wtorek, listopada 22, 2016
Przeczytania... (175) Anna Reid "Pogranicze. Podróż przez historię Ukrainy 988-2015" (Wydawnictwo Literackie)
"Dlaczego Ukraińcy nie zdołali wywalczyć sobie niepodległość pod koniec pierwszej wojny światowej, skoro udało się to wówczas Polakom, Czechom, narodom bałtyckim, Rumunom i Albańczykom? Sprawa ukraińska nie była tak naprawdę z góry skazana na niepowodzenie. W 1918 roku niektóre kręgi opiniotwórcze w krajach Zachodu dostrzegały realną możliwość powstania niezależnego albo przynajmniej częściowo niezależnego państwa ukraińskiego we wschodniej Galicji, w duchu sformułowanej przez Woodrowa Wilsona zasady samostanowienia narodów. Również Piłsudski był początkowo jego zwolennikiem, argumentując, że autonomiczne państwo ukraińskie, sprzymierzone z Polską, tworzyłoby wraz z Litwą i Białorusią swoistą strefę buforową między Polską a Rosją" - mamy okazję poznać kolejną (po "Leningradzie...") książkę Anny Reid, brytyjskiej dziennikarki i historyk. "Pogranicze. Podróż przez historię Ukrainy 988-2015", w tłumaczeniu Wojciecha Tyszki, jak poprzednio Wydawnictwa Literackiego. Doskonale że ten sam tłumacz wziął "na warsztat" książkę tej samej Autorki.
To dobrze, że mamy książkę napisana zupełnie przez kogoś "z zewnątrz". O Autorce chyba nie da się powiedzieć, że jest bardziej pro-Ukraińska czy pro-Polska czy nawet pro-Rosyjska. Anna Reid ma inne od tych "trzech opcji" spojrzenie. W jej pisaniu, jak mniemam, nie ma skażenia w którąkolwiek stronę. Mamy obraz Ukrainy, jak rozumie go Brytyjka. Na ile zdeformowany na ile trzymający się pewnego kanonu, to kwestia dyskusji. Na pewno łatwej A. Reid było wziąć byka z rogi, niż zrobiłby to ktoś z Krakowa, Moskwy czy Kijowa lub Lwowa.
Autorka sama od siebie taką daje nam idee fix swego pisania, które nam oddaje do czytania, weryfikacji, oceny (jakby tego nie nazywać): "Książa składa się z dwóch relacji z Ukrainy, rozdzielonych przerwą o długości dwudziestu lat. Pierwsza z relacji - w tym wydaniu oznaczoną jako część I - napisałam w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku, obserwując pierwsze kroki Ukrainy po odzyskaniu niepodległości [...] Na potrzeby niniejszego wydania dodałam natomiast część II - prace nad nią ukończyłam na początku 2015 roku, obejmuje ona wydarzenia, które zaszły już po opublikowaniu pierwszej wersji książki, oprowadzając narrację do obecnego kryzysu finansowo państwa i faktycznej, choć niewypowiedzianej wojny z Rosją o wschodnie terytoria kraju". Nawet nie otwierając książki dalej wiemy, że otrzemy się od wydarzenia, które śledził cały świat (w tym zapewne i czytelnicy), jak choćby walka na Majdanie!
