wtorek, listopada 15, 2016

Setna rocznica śmierci Henryka Sienkiewicza - 15 XI 1916 r.

Wielka wojna trwała już trzeci rok. Nic nie zapowiadało zmiany. Na frontach ginęli Polacy w obcych sobie mundurach, za obcą sprawę. Pewnie nie wszyscy tak pojmowali zawiłości losu. Była mobilizacja, wcielono ich do armii ich cesarza lub cara - i to było normalne. Ilu z nich realnie myślało o wybijanie się na niepodległość? Trudno dociec. Było coś, co wielu zapewne łączyło: znajomość literatury. Bożyszczem literackim przełomu XIX i XX wieku był ON - Henryk Sienkiewicz 15 listopada 1916 r. miało go zabraknąć. Nie dane mu było zobaczyć Jutrzenki swobody!... On do Ziemi Obiecanej nie wszedł.


Różne ciężkie działa wyciąga się przeciwko Autorowi "Trylogii". Bije się z nich nie na wiwat, ale w Niego! Znieważa się Jego wizerunek, wyszydza poziom pióra, nieomal odmawia praw do zajmowanego miejsca? Smutne. To o Herodocie pisano, że to "ojciec historii" lub "kłamca historii". Podobne zarzuty stawia się Henrykowi Sienkiewiczowi. Że zniekształcał dzieje! Że zatruł umysły swoich czytelników swymi wizjami! Że zaśmiecił świadomość narodową różnymi swymi fantazjami! 
Kilka pokoleń Polaków wychowywało się na prozie "Litwosa". Należę chyba do ostatniego, które tak o sobie może powiedzieć. Na mojej kresowej półce stoi komplet: "Ogniem i mieczem", "Potop" i "Pan Wołodyjowski" (chyba najlepsze wydanie: PIW, Warszawa 1972). Kiedy jechałem na Litwę zabrałem w podróż tom I "Potopu". Nie mogło być godniejszej lektury. Śmieszy mnie, kiedy współcześni wyrobnicy literaccy tykający tematyki sarmackiej odcinają się demonstracyjnie od Mistrza, co wcale im nie przeszkadza chadzać po ścieżkach wydeptanych właśnie przez NIEGO! Odpowiedzmy sobie uczciwie: kto by dziś pamiętał o obronie Zbaraża, jakimś tam Skrzetuskim czy Wołodyjowskim, ba! Bohunie? Wybieram historyczne nazwiska, co wcale nie znaczy, że w powieściach zachowano oryginalne bieg zdarzeń. Ale taki przywilej powieści. 
Tak, trzymam się kurczowo "Trylogii", bo obok "Quo vadis", to najbliższe sercu dzieło/dziecko mistrza Henryka. Nie po raz pierwszy wita na tym blogu. I pewnie nie po raz ostatni. 15 listopada 1916 r. Vevey*, 100 lat temu, zakończyło się życie. Ale ja nie chcę uderzać w żałobny dzwon. Wręcz przeciwnie. Chcę przywołać czar języka i humoru, jaki tryskał z jednej z najwspanialszych literackich postaci, jaką stworzyła wyobraźnia Henryka Sienkiewicza: Imć Onufrego herbu Wczele Zagłoby. Oto garść wypowiedzi szacownego sarmaty na swój temat, czyli mała lekcja samokrytyki:
  • Gładkość nigdy na złe nie wychodzi, a ja tego pierwszym przykładem, bo gdy mnie Turcy w Galacie oko wypalili, chcieli wypalić i drugie, gdy mnie żona tamecznego baszy uratowała, a to dla nadzwyczajnej mojej urody... 
  • Lepiej mi było księdzem zostać, do czego miałem i powołanie, bom człek spokojny i wstrzemięźliwy.
  • Ja nie kaczka, a mój brzuch nie czółno. Zawsze miałem abominację do wody...
  • Trzech rzeczy potrzebuje moja odwaga, a to: jeść dobrze, pić dobrze i wyspać się. 
  • Gęba u mnie paskudniejsza od serca.
  • To nie dość, że pospolituję się z chamami, żebym jeszcze miał za nich płacić? Za fawor to uważam, że im pozwalam płacić za siebie.
  • Wolę się bić niż patrzeć spokojnie, jak znajomi giną.
  • Ja [...] wolę życie, bo śmierć to na raz sztuka, od której się żadnym dowcipem nie wykręcisz.
  • Nie znałem się mniemając, że fortelom mogę bardziej ufać niż męstwu.
  • U mnie dość na człeka spojrzeć, żeby wiedzieć, co wart.
  • ...mylicie, że fortel tak łatwo z głowy wyjąć jak szablę z pochwy?
  • Nie powierzajcie no tak żon panu Zagłobie, dufając, że stary, bo się może zgoła co innego pokazać.

