wtorek, maja 23, 2017

Przeczytania... (215) Rufin Piotrowski "Pamiętniki z pobytu na Syberii" cześć 1 (Wydawnictwo Zysk i S-ka)

"Tylko pouczcie obowiązku, przed którym wszystko ustępować powinno, odwiodło mnie od powziętego zamiaru: albowiem każdy czyn, każde działanie, choćby najmniejsze, nawet niewłaściwe i niestosownie wobec środków, czasu i miejscowości przedsięwzięte, ale mające na celu wyswobodzenie ojczyzny spod obcej przemocy, staje się już przez to samo własnością narodu! Bo świadczy dzisiejszemu pokoleniu i świadczyć będzie przyszłym pokoleniom, jak droga być musi dla serca Polaka wolność i niepodległość ziemi przez Boga i jego praojców w spuściźnie przekazanej" - tymi słowy zwracał się Rufin Piotrowski. "Pamiętniki z pobytu na Syberii"  starannie edytorsko przygotowało dla nas Wydawnictwo Zysk i S-ka. Nie wyobrażam sobie, że ktoś komu nie obcy jest dźwięk nazwy "Syberia" (wolę używać współczesnego Autorowi określenia: Sybir) jest w stanie oprzeć się pokusie, aby nie zajrzeć do tej książki. Bo to lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce poznać lub zgłębić swoją wiedzę na temat losów Polaków pod rosyjskim zaborem. W wiele kresowych życiorysów pisane zostało to okrutne słowo "Sybir". Na pewno pośród nas znalazłoby się wielu potomków byłych zesłańców, katorżników, ale i takich, co z własnej woli osiedlali się na dalekich rubieżach Rosji. Piszący ten cykl może tylko pochwalić się (nie po raz pierwszy), że jest praprawnukiem Stanisława (I) Poźniaka, szlachcica z oszmiańskiego powiatu (wylegitymowanego z synami  ze szlachectwa za Aleksandra II), którego w 1863 r. osobiście katował M. Murawiow-"Wieszatiel".  Nie mnie trzeba było przekonywać do sięgnięcia po ten pamiętnik.
"Rufin Piotrowski, przebywający na emigracji w Paryżu powstaniec listopadowy, wciąż nie porzucił myśli o wolnej Polsce. Z angielskim paszportem wraca potajemnie do kraju, żeby po raz kolejny podjąć próbę uwolnienia Ojczyzny z niewoli" - czytamy m. in. na okładce części 1. Ta pomieściła pierwsze XVI rozdziałów, rozpisanych na 437-iu stronach. Niestety, poza ryciną na okładce, nie znajdziemy żadnych ilustracji, zdjęć, które mogłyby pobudzić naszą wyobraźnie i ujrzeć choć w takim zarysie życie zesłańców. Polecam zerknąć na portal Moje Miasto Tarnów - tam bardzo szeroko opracowana (przez panią Marzenę Koterbicką-Borys) biografia Autora*.
Uwielbiam pamiętniki.  Te  z czasów zaborów w szczególności. Jeśli dotykają bliskich memu sercu Kresów, zmagań z caratem - tym bardziej. Móc znaleźć się w tamtym czasie, tamtych miejscach, to dla mnie podróż, na którą zawsze mnie namówicie. Pióro Rufina Piotrowskiego uczyniło tylko to, że mam nowe dla mnie źródło dla poznania czasu przeszłego dokonanego. 
I zaraz rodzi się dylemat: jak polemizować ze źródłem? Nie da się. To, tak, jakby ktoś mnie zapytał kogo bardziej wolę: Anonima tzw. Galia czy Wincentego Kadłubka? Obu cenię i obu wykorzystuję w swojej pracy. Dla poznania życia po upadku powstania listopadowego na pewno od teraz pomocne mi się staną "Pamiętniki z pobytu na Syberii". 
Nie potrafię zaklasyfikować tego dzieła. Mimo licznych pozycji dotyczących epoki niewiele posiadam na temat okresu między 1831, a 1863 - opracowania, syntezy, ale relacji zesłańca z tego konkretnego okresu NIE. Dlatego nie mam się do czego odnieść, z kim porównywać. wiem, że w "Przeczytaniach..." nie uprawiam analizy porównawczej, ani tym bardziej teraz nie odniosę się do kogoś innego. 
Nadstawiłem swoje czytanie Rufina Piotrowskiego na odnalezienie tego, co do nas przemawia poza faktografią. Nie chciałem robić wyliczanki, co zrobił i czego dokonał Autor. Szukałem przy okazji tego, co do mnie bezpośrednio powiedział Rufin Piotrowski. Tak, do mnie! Ktoś innym odczyta Go zupełnie inaczej. A ja z nim urządzałem polemikę, swoistą pogwarkę. 
  • Opatrzności, a do grobu ojczyzny przynoszę należną jej od każdego syna czystą daninę uczuć i ślubu - kochać ją, żyć i umierać dla niej.
  • ...to pewne, że bardzo mała liczba Polaków udawała się do Francji [w 1831 r. - przyp. KN] jedynie z zamiarem ocalenia głowy i spokojnego używania  życia w bezpiecznym schronieniu.
  • Każda niemal osoba mająca wpływ na bieg i los powstania listopadowego miała swoich zwolenników i przeciwników.
  • Któż mniema, iż burząc, niszcząc wszystko i bezwzględnie to, co stare i dawne, tym samym zbuduje coś lepszego i trwalszego?
  • Któż sądzi, iż sycąc zawiść serca braci ku braciom, utworzy społeczeństwo zgodne, kochające, a następnie szczęśliwe?
  • ...dla Polski tylko w Polsce można ze skutkiem podejmować działania.
  • Tym, co najwięcej mnie niepokoiło, co mnie trwożyło, była niepewność, wątpliwość skutku moich usiłowań w kraju.
  • Tam, gdzie jest miłość, może być lekarstwo i możliwa wszystkich równość.
