czwartek, maja 04, 2017

Przeczytania... (212) Mariusz Urbanek "Waldorff. Ostatni baron Peerelu" (Wydawnictwo Iskry)

"Isio to jest moja pierwsza miłość w życiu - mówił. - I nie ma co ukrywać, że to była miłość do pięknego chłopca (...). A najtragiczniejsze jest to spotkanie dwóch starych ludzi pod Tatrami, gdzie okazuje się, że to oni - ci, którzy się kiedyś kochali, kiedy mieli po osiemnaście lat. A teraz spotykają się dwie ludzkie ruiny. On nagle zapytał: «Czy pamiętasz Amalfi? Czy pamiętasz młyn?». A ja się nic nie odezwałem, nie nie miałem dopowiedzenia, tylko łzy w oczach i on też. Tak bywa w życiu" - taki cytat zamieszcza Mariusz Urbanek w książce  "Waldorff. Ostatni baron Peerelu" (Wydawnictwo Iskry). Każdy, kto pamięta czasy PRL-u raczej kojarzy tę charakterystyczną sylwetkę, tembr głosu, deklamację. Z zamkniętymi oczyma bylibyśmy bezbłędnie rozpoznali, że to mówi do nas Jerzy Waldorff. W mojej pamięci zapadły m. in. opowieści o I. J. Paderewskim, celebracji kąpieli u  babki w Warszawie oraz o przodku walczącym pod Grunwaldem z czarnym krzyżem na płaszczu. Aha! był jeszcze jamnik! Nie wiedziałem do pewnego momentu o... preferencjach seksualnych Waldorffa, użyciu nazwy herbu "Waldorff" jako nazwiska Ale i tego, co czytamy w kalendarium życia: "2000 Kuria warszawska nie pozwala na odprawienie mszy żałobnej w żadnym z warszawskich kościołów. Uroczystości pogrzebowe odbywają się w Teatrze wielkim oraz w kaplicy cmentarnej na Powązkach". Aż dziw, że nie storpedowano faktu pogrzebania na cmentarzu katolickim...
Duet M. Urbanek & Iskry raczą nas kolejną godną uwagi i  przeczytania biografią. Nie pierwszą autorstwa M. Urbanka. Tym razem JERZY WALDORFF (1910-1999) - krytyk muzyczny, pisarz, człowiek-instytucja, nierozerwalnie związany z ideą ratowania warszawskich Powązek.  Za rok do matury przystąpi pokolenie, które urodziło się w roku Jego śmierci.  Dorastali bez znajomości tak ważnej osobowości, ikony dobrego smaku i wielkiej kultury słowa. Szkoda. Nie wiedzą, co stracili.
Różni różnie będą odbierali biografię Waldorffa. Różnie różni będą grzebać w tym życiu. Nie jestem małym człowieczkiem, który węszy tropy sensacyjek.  Pewnie, że historia Isia czy Mieczysław Jankowskiego może kimś negatywnie poruszyć. I wtedy zrozumiemy ostracyzm, jaki przyjął Kościół wobec pochówku Jerzego Waldorffa (de facto Preyss herbu Nabram, a "Waldorff", to jedno z określeń tego samego klejnotu, jak mego Poraja "Różą" zwanego lub dostojniej "Alba Rosa"). Śmiem jednak twierdzić, że homoseksualizm "barona PRL-u" dziś nikogo zbytnio by nie poruszył. Mamy za to, dzięki wielkie dla Autora, prześledzić, jak bardzo trudne było "miłowanie inaczej" (przepraszam za ten eufemizm) w czasach minionych. Robienie z tego sensacji dziś? Nikt nikogo nie musi przedstawiać jako "dalekiego kuzyna z Wilna" (dziś pewnie innego miasta?).
Ilekroć otwieram nową książkę staję przed tym samym dylematem: jak ją..  u g r y ź ć ? Koniec z opowiadaniem książek. Powinienem posłuchać Syna i jako belfer po prostu stawiać stopnie. Tak, od 1 do 6! Koniec z elaboratami na pół metra! Dziś ciekawość tą ultraciekawą książką Mariusza Urbanka będę podsycał cytatami spod... fotografii.
  • Śpij mi zaraz albo przyjdzie po ciebie Paskiewicz. (tak niania straszyła Jurka)
  • ...gospodarzem rolnym był żadnym, a za to szczególnie łatwym do ulegania różnym oszustom. (tak o ojcu)
  • Należała do pierwszych panien polskich, co jeszcze przed początkiem stulecia [XIX- przyp. KN] zaryzykowały drogę śladami Marii Skłodowskiej. (tak o matce)
  • Ojciec, zniechęcony do cna bojami, wydziedziczył mnie wreszcie, o czym dowiedziałem się z testamentu po jego śmierci. (bez komentarza) 
