny bohater dramatu. Był 15 stycznia 2013 r., lotnisko Okęcie. "Widać wyraźnie dwie grupy: starsi himalaiści rozmawiają, młodsi, jakby nieco jeszcze onieśmieleni ich towarzystwem, trzymają się z boku" - zaczyna się kolejna wyprawa. Gdzieś tam czeka góra, szczyt. możemy spojrzeć w oczy Tomasza Kowalskiego i jego bliskich. Mamy te świadomość, że to ostatni raz... że nigdy więcej... że więcej nie poczują swych serc bicia... 
"Zaczynają niemalże z biegu, już 25 stycznia wychodząc na pierwszy rekonesans w kierunku miejsca, gdzie stanąć ma obóz I w drodze na szczyt. akcja górska rozpoczyna się błyskawicznie" - jednego, czego nie jest nam dane odczuć, to owego wzrostu adrenaliny, napięcia czasem i zniecierpliwienia w oczekiwaniu na okna pogodowe lub wiatrowe. Nuda miesięcy spędzonych w bazie. My siedzimy z książką wygodnie w domu. Co tam wiemy o aklimatyzacji, przystosowaniu organizmu do zupełnie innego ciśnienia atmosferycznego. Z bazy będą mogli wyjść dopiero 6 lutego. "Każdy ma w górach wysokich własną taktykę, opartą na doświadczeniu poprzednich wypraw, wypracowaną na podstawie znajomości własnego organizmu. Każdy ma tez swoje patenty" - przypominają nam Autorzy. A na zewnątrz - 28℃! Atmosfera w obozie zagęszczała się: "Jedno jest pewne: jeśli do wszystkich opisanych wyżej czynników dochodzi przedłużające się załamanie pogody - czas spędzony w bazie daleki jest od sielanki".
Bezcenne są cytowane notatki, zapiski z tej wyprawy. Pisane na gorąco oddają bez zakłamania atmosferę, jaka panowała w grupie, napięcie. Nie zawsze jest słodko, o czym może świadczyć choćby taki oto zapis, komunikat: "Uczestnicy nie bardzo chcą się dzielić na 2 zespoły. Uważają, że w czwórkę - działając razem - mają największe szanse na sukces. W bazie trwa burza mózgów a spod czapek się dymi. Kierownik [tj. Krzysztof Wielicki - przyp. KN] ma bardzo trudne zadanie do wykonania". I jest! Zdobyty Broad Peak! Adam Bielecki dotarł na szczyt o godzinie 17.20, Artur Małek o 17.50, dziesięć minut później są tam też Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski! Sukces! Był 5 marca 2013 r. "Historyczny wyczyn polskich himalaistów! Stanęli zima na szczycie Broad Peaku!" - informował portal RMF FM. Idę tym tropem i odnajduję stosowną stronę i artykuł z tego dnia*. A Autorzy dodają: "Trudno sobie wyobrazić, jak silne impulsy i namiętności gnają czwórkę wspinaczy zbliżających się do wierzchołka". Każdy miał inny. Jaki? Polecam lekturę "Broad Peak. Niebo i piekło". Z wypowiedzi Adama Bieleckiego:
  • Podróżując, nauczyłem się, że na świecie jest bardzo wielu dobrych ludzi. Jak się już wszystko zawali i gorzej być nie może, zawsze ktoś wyciągnie pomocną dłoń -
  • Wspinanie od takiego młodego wieku ukonstytuowało mnie jak człowieka, pozwoliło zrozumieć, co w życiu jest naprawdę ważne i od wielu lat mam takie podejście, że człowiek musi mieć bezpieczne miejsce do spania, co jeść, co pić, musi mu być sucho, ciepło, a cała reszta to jest wielki bonus.
  • Człowiek, jak jest młody, rzeczywiście myśli, że jest nieśmiertelny, a taka młodzieńcza brawura i nieświadomość mogą być bardzo pomocne we wchodzeniu na górę.
  • Nie lubię takiego gdybania, scenariusze można mnożyć w nieskończoność. Nie wiemy, co się z nimi stało i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.
  • Miałem bardzo dużą potrzebę akceptacji ze strony środowiska, miałem na tym punkcie kompleksy.   
  • ...jak sobie wyobrazić temperaturę odczuwalną -60 czy -70°? Nie mamy skali, nie mamy do czego tego odnieść. Jeden z dziennikarzy próbował sobie kiedyś to wyobrazić, mówiąc, że to jakby wsadzić człowieka do chłodni przemysłowej i postawić turbinę silnika odrzutowego - czyt to by było to? Nie.
  • Lubię ludzi wyrazistych, a to, co łączy środowisko, w którym się obracam, to kontestacja ustalonego porządku społecznego. 
"Mogę nie akceptować tego, co robi mój syn. Bo to dla mnie stresy, nieprzespane noce, czasem wiele tygodni bez znaku życia. Wolałabym, żeby miał inna pasję, to oczywiste. Ale nie mam wyboru, mogę go tylko wspierać w tym, co robi" - to wypowiedź matki Adama Bieleckiego. Pewnie wiele matek, których dzieci idą w góry mają podobne odczucia. Podoba mi się matczyna filozofia: "Co, miałam go przykuć do kaloryfera? Szkoda kaloryfera". Chyba jednak zapominamy, że uczestnicy wypraw maja rodziny, matki, żony, dzieci. Skoro tyle było cytowania (moim zdaniem: mało!) Adama Bieleckiego, to może, co o bracie powiedziała siostra , Agnieszka Bielecka (a nie jest to jedyna jej wypowiedź wykorzystana w tekście): "On ma frajdę z eksploracji, robienia nowych rzeczy, bycia tam, gdzie jeszcze nikogo nie było. Proces odkrywania daje mi głębszą satysfakcję". I poznajemy to niezwykle indywidualne dochodzenia Bieleckiego do tego, kim się stawał.