  • Bo kto gotów jest umrzeć za światło prawdy, ten już w pół zwyciężył ciemnego szermierza obłudy i niewoli.
  • ...kto jest niewolnikiem w duchu, ten musi być koniecznie niewolnikiem w ciele.
  • Jest to jedna z wielkich niedogodności życia emigracyjnego, że w chorobie nie ma się kto zająć tułaczem.
  • Zaszczytnym przeznaczeniem człowieka jest żyć i poświęcać się dla bliźnich, dla dobra społeczeństwa.
Tak, czujemy ducha Wielkiej Emigracji. Ideologii jej poświęcił R. Piotrowski pierwsze strony odtwarzanego obrazu żywota swego. Chwilami jest to też oskarżenie. Nie liczmy, że czeka nas potulne opisywanie: "Emigracja też miała istotne znaczenie w Europie i nieraz poruszała jej samolubną politykę, bo też jedynym przedstawiała fenomen w historii narodów. Be rządu i władzy, sama dla siebie i rząd, i władza tworzyła, którym się dobrowolnie poddawała z całą karnością wojskową". Wtedy również Naród był podzielony! Nic nowego? Taka nasza narodowa wada? Boję się aż takich analogii, ale one same cisną się na usta, kiedy poznajemy obraz tejże emigracji. Nie mogę tu wymieniać każdego spojrzenia, na każdy odłam emigracji. Autor robi to za mnie. On w tym świecie obracał się, był jego cząstką. Ja mogę być tylko marnym odtwórcą...
Kiedyś śp. prof. Jacek Staszewski, którego byłem studentem (a On z czasem recenzentem mojej pracy magisterskiej) uświadamiał mnie: "Pan zbyt emocjonalnie przeżywa historię". Zgadzam się całkowicie z tym poglądem. I przyznam, że nie chcę tej emocji (nazwijcie to: egzaltacją) utracić. Poruszają mną zapisy, takie jak ten: "Ach, życie tułacza! To nieustanny żal, to ciągła w duszy tęsknota za ojczyzną. O, Ojczyzno! Ty, na której wspomnienie każde poczciwe serce żywiej i gwałtowniej bić zaczyna". To, co pisze o matczynym uczuciu nie może nie targnąć nuty nostalgii. Czyż ja w 50% nie jestem skutkiem wypędzenia? 18 lat przed mym urodzeniem moi krewni opuszczali Wileńszczyznę. Brzmi dziwnie? Ale ja widziałem taką samą tęsknotę do kraju lat dziecinnych. Kiedy teraz czytam R. Piotrowskiego czekam, że zaraz do mego pokoju wejdzie... Adam Mickiewicz. 
"Tymczasem więzienia w Polsce, a szczególnie na Litwie i Rusi, napełniały się coraz to nowymi ofiarami" - wspominał czas po aresztowaniu, torturach i śmierci Szymona Konarskiego (1808-1839). Echa tych wydarzeń "...niosły się po całej Polsce i Emigracji smutnym, jękliwym echem. Była to nowa, powszechną żałoba, w którą i ja się przyodziałem". I rozważania nad losem Polski: "Za jakie winy lub za jakie zbrodnie skazana jest na takie srogie prześladowania i męczarnie? Czyż Bóg i Jego sprawiedliwość są tylko czczą zagadką, a siła mocniejszego i chytrość oszusta jedynym prawem na świecie?". Te bolesne pytania jeszcze dziś porusza. Bo tak naprawdę nie ma na nie odpowiedzi! 
Rozważania na temat upadku powstania listopadowego, to jednak rozliczenia z tymi, którzy doprowadzili do klęski: "Bośmy obcymi tylko żyli teoriami, obcą, a nie własną wiarą, bośmy chcieli Polski tylko dla siebie, to jest dla wygód materialnych, dla złota, bo w nas nie było uczucia sprawiedliwości, ani braterstwa, ani miłości dla wszystkich naszych braci, bo w nas nie było cnót prawdziwie obywatelskich,  bośmy, słowem, nie chcieli Polski dla celu, do jakiego Opatrzność ja przeznaczyła". I rodzi się pokora wobec Boga, dążenie do pokuty i oczyszczenia. Czy to już można nazwać mesjanizmem? Kryzys wiary, o którym szeroko wzmiankuje. Bardzo zaskakujące nieomal teologiczne rozważania wokół... przyjmowania komunii i pacierza/modlitwy. Proszę nie być zaskoczonym stwierdzeniem: "...modlący się człowiek, otoczony opieką Wszechmogącego, z łatwością poruszyły więzy niewoli, ducha i ciała, i taki tylko może zbawić Polskę". I wcale nie ot ot mi chodzi, czy podzielam zdanie Autora. Uważam, że łatwiej mi jest zrozumieć spustoszenie, jakie w umysłach współczesnych wywoła Andrzej Towiański (1799-1878). "Trzeba się modlić, aby być godnym pracować dla Polski. Trzeba się modlić o Polskę do Boga i z pomocą Boga z najczystszymi zamiarami poświęcić dla niej swe umiłowania, a nawet życie". Chyba jednak trochę... naiwne myślenie. 
Jakżeż przytłaczający obraz Rufin Piotrowski nam zostawił szpitala, w którym przebywali polscy rozbitkowie, wygnańcy: "Zdawali się nie czuć boleści, co o śmierć ich przyprawiała, żałowali tylko ,że nie w Polsce i nie za jej szczęście umierają". Mrocznie się robi. Rozpada się spokój samego piszącego, który sądził, iż podzieli los odchodzących rodaków. Trzy tygodnia pobytu w szpitalu, to zarazem ogrom śmierci i przygnębienia, jakich był świadkiem. Wiem, że to nie ten czas, ale ja już czuję w tej chwili oddech Norwida... Bardzo pouczające spotkanie z Amerykaninem, rozmowa, a i skutek tego poznania bardzo zaskakujący: angielski paszport na nazwisko Józefa Catharro z Valletty na Malcie, podpisał go lord Henry Wellesley 1. barona Cowley (1804-1884), bratanka samego A. Wellingtona. Te szczegóły z życia dyplomaty poznaję z ciekawości podglądając w Internecie to i owo. I to kolejna korzyść wynikająca z lektury "Pamiętnika z pobytu na Syberii". Spodziewaliście się podobnego spotkania? Ja - na pewno NIE.