  • ...ja - podobny cielakowi młodemu wśród jałówek - muszę i ryczę ogromnie zadowolony: - gdy byłem w Paryżu! (o okresie szkolnym w Gimnazjum im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu)
  • ...młodość po maturze winna się wyszumieć. (zadatek do wizyty, po maturze, w burdelu)
  • ...na co dzień zachowywałem się jak pretensjonalny idiota. (o swoim studiowaniu)
  • Gdyby miała wynioślejszą figurę, mówiłoby się o niej w Poznaniu, że to grecka piękność. (o Ewelinie, której imienia naprawdę zapomniał)
  • Połączenie zadziornej fantazji z koszmarem... (wspomnienie z podchorążówki Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu)
  • Rozmyślając o nim z zachwytem, widział go jako Achillesa. (o wielkiej miłości, Isiu)
  • Nigdy nie zaprzeczałem, że wolałem ładnych chłopców od ładnych dziewczyn. (bez komentarza)
  • ...jednocześnie wzięło mnie takie obrzydzenie do tego, co robię, że z dnia na dzień rzuciłem aplikaturę, postanawiając oddać się wyłącznie pisarstwu i muzyce. (komentarz zbyteczny)
  • ...dla początkujących pisarzy stronice tygodników literackich zawsze pociągające były od łóżek z najpilniejszymi dziewczynami. (komentarz zbyteczny)
Skąd ten pomysł? Wydawnictwo Iskry (nie wiem na ile miał wpływ Autor) zadbało o bogatą zawartość ikonograficzną tomu. Brawo! Cudownie! Po prostu jesteśmy w domowym albumie Jerzego Waldorffa. Są i zdjęcie podpisane słowami M. Jankowskiego, K. I. Gałczyńskiego czy S. Kisielewskiego. Te jednak pomijam, aby nie zaburzały spotkania z "baronem PRL-u":
  •  ...byłem gotów z doskonałą beztroską wydawać sądy o tym, co dobiegało do mnie z estrad lub scen (o pracy recenzenta muzycznego w "Kurierze Porannym") 
  • ...staraliśmy się trzymać fason i ufać defensywnej propagandzie. (o nastroju wakacji AD 1939, spędzonych z M. Jankowskim w Krynicy)
  • ...pijatyki ratowały nas przed terrorem śmierci. (o okupacji hitlerowskiej/niemieckiej)
  • ...byliśmy jeszcze młodzi i zdrowi, sił więc dość było i na robotę, i zabawę. (o pracy i związku z M. Jankowskim)
  • Neofitów zaś nowej wiary politycznej w ogóle przyjmowano z otwartymi ramionami. (o redakcji "Przekroju")
  • Na literata, autora "Śmierci miasta", został kreowany Szpilman, będąc nie autorem, lecz bohaterem książki. (komentarz zbyteczny)
  • Wróciliśmy do Warszawy jak do dziczy. Sowieckie miasto. Tym bardziej staraliśmy się razem trzymać. To były czasy, kiedy byłem najbliżej Kisiela.  (o przyjaźni ze Stefanem Kisielewskim)
  • Taaaaaka zabawa! (o festiwalu w Opolu)
  • Miałem w życiu jedną miłość, ale pan wybaczy, że nie będę się z tego zwierzał (o Mieczysławie Jankowskim)
  • ...rosną u nas - jedno za drugim - pokolenie głuchych. (o mierności edukacji muzycznej w szkołach)
  • Zostałem właścicielem potwora, postrachu okolicy, tyrana w domu, satrapy, który traktuje kota i mnie jak służących. (o jamniku "Puzonie")
  • ...ludzie powinni być dobrzy, przynajmniej tak dobrzy jak psy - skoro nie mogą być lepsi. (komentarz zbyteczny)
  • ...mnie  jest potrzebna trybuna, z której byłbym jak najdalej słyszany. (o swej współpracy z lewicową "Polityką")
  • ...panteon dwustu lat chwały miasta, którego nie ma, choć istnieje. (o Starych Powązkach)
  • Nie wierzyłem, że dotrwam. Nie miałem prawa tego oczekiwać. Dopiero teraz mogę panu Bogu na klęczkach dziękować za to, że doczekałem. (o upadku komuny)
  • Warszawa jest najbrzydszą, najbrudniejszą i najsmutniejszą ze stolic Europy. (komentarz zbyteczny)
  • I może właśnie dlatego, że jest ona taka niedoskonała, bardzo ją kocham. (o Polsce) 
  • Jeśli ktoś mi nad grobem zagra Marsza  Żałobnego Chopina, to wstanę, uchylę wieko i będę kąsał. (przedśmiertna zapowiedź)