Dramat zejścia. Dramat rozejścia się dróg. Bielecki i Małek schodzą w dół. Berbeka i Kowalski zostali z tyłu.A potem stawianie sobie pytań, na które nigdy nie otrzyma się odpowiedzi: "...czy gdyby jeszcze na szczycie Bielecki i Małek dostosowali swoje tempo do wolniejszych kolegów, cokolwiek by im pomogli? Jakiego poświęcenia by to od nich wymagało? Ile kosztowało?". Autorzy odważnie stawiają jeszcze jedno, jak sami napisali rzadko stawiane: "..czy zginęliby razem z Berbeką i kowalskim?". To są te trudne momenty życia. Ale i rodzące się w czytelniku dylematy, które zamykają się w jednym "gdyby". "Byłem przekonany, że walczę o przetrwanie. Czy słusznie? [...] Tamte realia można porównać do wojny. [...] Tak, my tam zaczęliśmy uciekać. Wszyscy, włącznie z Maćkiem. Czy to wystarczy, żeby nas [...] jednoznacznie potępić?" - to raz jeszcze Adam Bielecki. Czytelnik tez musi zmierzyć się z tymi problemami. Brał książkę do ręki na własną odpowiedzialność. Pisałem o tym. A teraz? A teraz zaczyna wdziewać togę prokuratora, oceniacza? Ja tego nie robię. Dlatego zostawiam każdego z tymi pytaniami, dramatem w tym miejscu. Swoistym rozdrożu.
Tomaszowi kowalskiemu tez oczywiście poświęcono oddzielny rozdział. Szkoła, dorastanie, pasja, góry, Agnieszka. I blog. Mamy coś wspólnego? Na nim dzielił się swymi sukcesami, przemyśleniami, prawdą o sobie. Wybieram kilka cytatów. Widzimy pasjonata, kogoś kto dopiero otwierał drzwi wielkiej życiowej przygody:
  • Udało się! 28 stycznia stanąłem na szczycie Aconcagua. Nie będzie dramaturgii, koloryzowanie. Po prostu stało się nieuniknione. 
  • Rano miałem "rozmowę kwalifikacyjną" w kapitule, [...] w której zasiadają takie osoby, że czułem się zaszczycony tym, że w ogóle siedzę z nimi przy jednym stole. Dotychczas czytałem tylko ich książki i historie, a teraz musiałem się zaprezentować. 
  • Nie jestem samobójcą i staram się nie podejmować zbyt dużego ryzyka. Gdyby choć jedna osoba była gotowa ruszyć ze mną na Pobiedę, to jestem pewny, że udałoby się ją zdobyć. 
  • Wspinamy się jeszcze dwa wyciągi do przewinięcia na drugą, ciemniejszą stronę filara. Nie wygląda źle, ale godzina na zegarku ostudza nas zapał. Czasem trzeba dać za wygraną [...]. 
  • I teraz jestem tu, jakby nigdy nic żartując sobie przy stole z Krzyśkiem Wielickim, gościem, który jest dla mnie bohaterem. Czuję się tak, jakbym był jakimś młodym gitarzystą z początkującego zespołu i zagrał razem z Mickiem Jaggerem i Rolling Stonesami na pełnym stadionie Wembley.
Zerkam na ulotkę, którą dołączono do wydania książki Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego "Broad Peak. Niebo i piekło", tam jedno jeszcze zdanie Martyny wojciechowskiej: "Warto przeczytać i szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, jaka jest cena marzeń". Chwyta za serce, kiedy czyta się to, co powiedział Krzysztof Wielicki: "Wiedziałem, że nikogo nie uratujemy, ale dopóki nie było niezbitych medycznych przesłanek, nie mogłem czegoś takiego powiedzieć. Poza tym zawsze jest jakieś irracjonalne wahanie". Tych kilka poniższych opinii, wypowiedzi oddaje doskonale, jak odbierana była tragedii, której ofiarami byli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski:
  • Gdy w górach dzieją się wypadki, każdy komentuje, ale kiedy tam jesteś, dopiero widzisz, jakie są realia - Karim Hayat.
  • Oficjalne uznanie Kowalskiego i Berbeki za zaginionych pojawiło się moim zdaniem o dobę za wcześnie. Myślę, że jednak zabrakło wyczucia, ten komunikat powinien zostać wydany później. Wyglądało, jakby Krzysztof Wielecki od razu wykluczał akcję poszukiwawczą - Janusz Kurczab.
  • Nikt nie wie, jakby się to skończyło, gdyby szli razem. Być może nic by to nie dało, ale ja mam poczucie, że wszystko mogło się skończyć inaczej - Agnieszka Korpal.
  • Niestety, zacznie się szukanie winnych, pojawią się różnej maści "eksperci", komentatorzy, moraliści i mentorzy. Odbędzie się wyścig, kto jest bardziej pryncypialny - Zbigniew Piotrowicz.
  • Podskórnie czuję, że środowisko zakopiańskie, z którego pochodził Maciej, będzie się teraz skłaniać ku tworzeniu legendy Berbeki. Uważam, że jemu żadna legenda nie jest potrzebna - Aleksander Lwow.
  • Nie chciałabym działać na wyprawach, podczas których ludzie nie dbają o siebie. Część uroku gór polega na tym, że robi się coś razem. Są słabości, niedociągnięcia, wszystko dociera się na bieżąco. nikt nie zakłada, że osłabnie na 8000 m, ale... - Anna Czerwińska.
  • Przede wszystkim przyczyną nieszczęścia było załaman[i]e** psychiczne, a załamanie psychiczne nastąpiło w wyniku tego, że chłopcy zostali sami - Jacek Berbeka.