Znajdziemy na stronach "Pamiętnika..." tak cudowną pochwałę Polek, że aż wstyd, że nie mogę z całością tu utknąć na dłużej. Boleję, że ograniczam się do fragmentów: "Słusznie nazywamy kobietę matką ludzkości. [...] My, Polacy, poszczycić się możemy cnotami naszych Polek (z nielicznymi wyjątkami), które w ogóle wyższe są od nas wykształceniem, moralnością i patriotyzmem. umiejmy i chciejmy tylko utrzymać je na tej pozycji, usiłujmy je  naśladować i zbliżyć się do nich. Nie wywoźmy ich tak często poza Polskę, w obce kraje, gdzie i grosz polski, i cnoty polskie marnieją i nikną. Zamiast w Dreźnie lub Paryżu siedźcie wraz z nimi w Krakowie, we Lwowie, w Wilnie lub Warszawie, wzbogacajcie przemysł, podnoście oświatę, wspierajcie krajowe talenta. Mniej po francusku będziemy mówili, to prawda, ale w zamian przypomnimy sobie, jak mówić i czuć po polsku". Sporo - ktoś powie. Ale to tylko początek rozważań Autora o Polkach i ich roli. Ale też i na temat, jak zachować się wobec "Lwic wyzwolonych", które wręcza nazywał "obcą zarazą", do tego  "otoczoną rojem półgłówków". Może nadinterepretuję, ale mam wrażenie, jakbym czytał opisanie samej George Sand...
  • Zauważyłem także, iż w stosunkach z ludźmi konieczne jest pewne zewnętrzne decorum, tytuł rodowy (lub nabyty) albo przynajmniej wystawność znamionująca bogactwo.  
  • Ach ty, żmijo austriacka, ty podły płazie, udajesz pozornie radość dla p-okrycia nienawiści, jaką tchniesz ku Polakom.
  • Mówili do siebie po rusku, ukraińsku, słowem: w chłopskim języku.
  • ...upokorzony człowiek jest na zawsze zabity.
  • Kto chce mieć dokładne wyobrażenie o niewoli i niewolniku, o niewoli i niewolniku ciałem, sercem i duchem, niech się dobrze wpatrzy w oblicze i postawę rosyjskiego żołnierza.
  • Byłem nieco zabobonny jako Ukrainiec, z wypadków, ze zjawisk w przyrodzie, ze zjawisk w świecie materialnym, z ich wpływu na człowieka postrzegałem przyszłość, przeznaczenie. 
  • Co bym dał za to, gdyby mi dawniejszą wrócono wiarę, dawniejszą pewność, a choćby tylko nawet dawniejsze złudzenia.
  • Najtkliwsze uczucia na stronę tam, gdzie idzie o dopełnienie świętego obowiązku względem ojczyzny.
  • Czyżby służba u cara przymusza, by być nieludzkim, nieczułym i grubiańskim?
  • ...odradzałem przedwczesne powstanie, korzystając z wielu argumentów. 
  • Spisek, czyli porozumienie się pewnych osób, jest potrzebny tylko przed samym wybuchem.
  • A tak pięknego i bujnego zboża, jakie jest na Podolu i Ukrainie, może nie ma i na całym świecie.
  • Im doskonalszy i świętszy jest człowiek, z tym większą ufnością wzywa pomocy nieba. 
  • Podejrzliwiej despotyzm lęka się nawet wspomnień i pomników wolności!
  • Pamiętajcie, że przeznaczenie Polski, jej odrodzenie w waszych sercach i w waszych rękach spoczywa, bo w pokoleniu, które wypiastujecie, wychowanie dla usług ojczyźnie.
9 stycznia 1843 r. ruszył w kierunku ojczystym. Peregrynacja okazała się bardzo pouczającą i poruszająca. "Czyż oprócz wydarcia nam niepodległości chcą nam Niemcy wydrzeć i sławę? Ale niech wiedzą o tym, że sława Polski jest nienaruszalna, że szable i dzidy Polaków jeszcze nie zardzewiały i Psie Pole łatwo może się powtórzyć" - ta egzaltowana nuta została poruszona tym, co Rufin Piotrowski zastał w gmachu Walhalli pod Ratyzboną: "Nie wiem, dlaczego [król Bawarii Ludwik I Wittelsbach - przyp. KN] umieścił w tym przybytku sławy niemieckiej popiersie naszego Kopernika. Czy i tu przypadkiem duch germański - tak nieprzychylny i nieprzyjazny Słowianom, a szczególnie narodowości polskiej - nie zadziałał?".  Znajdziemy jeszcze bardzo poruszające zachowanie Autora na widok pewnej tyrolskiej twierdzy, w której "...od blisko dziesięciu lat jęczało kilkunastu moich rodaków skazanych na ciężkie więzienie przez trzy, pięć, dziesięć, piętnaście, nawet dwadzieścia lat. [...] W końcu gorące łzy z oczu mi popłynęły i zemsta w całej swej okropności zawrzała w mym sercu. O bracia moi, o męczennicy największej sprawy!". Niestety z przekazu R. Piotrowskiego nie dowiadujemy się za jakie przewiny trafili do onej twierdzy. Za to mamy bardzo zaskakujące spotkanie w Preszburgu (nie nazywa go nigdzie: Bratysławą) i poznanie Morawian, ba! odkrycia, że to też Słowianie: "Wszystko rozumiałem, co mówili, lecz z ostrożności wcale się nie odzywałem [...]". Jakież dalej niezwykłe wnioski o ewentualnym sojuszu pobratymców: "Mój Boże, pomyślałem sobie, ci trzej olbrzymi Słowianie, a ja czwarty im do pomocy, moglibyśmy z łatwością całą tę zgraję karłowatych małp niemieckich z tej karczemki wymieść. Dlaczegóż nie mogliśmy pozbyć się ich z całego słowiańskiego kraju, gdybyśmy się z sobą porozumieli, połączyli i szczerze tego zapragnęli?". Jak nic panslawizm!  