środa, lutego 07, 2018
Przeczytania... (249) Piotr Zychowicz "Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz. III" (Dom Wydawniczy Rebis)
"To właśnie Irving podważył autentyczność słynnych «dzienników Hitlera» [...]. Irving uznawany był wówczas za jednego z najlepszych ekspertów w swojej dziedzinie. Obecnie środowisko brytyjskich historyków nie chce mieć z nim nic wspólnego" - przez tygodnie nie wiedziałem, jak podejść do książki pana Piotra Zychowicza "Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz. III", Domu Wydawniczego Rebis. Impulsem stały się wydarzenia ostatnich dni: projekt zmiany ustawy o IPN-ie, reakcja Izraela, podnoszenie odpowiedzialności Polski (jako państwa) i Polaków (jako Narodu) za Holocaust. Prowokacyjnie zacząłem od... środka obszernej pracy. Jak widać padło na samego Irvinga. Swoją drogą, to druga książka pana P. Zychowicza zamieszczona w tym cyklu. Proszę wrócić do odcinka 171, z 24 X 2016 r.
Ubawiła mnie treść wywiadu, jak rozumiem przeprowadzonego przez Autora, z kontrowersyjnym pisarzem (boć nie historykiem) angielskim. Irving jest zdania, że sprawcą Holocaustu był Heinrich Himmler, a "Mesjasz" (tj. Hitler) nic nie wiedział o zbrodniczych posunięciach swego podwładnego? Trzeba dużej cierpliwości, aby zdzierżyć te rewelacje: "Hitler chciał wierzyć, że Żydzi są deportowani gdzieś na Wschód. Że budują drogi i okopy, póki nie padną z wycieńczenia. [...] Jeszcze w 1943 roku rozwodził się nad tym, jak to po wojnie wyśle Żydów na Madagaskar". Kiedy rozmówca naciska, pada dodatkowa informacja: "...czy Hitler wiedział, czy nie wiedział o Holokauście, historycy głowią się od lat. I ostro się o to sprzeczają. Jedno jest pewne: nie ma żadnego dowodu na to, że posiadał takie informacje". Cud, że z tych samych usta wreszcie zdanie: "Zatem tak: Hitler ponosi odpowiedzialność za zagładę Żydów". Uff! Z drugiej strony nie zauważa przyczyn, dla których siedział w więzieniu w Austrii. Widzi siebie, jako jedynego sprawiedliwego? Bo jak rozumieć takie słowa: "...szykany spotykają mnie dlatego, że mam odwagę pisać prawdziwą historię, a nie powtarzać jakieś bajki dla dzieci". Nie, postać Irvinga nie zdominuje tego "Przeczytania...", choć poświęcam mu dużo miejsca i dorzucam opinię prof. M. Dautona, jaką przytacza Autor "Niemców...": "To zadziwiająca postać. Ma dostęp do wspaniałych źródeł, których żaden inny badacz nie widział na oczy, rozmawiał z tysiącami świadków historii, do których nikt inny nie dotarł, i tak marnuje potencjał. Gdyby nie te brednie o Auschwitz, mógłby być powszechnie szanowanym pisarzem".