Poszedłem na łatwiznę, albowiem korzystałem z dobrodziejstwa pracy pani Ewy Rojewskiej-Olejarczuk, która dokonała wyboru i opracowała "Krotochwile i maksymy imć pana Zagłoby". Tą niewielką formatowo książeczkę zawdzięczamy Wydawnictwu Prószyński i S-ka (Warszawa 1999). Jeśli ktoś uważa, że potrafi lepiej odmalować obraz polskiego szlachcica w scenerii XVII w., to niech się porywa na to. Ja pozostaję przy Sienkiewiczu. I rozumowaniu Onufrego Zagłoby, tak cudownie odegranego przez niezapomnianego Mieczysława Pawlikowskiego (1920-1978). Czy przestrogi starego szlachcica, to li tylko językowy archaizm? Ma-że rosnąć kolejne pokolenie bez ich znajomości? Zaprawdę powiadam: smutne TO i  niesprawiedliwe:
  • Co za czasy! [...] Chamy taki miód piją! Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz? 
  • Panie! Panie wszechmogący, czemuś to tak tę nieszczęsną Rzeczpospolitą rozgrodził, że wszystkie świnie sąsiedzkie włażą do niej teraz i trzy najlepsze prowincje już spyskały.
  • Żeby za każde słowo w prędkości i po pijanemu wymówione szyję ucinać, tedyby ani jeden szlachcic w tej Rzeczypospolitej z głową nie chodził. 
  • Maż tu być porządek w tej Rzeczypospolitej, gdy chamstwo tak się zbytkownie ubiera?
  • Niejeden szlachcic tyle nie wyorze w tym kraju, ile dziad wyżebrze. 
  • Oj! kto nie wąchał wojennego czosnku, nie wie, jakie on łzy wyciska!
  • Nikt nie jest bardziej zawzięty jako Prusak.
  • Wstydziłem się, mości panowie, za tę Rzeczpospolitą... Ale teraz już bym się z żadną inną nacją nie pomieniał!...
  • [Szwedzi] Mdły to naród, bo ziemia tam okrutnie nieurodzajna i chleba nie mają, to jeno szyszki sosnowe mielą, z takiej mąki podpłomyki czyniąc, które żywicą śmierdzą. [...] Hołota tam okrutna, dlatego nie masz narodu na cudze łapczywszego... 
  • Szkoci do bitwy dobre pachołki, ale w amorach nic po nich.
  • ...trudno nas przekonać, abyśmy Turczyna, Tatara lub innych barbarów miłować mieli, którymi sam Pan Bóg zgoła brzydzić się musi.
  • Rozumiem dyferencje między psami, jako są legawce, charty misterne lub ogary głosem goniące, ale [...] ze szlachtą nie może tak być, bobyśmy psubratami, nie szlachtą byli, której hańby dla tak wdzięcznego stanu Panie Boże nie dopuść.