Co napisał o Budzie i Peszcie, Węgrach (Madziarach) - może i teraz skupić naszą uwagę, tym bardziej, że natrafiamy na polsko-węgierskie paralele, jak to: "...od dzieciństwa nauczyłem się kochać naród węgierski, który miał i wciąż ma wiele podobieństw z polskim. Te same cnoty nas zdobią, te same wady gubią. Przeszłość Polski ściśle jest połączony przeszłością Węgier". Trudno się dziwić, że wspomina Jadwigę, Batorego i Warneńczyka! Smutne, że sami Węgrzy przestrzegali R. Piotrowskiego przed innymi... Polakami: "...gdyż wielu między nimi było ludzi podejrzanych, którym zaufać byłoby niebezpiecznie". To dlatego nie ujawniał swej narodowej tożsamości i publicznie mówił tylko po francusku. Dla mnie, jako historyka, bardzo zaskakujące odkrycie, to spotkanie i rozmowa Autora "Pamiętnika..." z... Lajosem Kossuthem (1802-1894). Gorzko łyka się słowa: "Polacy sami nie wiedzą, czego chcą. O jakim sprzymierzonym narodzie pan chcesz mówić? [...] Węgry bynajmniej nie myślą o żadnej rewolucji, a ich sprawa żadnego nie ma związku ze sprawą Polski". Ciekawe, czy taką samą opinię wyrażał w 1848 r.? "Mówiłem do niego ciągle po francusku, a gdzie było trudniej, po niemiecku. Odszedłem z podziwem dla niego, lecz zarazem czując wielkie niezadowolenie. [...] Żal i oburzenie, pogarda i litość na przemian mną miotały". W takich chwilach zazdroszczę Autorowi. Dla mnie Kossuth, to kolejna postać z wielkiej historii XIX w., dla Rufina Piotrowskiego poznany rozmówca.
"Po jedenastu latach tułactwa po raz pierwszy ujrzałem ziemię ojczystą, ujrzałem tę Polskę, za którą tak długo tęskniłem, wzdychałem i płakałem. [...] Padłem więc na kolana, wzniosłem oczy w niebo, a schyliwszy zawstydzone czoło, gorącymi ją ustami pocałowałem i gorętszą jeszcze łzą skropiłem. Takie było moje przywitanie się z ziemią rodzinną, z ziemią sławy, klęsk, cierpień i nadziei. Można tylko czuć, a nie opowiedzieć, jakiego wówczas doznałem wrażenia" - wspominał R. Piotrowski. Stał wtedy na szczycie Karpat. Spotkanie z ludnością wiejską (rusińską) nastrajała Autora do refleksji nad... położeniem chłopów  w Rzeczypospolitej. Tak zaczynała się peregrynacja m. in. po Podolu. Spotykał nie tylko ciekawych ludzi, ale też mijał ważne dla historii Polski kresowe strażnice: Kamieniec Podolski czy Chocim. To na widok tego drugiego (świadka triumfów z 1621 czy 1673), napisał: "Na widok obszernych płaszczyzn rozciągających się wokół miasta, na których rozstrzygały się losy Polski i całej Europy, gdzie Polacy waleczności i poświęcenia cudów dokazywali, nie mogłem nie usiąść się dumą, e jestem ich potomkiem, że jestem Polakiem".
  • Podejrzliwiej despotyzm lęka się nawet wspomnień i pomników wolności!
  • Pamiętajcie, że przeznaczenie Polski, jej odrodzenie w waszych sercach i w waszych rękach spoczywa, bo w pokoleniu, które wypiastujecie, wychowanie dla usług ojczyźnie. 
  • Nieszczęście jest niekiedy przywiązane do osób, a niekiedy do rodzin. 
  • Moja przebiegłość była więc równa przebiegłości rosyjskiej policji.
  • Jestem jednym z tych, których wszelka niepewność niecierpliwi, niepokoi, męczy.
  • Jeżeli nie mogę w żaden sposób uniknąć konsekwencji i trzeba będzie znieść wszelkie męczarnie, to je zniosę.
  • Och, ciężko, zbyt ciężko opierać się władzy, jaką nad nami mają prawa przyrodzone, ale daleko i nierównie ciężej stać się nad nie wyższym  i nakazać milczenie.
  • nigdy życia jako tylko życia wiele nie ceniłem.
  • Jako Ukrainiec byłem nieco zabobonny, wierzyłem w przeznaczenie, w przeczucia i we wszystkie złudzenia, wziąwszy więc karty do rąk, zacząłem z pozorną i udaną obojętnością wyciągać los.
  • Współczucie dla więźnia jest nieocenioną pociechą.
  • Kobiety. a szczególnie Polki nasze, są rzeczywistymi aniołami stróżami opiekującymi się więźniami i dbającymi o ich potrzeby. 
  • Kiedy mnie smutek nadzwyczajny ogarnie, mam zwyczaj, aby skrócić i oddalić ten stan, albo się spać położyć, albo czymkolwiek zająć.  
  • Poddanie się wyrokom Opatrzności sprawiło, że uniesienie i oburzenie zastąpił łagodny i tęskny smutek.