To ważna podróż za nami. Broad Peak zdobyty! Broad Peak okupiony śmiercią dwóch polskich niespokojnych duchów: Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Nie mogło być moim zamiarem opisanie całej dramaturgii marca 2013 i tego, co się stało później. Sam jestem bezbronny wobec faktów. A Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński rzucają kolejne pytania: "Czy w tym stanie jest miejsce na refleksje o partnerach? Czy gdyby na miejscu Bieleckiego znalazł się ktoś bardziej doświadczony, bardziej odporny psychicznie, byłby w stanie działać inaczej? Tego dylematu rozstrzygnąć się dzisiaj nie da". Znajdziemy pytania dotyczące Tomasza Kowalskiego: "Jak to możliwe, że młody chłopak, który razem z innymi osiągnął niezdobyty wcześniej ośmiotysięczny szczyt, nie sygnalizował podczas wejścia żadnych problemów, nie wyglądał na bardziej zmęczonego od pozostałych, nagle - w ciągu najwyżej godziny od osiągnięcia wierzchołka - tak dramatycznie osłabł? Co się stało, że odcinek, który najmocniejszemu w grupie zajął podczas zejścia najwyżej półtorej godziny, on pokonywał przez około 11-12 godzin?". Sami zaczynamy stawiać kolejne pytania? Pewnie tak jest. Jedno jest pewne: Autorzy odwalili kawał dobrej dziennikarsko-pisarskiej roboty, a Wydawnictwo Poznańskie zadbało o edytorskie opracowanie ich pracy.

*      *     *

"Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Dlaczego więc ryzykuję stratę wszystkiego? Każdy chce zajrzeć na druga stronę lustra. Zajrzeć i wrócić. Nikt nie myśli, żeby zostać. Bardzo chce się uniknąć ryzyka. Ale nie iść nie można" - z tą myślą Macieja Berbeki zostawiam Was z książką Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego. "Broad Peak. Niebo i piekło" na pewno nie zamyka kolekcją książek górskich. Już się o to stara zaprzyjaźnione i cenione przeze mnie Wydawnictwo Poznańskie.

*http://www.rmf24.pl/raporty/raport-zimowe-zmagania/sezon2012-13/news-historyczny-wyczyn-polskich-himalaistow-staneli-zima-na-szcz,nId,938789 (data dostępu 7 IV 2018)
**błąd literowy, korekta własna

2 komentarze:

  1. Całkiem niedawno himalaizm stał się gorącym tematem, nie tylko na internetowych stronach. Sama nie do końca mogę zrozumieć tę pasję, to że zostawia się najbliższych i tak wiele ryzykuje. Książkę- mam nadzieję- uda mi się przeczytać.

    OdpowiedzUsuń