czwartek, maja 25, 2017

John Wayne - 110 rocznica urodzin...

110 rocznica urodzin IDOLA, to nie w kij dmuchał. Wiem, że 26 maja, to przede wszystkim Dzień Matki. John Wayne, de facto Marion Robert Morrison urodził się  26 maja 1907 r. Mało kto jest zorientowany, że na to nazwisko wystawiony został akt zgonu. Dziwne dorastać z... żeńskim imieniem na karku. Rodzice bardzo chcieli dziewczynki. A tu psikus. Boy! "The Duke", "Big John" - bardziej do Niego pasowały. Na ścianach w miejscu mego pracowania można znaleźć obrazy z wizerunkami Matki Boskiej Ostrobramskiej, naczelnika T. Kościuszki, księcia J. Poniatowskiego, marszałka J. Piłsudskiego, generała W. Andersa oraz... Johna Wayne (1907-1979). Kadr z "Prawdziwego męstwa" (1969 r.) i rewelacyjna rola, jako Reuben J. "Rooster" Cogburn.  W końcu to za tą kreację dostał jedynego Oscara. 


Trudno sobie wyobrazić dorastanie chłopaków z lat 50-tych i 60-tych bez kreowania się na podwórkowego Big Johna! Niestety nikt nie mógł pochwalić się ani posturą, ani choćby słynną koszulą z tzw. "śliniaczkiem", jaką często wdziewał w swoich westernach. Postać Idola wkradła się nawet do serialu "Stawiam na Tolka Banana" w reż. S. Jędryki. Proszę uważnie prześledzić dialog chłopców, kiedy mówią o westernach. Padają nazwiska: John Wayne & Henry Fonda. Wspólnie wystąpili na pewno w dwóch filmach: w epickim fresku "Jak zdobywano Dziki Zachód" oraz wojennym  "Najdłuższym dniu".

Pewnie, że wracam do Jego westernów. Jeśli tylko mogę, czas pozwoli, nie odbywa się to kosztem domowych obowiązków oglądam "Dyliżans", "Rio Bravo", "Rzekę Czerwoną", "Poszukiwaczy", "Człowieka, który zabił Liberty Valance'a" czy "Prawdziwe męstwo". Irytuje mnie, jak mógł wystąpić w "El Dorado" (mierna powtórka z "Rio Bravo"), "Zielonych beretach" (żałosny dydaktyzm o "dzielnych chłopcach" w Wietnamie) czy totalnym nieporumienieniu, jakim jest rola... Czyngis-chana w "Zdobywcy" (Jego 190 cm jako Temudżyn, to już nawet nie karykatura). Kto to wymyślił? Jestem zdania, że klęskami w dorobku aktorskim było "Alamo" (w czapeczce z szopa bardzo JW nie do twarzy...) i "Samotny detektyw McQ" (miał być konkurencją wobec... Clinta Eastwooda i jego Brudnego Harrego?). Ten ostatni wymieniony film  był jedynym z Johnem Wayne, który widziałem w kinie.


Niezliczone oglądania "Rio Bravo". Nie może nie wzruszyć "Rewolwerowiec" z 1976 r. Chory grający chorego. Umierający na raka "The Duke" gra umierającego na raka Johna Bernarda Booksa. Dość zuchwałe posunięcie. Zdawano sobie sprawę, że to pożegnanie Wielkiego Aktora z kinem, stąd ta retrospekcja, niby-życiorys głównego bohatera. A u boku dwie inne wielkości: Lauren Bacall i James Stewart.

Wyniszczony chorobą wręczał Oscary w 1979 r., na kilka miesięcy przed swoją śmiercią. Nie wiem dlaczego poza bardziej albumem autorstwa Timothy Knighta nie ma na rodzimych półkach księgarskich żadnej biografii Aktora. Starczy wejść na stosowne strony i ujrzeć ich amerykańskie bogactwo. Zapewne znaleźliby się chętni do jej przeczytania. Już ustawiam się w kolejce. Ale chyba się nie doczekam tego książkowego szczęścia.


John Wayne zmarł 11 czerwca 1979 r. Właściwie wraz z Jego odejściem western zaczął obumierać. Próby jego reanimacji pod koniec lat 90-tych XX na niewiele się zdały. Trzeba to sobie powiedzieć uczciwie: western, jako gatunek filmowy, umarł. Tym bardziej wskazane są powroty przed ekran telewizora lub komputera, aby wrócić na prerię i  szukać porwanych przez Komanczów kobiet, wejść do saloonu i sprawdzić czy nie kręci się tam zapijaczony Dude, ujrzeć kto naprawdę zabił Liberty Valance'a czy garstce wyrostków uda się przepędzić stado bydła. John Wayne, to część mego dorastania. 110 rocznica urodzin nie może przejść obojętnie.


Trudno napisać coś nowego, kiedy tylko opieramy się na własnych przemyśleniach, których ślad pozostał już na tym blogu.  Trudno jednak, abym zapomniał o kimś takim, jak John Wayne. Może to przy okazji przyznanie się do swej słabości i jak mawia moja lepsza połowa... oglądania staroci. Trudno. Moje własne pisania/opowiadania czyż nie są powrotem do miejsc, w jakie wrósł John Wayne? Pojawiający się w nich szeryf John Mc Louis, to przecież m. in. ON.


Jeszcze większą trudność stanowiło wybranie z morza zdjęć (tylko z udostępnionych na FB) tych kilku ku ozdobie i pamięci. Każde ma nawiązywać do różnych epizodów twórczości, ale też i ukazania JW w różnych sytuacjach. Nie starczyłoby blogu, aby pomieścić je tutaj. Musiałbym stworzyć blog poświęcony tylko Johnowi Wayne. Swoją drogą ciekawe, jak dzieliłbym sympatie polityczne wobec dwóch "Bliźniaków": John Wayne (26 V) był republikaninem, a John Fitzgerald Kennedy (29 V) demokratą.




Na pożegnanie przypomnę jedno ze zdań, które wypowiedział, jakie zostawił nam "The Duke": 

"Zrobiłem więcej złych filmów niż ktokolwiek w tym biznesie. 
Ale to bez znaczenia. Póki wiesz, do czego dążysz, 
nie jesteś podły ani próżny, publiczność ci to wybaczy".


PS: A jednak doczekałem się twórczego uczczenia 110 rocznicy urodzin Big Johna. Moja uczennica, Natalia Zgórska, przygotowała taki plakat:

1 komentarz:

  1. Wspaniały mężczyzna. Lubię filmy z nim. Taki - starej daty. Dziękuję za ten post.

    OdpowiedzUsuń