Ubawiła mnie treść wywiadu, jak rozumiem przeprowadzonego przez Autora, z kontrowersyjnym pisarzem (boć nie historykiem) angielskim. Irving jest zdania, że sprawcą Holocaustu był Heinrich Himmler, a "Mesjasz" (tj. Hitler) nic nie wiedział o zbrodniczych posunięciach swego podwładnego? Trzeba dużej cierpliwości, aby zdzierżyć te rewelacje: "Hitler chciał wierzyć, że Żydzi są deportowani gdzieś na Wschód. Że budują drogi i okopy, póki nie padną z wycieńczenia. [...] Jeszcze w 1943 roku rozwodził się nad tym, jak to po wojnie wyśle Żydów na Madagaskar". Kiedy rozmówca naciska, pada dodatkowa informacja: "...czy Hitler wiedział, czy nie wiedział o Holokauście, historycy głowią się od lat. I ostro się o to sprzeczają. Jedno jest pewne: nie ma żadnego dowodu na to, że posiadał takie informacje". Cud, że z tych samych usta wreszcie zdanie: "Zatem tak: Hitler ponosi odpowiedzialność za zagładę Żydów". Uff! Z drugiej strony nie zauważa przyczyn, dla których siedział w więzieniu w Austrii. Widzi siebie, jako jedynego sprawiedliwego? Bo jak rozumieć takie słowa: "...szykany spotykają mnie dlatego, że mam odwagę pisać prawdziwą historię, a nie powtarzać jakieś bajki dla dzieci". Nie, postać Irvinga nie zdominuje tego "Przeczytania...", choć poświęcam mu dużo miejsca i dorzucam opinię prof. M. Dautona, jaką przytacza Autor "Niemców...": "To zadziwiająca postać. Ma dostęp do wspaniałych źródeł, których żaden inny badacz nie widział na oczy, rozmawiał z tysiącami świadków historii, do których nikt inny nie dotarł, i tak marnuje potencjał. Gdyby nie te brednie o Auschwitz, mógłby być powszechnie szanowanym pisarzem".
Na przeciwwagę (niemal otwiera ten tom) mamy wywiad z profesorem Ianem Kershawem, niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie... Hitlera. Śmiem twierdzić, że każdy zainteresowany biografią Führera posiada książki tego wybitnego brytyjskiego historyka. Pójdę krok dalej: pewnie obok stoi D. Irving. "Jako osoba nie był [...] szczególnie fascynujący. Recytował w kółko te same długie monologi. Jego biedne sekretarki i adiutanci musieli codziennie wysłuchiwać tych samych teorii, anegdot i opowieści" - a to tegoż opinia o kanclerzu III Rzeszy. Nie dziwi mnie zupełnie taka wypowiedź: "Prawdopodobieństwo, że ten człowiek - który tak bardzo interesował się kwestia żydowską - nie wiedział o czymś tak ważnym, jak metody eksterminacji Żydów, jest bardzo niewielkie". Podpisuję się każdą kończyną pod inną tezą tego uczonego: "Nie wyobrażam sobie, że bez Hitlera cała machina państwowa III Rzeszy postawiłaby sobie za cel fizyczną eksterminację Żydów tylko dlatego, że byli Żydami. Jestem zwolennikiem tezy: nie ma Hitlera - nie ma Holokaustu". Warto to stwierdzenie wpajać do zdeformowanych mózgów tych wszystkich, którzy czczą dzień 20 IV 1889 r., heilują, tatuują swoje plecy i inne części ciała gapami czy swastykami, aby dotarło do nich to przesłanie. Nie wyobrażam sobie jednak, aby tym podobne indywidua wzięły do ręki i ze zrozumieniem przeczytały obszerną biografię Hitlera autorstwa I. Kershawa, zresztą również wydaną (i to dwukrotnie) przez Dom Wydawniczy Rebis.
Dla mieszkańców obecnego Wrocławia (mój osobisty Wuj, emerytowany profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, miał swój udział w dźwiganiu miasta z ruin) bez wątpienia punktem uwagi będzie rozmowa z Richardem Hargreavesem pt. "Piekło Festung Breslau", autora poruszającej książki "Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945", takoż wydanej przez Dom Wydawniczy Rebis. Dla kogoś komu Wrocław kojarzy się tylko z plamą na mapie, bywał tam przelotnie, treść rozmowy stanowić może zaskoczenie? "...walki, które we Wrocławiu toczyli Niemcy i Sowieci, były niezwykle zacięte. Bito się z fanatyzmem o każdą ulicę, każdy budynek i każde mieszkanie. [...] Bitwa o Wrocław rozpoczęła się zaś w połowie lutego 1945 roku, a skończyła niemiecką kapitulacją 6 maja. A więc trwała trzy i pół miesiąca" - powtarzam za brytyjskim historykiem. Losy stolicy Dolnego Śląska uzmysławiają nam do czego prowadzi ślepy fanatyzm. Sytuacje potęgował paniczny strach przed nadciągającą Armią Czerwoną. "Działy się tam dantejskie sceny. Gęsty dym płonących miejscowości przysłonił niebo nad Wrocławiem. Na jego ulicach słychać było huk artylerii. W mieście zapanował nastrój apokaliptyczny. Wrocław szykował się na spotkanie ze swoim przeznaczeniem" - i mamy wizerunek Karla Hankego, przeciwwagę w osobie generała Hermanna Niehoffa oraz los słynnego wrocławskiego ZOO. Znam na tyle dobrze to miasto, by i dla mnie ta rozmowa nie była tylko kolejnym tylko rozdziałem "do zaliczenia". Żałować tylko mogę, że jako dziecko ocierałem się o człowieka, który był wtedy tam, nad Odrą w samym centrum wrocławskiego piekła. Nic na ten temat nie wiedziałem.
