piątek, kwietnia 06, 2018

Przeczytania... (257) Juha Kurvinen "Urodziny dyktatora. W cyrku Korei Północnej" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

"Na widok ulic i panującej atmosfery pierwsze skojarzenie, co przychodziło do głowy: czy to jest realne, czy też może śnimy? Machinalnie pomyślałem o Roku 1984 George'a Orwella, w którym odmalował on obraz koszmarnego państwa totalitarnego" - to Juha Kurvinen  i cytata wybrany z jego niezwykłej książki: "Urodziny dyktatora. W cyrku Korei Północnej", w tłumaczeniu Iwony Kiuru . Kolejny cenny tom Wydawnictwo Dolnośląskiego z serii "Z Różą Wiatru". Kolejna, na pewno nie ostatnia, książka, dzięki której możemy spacerować po Pjongjangu. Wyludnionej, zastraszonej stolicy Korei Północnej. Od dwóch dekad mamy doskonały dokument Andrzeja Fidyka pt. "Defilada". Jedna lekcja wypływa z tego filmu: jest pozbawiony komentarza. Tak samo chcę zatrzymać swe wrażenia z książki fińskiego Autora. 

Tak, zazdroszczę, że Juha Kurvinen był tam, gdzie był. Odwiedził państwo, w którym kwitnie w trzecim pokoleniu komunistyczna dynastia Kimów. Tego nie wymyślił ani Marx, ani Lenin, ani Stalin, ani Mao: "Kupiłem za kilka dolarów zbiór wszystkich wydanych w kraju znaczków pocztowych. Nie zdziwiłem się, gdy na każdym ujrzałem podobiznę ojca lub syna, lub ewentualnie cokolwiek związanego z armią albo inną propagandę".
Muszę brać każde słowo Autora za fakt. A wkrótce podpierać się nimi, kiedy przyjdzie mi mówić o Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej. Każdy taki zapis, to źródło. Zweryfikowały je dziesiątki innych, podobnych relacji, książek, wspomnień. Jedno jest pewne: nie zaspokoi głodu wiedzy na temat KRL-D. 
Jedno jest dla mnie pewne: odpowiedź na pytanie "śmiać się czy płakać?".  Oczywiście, że to drugie, choć nie ukrywam, że chwilami pusty śmiech bierze. Tylko, że bardzo szybko dochodzimy do smutnego wniosku: to nie dekoracja, to nie imitacja, to zapis rzeczywistego życia. Ale, jak poważnie traktować takie cuda: "Według źródeł rządowych Kim Dzongil w ciągu dwóch lat skomponował sześć oper, pracował też jako architekt. Kiedy przybywał na miejsce, deszcz zawsze ustawał".
  • W Korei Północnej nie ma kultury rozmowy towarzyskiej.
  • Mieszkańcy Korei Północnej zawsze się spieszą - ale tylko gdy czekają, zupełnie jak w fińskim wojsku. 
  • Kobiety wyglądały jak własne kopie.  
  • Całościowy obraz miał charakter utopii.
  • W holu pysznił się potężny, wysoki na dziesiątki metrów obraz Kim Ir Sena, w którego rękach bezpieczni są żołnierze, rolnicy, pracownicy fabryk.
  • ...na scenie pokazał się portret prezydenta Kim Ir Sena w złotych ramach.
  • Byliśmy zaskoczeni poziomem produkcji teatralnej Koreańczyków. 
Kiedy czytam relację Juha Kurvinena sam stawiam sobie pytanie: czymże była nasza komuna przy systemie w Korei? Nie zaznaliśmy tak wszechobecnego kultu jednostki. Nawet najmroczniejszy okres stalinizmu, to przy tym, co kwitnie w Azji, to jakaś niewinna igraszka: "Widzowie byli poubierani identycznie. Mężczyźni mieli na sobie ciemne mundurki w stylu Mao, a kobiety barwne stroje narodowe. Przypominali robotów"
  • Koreańczycy to mistrzowie w łączeniu sztuki i propagandy.
  • Nie mogliśmy zapłacić w oficjalnej walucie kraju, wonach, ponieważ nie wymieniono ich obcokrajowcom.
