czwartek, sierpnia 10, 2017

Przeczytania... (229) Justyna Sobolewska "Książka o czytaniu" (Wydawnictwo Iskry)

"Przybierz najwygodniejszą pozycję: usiądź, wyciągnij nogi, połóż się, zwiń w kłębek. Połóż się na plecach, na boku, na brzuchu. Usiądź na krześle, na kanapie, na fotelu na biegunach, na leżaku, na pufie. Na hamaku, jeśli masz hamak. Połóż się, oczywiście na łóżku albo do łóżka. Możesz nawet stanąć na głowie w pozycji jogi. Z książką do góry nogami" - tak przed laty doradzał swym czytelnikom Italo Calvino (1923-1985),  jeden z najważniejszych włoskich pisarzy i eseistów minionego stulecia.Nie czytałem jego "Se una notte d'inverno un viaggiatore", czyli "Jeśli zimową noc podróżny". Przyznaję się, że po raz pierwszy czytam o tym pisarzu. A cytat otwiera jeden z rozdziałów książki której sam tytuł już intryguje: "Książka o czytaniu". Pani Justyna Sobolewska na bez mała dwustu dwudziestu stronach  proponuje nam zmierzyć się nam z... naszym czytaniem. Brawo dla Iskier, że podjęły chęć wydania tej książki. Jest okazja wejść w swoje czytanie, skonfrontować je z doświadczeniami Autorki. Bardzo szybko dochodzimy do polemiki z tezami, spostrzeżeniami i wnioskami, jakie tu znajdziemy. Bo przede wszystkim znajdziemy tu siebie! 
Pewnie w pierwszym odruchu mamy chęć ominięcie tej pozycji. no, bo to niby za mądrzenie się literatki? - wielu pewnie ma taki odruch. Tylko, że z pierwszym przeczytanym zdaniem dochodzimy do zaskakującego wniosku: "jestem w domu!". A zaraz potem: "jak wiele tu o mnie!". I to jest dobry odruch. I to jest świetne zrozumienie intencji piszącej. Czyż to nie do nas skierowane słowa: "Wszyscy jesteśmy czytelnikami. Mamy swoje ulubione książki, miejsca do czytania, sposoby układania na półkach i wspomnienia związane z czytaniem". Od razu kiełkuje nam w głowach: "a jak to z nami było i jest". Dlatego ta książka jest tak wciągająca. Od razu nie pozostawia nas obojętnymi wobec treści. Jeśli na pierwszej stronie spotykam mistrza Bohdana Butenkę, to grafik moich pierwszych bajek! Wiem, Szancer i wielu innych też. Ale Butenko! Proszę rozejrzeć się po moim blogu, znajdziecie graficzną dedykację do książeczki o Teodorku.  Książka Alicji Hamer Naumienko leży na półce regału, gdzie stoją... biografie polskich władców!  O! mamy już wtrącenie o systemie układania książek! W moim przypadku, to pewna tematyczność, np. antropologia, Marszałek, Napoleon, Kresy (te wileńskie) i Katyń, biografie władców. A wracając do mistrza BB, to nie dziwota, że  własnemu Wnukowi kupiłem książkę o przygodach Gucia i Cezara.
Ma rację pani Justyna sobolewska pisząc: "Ta książka składa się więc z głosów wielu czytelników i jest tak naprawdę nieukończona, bo każdy mógłby dodać do niej coś od siebie". I ja TO właśnie robię tu i teraz. Mój głos wobec tego, co przeczytałem, czym żyłem jest takim dodawaniem. Dodawaniem siebie! Gwarantuję, że na to jesteśmy nieomal skazani. Bardzo dobrze, że mamy taką książkę. Pewnie każdy z nas napisałby podobną. 
