wtorek, marca 06, 2018

Przeczytania... (253) Henryk Grynberg "Dziedzictwo" (Wydawnictwo Czarne)

"Nie potrafię przebaczyć, nie chcę, nie czuję się upoważniony. Jestem słabym człowiekiem, nie można wymagać ode mnie tak wiele. I nie sądzę, że wymaga ode mnie tego Bóg, który jest sprawiedliwością. Uważam, że sprawiedliwe jest potępienie. Wieczne. Bez przedawnienia" - treść książki usprawiedliwia sens tego swoistego oświadczenia Autora. Henryk Grynberg zostawia nam świadectwo czasu, kiedy życie ludzkie bardzo staniało, kiedy należało się bać własnego cienia, a wczorajszy przyjaciel mógł okazać się śmiertelnym zagrożeniem. Wydawnictwo Czarne rzuciło na półki równolegle trzy bardzo ważne książki: "Memorbuch", "Uchodźców" i właśnie "Dziedzictwo", z którego zaczerpnąłem ten poruszający cytat. Wybór tej ostatniej nie jest przypadkowy. Doskonale wpisuje się w nurt tego, co stało się z chwilą, kiedy świat dowiedział się o nowej ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej. 
Oto mamy dokument (bo w takich kategoriach należy rozważać tę książkę), który otrzeźwi umysły, które wciąż chcą widzieć w Polakach li tylko ofiary II wojny światowej. Zacietrzewienie pewno typu publicystów, mądrali, politycznych głów sięga chwilami poziomu absurdu. Poszliby na boje z całym światem, aby tylko udowodnić, że czarne jest białe, bo tak pasuje do kompozycji narodowej jakiegoś oszołomstwa.
  • Było, panie, bandytów kilku tutaj u nas. Tak jak Chudzik. On napadał nie tylko na Żydów, ale nawet i Polaków.
  • Mama umiała handlować z Abramem to jak brat z siostrą, tak się godzili ze sobą. Ja jużem tak powiedziała, że mamie Pan Bóg dał później tych lat dożyła takich dużych. Bo mama tam Żydów uważała i wszyscyśmy Abrama lubieli, pana mamę i ojca. 
  • Niektórzy to łajdaki byli, rozmaicie było, ale tutaj u nas na Wólce, to ja nie powiem, żeby chto tam cóś...
  • Łakomi byli na pieniądze, to jak chtóry miał Żydek pieniądze, a dał Polakoju, no to wtenczas wiadomo, jak było? Nikt nie wiedział... 
  • A te Żydoweczki to takie były, no takie, że wcale nie uważałam, że to Żydówki, tylko jakem zaszła, to takem zawsze się ucieszyła i rozmawiała z niemi, jakby moje jakie rodaki byli.
To bardzo, bardzo dobrze, że Wydawnictwo Czarne przypomniało nam "Dziedzictwo". To nie jest jakiś opasły tom. Niespełna sto dziesięć stron. Ale to nie będzie łatwy i przyjemny spacer wraz z Autorem. Henryk Grynberg dokonał rzeczy niezwykłej: zdobył się na... odwagę.  Bo trzeba ją mieć, aby wrócić do miejsc, które naznaczone są bólem, śmiercią, zagładą bliskich. Szukać śladów okrutnej przeszłości? Docierać do ludzi, którzy pamiętali, zatrzymali w pamięci tamte czasy! Niezwykła odwaga.
  • A gdzieś tam w lesie podobno wymordowali ich. Jakie ludzie, kurwa, naprowadzili... Nase, panie, nase! Naprowadzili szkopów, kurwa ich mać, i bili. Jak nie mogli tak, to granatami w dziury rzucali. 
  • Co pan mnie sie pyta, ja wiem? Oni się bali i Polaków, i Niemców, bo nase skurwysyny takie byli... Tak męczyć tych ludzi! O Jezu, o Jezu, o Jezu...
  • On mu dał dwie krowy, żeby mu przetrzymał, jak powróci, będzie spokój, to mu odda. A on później chciał krowy skorzystać, a jego zabił. Ano tak było, tak słyszałam, panie. 
  • Tam jeszcze starzy pamiętają, doprowadzą. Tam go gdzieś zabił, skurwysyn, na polu, taki morderca. Jak już z krowy skorzystał, to i człowieka zabił?...