  • Każde zdanie wypowiedziane przez prezydenta zapisano skrzętnie w notesach, a obok pracownicy fabryki kłaniali się i klaskali.
  • ...w kraju nie ma gospodarki rynkowej, a samochodami mogą się poruszać wyłącznie wysoko postawieni urzędnicy partyjni. 
  • ...filmy emitowane w kraju to stuprocentowa propaganda skoncentrowana na Kim Ir Senie albo bohaterskich czynach armii. 
  • oklaski czterech tysięcy osób rozpoczynały się i kończyły w jednej sekundzie.
  • Czułem złość również dlatego, że bezczelnie nas wykorzystano do celów propagandowych.
Nie wiedziałem, że po śmierci (1994 r.) Kim Ir Sena ogłoszono trzyletnią żałobę! Nie dość na tym. Nie wiedziałem, że Kim Dzongil "Prezydentem nigdy nie został, ponieważ Kim Ir Sena mianowano pośmiertnie Wiecznym Prezydentem". A wydaje się nam często, że już wszystko wiemy, ba! na wszystkim się znamy. Jak nic: cogito ergo sum!...  
  • Na okładkach wszystkich książek pysznił się portret albo ojca, albo syna, będących rzekomo także ich autorami.
  • W rzeczywistości jeśli ktoś sprzeciwia się panującym zasadom, trafia wraz z wszystkimi krewnymi z trzech pokoleń do obozu pracy.
  • Granice były tak szczelnie zamknięte, że ani jeden list czy pocztówka nie przekraczały ich bez badań i tłumaczeń.
  • Staliśmy na autostradzie i nigdzie nie było widać żadnego ruchu. 
  • ...ciągłe pranie mózgu dawało nam się wyraźnie we znaki i powodowało ataki przygnębienia [...]. 
  • Skala kontroli i dręczenia w tym kraju jest tak porażająca, że przyszedł mi na myśl słynny program Wielkiego Brata, w którym współzawodnictwo zaczyna się wraz z narodzinami, a kończy je śmierć. 
  • ...niewłaściwe zachowanie pod pomnikiem mogło prowadzić nawet do wyroku smierci.
Nie da się zrozumieć koreańskiej (północnej) logiki myślenia. Stan wyprania i wypreparowania mózgów jest po prostu totalna. Oto opinia na temat gry w karty (pokera): "Gry w karty to hazard, który powoduje chciwość i mnóstwo innych problemów, takich jak prostytucja, narkotyki, przemoc, gwałt i przestępstwa. [...] w naszym kraju w ogóle nie ma takich problemów". Jak należało się spodziewać za całe zło świata odpowiadają amerykańscy imperialiści. I na każdym kroku "dwaj mężczyźni": "Przez dwa tygodnie ci dwaj mężczyźni i ich osiągnięcia panowali nad naszym życiem i wkradali się nawet do naszych snów. Poczułem lęk". W innym miejscu (kiedy opisywał wizytę w szkole) czytamy: "Osaczano nas. Zrobiło mi się niedobrze i uciekłem pospiesznie do toalety. Samopoczucie fizyczne poprawiło sie, ale psychicznie czułem się źle". Sam zaczynam się rozglądać, czy oko "Wielkiego Brata" jeszcze mnie nie śledzi. 
Robi wrażenie spotkanie z Kim Ir Senem. Nie, nie ma pomyłki: "Wreszcie czekał nas punkt kulminacyjny podróży - spotkanie z rządzącym władcą i prezydentem. Nie z synem, tylko zmarłym ojcem, który zmumifikowany w szklanej trumnie wciąż rządzi zza grobu". Trzeba jednak wysokiego poziomu wytrzymałości, aby udźwignąć ten natłok propagandy i wielkości (śmieszności). "Gdy jeden klaskał i okazywał sympatię występującym, klaskali też wszyscy pozostali. Gdy jeden płakał [...], wszyscy inni też płakali" - brzmi groźnie.
  • Odniosłem wrażenie, że tutaj ani jeden człowiek nie ma indywidualnych odczuć, coś je zabiło.
  • Wszelka indywidualność została zniszczona. 
  • Przedszkola są jak szkółki niedzielne, z tą różnicą, że w miejscu Jezusa występuje "wielki przywódca".