"Moja książka jest też antologią cytatów o czytaniu" - zdradza nam intencję twórczą Autorka. Ależ ja od tego zacząłem to pisanie "Przeczytań...". Podejrzewam, że to pisanie może się okazać bardzo, bardzo, bardzo osobistym. I poprzez własne dodawanie, jak i wydobywanie onych cytatów. W końcu z jakiejś potrzeby powstaje cały czas cykl "Myśli wygrzebanych" ( na tym blogu jest już 78 odcinków). Kupuję tą, jaką Autorka zapożyczyła od argentyńskiego pisarza, Alberto Manguela: "Wierzę, że w istocie jesteśmy zwierzętami czytającymi, i że sztuka czytania, w swym najszerszym sensie, określa nasz gatunek"
No to zarzucam sieć, aby wydobyć tych -naście cytatów. Nad każdym radziłbym się bardzo uczciwie pochylić i zastanowić.  Tak, ile w nich nas. Co z tego zaliczamy do swej czytelniczej autobiografii:
  • Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód. - Susan Sontag
  • Lubię książki, w których liczy się nogi stonogom. Czytanie wyłącznie literatury tzw. pięknej ma w sobie coś przerażającego. - Wisława Szymborska
  • Blednę i czerwienię się na przemian, wydaję krótkie stłumione okrzyki, zalewam się łzami, jeśli cierpienia kochanków nazbyt stają się okrutne, zaciskam pięści i przygryzam wargi, gdy obłuda i nikczemność odnoszą triumf nad szlachetnością. - Stanisław Dygat
  • Kiedy wchodzi się do ukochanej powieści, można poczuć, że się ją posiada, że nikt wcześniej w niej nie mieszkał. - Zadie Smith
  • Odmówiłem dziś lektury pewnej książki, która zyskała szalone powodzenie i z racji tej okoliczności towarzyszącej pozostawiła mnie zupełnie obojętnym, budząc we mnie raczej potrzebę przeczytania dzieła autora, któremu całkiem brak powodzenia. - Robert Walser  
  • Pinochet, który zakazał czytania Don Kichota, gdyż według niego popierał on cywilne nieposłuszeństwo, był tej książki idealnym czytelnikiem. - Alberto Manguel
  • To, że każdemu wolno posiąść umiejętność czytania, szkodzi z czasem nie tylko pisaniu, ale i myśleniu. - Friedrich  Nietzsche
  • Kiedy zaczynałem pisać - zdawało mi się, że powinienem czytać, gdyż to pomoże mi w pisaniu; kiedy czytałem - zrywałem się i wybiegałem na miasto, gdyż wydawało mi się, że powinienem podglądać ludzi; rozmawiałem z ludźmi i wtedy znów wydawało mi się, że tracę czas na rozmowy, a przecież powinienem pisać - Chryste Pani, myślałem, że zwariuję. - Marek Hłasko
  • Niczego bodaj w naszym dzieciństwie nie przeżywamy równie głęboko jak dni, którym pozwalamy przeminąć bez naszego udziału, poświęcając je ulubionej książce. - Marcel Proust
  • Mam zwyczaj, rozebrawszy się, siadać na kamieniu i czytać Herodota, aż przestanę się pocić. - Mary Shelley
To, co nam serwuje pani Justyna Sobolewska, to prawda, tylko prawda i sama prawda: "Ofiary tego nałogu poznasz po okularach. [...] Książki trują bardziej niż papierosy. [...] Dotknięci tą przypadłością cały czas kupują lub wypożyczają kolejne książki". Nie cytuję dalej, bo rozmnożyłbym nawiasów i wielokropków. Starczy mi rozejrzeć się po pokoju, w którym piszę i widzę skutki tego dotknięcia... Jeszcze mnie widać za piętrzących się stosów. Brakuje regałów, a ślubna połowa nie godzi się na zrobienia z mieszkania biblioteki. "Czytelnik o słabej konstrukcji - przestrzega Autorka - może ulegać wpływom, ani się obejrzy, a zarazi się czymś z książki". Tu mamy prostą odpowiedź dlaczego zakazane było uczenie czytania choćby niewolników. Zwykłem powtarzać własnym uczniom, że człowiek czytający zaczyna stawiać pytania, a to już jest niebezpieczne i prowadzi do anarchii. Odsyłam do cytowanej powyżej myśli F. Nietzschego (1844-1900).
Chwiali tracimy rozeznanie, co jest  pewną autorską ironią, a co zaleceniem do wykonania, np. brzmiącą tak: "Co więc można robić z takim wybuchowym materiałem? Jak uniknąć złego? Otóż można na przykład ćwiczyć się w nieczytaniu i uczyć tej umiejętności innych". Jestem zdania, że nakazów żadnych nie trzeba już stosować. Nie znam aktualnych statystyk, ale przepotężny procent rodaków nawet nie pomyśli, aby sięgnąć po książkę. Nie grozi więc im ta zaraza, jaką niesie z sobą ileś tam zapisanych drukiem kartek. Smutne! Prawdziwe.  W ferworze różnych ocen chyba zapominamy, że czytanie od zawsze było jednak... elitarne! Pewnie, że od czasów Gutenberga książka stała się towarem łatwiejszym w zdobyciu, niemniej została domeną tylko określonych środowisk. Jestem zdania, że niewiele się pod tym względem zmieniło.