Z samego tego wyboru wynika, jak niezwykłym człowiekiem był Jerzy Waldorff. Nikt nie twierdzi, że łatwym, bo tak zapewne nie było. Potrafił atakować ostrzem swego pióra. Amerykanom dostało się już po II wojnie światowej nie tylko za oddanie Sowietom Kresów, ale i kwestionowanie nabytków kosztem pokonanej III Rzeszy: "Od tej chwili stałem się wrogiem Anglii. (...) Odtąd będę wrogiem i USA. Jako Polak będę wrogiem każdego, kto odmówi memu krajowi warunków niezbędnych do bytu". Wsparł m. in. ideę dekretu z 13 XI 1946 r. o daninie narodowej na  zagospodarowanie Ziem Odzyskanych: "Dlatego w moich oczach człowiek, który uchyla się od zapłacenia Daniny, nie będzie przeciwnikiem rządu [...]. Będzie po prostu - świnią". Zmarły kilka dni temu Zdzisław Pietrasik (1947-2017) wspominał krótką recenzję pana Jerzego na jedną z oglądanych pod koniec życia sztuk: "Ni ch... nie rozumiem".
Mariusz Urbanek pisząc o Jerzym Waldorffie odmalował nam panoramę społeczną, życie Warszawy na przestrzeni nieomal jednego stulecia. Stąd np. ten cytat: "Wróciliśmy do Warszawy jak do dziczy. Sowieckie miasto". Miasta, które pamiętał po prostu nie było. Autor biografii (zresztą wspiera tezę wieloma przykładami) tak ocenia rolę Waldorffa: "Nie bał się głosić poglądów zdecydowanych, nawet jeśli dobrze wiedział, że u wielu osób nie znajdzie dla nich uznania". I przypomniał zamieszenie wokół kwestii zwrotu arystokratycznym rodom zajętych przez komunistów dzieł sztuki. I zacytował ripostę, jaką usłyszał eks-ziemianin, któremu odparował w tak wykwintny sposób: "Proszę pana, ja miałem taki dwór, utraciłem go i nie dopominam się zwrotu, a chcę panu powiedzieć, że jestem największym z polskich arystokratów, bo mam brwi Burbonów, nos Hohenzollernów, wargi Habsburgów i jajo Kolumba!". kolejny smaczek, na jaki poluję w podobnych książkach. nie ukrywam, że po panu Jerzym Waldorffie po prostu spodziewałem się takiej riposty. Oto prawdziwa kultura języka, nad której zagładą ubolewał. Mariusz Urbanek, tak o tym pisze: "Był coraz bardziej poirytowany nową Polską. Wszechogarniającym chamstwem, zalewem wulgaryzmów, których u innych nie akceptował, i złą polszczyzną, której nie rozumiał. [...] Bardziej akceptował partyjną nowomowę, którą posługiwali się po wojnie ludzie niewykształceni niż psujące język naleciałości: «...wiele słów zostało podczas wojny, powstania i później przez komunistów wymordowanych wraz z dawnym społeczeństwem» - mówił". Ciekawe, co by powiedział, na potoki pseudo-krasomówcze jakie obecnie nas zalewają!...
"Do końca nie zaprzestał walki o narodową pamięć. Ostatnią stoczył o pomnik Józefa Piłsudskiego w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Uznał, że niewielki pomnik Marszałka przy pl. Piłsudskiego jest zbyt brzydki [...]. «...stoi tak, że odgrywa rolę dozorcy taksówek pod Hotelem Europejskim» - dodał. To hańba dla narodu i obraza historii Polski" - trudno nie zgodzić się z tym, co przypomniał M. Urbanek. Pierwsze słyszę, że ówczesny prezydent A. Kwaśniewski wahał się czy być na uroczystości. Obiecał być: "Dotrzymał słowa, choć część starych piłsudczyków, którzy przyszli pod pomnik [tj. 8 XI 1998 r. - przyp. KN], zaczęła na widok wywodzącego się z postkomunistycznej lewicy prezydenta demonstracyjnie buczeć".  Nie wiem, jak uwielbienie dla Marszałka Jerzy Waldorff godził z umiłowaniem ostatniego władcy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Moim zdaniem jedno wyklucza drugie, ale widać "ostatni baron" nie miał żadnych oporów, ani wątpliwości.
