czwartek, grudnia 21, 2017

Berliński spacer / Berliner Spaziergang - № 3 - Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche

Berlin.
Przy Breitscheidplatz wznosi się budowla. Symbol. Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche. Początkowo miała głosić potęgę i chwałę domu Hohenzollernów w osobie Wilhelma I (1861-1888). Taki zamysł miał, jemu patronował, wspierał finansowo oraz własną osobą wnuk tegoż, kaiser Wilhelm II (1888-1918). To jednak niezwykłe postanowienie, aby poświecić kościół (zbór) osobie świeckiej. Pokolenie mojej prababki mówiło o starym Wilusiu, w odróżnieniu od młodego, który swą nierozważną polityką doprowadził do wybuchu wielkiej wojny (1914-1918).

Dziełu Franza Schwechtena (1841-1924)* ta wojna szkód żadnych nie mogła poczynić, boć żaden wróg nie zagrażał stolicy II Rzeszy. Dzieła zniszczenia dokonano w czasie II wojny światowej. Zagłada przyszła w 1943 r.! Alianckie bombardowanie  Haupstadt III Rzeszy sprowadziło tę wyjątkową świątynię do poziomu ruiny. I mimo różnych późniejszych pomysłów, co zrobić z budowlą pozostawiono ją praktycznie w takim stanie, jak po zgubnym nalocie. Surowa niemal ruina miała się tym razem stać symbolem innej pamięci.




Berlin.
Tak, w sercu Berlina sterczy kikut pamięci o wojnie, którą Niemcy rozpętali 1 IX 1939 r. Czy budzi refleksje w umysłach przeciętnego berlińczyka? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Na mnie, jako na przyjezdnym, robi wrażenie. Nie wyobrażałem sobie wizyty nad Sprewą bez przekroczenia progu tej świątyni. Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche jest dziś muzeum. Zachowany fragment zaprasza nas do odwiedzenia.



"WILHELM I KöNIG V. PREUSSEN DEUTSCHER KAISER" - boskie, nordyckie anioły (anielice) cały czas podtrzymują z wdziękiem ten napis. Ta z prawej strony zerka na nas. Nie, nie trzeba tłumacza. Rozumiemy. Duch sędziwego cesarza (zmarł  w wieku 91. lat) unosi się w tym podniosłym miejscu. Nie przesadzę pisząc, że majestat czuć z chwilą, gdy tylko zamkniemy za sobą drzwi. Takie miejsca to coś w sobie po prostu mają. Odnajdujemy JCM/JKM pośród kroczących Hohenzollernów: brata, syna, wnuka i prawnuka. Nie sądziłem, że brata czyli Fryderyka Wilhelma IV (1840-1861) spotkam jeszcze na swej berlińskiej ścieżce wędrowania jednodniowego...

Dopiero teraz olśniło mnie znaczenie daty: 1797 Jahr. Przeszło dwa tygodnie od wizyty?! Wiem, brzmi idiotycznie. Skoro, to świątynia ku czci cesarza/króla Wilhelma I, to przecież rok jego urodzenia: 22 III 1797 r.! A ten chłopiec z płaskorzeźby, to nie kto inny, jak dziesięcioletni (?) Wilhelm przed rodzicami królem Fryderykiem Wilhelmem III (1797-1840) i uwielbianą przez Prusaków królową Luizą (1776-1810). To przecież Ona stała się wzorem dla pruskich kobiet, na jej cześć królewski małżonek ustanowił Luisen-Orden, jej to też przypisywano charyzmę w okresie wojen napoleońskich, jakiej zabrakło małżonkowi. Ciekawe, że nie widzimy wizerunku JKM na fresku.

Ciekaw jestem, jak to miejsce odbierają francuscy turyści. Rok 1813 czy 1870 nie może należeć do kanonów chwil godnych dla nich przypomnienia. To raczej gorzkie pigułki. W jedną z dat wpisany jest Lipsk, w drugą Sedan. Trudno zapomnieć, że 9-letni Wilhelm widział gorycz klęski pod Jeną i zajęcie przez obce wojska Berlina, ale też o tym, że 74-letni starzec triumfował w Wersalu w 1871 r., kiedy "żelazny kanclerz" czynił go cesarzem Niemiec!...



Pewnie, że Otto von Bismarck (1815-1898) jest obecny u boku swego władcy. Inaczej być nie mogło. Należało się mu i Helmutowi von Moltke, jak koniowi siano (czy obok stoi Albrecht Theodor Emil Graf von Roon?)**.

Pewnie, że zadzieram z ciekawością głowę. Rozpoznaję twarze. Grupa "średniowieczna" jest dla mnie tajemniczą? Krzyżacki płaszcz? Czy chodzi o Albrechta Hohenzollerna? Wśród zwiedzających słyszę i rodzimą mowę. Tylko się przysłuchuję. Najchętniej zostałbym tu sam, pośród Hohenzollernów. Teraz rozumiem grafikę książki Grzegorz Kucharczyka***. Już jakiś czas temu powinna się była ukazać w "Przeczytaniach...". Obiecuję uzupełnić ten brak.


Berlin.
Wychodzimy. Na zewnątrz ściany zdradzają czas miniony. Tak, wojenne ślady. Ale i stare spotyka się z nowym. Myślę o rzeźbach i ornamentach. A obok - ośmiokątna kaplica. Dzieło Egona Eiermanna (1904-1970). Trudno tam nie wejść. Mrok. Cisza. Wchodzącym ukazuje się potężny krucyfiks. Miejsce skupienia. Tak potrzebnego, moim zdaniem, w ruchliwym Berlinie. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego trzeba tu być...


19 grudnia 2016 r. Breitscheidplatz stał się widownią dramatu! To tu miał miejsce pamiętny atak terrorystyczny, którego pierwszą ofiarą  był polski kierowca Łukasz Urban. Islamski bandyta taranował ciężarówką zamordowanego Polaka tych, którzy zjawili się na bożonarodzeniowym jarmarku. Zamordowano tego dnia 12 niewinnych osób. 45 zostało rannych. **** Teraz też się on  tu odbywa. O tragedii przypominają kwiaty, znicze, krzyże, betonowe zapory oraz patrole policji (uzbrojone m. in. w broń maszynową).


Berliński spacer w tym miejscu nabiera innego wymiaru. Dziwnie historii rozpisała swą partyturę w tym jednym miejscu. Pomieścić tyle wzniosłości i dramatu? Na pobliskich straganach pierniki. Na wielu wypisane cudowne, niemieckie "ICH LIEBE DICH!".


* Mieszkańcy Poznania żyją w cieniu dwóch budowli jego autorstwa: Zamku Cesarskiego oraz gmachu Ziemsta Kredytowego. 
** proszę o uzupełnienie mej niewiedzy 
*** Kucharczyk  G., Hohenzollernowie, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2016
**** http://www.rp.pl/Terroryzm/312239894-Berlin-Ofiary-zamachu-terrorystycznego-bez-odszkodowania.html (data dostępu 17 XII 2017)

2 komentarze:

  1. Tak, pamiętny 19 XII 2016 r. Miałem okazję wracać z Uniejowa (koncert M.K), gdy się to wydarzyło. Niesamowity? Raczej niefortunny zbieg przypadkowości, który się zdarzył. Jarmark bożonarodzeniowy, który powinien być chlubą Berlina, niestety to się przerodziło w katastrofizm, jakim byliśmy świadkami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za osobistą dygresję.

    OdpowiedzUsuń