Poruszające jest zderzenie wyobrażania o rodakach z tym, co po kilkunastu laty zastał Piotrowski. Wciąż, dodajmy, ukrywający swą tożsamość, znajomość języka itd. W karczmie biorą go za Francuza, bo zachowuje się "po francusku". Wejść w czapce do pomieszczenia i nie zdejmowanie nakrycia głowy traktowano, jako nie polskie zachowanie. I wcale Autor nie dbało wyprowadzenie widzów z tego mniemania. Pewnie, że chodziło tu m. in. o względy bezpieczeństwa. Tym bardziej mógł bezkarnie obserwować, co się dookoła niego działo: "Widać było, że więzy i szpony niewoli zapuszczono aż do głębi ich duszy, nałożono kajdany na ich myśli, uczucia, serca, w ich ruchach nawet nie było zupełnej swobody. Okropny był to dla mnie widok i okropniejsze jeszcze sprawiał mi cierpienia". Rufin Piotrowski jawi się, jako baczny obserwator, a analiza ducha współbraci i swego, to jedna z bezcenności tych pamiętników: "Widok niewoli i nieszczęść mych braci, mej ojczyzny bardziej niż kiedykolwiek wzmocnił ku nim me przywiązanie, mą miłość". Zabawnie brzmi, kiedy przyznaje, że kilkakrotnie brano go za... Żyda. Robiło na nim wrażenie: "...nawet szpiegom z najpodejrzliwszym okiem, z najbystrzejszym umysłem nie mogło przyjść na myśl, że mogłem być człowiekiem nie tylko niebezpiecznym dla systemu despotyzmu, ale nawet podejrzanym".
Czego można nauczyć się od Rufina Piotrowskiego po tylu latach?  Bardzo wiele. Proszę zwrócić uwagę, nie dotarliśmy jeszcze do bram Sybiru, a jaki obraz Polski i Polaków mamy już w głowach? Te pojedyncze zdania, które odcedzam, to nie tylko umysłowa zabawa, ale skutek trawienia tego, co miał m. in. NAM do przekazania. Nie sądzę, aby pisząc pamiętnik gnał wyobraźnią ku 2017 roku. Mnie te słowa/zdania/myśli/rozważania jednak zajmują: "Mniej patriotyzmu w zewnętrznych oznakach i w słowach, więcej go miejmy w głębi duszy i serca, a wtedy zawsze znajdziemy sposobność służenia sprawie". Kwestionuje kto taki pogląd? Oto ponadczasowość! Oto wartość pióra Autora! To słowo żyje! Nie jest zapadniętym na stosie zapomnianej pisaniny rodem z XIX w.
"O wyrodne córy ojczyzny! Jak wyrodni są rodzice pozwalający na podobne związki!" -  to o związkach małżeńskich między Polkami, a Moskalami. Wręcz takie związki porównuje do  świętokradztwa. Nie mógł pojąc, jak stuła mogła wiązać je "...z dłońmi zbroczonymi we krwi rodzonych ich ojców i braci". Raz po raz R. Piotrowski wraca do opisywanie kim były Polki, jak były postrzegane przez obcych. Trzeba wczytać się, jak "robiąc" za francuskiego guwernera sprowokował swe polskie uczennice do pewnej dyskusji, w której prowokacyjnie udawania wyższość Francji nad Polską: "One się na mnie gniewały, a tym ich gniewem prawie do łez byłem wzruszony, i jedynie przez wdzięczność za ich tak gorące ku Polsce uczucia i przywiązanie byłbym chętnie stopy ich ucałował, ale musiałem udawać, że tego, co mówiły, nie rozumiałem, a moją dla nich wdzięczność skryłem w sobie samym". A dom państwa Abaza, gdzie też lekcje dawał i słyszał same o Polakach nienawistne słowa: "...ze wstrętem wchodziłem do niego, z oburzeniem wychodziłem i gdyby moje położenie nie zmuszało mnie do dawania w nim lekcji dla ukrycia się przed władzami, omijałbym go o sto kroków i noga moja nigdy by w nim nie postała". Nawet w...wąsach Rufina Piotrowskiego doszukiwano się obcości. Zapisał m. in taką wypowiedź: "Wąs prawdziwie francuski, nic szczególnego. Wąs, jaki miał nasz Sobieski, to był wąs prawdziwie polski". Ileż męki przeżywał Autor by w podobnych chwilach nie parsknąć śmiechem, nie zdradzić, że znam mowę gospodarzy i że sam rodowitym Polakiem jest. Stąd i takie zdanie do odnalezienia: "Żyć i obcować z rodakami jako cudzoziemiec prawdziwie jest męczące, to jest nie do zniesienia. Mocne tylko uczucie obowiązku mogło nakazać tę wewnętrzną walkę ze sobą". Już te same epizody mogłyby stać się kanwą interesującego badania. Powoli jednak zsuwał maskę konspiratora: "...poznawałem ludzi jako cudzoziemiec Catharro cudzoziemiec, a gdy kogo dobrze zbadałem i poznałem, dawałem mu się poznać jako emigrant Piotrowski".
Jeśli nabieramy poczucia, że Autor wciąga nas w konspiracyjno-szpiegowską robotę, to chyba dobrze odczytujemy wagę "Pamiętnika z pobytu na Syberii...". Pewnie, że chcielibyśmy popchnąć naszego Autora/Bohatera ku czynom. A on na Podolu uczy "po dworach". Dzięki temu mamy wspaniały obraz ówczesnego społeczeństwa. Myślę ile tego antyrosyjskiego myślenia przeniknęło do dzisiaj. I wraca do mnie wspomnienie mego wileńskiego Dziadka, który na wieść, że prawnuczka dostała imię "Aleksandra", skrzywił się i zapytał mnie: "Taż czego tak po rusku dali?". Jakżeż wnikliwie ocenia ówczesną szlachtę i wobec niej politykę cara Mikołaja I: "Rząd rosyjski, rząd Mikołaja w sowim systemie wynarodowienia i zabicia Polski po długim doświadczeniu poznał i przekonał się, że istotną i najżywotniejszą podstawą narodowości polskiej jest szlachta, język polski i religia katolicka z nielicznym bardzo wyjątkiem poprzez całą szlachtę we wszystkich prowincjach kraju wyznawana. zniszczyć zatem tę podstawę, tę podwalinę jest jego jedynym od lat usiłowaniem i aby dopiąć tego celu, żadnych nie opuszcza sposobności". Chcąc poświęcić kwestii szlacheckiej więcej miejsca musiałbym napisać suplement do tego odcinka "Przeczytań...", tak żywo poruszała ta kwestia Rufinem Piotrowskim. Znajdziemy tu też wzmiankowanie o legitymowaniu na ziemiach zabranych okoliczną szlachtę z jej pochodzenia. Część moich litewskich przodków pozytywnie przeszła ową weryfikację heraldyczną, ale i część zepchnięto do stanu "dworian" do "grażdan". Przypomnę, że o podobnych praktykach wspominał już Adam Bernard obojga imiona herbu Poraj Mickiewicz w "Panu Tadeuszu"! Proszę zwrócić uwagę, co znów się dzieje: tekst z XIX w. a ja robię wycieczkę ku swoim antenatom. Pewnie nie jestem odosobniony w podobnym podejściu do takich publikacji. To jest dla mnie kolejnym koronny argument:  po co uczymy się historii!