Z mieszanymi uczuciami odbieram cytowanie śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza. Nie miejsce tu, aby rozwodzić się nad meandrami dokonań tego kontrowersyjnego historyka. Zaskakuje jednak myśl, która otwiera rozdział dotyczący Holocaustu: "Jeżeli jednak dobrze się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że szybkie zwycięstwo Niemiec mogłoby oznaczać, że w ogóle by do niego nie doszło. Holokaust był bowiem w znacznej mierze skutkiem niemieckich porażek wojennych". Dość karkołomna, moim zdaniem, argumentacja. Piotr Zychowicz wcale nie ukrywa swego dla zmarłego profesora uznania. Oto mamy przed sobą rozdział z książki "Pakt Ribbentrop-Beck", którego wtedy nie odważył się opublikować w obawie o kontrowersyjność swoich dociekań. No i tym samym docieramy do czegoś, co tak szumnie zwie się "historią alternatywną", a co według mnie nie ma nic wspólnego z historią jako taką. To tylko spekulacje. Zaskakuje też teza od... oddolnej inicjatywie mordowania Żydów: "To oficerowie SS niższego stopnia z własnej inicjatywy rozpoczęli unicestwianie Żydów. A Himmler tylko usankcjonował trwającą eksterminację". Czy to oznacza, że spotkamy się ze stanowiskiem równym D. Irvinga? No, zdecydowanie nie: "Wiem, że tym, co teraz napiszę, narażę się przeciwnikom kary śmierci. Uważam jednak, że gdyby Adolf Hitler nie strzelił sobie w głowę w schronie Kancelarii Rzeszy, należałoby go powiesić na suchej gałęzi. Niemiecki dyktator na wyrok smierci zasłużył sobie po stokroć". Z drugiej strony, czy kwestię stosowania lub nie kary smierci można odnosić do wiosny 1945 r.?
"Musimy użyć wszelkich środków, żeby przekonać Słowian do tego, że posiadanie wielu dzieci jest szkodliwe, bardzo kosztowne i groźne dla zdrowia kobiet. Będziemy musieli otworzyć specjalne instytuty zajmujące się aborcją..." - to plany i słowa samego Hitlera. Autor zwraca naszą uwagę na ten problem, zauważa: "...aborcja, obok komory gazowej czy kul oprawców z Einsatzgruppen, była kolejnym sposobem na fizyczną eksterminację narodów, których przedstawiciele zostali uznani przez narodowych socjalistów za podludzi". Dzięki tej książce poznajemy los więźniarki z Auschwitz nr 73643. "Pamiętam, jak stał przy moim łóżku. W doskonale skrojonym mundurze SS, w błyszczących butach i rękawiczkach. Bardzo zadbany i przystojny. Był wyjątkowo uprzejmy" - tak po latach wspominała doktora Josefa Mengele. Zainteresował się dzieckiem więźniarki. Z jakim skutkiem? Odsyłam do książki. Metody brutalne i skuteczne, pisze o nich P. Zychowicz: "...lekarze w Auschwitz zostali więc zmuszeni do zabijania dzieci zaraz po urodzeniu. Zatykali im nozdrza i gdy otwierały usta, żeby po raz pierwszy zaczerpnąć powietrza do płuc, podawali im kapsułki z silną trucizną. Robili też dzieciom śmiertelne zastrzyki". Proszę zwrócić uwagę na przypadek żydowskiego doktora Aarona Perca z Kowna. Zaskakująca historia.
"Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz. III" porusza wiele ciekawych wątków. Śmiem twierdzić, że niektóre z nich są ogólnie nieznane. Tym bardziej ciekawe, jak choćby relacje pomiędzy Alfredem Rosenbergiem, a Erichem Kochem. Autor wzmiankuje o wydanym niedawno w Polsce "Dzienników..."*, jako interesującym źródła. Nie ukrywam, że również w moim poosiadaniu. Zaskakujące były spięcia na linii Rosenberg-Koch. Zderzanie się dwóch wizji okupacji Ukrainy uświadamia nam, że III Rzesza nie była monolitem. Nie wiem czy plany Rosenberga można nazwać "narodowosocjalistyczną mutacją, koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego". Ja bym takich paraleli nie czynił, nawet jeśli chodzi o "rozpruciu Sowietów wzdłuż szwów narodowościowych". Rosenberg pozwalał sobie w swych zapiskach na podważanie opinii samego Hitlera? Pewnie wielu zaskoczyć może lewackość w myśleniu głównego ideologa nazizmu, np. dotyczącego w utrzymaniu kołchozów (patrz część V "Lewicowa III Rzesza". I w tym jednym punkcie zgadzał się z Kochem, którego poziom umysłowy kwalifikował tylko na pewnym określonym poziomie: "...Koch - dobry co najwyżej do hodowania świń".
Podejrzewam, że niektóre tematy poruszane przez Autora mogę powywracać nam poukładany obraz wojny i okupacji hitlerowskiej (niemieckiej). Choćby kwestia domu publicznego w Auschwitz. Dobrze, że choć w takim zarysie mamy biografię jednego z katów powstania warszawskiego Bronisława Kamińskiego. Czy do świadomości ogółu (sam czytam o tym po raz pierwszy!) dotarły szczegóły o walkach o zamek Itter (Austria, Tyrol)? Rozdział "Wehrmacht kontra SS" jest godnym uwypukleniu. Mam tylko nadzieję, że nie znajdą się dookoła nas tacy, którzy zaczną w oparciu o ten epizod utrzymywać się w wierze o "rycerskości Wehrmachtu".
Dla mieszkańców obecnego Wrocławia (mój osobisty Wuj, emerytowany profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, miał swój udział w dźwiganiu miasta z ruin) bez wątpienia punktem uwagi będzie rozmowa z Richardem Hargreavesem pt. "Piekło Festung Breslau", autora poruszającej książki "Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945", takoż wydanej przez Dom Wydawniczy Rebis. Dla kogoś komu Wrocław kojarzy się tylko z plamą na mapie, bywał tam przelotnie, treść rozmowy stanowić może zaskoczenie? "...walki, które we Wrocławiu toczyli Niemcy i Sowieci, były niezwykle zacięte. Bito się z fanatyzmem o każdą ulicę, każdy budynek i każde mieszkanie. [...] Bitwa o Wrocław rozpoczęła się zaś w połowie lutego 1945 roku, a skończyła niemiecką kapitulacją 6 maja. A więc trwała trzy i pół miesiąca" - powtarzam za brytyjskim historykiem. Losy stolicy Dolnego Śląska uzmysławiają nam do czego prowadzi ślepy fanatyzm. Sytuacje potęgował paniczny strach przed nadciągającą Armią Czerwoną. "Działy się tam dantejskie sceny. Gęsty dym płonących miejscowości przysłonił niebo nad Wrocławiem. Na jego ulicach słychać było huk artylerii. W mieście zapanował nastrój apokaliptyczny. Wrocław szykował się na spotkanie ze swoim przeznaczeniem" - i mamy wizerunek Karla Hankego, przeciwwagę w osobie generała Hermanna Niehoffa oraz los słynnego wrocławskiego ZOO. Znam na tyle dobrze to miasto, by i dla mnie ta rozmowa nie była tylko kolejnym tylko rozdziałem "do zaliczenia". Żałować tylko mogę, że jako dziecko ocierałem się o człowieka, który był wtedy tam, nad Odrą w samym centrum wrocławskiego piekła. Nic na ten temat nie wiedziałem.