"A Waldorff znowu, najlepszy Waldorff pyta, czy nie «potrzebowałbym czego do jedzenia lub papierosów». Kochany Jerzy! Boże mój, jak to będzie cudownie kiedyś odwdzięczyć mu się za jego dobroć" - to zapis z 2 X 1941 samego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1905-1953), kiedy był jeńcem stalagu XI A w Altengrabow. Część tego zapisu została umieszczona pod fotografią na s. 143. To jeden z wojennych epizodów. Proszę zwrócić uwagę na zapis-wspomnienie Zofii Kucówny, która opisuje pewien pogrzeb w rodzinie Waldorffa, na którym zjawił się... niemiecki krewny w czarnym mundurze z trupią główką: "Okazuje się, że to jeden z niemieckich Preyssów przeczytał nekrolog i przyszedł pożegnać krewniaka". Po latach potomek tego gestapowca/SS-mana (?) odnalazł Waldorffa chcąc poznać warszawskiego krewniaka. Jerzy Waldorff: "Bardzo był tym poruszony. Pokazał nam list i poinformował, że grzecznie, ale kategorycznie odmówił". Zawiłe losu koleje...
Okazuje się, że kolegą z "okresu grudziądzkiego" był m. in. ziemianin z Lubelszczyzny Bolesław Jaruzelski. To zapewne jego znajduję na jednym z portali genealogicznym opracowanym przez M. J. Minakowskiego "Genealogia potomków Sejmu Wielkiego" i tam pomieniony jest: Bolesław Jaruzelski herbu  Ślepowron (1909-1996). Po latach doszło do niespodziewanego spotkania z gen. Wojciechem Jaruzelski (1923-2014). Mariusz Urbanek nie mógł przejść obojętnie wobec takiego faktu: "- A ja, proszę pana, z pańskim kuzynem, Bolkiem Jaruzelskim, byłem razem w podchorążówce kawalerii w Grudziądzu - wypalił. Był pewnie przekonany, że dokuczy komunistycznemu przywódcy, wypominając mu zdradę arystokratycznych korzeni [...]".
Książka Mariusza Urbanka "Waldorff. Ostatni baron Peerelu" obfituje w wiele tym podobnych epizodów. Jak mniemam jednym z najważniejszych jest przyjaźń ze Stefanem Kisielewskim. Należałoby poświęcić Obu Panom oddzielne pisanie. Bo to naprawdę cudowne móc śledzić losy ich znajomości. Skatowanie "Kisiela" przez "nieznanych sprawców", śmierć Wacka Kisielewskiego, wzajemne żarty jakie sobie czynili, obrażali się na siebie, ale i żyć bez siebie nie mogli: "Całą noc spędziliśmy u Waldorffa, pijąc potężnie - był uroczy, malowniczy, zabawny. [...] Waldorff twierdzi, że «stare pryki nie rdzewieją»". Cudowne. Zapis Kisielewskiego.
Czytając niezwykły żywot Jerzego Waldorffa ma się chwilami wrażenie, choć zdaję sobie sprawę jak bardzo obaj różnili się, że przypomina mi Franca Fiszera! I jest o tymże wzmianka! Kiedy M. Urbanek wspomina kwesty na Powązkach przypomina: "Na widok którejś z urodziwych gwiazd telewizji Waldorff przypomniał okrzyk Franca Fiszera, przedwojennego bywalca i oryginała: «Była pani królową cmentarza!»". Jak się nie uśmiechnąć sam dźwięk tych słów? Waldorff  & Fiszer - wyborne spotkanie dwóch niezwykłości Warszawy. Niestety książka nie znajdziemy u M. Urbanka nawet sugestii czy aby znali się. Mogę tylko bić się w pierś, że zapomniałem o 80-tej rocznicy śmierci Franca Fiszera, jaka przypadła 9 kwietnia tego roku. Wstyd!... Odsyłam do odcinka 42 tego cyklu, tudzież do tekstu pt. "Pośmiejmy się z...", jaki ukazał się 1 kwietnia 2015 r. Wtedy zmiankowałem o wydarzeniu z 1937 r.
Książka Mariusza Urbanka "Waldorff. Ostatni baron Peerelu", to nie sam tryskający humor, zabawne krotochwile, w końcu akcja rozpoczyna się jesienią 1939 r., kiedy Waldorff i Jan Ekier (1913-2014) przedzierali się do okupowanego przez Sowietów polskiego Wilna. Możemy tylko żałować, że wokół nas nie ma ludzi tamtej epoki! Skończyło się! To pokolenie moich Dziadków, zresztą Jerzy Waldorff urodził się zaledwie 10 dni po moim bydgoskim dziadku, Stanisławie (II) Grzybowskim (1910-1962). Nie dość na tym: właśnie dziś 4 maja przypada 107. rocznica urodzin "ostatni baron Peerelu". Nie mogę tego zademonstrować na papierze, ale dość składnie udaje mi się parodiować tembr mówienia autora "Fidrka". Nie ukrywam, że tą książką Wydawnictwo Iskry przywraca mi wiarę, że są jeszcze książki warte przeczytania, przemyślenia, posiadania. Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak wrócić do przerwanej lektury monografii poświęconej klanowi Kisielewskich. A kto jest jej autorem? Chyba zbytnio nie zaskoczę, jeśli uzupełnię: Mariusz Urbanek! Dziękuję!...