"Ilu z nas czytało pod kołdrą z latarką?" - zapytuje nas Autorka.  Widzę, że podnosi się las rąk. Niestety nie zaliczam się do tego grona. Bo ja do 14-tego roku życia (dokładnie wakacji AD 1977) niczego z własnej i nie przymuszonej (wymuszonej) woli nie czytałem. Odkrycie w szafie prezentu "pod choinkę" w takiej postaci traktowałem, jako porażkę. Kolonie w Sarbinowie odmieniły mój świat!
  • Mądry czytelnik czyta książkę geniusza nie sercem, nie mózgiem, ale kręgosłupem... -  Vladimir Nabokov 
  • Przyjemność tekstu to chwila, w którym moje ciało rusza w ślad za własnymi myślami - bo moje ciało nie ma tych samych myli, co ja. - Roland Barthes 
  • Porządna książka nie jest po to, aby czytelnik mógł łatwiej usnąć, ale żeby musiał wyskoczyć z łóżka i tak jak stoi, w bieliźnie, pobiec do pana literata i sprać go po pysku. - Bohumil Hrabal
  • Zawaliłam podłogę innymi książkami, czasopismami i cholera wie czym. - prof. Maria Janion
  • Przed tą melioracją alfabetyczną książki stały u mnie - wstyd się przyznać - według wzrostu. - prof. Janusz Tazbir
  • Jestem raczej wyrzucaczką niż zbieraczką. wyrzucam wszystko - listy, papiery, fotografie. Nie lubię utykać, nie umiem sobie radzić, kiedy mam naćkane. - Zofia Chądzyńska
  • Ciasno: mniejsza o metraż, ale w pokoju rozpanoszyły się książki, otaczają mnie regałami z obu stron, tkwią milcząco za plecami, nawet na biurku zalega od miesięcy zwał drukowanego papieru, którego nie mam czasu przejrzeć. - Stanisław Barańczak
  • Ze wszystkich sposobów nabywania książek za najbardziej chwalebne uważa się pisanie ich samemu. - Walter Benjamin
  • Kible są jednak nadal uprzywilejowanym miejscem do czytania. - Georges Perec
  • Jeśli jesteście podobni do mnie, musicie mieć coś do czytania w toalecie. - Charles Simic
  • W więzieniu bardzo starannie, od deski do deski, przeczytałem Biblię. Byłem pierwszym więźniem w historii Sztumu, który wypożyczył z biblioteki pisma Lenia. - Adam Michnik
  • Każdy czytelnik jest czytelnikiem samego siebie. - Marcel Proust
Potwierdzam, co znajduję dalej: "Wielu czytelników tworzy sobie własne katalogi książek, które nadają się do czytania w różnych miejscach. W podróż bierze się takie, które są odpowiednie do pociągu, tramwaju czy metra". Ileż to przeczytanych volumenów! Zawsze śmiałem się, że odkąd zasiadłem za kółkiem kierownicy fiata 125 p. odbiło się to nie korzystanie na stanie mego czytelnictwa. Od grudnia roku zeszłego nie jeżdżę samochodem, bo nie mam czym, i znów książka wróciła przed krótkowzroczne oblicze piszącego to tu teraz. Ale tylko potwierdzam kolejną znalezioną myśl: "Kiedy nie możemy się skoncentrować - to samo zdanie czytamy pięć razy bez zrozumienia. A skupić się coraz trudniej, bo ktoś chodzi nad głową, dzwoni telefon, przychodzą esemesy. Żyjemy w czasie totalnego rozproszenia [...]". Na czym ono polega Autorka wyszczególnia. Najzdrowsze jest to, co pani Justyna Sobolewska pisze o sobie (i pewnie wielu z nas): "Nauczyłam się, podobnie jak wielu moich znajomych, czytać wszędzie i w każdych okolicznościach".