  • Panie, za przechowanie Żyda, to pan wie, co groziło? Spalenie budynków, zniszczenie całej rodziny i drugiej! Za złapanie Żyda w mieszkaniu, rozumie pan?
"Dziedzictwo"  jest książką, która wymusza na nas refleksję, zadumę, gniew, ale i bezsilność. Uważam, że my czytelnicy nie mamy moralnego prawa, aby oceniać czyny mieszkańców miejscowości, do których wrócił Henryk Grynberg. Co najwyżej możemy odnotować fakty, że tak a nie inaczej było. Pewnie, że oburza postawa tych i owych, cynizm i okrucieństwo, ale po przeszło 70-ściu latach od opisywanych zdarzeń tak łatwo się mądrzyć. Z tym, ze nikt z nas nie zaznał koszmaru tamtych sytuacji. Żebyśmy się źle nie zrozumieli: nie szukam usprawiedliwienia dla ludzi, którzy wydawali swoich żydowskich sąsiadów w ręce niemieckich oprawców lub sami im mordowali. Bo usprawiedliwienia po prostu nie ma. I być nie może. Wtedy bowiem stajemy w rzędzie z tym, którzy mordowali...
Na forum świata wróciło określenie "szmalcownik". Zawdzięczamy to zachowaniu pewnego europosła. Język nienawiści wraca. Rozglądają się zakapturzone zbiry ile w Polaku Polaka? Brzmi, to jak ponury żart zważywszy, że mamy marzec i półwiecze od wydarzeń 1968 roku. Nie sądzę, by uliczna hołota wiedziała o czym piszę. I nie łudzę się, nie ona będzie czytać "Dziedzictwo". Jeszcze by tym niedoukom zaimponowało okrucieństwo ziomków?
  • I ludzie rezykowali, ale jak już nie można było, to nie można. Same już wiedziały, że trzeba uciekać, bo już skarżyli ludzie, no! 
  • Głodny był, się przewracał z głodu i wyleciał, już też nie żył, Bodecczak z Wólki, uderzył sztachetą i się wywalił na płot. umarł na płocie i gośmy pochowali.
  • Jak Niemcy w Mińsku bili Żydów, to jak się spłoszyły te Żydy, to przyleciały tutaj do nas, do stodoły weszli i przenocowali. 
  • Bo jakby się dowiedzieli... jeden drugiego się bojał. Oskarży, przyjdą... Moje wuje byli w partyzantce, to obtoczyli zagrodę i który tylko wyszedł... Czterech zabili i dziewuchę, panna była. Nie było ratunku, ktoś oskarżył. Mało ludzi takich jest? Kiedyś byli i teraz są. 
  • Proszę pana, za Niemca mój ojciec był sołtysem i tyle Żydów się przechowało, i żaden tu, w Dropiu, nie zginął, a mojego brata później Żydzi oddali jako akowca i przepadł gdzieś. To tylko chciałam powiedzieć, nic więcej.
Książka Henryka Grynberga powinna stanowić lekturę obowiązkową w szkołach. Czytana jako dokument czasów, które stworzyli Niemcy, a w których wielu naszych rodaków... odnalazło się. Sączeni antysemityzmem przez lata mogli teraz poczuć się Bogiem? Odebrać życie drugiemu człowiekowi  w imię zyskania krowy? Pozorny dobrobyt za mękę i śmierć drugiego człowieka? "Dziedzictwo" jest jedną z wielu książek, która pokazuje nam losy Żydów i Polaków w okresie II wojny światowej. Bardzo skomplikowane, bardzo trudne, ale zarazem szokująco pouczające.
  • Jakieś głupie cymbały, panie, widzi, że wojna i tego, i zrobiły podrzynkę. Na cholerę? Gdyby nie miał poderżnięte, to nikt by, rozumiesz pan, co za dziecko, jakie dziecko, nikt by nie stwierdził, o.  
  • Kiedyś dziecka nie mieli, a tera maja, rozumiesz pan, to jedna do drugiej, such-such, such-such i się rozchodzi, rozumiesz pan, pogłoska, skąd to dziecko?
  • Dlaczego nie chcą mówić? Każdy se myśli, powie na tego źle, a na tego dobrze, a może jeszcze przyjdą, rozumiesz pan, jakieś czasy i mu pierdolną w łeb. Bo to wiadomo?