"NARÓD, KTÓRY ZAPOMINA O WŁASNEJ HISTORII, JEST NIEWART ISTNIENIA".

PS: Przepraszam, miało być krótko. A według mnie jest: ubogo.

4 komentarze:

  1. Pozwolę sobie nie zgodzić się z Pańskim synem, by recenzje określać tylko stopniami. Chętnie czytam to co Pan pisze i przy wyborze lektury sugeruję się również osobistymi odczuciami, dygresjami...
    To też pozwala wejść w polemikę,a to bardzo lubię.
    W związku z powyższym,proszę nie rezygnować z , jak to Pan nazwał elaboratów.
    Co do Waldorffa, pamiętam go z niedzielnej telewizji,na tle bogatego księgozbioru,gdzie z zabawnym wibratem w głosie, z ogromną agencją i egzaltacją opowiadał o książkach, teatrze i życiu.
    Fakt,taki język umiera
    Wielka szkoda....

    OdpowiedzUsuń
  2. Miało być atencją,a nie agencją
    Przeklęty słownik;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja należę do pokolenia miłośników elaboratów blogowych, które odchodzi (lub może już całkiem odeszło do lamusa), więc zawsze chętnie czytam kolejny nowy wpis :) Proszę nie rezygnować, bo po co się męczyć skrótowcami?

    Dla mnie Jerzy Waldorff to przede wszystkim oryginalna postać znana najpierw z telewizji, a dopiero później jako autor książek.

    Dorastając w czasach mocno przedinternetowych, gdy nie znaliśmy życia prywatnego znanych ludzi, jakoś nie wykształciła się we mnie potrzeba szukania sensacji i sensacyjek w życiorysach, tajemnic w rodzinnych koligacjach, grzechów w zawodowych karierach.

    To, co dzieje się od kilku lat - bezpardonowe grzebanie w ludzkich tragediach, wywlekanie na światło dzienne "niewłaściwych" orientacji seksualnych, ocenianie stopnia "prawdziwego patriotyzmu" itd. - budzi we mnie niesmak, obrzydzenie i sprzeciw wobec takiego niby odbrązawianiu pomnikowych postaci.
    Nie są to uwagi dotyczące tej konkretnej książki, ponieważ jej nie znam.
    Tak ogólnie nie podoba mi się to zjawisko (chociaż przeważa w internecie, nie w pozycjach książkowych), bo jak zwykle u nas nie zachowuje się proporcji dobrego stylu i kulturalnego, a może lepiej powiedzieć: uczciwego pisarstwa rzetelnego badacza. Mamy raczej styl kolorowych pisemek i brukowców żądnych sensacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. M. Urbanek bardzo subtelnie porusza kwestię orientacji seksualnej J. Waldorffa. To bardzo dobrze napisana książka i godna polecenia. O stylu i kulturze internetowej lepiej zmilczymy, bo popadniemy w studnię bez dna.

    OdpowiedzUsuń