  • Dopóki człowiek ma wolne ręce i mocnego w piersi ducha, może jeszcze sobie nakazać szacunek. 
  • ...lepiej zasłużyć na dobrą pamięć, szacunek i wdzięczność niż na przekleństwo, złorzeczenie i złe wspomnienie.
  • Wręcz czułem rozkosz umrzeć za te prawa jako Polak i na polskiej ziemi.
  • Jest duma z narodowości i obywatelstwa w sercu człowieka i na swoich własnych śmieciach z większą odwagą, nawet zuchwałością tej narodowości i tego obywatelstwa bronić można.  
  • Ucisk wywołuje opór i bunt.
  • Uciśniony pragnie zrzucić z siebie ucisk, używając wszelkich podstępnych i niemoralnych sposobów, gdy tymczasem zaufanie słabszego można pozyskać tylko szlachetnością i sprawiedliwością.
  • noc, samotność i cisza sprzyjają smutnym myślom.
  • Człowiek staje się nieufny i nie dowierza nikomu, gdy ktoś raz zdradził jego zaufanie.
  • My, Polacy, do Rosjan jako ludzi nie czujemy żadnej nienawiści, ale czy rząd, który czyni ich narzędziami naszego ucisku, naszych nieszczęść, może pozyskać dla nich serca Polaków?
  • Uznałem, że śmierć jest lepsza niż podłe, nikczemne życie.
  • Dochowam Bogu i ojczyźnie wiary, tak jak ku szatanowi i wrogom ojczyzny kieruję moją nienawiść i zemstę.
  • Dla wyzwolenia się z przykrego stanu duszy życzyłem sobie, pragnąłem śmierci.
  • Więzień przez samo swoje położenie staje się nadzwyczaj i słusznie podejrzliwy.
Ci wszyscy, których korzenie zostały w sławetnym Kamieńcu Podolskim powinni być kontent z  tego, co napisał Rufin Piotrowski. Mamy, jak nic pochwałę tej kresowej twierdzy i miasta. Nie pada wprawdzie najmniejsza wzmianka o "Hektorze kamienieckim", aliści znajdziemy to taką choćby pochwałę: "Gdyby w Kamieńcu oprócz tych zabytków i wspomnień naszej minionej wielkości nic więcej nie było, co by nam przypominało dzisiejsze położenie Polski, jej klęski i niewolę, to już by wystarczyło, by każdego Polaka kraj swój kochającego pogrążyć w smutku, tęsknocie i melancholii. Co dzień, patrząc na te pomniki, mogłem być w innym nastroju". Ależ to istna kopalnia wiedzy o tych kresowych rubieżach. Trzeba było dopiero H. Sienkiewicza, aby w pamięci narodowej na dobre zapadł Kamieniec Podolski AD 1672, jeden z jej heroicznych obrońców (patrz: Jerzy Michał Wołodyjowski). A skoro jest ciekawe Besarabii opisywanie, znalazło się słowo o Cecorze oraz hetmanie St. Żółkiewskim: "Cześć twojej pamięci, cześć twoim zasługom, wielki, cnotliwy mężu! Ucz nas z pokolenia na pokolenie, jak mamy kochać i poświęca się dla Polski!".
O ile ktoś stanie przed dylematem "matka Polka", "Polak patriotka", "Polka gniazda obrończyni", to niech rzuca się na tekst Rufina Piotrowskiego. Wiem, że się powtarzam, ale po prostu mamy tu nie tylko laurkę czci niewieściej lechickiej, ale naprawdę swoisty panegiryk na zadany temat! "I jeżeli my sami jesteśmy dotąd Polakami, jeżeli kraj swój gorąco miłujemy, komuż to zawdzięczamy, jeżeli nie naszym matkom, siostrom i żonom? [...] Któż w stanowczej chwili walki o niepodległość z taką odwagą, stałością, choć z  rozdzierającą boleścią serca wyprawa do niej swych mężów, synów i braci, jeżeli nie Polki?". Mamy prawdziwą lekcję patriotyzmu. Do tego Autor szczegółowo snuje swą rodzinną genealogię, los rodu, krewnych, swoistym pechu, jaki prześladował Piotrowskich.
"Oczekiwałem więc spokojnie, choć nie bez trwogi, chwili pojmania. Moje podejrzenie wobec zdrajcy niestety się sprawdziły! Zdradził nas ten, który był uczestnikiem naszych najszczerszych względem Polski zamiarów, sprzedał krew i życie swych braci, nawet tych, przy których wyrósł i od których najczulszych doznawał względów. Za co? Za order, za Krzyż Świętego Stanisława trzeciej klasy. Przekleństwo jemu, przekleństwo jego czarnej duszy!" - aresztowanie nastąpiło 31 XII 1843 r. Autor skrupulatnie podaje też datę wg. kalendarza juliańskiego: 18 XII.  I tu odnajdziemy kolejne hymny pochwalne ku czci Polkom! Nazywa je wręcz "aniołami stróżami". Nie daruje nam Rufin Piotrowski tej narodowej łyżki dziegciu...