Jest oddzielny rozdział poświęcony... WC! Gro z nas to tam, na ubikacji połyka mnogie strony! Mam teraz za sobą samego Umberto Eco (1932-2016), którzy oświadczył: "Kiedy wybieram do toalety jakąś książkę, oznacza to, że jest wartościowa i zamierzam zajmować się nią przez kolejne dni. Kiedy odwiedzają mnie znajomi i znajdują w toalecie swoje książki, są zazwyczaj lekko zirytowani. Przynajmniej dopóki im nie wytłumaczę, że to jest przywilej, a nie oznaka lekceważenia". w jednym z wielkim Pisarzem się nie zgodzę: nie odważyłbym się zabrać w to miejsce "Biblii" czy pisma św. Jana Pawła II. Zgadzam się z tym, co napisał Georges Perec (1936-1982): "Pomiędzy zaspokajającym naturalną potrzebę brzuszka a tekstem zawiązuje się głęboka relacja, coś w rodzaju stanu gotowości; wyolbrzymiona gotowość na bodźce, szczęście czytania". Jak praktykujący czytelnik tych miejsc tylko potwierdzam słuszność! Oddaję głos Autorce "Książki o czytaniu", bo napisała: "Temat czytania w toalecie wywołał u kilku rozmówców zawstydzenie, jakby pytanie było intymne. [...] Statystyki pokazują, że jeden na dziesięciu mężczyzn regularnie czyta w toalecie, w dodatku uważaj ją za najlepsze do tego miejsce. [...] Większość czytelników toaletowych mówi jednak, że czyta, bo lubi. I nie ma to żadnego innego podtekstu". Czas bez książki w tym miejscu - jest po prostu bezpowrotnie stracony. Autorka czytanej książki zwraca uwagę, że mężczyźni dłużej siedzą w klo niż panie. "Wchodzę, robię i wychodzę" - znam tak argumentację tego faktu. A mnie rozgrzesza sama Autorka: "Czytanie w toalecie to ludzka rzecz, nawet powszechna, nie ma się czego wstydzić". Nie, nie mam regału, ani kosza łazienkowego na książki. al to niczego nie zmienia: książka w łapę i... "na tron"!
Ciekawe są spostrzeżenia na temat głośnego i cichego czytania. Sam wielokrotnie wyrywam się, aby komuś obok przeczytać dany fragment na głos. Chwilami, daje to skutek odmienny od zamierzonego i słuchacz wyraża swe niezadowolenie. Słodko robi się na sercu, kiedy słyszę "...bo jak ty przeczytasz". Wiele bym dał, aby znaleźć się w gronie publiki, której publicznie "Olivera Twista" czytał sam Charles Dickens. Rewelacyjna recepta Mariusza Szczygła, jaką udzielił bezimiennej dla nas autorce, aby czytała to, co napisze na głos: "Trzeba ją było przed oddaniem do redakcji przeczytać na głos. Usłyszałaby pani, czy jest rytm i wszystkie fałszywe słowa". Diderot okazuje się był bardziej radykalny względem własnej żony i aby oderwać ją od lektur "wzniośle duchowych" czytał jej na głos "frywolne książki" ( w tym i "Don Kichota").
Kto wie, czy zdanie, które chcę tu  przywołać nie należy do tych najpiękniejszych, najwznioślejszych, jakie pani Justyna Sobolewska napisała w tej książce: "Istnieją też czytelnicy, którzy mają dostęp do nieznanych nam wrażeń podczas czytania - kiedy czytają, nie widzą czarnej czcionki na białym tle, tylko kolory tęczy". I można idąc tropem tego, co dalej napisała skatalogować książki na takie, co: 1. nie zawsze jest przyjemnie; 2. mogą wywołać mdłości; 3. wywołują złość i wściekłość. Proszę zwrócić uwagę na wykorzystane wyżej zdanie B. Hrabala. Może nie koniecznie zaraz autora prać po pysku, ale nawet powinszować, postawić wódkę.