Z mieszanymi uczuciami odbieram cytowanie śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza. Nie miejsce tu, aby rozwodzić się nad meandrami dokonań tego kontrowersyjnego historyka. Zaskakuje jednak myśl, która otwiera rozdział dotyczący Holocaustu: "Jeżeli jednak dobrze się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że szybkie zwycięstwo Niemiec mogłoby oznaczać, że w ogóle by do niego nie doszło. Holokaust był bowiem w znacznej mierze skutkiem niemieckich porażek wojennych". Dość karkołomna, moim zdaniem, argumentacja. Piotr Zychowicz wcale nie ukrywa swego dla zmarłego profesora uznania. Oto mamy przed sobą rozdział z książki "Pakt Ribbentrop-Beck", którego wtedy nie odważył się opublikować w obawie o kontrowersyjność swoich dociekań. No i tym samym docieramy do czegoś, co tak szumnie zwie się "historią alternatywną", a co według mnie nie ma nic wspólnego z historią jako taką. To tylko spekulacje. Zaskakuje też teza od... oddolnej inicjatywie mordowania Żydów: "To oficerowie SS niższego stopnia z własnej inicjatywy rozpoczęli unicestwianie Żydów. A Himmler tylko usankcjonował trwającą eksterminację". Czy to oznacza, że spotkamy się ze stanowiskiem równym D. Irvinga? No, zdecydowanie nie: "Wiem, że tym, co teraz napiszę, narażę się przeciwnikom kary śmierci. Uważam jednak, że gdyby Adolf Hitler nie strzelił sobie w głowę w schronie Kancelarii Rzeszy, należałoby go powiesić na suchej gałęzi. Niemiecki dyktator na wyrok smierci zasłużył sobie po stokroć". Z drugiej strony, czy kwestię stosowania lub nie kary smierci można odnosić do wiosny 1945 r.?
"Musimy użyć wszelkich środków, żeby przekonać Słowian do tego, że posiadanie wielu dzieci jest szkodliwe, bardzo kosztowne i groźne dla zdrowia kobiet. Będziemy musieli otworzyć specjalne instytuty zajmujące się aborcją..." - to plany i słowa samego Hitlera. Autor zwraca naszą uwagę na ten problem, zauważa: "...aborcja, obok komory gazowej czy kul oprawców z Einsatzgruppen, była kolejnym sposobem na fizyczną eksterminację narodów, których przedstawiciele zostali uznani przez narodowych socjalistów za podludzi". Dzięki tej książce poznajemy los więźniarki z Auschwitz nr 73643. "Pamiętam, jak stał przy moim łóżku. W doskonale skrojonym mundurze SS, w błyszczących butach i rękawiczkach. Bardzo zadbany i przystojny. Był wyjątkowo uprzejmy" - tak po latach wspominała doktora Josefa Mengele. Zainteresował się dzieckiem więźniarki. Z jakim skutkiem? Odsyłam do książki. Metody brutalne i skuteczne, pisze o nich P. Zychowicz: "...lekarze w Auschwitz zostali więc zmuszeni do zabijania dzieci zaraz po urodzeniu. Zatykali im nozdrza i gdy otwierały usta, żeby po raz pierwszy zaczerpnąć powietrza do płuc, podawali im kapsułki z silną trucizną. Robili też dzieciom śmiertelne zastrzyki". Proszę zwrócić uwagę na przypadek żydowskiego doktora Aarona Perca z Kowna. Zaskakująca historia.
"Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz. III" porusza wiele ciekawych wątków. Śmiem twierdzić, że niektóre z nich są ogólnie nieznane. Tym bardziej ciekawe, jak choćby relacje pomiędzy Alfredem Rosenbergiem, a Erichem Kochem. Autor wzmiankuje o wydanym niedawno w Polsce "Dzienników..."*, jako interesującym źródła. Nie ukrywam, że również w moim poosiadaniu. Zaskakujące były spięcia na linii Rosenberg-Koch. Zderzanie się dwóch wizji okupacji Ukrainy uświadamia nam, że III Rzesza nie była monolitem. Nie wiem czy plany Rosenberga można nazwać "narodowosocjalistyczną mutacją, koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego". Ja bym takich paraleli nie czynił, nawet jeśli chodzi o "rozpruciu Sowietów wzdłuż szwów narodowościowych". Rosenberg pozwalał sobie w swych zapiskach na podważanie opinii samego Hitlera? Pewnie wielu zaskoczyć może lewackość w myśleniu głównego ideologa nazizmu, np. dotyczącego w utrzymaniu kołchozów (patrz część V "Lewicowa III Rzesza". I w tym jednym punkcie zgadzał się z Kochem, którego poziom umysłowy kwalifikował tylko na pewnym określonym poziomie: "...Koch - dobry co najwyżej do hodowania świń".
Podejrzewam, że niektóre tematy poruszane przez Autora mogę powywracać nam poukładany obraz wojny i okupacji hitlerowskiej (niemieckiej). Choćby kwestia domu publicznego w Auschwitz. Dobrze, że choć w takim zarysie mamy biografię jednego z katów powstania warszawskiego Bronisława Kamińskiego. Czy do świadomości ogółu (sam czytam o tym po raz pierwszy!) dotarły szczegóły o walkach o zamek Itter (Austria, Tyrol)? Rozdział "Wehrmacht kontra SS" jest godnym uwypukleniu. Mam tylko nadzieję, że nie znajdą się dookoła nas tacy, którzy zaczną w oparciu o ten epizod utrzymywać się w wierze o "rycerskości Wehrmachtu".
"Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz. III", to właściwie swoista antologia dokonań Autora zebrana w jednym tomie. Bo, co właściwie Czytelnik dostaje do ręki? To zbiór m. in artykułów czy wywiadów, jakie przeprowadził i zamieścił na łamach prawicowych periodyków, takich jak, np: "Historia do Rzeczy", "Uważam Rze Historia", "Bitwy tytanów", "Rzeczpospolita". Wartością książki bez wątpienia jest zawarta w niej ikonografia. Czarno-białe i kolorowe fotografie dopełniają treści. I wspaniały pomysł Domu Wydawniczego Rebis, abyśmy (jako Czytelnicy) mieli wybór: twarda czy miękka oprawa. Bez wątpienia każdy komu bliska jest tematyka Niemiec i Niemców w czasie II wojny światowej (1939-1945) powinien zapoznać się z ta pozycją. Jedno jest gwarantowane: bez mała pięćset stron pobudzają nasze szare komórki do pracy umysłowej. Szczególnie dedykowałbym ją tym, którzy mają deficyt wiedzy i tak ochoczo świętują urodziny Führera oraz innych zbrodniarzy spod znaku.
* Rosenberg A., Dzienniki 1934-1944, tłum. M. Antkowiak, Wielka Litera, Warszawa 2016
* Rosenberg A., Dzienniki 1934-1944, tłum. M. Antkowiak, Wielka Litera, Warszawa 2016
To co przeczytałem, brzmi bardzo interesująco. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń- bulwersujących, zastanawiających (bezmiar głupoty, ignorancji?) smutnych...
OdpowiedzUsuńJestem częstym, TU gościem i odkrywam inspirację (?) 12ego odcinka "Spotkajmy się na.."
Czy mam rację?
Pozdrawiam
Jeremi
Nie wiem czego Pan oczekuje. Ale nie ukrywam, że to co się stało ostatnio popycha mnie do działania.
OdpowiedzUsuń