Chwilami musi być ten przysłowiowy prysznic na rozpalone nasze głowy i swoista równoważnie.  Ja tak odbieram to wszystko, co pisze o swym aresztowaniu, zdradzie. Nie możemy żyć w idyllicznym mniemaniu, że każdy Polak był patriotą, bojownikiem, konspiratorem, ba! męczennikiem. Skończmy z mitologizacją! Czytajmy pamiętniki, takie jak te autorstwa R. Piotrowskiego. One nas sprowadzają na ziemię i powinny nauczyć wstrzemięźliwości w ferowaniu narodowych i historycznych wyroków. Chciałbym na podstawie tego "Pamiętnika..." napisać tekst: obraz Polki.
Bardzo skrupulatnie, niemal z precyzją stenografa, Autor oddaje przebieg przesłuchania, zdemaskowania. Oto, jak rodak ujawniał kim jest i czego szukał w Kamieńcu: "Aby budzić nienawiść Polaków do rządu rosyjskiego i do cara. [...] Chciał, aby obywatele [...] ze sobą się porozumiewali, a kiedy dostatecznie przygotują lud, wówczas dopiero radził rozpoczynać powstanie. Mówi jeszcze wiele innych rzeczy w podobnym duchu. Słowem, namawiał do wzniecenia buntu". To zeznanie niejakiego Alberta Nitowskiego. Tak je ocenił R. Piotrowski: "...słuchając, jak wymieniał nazwiska, a między innymi nazwiska swoich najprawdziwszych przyjaciół, aż mi się źle zrobiło, ledwie mogłem uszom i oczom uwierzyć, że ten nikczemnik, ta podła dusza sprawę ojczystą i tyle osób niewinnych mógł z taką łatwością wydać". Bez podobnie słabych duchem ludzi żaden system autorytarny nie był i nie jest w stanie się utrzymać. Potem jest i cytowane, co w śledztwie zeznawał niejaki... Stanisław Leszczyński. O tej personie czytamy: "...słaby, nikczemny, mniejsza o to, z jakich powodów, stał się bezpośrednim donosicielem na tych, których znał osobiście, a między innymi na najprawdziwszego swego przyjaciela, bardzo poczciwego człowieka. [...] I to on odpowiada za krew oraz cierpienia swych braci". Z kolei o Jaszowiczu czy Jaszowskim skreśli tak: "Był zatem donosicielem, rzeczywistym zdrajcą i szpiegiem. Judaszem sprzedającym krew, życie i wolność swych braci był bez wątpienia Jaszowicz czy Jaszowski, wyrodny syn ojczyzny, przeklęty przez Boga i ludzi, sam raczej czarnej duszy szatan, który szatanowi na tym jeszcze świecie swą plugawioną duszę sprzedał". W sumie smutna puenta tych opisań brzmi: "Można powiedzieć, że Jaszkowski by wyżłem, co wietrzył, Leszczyński gończym, co ujadając, ścigał, a Nitkowski był zarazem jamnikiem, co aż w nory właził i brytanem, buldogiem, co dusił, a wszyscy razem wzięci byli  tym, co po łacinie nazywa się omne trinum perfectum (każda trójca jest doskonała)".  To do Niteckiego, w trakcie ciągnącego się śledztwa, były skierowane słowa R. Piotrowskiego: "Pan jesteś najpodlejszym z ludzi i takiemu nikczemnikowi żaden poczciwy człowiek wiary dać nie powinien".
Wreszcie padnie z ust aresztowanego i zdradzonego przez rodaków oczekiwane: "Tak, jestem Polakiem...". "Mimo przyznania do narodowości lżej mi się zrobiło na sercu, nie upadem, lecz podniosłem się na duchu, czułem prawdziwą rozkosz i dumę, że mogłem miało mówić po polsku i jako Polak bronić praw swojej ojczyzny wobec nieubłaganego bezprawia i naszych ciemiężców" - podaje nie bez dumy Autor. Niezwykłe są okoliczności  tych zdarzeń. Możność śledzenia toku przesłuchania, poczucie atmosfera jaka tam panowała - być TAM z Rufinem Piotrowskim.
5 stycznia/22 grudnia 1844/1843 odsyłano R. Piotrowskiego do generała-gubernatora Dmitrija Bibikowa (1788-1870) do Kijowa. Proszę zwrócić uwagę, jak dobrze wspomina generała-gubernatora Radiszczewa i śledczych: "Nawet kiedy się już przyznałem do mojej narodowości, postępowanie gubernatora, Policzkowskiego i innych urzędników się nie zmieniło, było ciągle przyzwoite, ludzkie i nie urazili mojej godności, zdawali się szanować moje położenie". Ciekawie wypada ocena Moskali na tle Niemców. Widzi wspólnotę słowiańskich dusz, aliści dostrzega przywary Moskali, jak łapówkarstwo, zabór mienia. Gorzko smakowało pożegnanie z Kamieńcem Podolskim. Znamienna wymiana poglądów z Policzkowskim na temat przyszłości stosunków rosyjsko-polskich, wizji jaki los czeka Polaków, jakiemu winni się poddać.
"Śpiew się wzmagał i stawał donośniejszy. [...] Przykładam ucha do ściany, słyszę wyraźnie polski śpiew, śpiew uroczysty, przypominający naszą narodowość i prawowierność naszych pradziadów. Więźniowie Polscy śpiewali kolędę «W żłobie leży, któż pobieży kolędować małemu», bo tego dnia była Wigilia według ruskiego kalendarza [...]. Oderwałem głowę od poduszki, usiadłem na moim łożu boleści, a wsparłszy głowę na ręku, rzewnie zapłakałem" - to w Bracławiu, w tamtejszym więzieniu. Takie sceny chwytają za gardło mimo upływu przeszło stu siedemdziesięciu lat.