Niewdzięczne pokolenie, które odrzuca prozę Henryka Sienkiewicza. Obawiam, że za kilka (-naście) lat z tą prozatorską wizją będzie, jak z dziełami Żeromskiego czy Kraszewskiego - zapleśnieją na półkach dziadków. Niech choć ta garść stanie się minimalną próbą reanimacji? Tym bardziej, że tym razem o stanie niewieścim myśli przednich garść:
  • To dziw, jakem ja całe życie tę białogłowską płeć lubi, a żeby tak powiedzieć, za co, to nie wiem, bo to licho bywa i zdradliwe, i płoche... 
  • ...ja wolę takie, co to i zrazu nie poznasz: armata czy białogłowa?
  • Gładkie też, bestie, aż człek ma czasem ochotę strzepnąć rękami po bokach jako gallus skrzydłami i zapiać. 
  • ...kochałem się tak zapamiętale, że mógł mnie baran przez godzinę z tyłu trykać, nimem się spostrzegł.
  • A najgorsze ze wszystkiego białogłowy. One każdego do zguby doprowadzą, bo [...] nie masz nic zdradliwszego nad niewiastę. Człowiek się starzeje, a jeszcze go ciągną...
  • Serce jest to wolentarz, któren pod jakim chce znakiem służyć, pod takim służy.
  • Żenić kogoś wbrew woli to toż samo, co by mu kazać na koniu twarzą do ogona jeździć.
  • ...gdy się białogłowa przeciw tobie zaweźmie, choćbyś się szparę w podłodze skrył, jeszcze cię igłą stamtąd wydłubie.
  • Na starość kochające serca tak człeku miłe jako ciepły przypiecek.
A na koniec może mini quiz, zgaduj-zgadula, czy jak taką krotochwilę towarzyską by nie nazwać? Zróbcie konkurs pośród znajomych, ziomków, rodziny lub obcego ludu pt. "O kim pan Zagłoba tak mawiał?" (niech za podpowiedzi służą inicjały wymienionych):
  • Dalibóg, nie wiadomo, kiedy gładsza, rano czy wieczorem? bo ona ciągle w takowej ozdobie jak róża chodzi. (H. K.) 
  • Szczególnie mi ów hajduczek do serca przypadł, bo to ci taka bestyjka tak smutki rozgoni, zę i łasica lepiej myszy nie rozpędzi. (B. J.)
  • ...ojciec, srogi był lew, a na moich radach siła polegał i niech mnie wilczy zjedzą, jeżeli nie dlatego po dwakroć pogromił Gustawa Adolfa. (S. K.)
  • Króla gdyby pies ukąsi, zaraz by mu przebaczył i jeszcze by mu sperkę dać kazał. Takie już u niego serce! (J. K.)
  • Znam go od dawna, bośmy razem w szkołach byli i pensa za niego odrabiałem. Zawsze się kochał w wojnie i dlatego lubił ze mną lepiej niż z innymi kompanię trzymać, bom ja także wolał konia i dzidkę niż łacinę. (J. R.)
  • Musiałeś się w maju rodzić, a to jest miesiąc Wenery, w którym taka jest lubość aury, że nawet wiór ku drugiemu wiórowi afekt czuć poczyna, ludzie zaś w onym miesiącu urodzeniu większą od innych mają do białogłów ciekawość. (J. B.)
  • Spać idzie, to mu diabeł musi buty ściągać; szaty mu się zakurzą, to je diabli ogonami trzepią [...]. (B. Ch.)
  • Lepiej to nawet, że nie będziesz miał dzieci, bo mniej kpów będzie po świecie grasowało... (R. K.)
  • Żeby twój dowcip wart był twojej szabli, to byś już hetmanem wielkim na miejscu pana Rewery Potockiego był. (J. M. W.)
  • Tfu, jak się waćpan nie wstydzisz, będąc człowiekiem i katolikiem, być tak długim jak serpens lub jak pogańska włócznia! Słychanaż to rzecz, żeby człowiek takiej fortuny taki był hebes! (l. P.)

Zdawało mi się, że poprzez Imć Onufrego Zagłobę najtrafniej uczczę kunszt pisarski Henryka Sienkiewicza. Nie masz tu bowiem żadnych poważniejszych dygresji historycznych. Pewnie, że zapiekłego antysienkiewicznika nie przekonam. Trudno. Odmawiać tej twórczości poloru? Byłoby jednak zbytnim splendorem dla wielu literackich gryzipiórków, którzy za nic mają Jego twórczość, choć z niej wyrośli więcej lub mniej świadomie. A jeśli będzie nam na naszej życiowej drodze gorzko, ba! czarne plamy przysłonią słońce, to weźmy do serca i tą sentencję, jaką Autor "Trylogii" włożył w usta sarmackiego bohatera:

...NIE MASZ TAKOWYCH TERMINÓW, Z KTÓRYCH BY SIĘ VIRIBUS UNITIS PRZY BOSKICH AUXILIACH PODNIEŚĆ NIE MOŻNA.


* 61 lat później w tym samym szwajcarskim miasteczku zmarł Charles Chaplin (1889-1977).

1 komentarz:

  1. Ważna rocznica! Nie wiedziałam, że minęło sto lat od śmierci Sienkiewicza.

    OdpowiedzUsuń