  • Tu, panie, Żydów chowali, ale byli tacy, co on, człowieku, nie patrzył, i Żyda, i Polaka wydał. A ile Polaków wydali jeden drugiego i ile tu nabili ludzi? Jeden drugiego wydawał.
  • Każdy tylko myślał, jak przeżyć ten czas. Co się stało, to już Pan Bóg wie tylko, teraz nie możem powiedzieć nic.
Książka Henryka Grynberga jest dla nas przestrogą. Nie wolno igrać z historią. Nie wolno pozwolić, aby łby takich hydr podnosiły się i decydowały o czymkolwiek. Dopóki komuś roją w się w głowie obchody urodzin A. Hitlera, dopóki ktoś wypisuje na murach "Juden raus!", dopóki ktoś chce tylko białej Europy -  t a k i e   książki muszą być wznawiane. To jest niemal krzyk wobec ekstremy, która ktoś  odważa sie nazywać... marginesem? To nie jest margines. Boli mnie, kiedy widzę ten tłum oszalałej z nienawiści młodych ludzi. Boli mnie, kiedy przy okazji plugawi sie bardy narodowe. "Dziedzictwo" przypomina do czego prowadzą ścieżki nienawiści. Boli też, że gdzieś tam w korach mózgowych tli się chęć odwetu na innych, tylko dlatego, że są inni.
Nie pozbędziemy się dziedzictwa przeszłości tylko dlatego, że o nim nie chcemy pamiętać. Henryk Grynberg przypomina nam, że między naszymi bliskimi byli różni ludzie. Historia boli. Chwilami bardzo. To tak, jak z szukaniem korzeni, genealogią. Zapomniana prawda może być bolesna. Nie mamy innego wyjście trzeba przejść przez ten Katharsis! O ile chcemy uczciwie patrzeć w oczy potomkom ocalałym. "Dziedzictwo" H. Grynberga tylko nam to ułatwi.
  • Nic się nie dowiesz... Tu pan się nic nie dowie.
  • A jakbyście chcieli tu co odbierać, to ja siekierke mam...  
  • A wtedy było, że jak Żyda spotkasz, to zaraz melduj do sołtysa, a sołtys na policję i do tych mundurowych, czarnych, no nie?
  • Żydzi, panie, po mojemu to takie same ludzie jak i my, nie? Powinna być jakaś wzajemność, panie, uprzejmość powinna być. Ludzie ludzi to powinni ratować, a nie do grobu, panie...
  • Mordować, bić, cholera, panie, przecież to nie zwierzak jest. 
"Patrzyłem w jego twarz, trzymając jego czaszkę w dłoniach w tym brudnym grobie nasiąkniętym nasza wspólną krwią, i miałem przyjemne uczucie, jakiego doznaje się przy spotkaniu kogoś bardzo bliskiego, a nikogo tak bliskiego dawno już nie spotkałem" - zapamiętajmy tę scenę. Syn odnalazł miejsce zakopania ojca. Specjalnie używam określenia "zakopania", bo trudno nazwać to miejsce pochówkiem. Tak, czuje przygnębienie, czuję ból i rozmawiam z bohaterem książki. To trudna lektura. To kawałek żyć różnych ludzi uwikłanych w historię. Ciszy! Chcę ciszy po tej lekturze. Nie odważam się nic więcej pisać. Wiem jedno: książką Henryka Grynberga "Dziedzictwo" w moich rękach będzie obecna przy każdej okazji, kiedy przyjdzie mi mówić o Holocauście, aby uczciwie rysować obraz społeczeństwa, które nie było tylko czarne i tylko białe. Właściwie powinienem podziękować tak Autorowi, jak i  Wydawnictwu Czarne. Pierwszemu, że miał odwagę pojechania do miejsc sprzed laty. Drugiemu, że przypomniał "Dziedzictwo", nie dość na tym podsuwa nam "Memorbuch" oraz "Uchodźców". Ale o tych książkach w kolejnych "Przeczytaniach".

1 komentarz:

  1. Czyli jednak współwina jest? Trudno żeby cały naród obwiniać. Niemniej problem istniał. Dobrze, że podsuwa Pan tę książkę.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.