Anna Reid prowadzi nas od początków Rusi, czyli czasów jeszcze pogańskiego Włodzimierza Wielkiego, cytuje m. in. "Powieść minionych lat", bezcenne źródło dla zrozumienia wczesnostaroruskiego okresu w dziejach. To w nim czytamy o pożądliwości Włodzimierza, że był "...wielce chutliwy (...) a nałożnic miał trzysta w Wyszogrodzie, a trzysta w Białogrodzie, a dwieście w Berestowie (...). I był niesyty rozpusty przywodząc do siebie mężatki i dziewice gwałcąc. Był to bowiem lubieżnik taki sam, jak Salomon". Ale i dalszych losach i to bardziej rzecz jasna Rusi Kijowskiej, której na przełomie X i XI wieku nikt jeszcze Ukrainą nie zwał. Nie szukajmy tu ścisłych analiz, jakie związki łączyły choćby Ruś z Polską Piastów. Książka Anny Reid nie ma ambicji, aby dawać szczegółowej wykładni dziejów. Nie zapominajmy do kogo pierwotnie była ona adresowana. Angielski (Brytyjski) czytelnik ma pewnie równie mgliste wyobrażenie o tym regionie Europy (nie koniecznie w średniowieczu), jak przeciętny mieszkaniec nad Wisła czy Dniepru o Wessex, Mercja czy Nortumbria jest nam równie obca, jak dla Nich, to czy tu rządził Bolesław Władysławowic a na Rusi Wsiewołod Iwanowicz lub Iwan Wsiewołodowicz! Zresztą, co tam ruskie średniowiecze! Anna Reid podaje: "Sześć lat po odzyskaniu przez to państwo [tj. Ukrainę - przyp. KN] niepodległości wielu skądinąd całkiem dobrze poinformowanych ludzi Zachodu albo kompletnie nie ma pojęcia o tym, że na mapie świata pojawił się nowy byt polityczny, albo też coś tam o tym słyszało, ale za nic nie umiałoby zlokalizować Ukrainy na mapie". I to nie jest informacja z kategorii: żart sprawdzianów.
Pewnie, że wyszukuję polskich wątków. Powiecie "nietrudno na nie trafić". Mnie ujął np. ten fragment: "Konsekwencją panowania Litwinów nad Ukraina [...] było w istocie ustanowienie silnych i trwających kilka stuleci więzi tego obszaru z sąsiednią Polską. Wkrótce po podbiciu południowych części Rusi Litwini zorientowali się bowiem, że aby utrzymać swoje nowe imperium, potrzebuj jakiegoś sojusznika - a w praktyce mogli to być albo Krzyżacy, albo Polacy. Po rozważeniu obu tych opcji Polacy wydali im się najwyraźniej mniejszym złem, wobec czego w 1385 roku wielki książę litewski Jagiełło przystąpił do negocjowania warunków politycznego małżeństwa z jedenastoletnią wówczas polską władczynią Jadwigą". Pewnie, że ważniejsze są wątki tatarskie (mongolskie), niż wzmianka o Kazimierzu Wielkim. Czemu o tym wspominam? Aby ktoś przypadkiem nie ulegając narracji Anny Reid nie przyjął jej toku rozumowania, że jedyny wykładnik tworzącej się na Ukrainie historii. Proszę nie bagatelizować spotkania w... Kamieńcu Podolskim z jedynym tam napotkanym Polakiem. To jedno zdanie niech będzie nam zachętą: "Jak wyzna mi Walery, być architektem w Kamieńcu to ciężki kawałek chleba. opanowany przez ukraińskich nacjonalistów lokalny samorząd nie chce dawać zleceń Polakowi".
Warto wybrać się z Anną Reid do Kamieńca. Znaleźć się w Chocimiu. I to nie tylko ze względu na wspomnienie tamtejszego haremu, ale już robi wrażenie na mnie, jako na polskim czytelniku, że Autorka odwołała się do XVIII-wiecznych peregrynacji, jakie odbył po Podolu książę Adam Jerzy Czartoryski. Nie da się uciec od relacji polsko-ukraińskich i ukraińsko-polskich. Chyba dają nam do myślenia takie sformułowania "Stosunki Ukrainy z Polską są trudne i obfitują w sprzeczności. Oba kraje łączy sześćset lat wspólnej historii, najpierw pod panowaniem polskich królów, a następnie [...] rosyjskich carów. Ale niczym rywalizujące ze sobą rodzeństwo każde z tych państw lubi określać się w opozycji do drugiego, zamiast szukać jakichkolwiek podobieństw. Polska jest w tej parze wyniosła i z lekka dramatyzuje; Ukraina - pozbawiana możliwości ekspresji i wykorzystywana". Mogłoby stanowić wstęp do dalszych rozważań. Anna Reid ich nie unika. Jak na zachodniego historyka robi to dość szeroko. Czytelnik gdzieś tam nad Tamizą czy w Szkocji ma niezaprzeczalną okazję poznać kilku polskich władców, coś dowiedzieć się o tolerancji religijnej, ba! sarmatyzmie. Swoją drogą ciekaw jestem, jak odczytywali nazwiska "nieocenionych szafirów i bezcennych diamentów", kresowych książątek, jak to Słuccy, Puzynowie, Wiśniowieccy czy Sanguszkowie.