"Są rzeczy, których z książkami nigdy nie mielibyśmy śmiałości zrobić" - no i sypie Autorka przykłady, co wyprawiamy z naszymi tomami. Używam liczby mnogiej, bo i ja nie jestem bez grzechu. Nie, nie zaginam rogów, nie wciskam skarpetek jako zakładek, ani nie kładę grzbietem do góry! Uwielbiam odnajdywać w kupionych w antykwariacie książkach dopiski poprzednich posiadaczy. Ma rację  pani Justyna Sobolewska: "Nasza historia życia zapisuje się w przeczytanych książkach". Pewnie tym zdaniem przyjdzie mi często się podpierać, jak tym którego autorem jest Eustachy Rylski (proszę wrzucić w wyszukiwarkę tego blogu i odnaleźć do czego piję...). Zakreśleń i podkreśleń, uwag typu "błąd!" nanoszę na marginesach swoich książek. Może po latach będą jedyną pamiątką po mnie. Jeden z dopisków w tej książce jest na s. 151. Przy  Jerzym Ficowskim (1924-2006) dopisałem: "Odkrywca Papuszy". Proszę na tym blogu odnaleźć zapis z 18 III 2014 r., pt. "«Dzień 19 marca» - imieniny Marszałka - w cieniu poradnika Adama Galińskiego".
"...domowe biblioteki są w ogóle coraz rzadsze, znajomi się przeprowadzają, zmieniają miasta, książki zostają u rodziców albo u dawnych małżonków, książki nosi się w Kindlu czy iPadzie albo trzyma w pryzmach pod ścianą czy w kartonach pod biurkiem" -  trafnie, pani Justyno! Mo osobisty księgozbiór w trzech miejscach: w tym pokoju, w którym teraz piszę; w piwnicy; w miejscu pracy. Rozdział o układaniu książek, to znów rozmawianie z samym sobą, jak przy każdym innym rozdziale. Bo poznając mnogość różnych przykładów zaraz zerkamy na swój stan i pytamy siebie "a jak to jest u mnie?". Każdy ma jaką logikę swego księgozbioru. Nie mówię o stanie kilkunastu tomów, ale tych idących w setki! Ubawiła mnie wypowiedź prof. Janusza Tazbira o stawianiu książek według wzrostu. Boję się innych przykładów: według koloru. Choć jest jeszcze gorszy przykład, o którym Autorka milczy: snobizm. Sam miałem kolegów, którzy chwalili się swymi książkami, całymi seriami wydawniczymi (co nie oznacza, że i ja takowych nie posiadam), ale ich nigdy nie czytali. Jeśli jeden z nich (niestety od kilkunastu lat już ś.p.) zakwalifikował "Na wschód od Edenu" J. Steinbecka jako... western, to wskazuje jaki poziom reprezentowali. I to jest to o czym często w "Przeczytaniach..." wspominam: wartość dodana danej książki. Czytamy i wtapiamy się w nią! Żyjemy tym, co czytamy, budzą się wspomnienia. W swej zuchwałości moglibyśmy nawet dojść do wniosku, że napisalibyśmy taką samą książkę, pt. "Moje książki, mój świat".
Zaskakujący w swej treści i mądrości jest rozdział poświęcony czytelnictwu w więzieniach. "Okazało się, że więźniowie cieszą się zwłaszcza z książek używanych, pomazanych, z zagiętymi rogami i z dedykacjami. a jeśli dedykacją jest dla nich, to książka staje się jeszcze cenniejsza. To jest zawsze jakaś namiastka kontaktu z innymi ludźmi" -  długo zastanawiałem się, jaki cytat wybrać. zaskakująca jest wypowiedź dyrektora Zakładu Karnego w Czarnem, ppłk Wojciecha Brzozowskiego: "Biblioteki za murami też umierają. Bibliotekarze ratują książki, zwożąc je do nas. Liczą, że jeśli zamkną je w więzieniu, to przetrwają". Pani Justyna Sobolewska wzbogaca naszą niewiedzę o kolejne szczegóły: "Na tysiąc pięciuset osadzonych regularnie czyta ponad stu. Ale jest to czytelnik wymagający, mający swoich autorów, czytelnicze sympatie i antypatie. [...] Na oczytanego i inteligentnego w gwarze więziennej mówi się «belfer»". Znajdziemy tu poruszające szczegóły dotyczące więzień w Nowogardzie czy Katowicach.