Chciałem zamknąć to pisanie w tym "Przeczytaniu..." na wigilijnej scenie.  Zdawało mi się to tak dramatyzmem przesiąknie. Myliłem się. Przepraszam. Jest coś jeszcze bardziej okrutnego w "Pamiętniku..." Rufina Piotrowskiego: "Kajdany były najniegodziwsze, jakie mogą być. Zardzewiałe aż do czerwoności, bez ogniw, tylko z dwóch grubych, żelaznych prętów złożone, spojonych kółkiem pośrodku i z wierzchu, a  końcami przytwierdzonych dwoma ogniwkami do żelaznych obręczy obejmujących nogi. [...] Potem kazano mi usiąść i wyciągnąć nogi. Kowal założył na nie żelazne obręcze, a gdy dla próby, czy trzymają, zwarł je mocno na nogach po wierzchu cholew, syknąłem z bólu, bo były bardzo ciasne. [...] Mając skute ręce i nogi, byłem zupełnie obezwładniony, doświadczyłem szczególnego uczucia niemocy". I tak będzie przez kolejnych dziesięć dni!
Na swej drodze przyjdzie mu spotykać... Polaków, jak w Kijowie w przypadku pułkownika Lewkowicza: "Polak, Litwin z mińskiej guberni, czerstwy, hoży, rosły i przystojny mężczyzna, obsypany jak lalka krzyżami i medalikami oznaczającymi jego zasługi u cara [...]". Rozmawiali zawsze po polsku.  W celi znalazł ślad po  jakżeż innym Polaku: "...zacząłem oglądać ściany mojego więzienia, szukać napisów i w kącie znalazłem wyryte nazwisko - Rybczyński". O losie tegoż dowiedział się z rozmowy, jaką przeprowadził z nim sam generał-gubernator D. Bibikow. Często przewija się we wspominaniu pamięć o Szymonie Konarskim. Słyszała R. Piotrowski porównania, które płynęły nawet z ust śledczych: "Pana położenie jest bardzo przykre, podobne do położenia Konarskiego, chociaż jego spisek sięgał daleko rozleglej, bo od Krakowa i warszawy aż po Wilno i Morze Czarne". Mam wrażenie, jakby Autor sam dodawał sobie blasku i chwały stawiając się koło straconego w 1839 r. w Wilnie emisariusza Stowarzyszenia Ludu Polskiego. Mogę się jednak mylić.
"Pamiętniki z pobytu na Syberii" należą do tego gatunku literatury, który rozpala wyobraźnię, popycha ku każdej kolejnej stronie. Bezcenne opisy choćby pobytu w kijowskim więzieniu: "Specjalnie dla mnie w miejsce zwyczajnego łóżka zrobiono pryczę w kształcie skrzyni z surowego, mokrego drzewa, tak ciężką, że jej nie mogłem z miejsca nawet ruszyć, i tak wygładzoną heblem, że jej powierzchni nie można było zadrasnąć paznokciem. [...] Zastanawiałem się nieraz, dlaczego mi tę ciężką skrzynię dano na miejsce zwyczajnego łóżka, i rzeczywistej przyczyny mogłem dociec. To działo się dużo później po dobrowolnym spaleniu się nieszczęśliwego Karola Levittoux w więzieniu w Warszawie, który [...] żywcem się spalił na swym łóżku". Rzecz wydarzyła się 7 VII 1841 w warszawskiej Cytadeli. "Do jednej z największych, moralnie bolesnych nieprzyjemności więzienia należały oczy szyldwacha stojącego przy samych drzwiach. Ciągle spoglądając przez okienko, nieubłaganie ścigał wzrokiem wszystkie ruchy nieszczęśliwego" - proszę sprawdzić, co dalej R. Piotrowski wspomina o swoistej grze psychologicznej, jaką prowadził z szyldwachem.
Los Rufina Piotrowskiego wpisuje się w cały ciąg martyrologii narodowej. Na tej samej drodze znaleźli się wcześniej choćby W. Łukasiński, wspominani Sz. Konarski i K. Levittoux, a przyjdzie i pokolenie J. Dąbrowskiego, L. Waryńskiego, J. Piłsudskiego czy S. Okrzei. Lektura "Pamiętnika z pobytu na Syberii" części 1 dopiero nas przygotowuje czym było zesłanie. Kończy się wyrokiem, jaki zapadł 29 VII 1844 r.: "...na mocy praw istniejących pozbawiony odtąd wszelkich praw i godności (których dzięki Bogu w Rosji  nie miałem), wyrokiem sądu wojennego skazany zostałem na rozstrzelanie, lecz kara śmierci przez generała-gubernatora Bibikowa została zamieniona na ciężkie roboty na Syberii bez oznaczenia czasu (a zatem na całe życie), i wywiezienia go na miejsce przeznaczenia w kajdanach na nogach, co Jego Cesarska Mość Mikołaj w zupełności potwierdził".  Wiem, że podział na dwie części jest ku naszej wygodzie. Całość bowiem dzieła Rufina Piotrowskiego to bez mała dziewięćset czterdzieści stron. Nie wyobrażam sobie, aby mogło ono nie zaistnieć w księgozbiorze kogoś zainteresowanego epoką, losem Polaków po powstaniu listopadowym. Postaram się o rychłe ukazanie treści części II.

*       *       *

Z głębokiej przeszłości niesie się zapomniany głos Rufina Piotrowskiego, który pisał do sobie współczesnych, ale i do nas:

"KTO CHCE DOBRZE LUDZIOM CZYNIĆ, 
PRZEDE WSZYSTKIM NIECH ICH KOCHA. 
KTO Z NAS PRAGNIE MIEĆ POLSKĘ, 
NIECH JĄ I WSZYSTKICH POLAKÓW KOCHA, 
CAŁYM SERCEM, CAŁĄ DUSZĄ [...]".

*http://www.mmtarnow.com/2013/09/rufin-piotrowski-1806-1872-powstaniec.html (data dostępu 11 maja 2017)

1 komentarz:

  1. Widziałam zapowiedź tej książki i chętnie bym ją przeczytała. Ci XIX-wieczni polscy sybiracy byli ludźmi niezwykłymi, a przecież tak mało opisanymi...

    OdpowiedzUsuń