  • Spektakl opowiadał o młodości Kim Ir Sena, ponieważ innych postaci nigdy nie wysławiano, z wyjątkiem Kim Dzongila.
  • Nieskończony ciąg niszczenia zdolności racjonalnego myślenia zaczął na dobre frustrować grupę. 
  • We wsi Kijong-dong po stronie Korei Północnej zainstalowano najwyższy na świecie maszt flagowy, żeby zirytować Koreańczyków z Południa.
  • W kraju używa się szczególnego kalendarza dżucze, który rozpoczyna się od roku narodzin Kim Ir Sena w 1912 r.
Zapewne wielu dręczy pytanie: a kim jest Autor? No, bo w tytule jest coś o... cyrku?  "Juha Kurvinen jest znanym fińskim performerem, zdobywcą dwóch rekordów Guinnessa w żonglowaniu piłami mechanicznymi" - czytamy na okładce książki. Jest zdjęcie, jak ciska takowa piłą. No i cały obraz występów w ramach... upamiętniających urodzin ku czci Kim Ir Sena. Dalej stoi dopisane: "Widział przerażający kontrast między rozmachem uroczystości a panującą w kraju biedą. Próbował odkryć rzeczywistość ukrytą pod płaszczem politycznej propagandy". I zdanie, które pewnie stanowi skutek kontaktu z takim tworem, jak Korea Północna, żywy skansen komunizmu: "Podróż okazała się dla autora wyprawą na inna planetę". Tam sam pobyt np. w saunie okazuje się być bardzo niezwykłym doświadczeniem. Autor przytacza pewną opinię: "Jadąc za miasto, można przesunąć wskazówki o pięćdziesiąt lat wstecz. [...] Na wsiach w dalszym ciągu używa się wołów roboczych. [...] Mieszkańcy stolicy to elita partyjna, dla pozostałych wstęp do tego miasta jest zabroniony".
Odkładam książkę Juha Kurvinen. "Urodzin dyktatora. W cyrku Korei Północnej" nie da się zapomnieć, jak również tego, że tam gdzieś na Dalekim Wschodzie żyją/egzystują ludzie w państwie Kimów. 조선민주주의인민공화국, to świat, jakiego Europejczyk nie jest w stanie pojąć. Zrozumieć? Nie da się. Poziom wytresowania (bo trudno to nazywać "wychowaniem") jest jakimś niewyobrażalnym monstrum! San Autor nie jest wolny od pytań: "Jakim cudem mógł powstać ten chory kraj? Jak to możliwe, że zaledwie kilku ludzi rządzi myślami milionów obywateli, tak że nie wiedzą oni nic o reszcie świata?". I z tym pytaniami pozostawiam każdego kto będzie chciał sięgnąć po "Rodziny dyktatora". Bo warto. Bardzo warto.

4 komentarze:

  1. Zgroza!Trudno uwierzyć, że jedna osoba może trzymać tak mocno " za pysk" 25 milionów ludzi!
    Okazuje się, strach i zbiorowa odpowiedzialność ( konsekwencje dla całych rodzin do trzech pokoleń), to uścisk, z którego nie sposób się wyzwolić.
    Autor książki jest performerem- żongluje piłami mechanicznym. A mi nasunęło się skojarzenie, iż życie w Korei Północnej jest równie niebezpieczne. Wystarczy jeden fałszywy ruch i można zginąć. Tylko, że dla Koreańczyków , to rzeczywistość.
    Wstrząsające

    Amber

    OdpowiedzUsuń
  2. Jutro o 20.00 na NG dokument o Korei i trzecim Kimie. Liczę, że warte obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skorzystałam z podpowiedzi.
    Dziękuję.
    Okazało się że wczoraj cały wieczorny " blok" poświęcono Korei- krajowi z koszmarów sennych.
    Kiedyś widziałam dokument o torturach i " badaniach" na ludziach w koreańskich obozach pracy .
    Mengele pewnie byłby z nich dumny.
    Zgroza!!

    Amber

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądam. Nagrałem sobie. Poruszające dokumenty.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.