"Jeszcze kilka late temu wydawało się, że e-booki zrewolucjonizują całkowicie rynek książki. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że nie zastąpią one książki papierowej, tak jak film nie zabił malarstwa, a telewizja kina" - słusznie, pani Justyno! Papier górą! Nic nie zastąpi jego zapachu, smaku, szelestu. Według tego, co tu czytamy zaliczałbym się do "maniaków czytania". I znów U. Eco, którego Pani nam posuwa, a ja zamieszczam tu: "Książka przypomina koło, ponieważ wynalazku tego nie można było przecież udoskonalić". Są już nawet badania, jak wygląda przyswajalność treści poprzez e-booki, a jak dzięki normalnej książce. Fabuła jednak bardziej zapada, gdy ma się w ręku książkę! Znów cytuję Autorkę "Książki o czytaniu": "Wielu z nas chce posiadać książki na własność. Dlatego kupujemy je ew prezencie, piszemy dedykacje. Książka elektroniczna nigdy nie jest nasza, mamy zaledwie licencję na czytanie. [...] Wyciągam z piwnicy moje książki z dzieciństwa i mogę czytać je dziecku - żaden czytnik mi tej przyjemności nie zastąpi". Mogę dorzucić: wyciągam książki moich dzieci i czytam je memu wnukowi Jerzykowi. Oto wyższość papieru nad elektroniką! I ja się tego trzymam.
Niezwykły jest rozdział poświęcony... męce tworzenia. Kilka z wypowiedzi na ten temat:
  • Pisanie książki przypomina straszliwą i wyczerpującą walkę, jest jak długie zmaganie się z bolesną chorobą - George Orwell
  • Dni topią się w moich rękach niczym lód na słońcu. Ja nie żyję, ja zużywam siebie w okropnych stylu, lecz cóż za różnica, czy umrę op pracy, czy od czegoś innego. -  Honoré de Balzac
  • Kiedy nie piszę, mogę odpoczywać. Krążą jakieś myślątka, zapisuję je, ale nie ciąży na mnie żaden przymus. Nadchodzi jednak moment, kiedy te myśli i fragmenty wątków zaczynają mnie cisnąć, dopominać się, żeby je spisać. Wtedy zaczyna się udręka. - Wiesław Myśliwski 
  • Ekscytujące jest wymyślanie sytuacji, dialogów, postaci, a samo pisanie mnie okropnie wręcz nudzi. Przenoszenie tego na papier jest monotonne. - Eustachy Rylski
  • Nienawidzę pisania od zawsze. Byle kto i byle co jest w stanie oderwać mnie od pisania. Ale choć z całego serca nienawidzę pisać, nic poza pisaniem mnie nie obchodzi, oprócz ludzi, których kocham. - Jane Bowles
  • Strach przed zdaniem, niechęć do pisania - niemal odraza - to jedyny powód, dla którego to robię. - Herta Müller
  • Pół strony zżera nieraz i osiem godzin, a w tym samej fizycznej akcji pisania, uderzania w klawisze, jest może wszystkiego dwadzieścia minut, reszta zaś to pochylanie się nad ekranem, odchylanie, dotykanie klawiszy, wstawanie z krzesła, pójście do drugiego pokoju, powrót, gapienie się w ekran czy w kartkę. Żałosny widok. - Marek Bieńczyk
  • W pisaniu męczące jest wszystko, oprócz tych paru chwil, kiedy wychodzi. Najgorzej, kiedy nie idzie, a jeszcze gorzej, kiedy idzie na niby. - Jerzy Pilch
  • Nie przeczytałam w całości Pana Tadeusza, a Słowacki to jest dla mnie po prostu zgroza - Agata Bielik-Robson 
Jak nic - męka tworzenia.  Trudno stawiać się w rzędzie tych wszystkich nazwisk, ale kiedy mnie bierze na pisanie opowiadania różnie to kończy się. W archiwum tego blogu spoczywa wiele tekstów, które czekają na swój dzień. Chwilami porywam się na odwagę i upubliczniam skutki swej wyobraźni. A te zalegające od lat. Wyrzucić? Usunąć? Takie już grafomaństwo? Trudno nie zatrzymać się nad tym, co napisał Jacek Dukaj: "Najpiękniejsze są książki nienapisane. Ale w tym tkwi głębsza mądrość: nawet gdyby pisarz był takim mistrzem pióra,  że w każdym momencie wybierze najdoskonalsze rozwiązanie, to i tak, krok po kroku, schodzimy od olśniewającego, przebogatego arcydzieła, jakie ujrzeliśmy w tym pierwotnym wyobrażeniu, do karłowatego pokurcza, ułamkowego odprysku piękna, który posiada tylko tę jedną marną przewagę, że istnieje". Stąd kilkanaście stron później trafiamy na rozdział "Książki, których nie ma".
"Nic tak nie działa na wyobraźnię nałogowego czytelnika, jak książki nieistniejące: utracone, spalone, zaginione albo... wymyślone" - znów muszę przytaknąć Autorce. Kiedy w styczniu 1946 r. moja wileńska rodzina opuszczała swój rodzimy zaścianek Trepałowo mój na wówczas 14-letni wuj Telesfor zostawił "Trylogię", jaką powierzył mu wuj Mieczysław Syliwanowicz. Do dziś Wuj wspomina te wyrzuty za dziełem H. Sienkiewicza, jakie słyszał od swego wujka. Chciałbym wrócić do pewnej arabskiej bajki - mgliście pamiętam fabułę. Żadnej wskazówki, by do niej dotrzeć. Bezpowrotnie rozeszły się powieści z czasów dorastania: W. Wernica, E. Niziurskiego, A. Bahdaja, Z. Nienackiego. Gdzieś przepadł "Most królowej Jadwigi" z dedykacją Jerzego Sulimy Kamińskiego dla mej wileńskiej Babci. Lista wydłuża się. Ale pani Justyna Sobolewska zajmuje się bardziej poważniejszym zjawiskiem, jakim było... niszczenie swoich papierów, listów, utworów przez samych artystów, żeby wspomnieć choćby Adama Mickiewicza (a później jego syna Władysława). Ma rację Autorka: "Zaginione czy zniszczone utwory do dziś działają na wyobraźnie". Aż dziw, że prawie nie poruszyła wątku antycznego. Tak wiele dzieł znamy tylko z tytułów, albo jakichś drobnych fragmentów.
"Z najważniejszych książek wartych przeczytania najmniej czytana i znana jest w Polsce Biblia. Dotąd nie spotkałem człowieka (nie duchownego), który by ją przeczytał w całości" -  pani Justyna Sobolewska cytuje Stefana Chwina, zresztą nie po rz pierwszy. A sama od siebie dodaje: "Otacza nas morze książek do przeczytania". A wtóruje Jej poprzedni autor: "Ale połknąć ocena? Czy to w ogóle możliwe?". To chyba bolączka nas czytających. Nie myślałem, że ta książka tak bardzo wciąga. Sądziłem, że opędzę się od niej raz i dwa - ale tak się nie da. I spotka nas to samo, co U. Eco: "Znam kilka sposób udzielania odpowiedzi osobie, która przebywając po raz pierwszy u kogoś z wizytą i zauważając okazałą bibliotekę, zdobywa się jedynie na pytanie: «Przeczytał pan je wszystkie?»". Jak wybrnął był? Odpowiedzi szukamy w "Książkach o czytaniu". Robią wrażenie. I raz jeszcze pani J. S.: "Nieprzeczytana klasyka budzi wyrzuty sumienia". Odczuwam to do Dickensa, Balzaca i... "Popiołów" S. Żeromskiego. Można by rozpętać dyskusję wobec tego, co napisała pani filozof Agata Bielik-Robson, a co ja zamieściłem trochę wyżej. Paweł Dunin-Wąsowicz przyznał się do nie przeczytania w szkole "Chłopów". i ja tym zgrzeszyłem wobec prozy W. Reymonta, aliści nadrobiłem tą stratę później. Bo to jest strata! Jedyne moim usprawiedliwieniem faktu z 1980 r. jest to, że to wtedy moje czytanie, myślenie, mnie całego pochłonęli "Nędznicy" V. Hugo! "Sztuką jest mądrze mówić o książce, której się nie przeczytało" - to Michał Rusinek, a do mnie wraca wspomnienie egzaminu z średniowiecza powszechnego i moje snucie o książce, którą znałem z... okładki. Z egzaminu wyszedłem z 4.
Pani Justyna Sobolewska dając nam "Książkę o czytaniu" zmusza do takiej ilości przemyśleń, że głowa czytelnicza (w pozytywnym znaczeniu) puchnie! Też czytałem dzieciom na głos. Mój Syn w ten sposób wysłuchał "Ogniem i mieczem", z którym spotkaliśmy się na przełomie 1998/99, kiedy odliczaliśmy czas do kinowej adaptacji. Byłem razem  z Córką w Hogwarcie, ale i poznawaliśmy bogactwo dzieł Astrid Lindgren. To ostatnie, to było nadrabianie tego, czego nie czytałem do 14-go roku własnego żywota. Tak, do onego lata 1977 r. I mnie spotyka to, co Autorkę, która wspomina: "Karton z książkami wygrzebałam w piwnicy u rodziców. I poczułam się, jakbym spotkała dawno niewidzianych przyjaciół". I wraca Miś  Uszatek, Konik Garbusek czy Karlsson z Dachu. Raz jeszcze zmierzyć się z Braćmi Lwie Serce czy Ronnią? Moja Żona dość podejrzliwi patrzyła na mnie, kiedy wróciłem do "Wakacji z duchami", "Stawiam na Tolka Banan", "Podróż za jeden uśmiech" czy razem z Tomkiem  Sawyer'em malowałem płot ciotki Polly. Dlatego trafny jest wybór tytułu rozdział "Nikt nie chce być dorosłym". Wstyd się przyznać: nie przeczytałem "Przygód Hucka Finna", tak jak żadnego tomiku o przygodach Tomka Wilmowskiego. Nie skusiło mnie, aby poznać literackie losy Frodo, Gandalfa czy Saurona. Harrego Pottera zgłębiłem tylko do połowy (1/3?) tomu IV.

*      *      *

"Mea culpa!" - muszę  się do tego przyznać: dobry rok książka pani Justyny Sobolewskiej czekała na swoją kolej? Tyle innych tytułów listonosze lub kurierzy dostarczali mi przez te miesiące,a "Książka o czytaniu" czekała na finał doczytania. Pierwsze zakreślenia pokazały się na s. 9 już wtedy, po jej otrzymaniu, a jednak impuls obudził chęć jej zamieszczenia teraz, w wakacje AD 2017. "Mea culpa!" - ale widać, jak z samym czytelnictwem i z tą pozycją musiałem dojrzeć, aby wróciwszy do niej, wziąć się do pisania. I znów ta dziwota, że zrobiłem to z taki opóźnieniem.

PS: To dobrze, że Autorka oddaje nam książkę z następującą świadomością:
"I NADAL MAM WRAŻENIE, ŻE NIE NAPISAŁAM O WIELU RZECZACH. NA PRZYKŁAD O KSIĄŻKACH JAKO SCHRONIENIU, O KSIĄŻKACH, KTÓRYCH NIE KOŃCZYMY CZYTAĆ, CZY O POROZUMIENIU DZIĘKI KSIĄŻKOM.  CZY O CZYMŚ JESZCZE ZAPOMNIAŁAM".

1 komentarz:

  1. Zachęciłeś mnie tym wpisem do książki Justyny Sobolewskiej, temat dla mnie bardzo ciekawy, rzeczywiście skłaniający do refleksji, co bardzo lubię odnajdywać w książkach. Przytaczasz wiele mądrych, wartych zapamiętania cytatów, dajesz się bliżej poznać od strony stosunku do książek i czytelniczych wyborów. Wpis bardzo wyczerpujący, ale wtrącę jeszcze kilka myśli na temat tu poruszony przez Ciebie. Utkwił mi w pamięci artykuł "Czytaj, bo umrzesz"Karoliny Sulej w WO z czerwca 2016 r. odnalazłam w nim, podobnie jak ty w książce Justyny Sobolewskiej, wiele ciekawych myśli przytoczonych przez autorkę, np. :"LITERATURA ZASŁUGUJE NA SWÓJ PRESTIŻ PRZEDEWSZYSTKIM Z JEDNEGO POWODU- TO NARZĘDZIE, KTORE POMAGA NAM ŻYĆ I UMIERAC Z ODROBINĘ WIĘKSZĄ MĄDROŚCIĄ, BOBROCIĄ I POCZYTALNOŚCIĄ". Za prawdziwe wydaje mi się przytoczone w artykule przez Karolinę Sulej zdanie Rebecci Solnit, w którym zawiera się kwintesencja tego czym jest literatura "PRZEDMIOT, KTÓRY NAZYWAMY KSIĄZKĄ, JEST JEDYNIE JEJ POTENCJAŁEM, JAK ZAPIS NUTOWY. PRAWDZIWA SYMFONIA ROZBRZMIEWA DOPIERO W GŁOWIE CZYTELNIKA".Pozdrawiam z upalnej Italii

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.