A jakże mamy (choć bez porteru, bo obrazu Mychajły Chmielki raczej do tego "gatunku" nie zaliczmy) rys biograficzny Bohdana Chmielnickiego: "W oczach Ukraińców pozostaje przywódcą pierwszej ukraińskiej wojny o niepodległość; według Polaków zasłużył raczej na opinię chłopskiego buntownika, którego nieprzemyślane działania doprowadziły do podziału Rzeczypospolitej i zapoczątkowały długotrwały proces upadku Polski, zwieńczony jej trzema rozbiorami". Odnosi się do krytycznych ocen polskiej historiografii, jak i weneckiego źródła, relacji Vimina. Jest i Mazepa!
Raczej powinniśmy być zadowoleni, kiedy Autorka charakteryzuje polskie pojęcie Kresów! Konia z rzędem temu, kto odgadnie kto tak podpisał list do swej babki: "wnuk, Polak, katolik, szlachcic". Józef Teodor Konrad Korzeniowski, czyli Joseph Conrad! To na cześć jego urodzenia ojciec napisał:
Dziecię - synu, powiedz sobie:
Żeś bez ziemi, bez miłości,
Bez ojczyzny, bez ludzkości,
Póki Polska-Matka w grobie.
Smutne jest, co dalej czytamy "...jak się miało okazać, Joseph Conrad miał już na tyle dość polskości, że do kraju ojczystego powrócił tylko raz, a swoich dni dożył w cichym i spokojnym hrabstwie Kent". Nie wziął do serca słów przyjaciela, który żegnał go słowami: "Pamiętaj, że gdziekolwiek pożeglujesz, będziesz zawsze płynął w stronę Polski!". I zaskoczy pewnie polskiego Czytelnika streszczenie "Ogniem i mieczem" H. Sienkiewicza.
"Cała powierzchnia tej przestrzeni przedstawiała się się jako zielono-złoty ocean, po którym rozbryzgały się miliony różnych kwiatów. [...] Pod ich cienkimi korzeniami szperały kuropatwy, wyciągając swoje szyje. Powietrze było wypełnione tysiącem różnorakich ptasich pogwizdywań" - tym razem to Mikołaj Gogol, o którym A. Reid skrupulatnie odnotowuje, że to Ukrainiec piszący po rosyjsku. A jakże wcześniej jest i Piotr I, i Połtawa, i Katarzyna II, która rozwiązała sicz, ba! wymazał nazwę "Ukrainę" i zastąpiła "Nową Rosją / Новоро́ссия". Likwidacja unii i metodyczna rusyfikacja Ukrainy.
Pisząc o Lwowie Anna Reid chyba wylewa zimny kubeł wody na polskie rozumienie tego miasta: "Spośród wszystkich włodarzy Lwowa to właśnie Austriacy jako jedyni wspominani są przez Ukraińców z pewnego rodzaju nostalgią. Jeszcze dziś można tu spotkać staruszków pogwizdujących pod nosem starą marszową melodię Ich hatt einen Kameraden, albo babuszki odpowiadające na pytanie o godzinę własnym pytaniem: «Ale według starego czy nowego czasu?», tak jakby zegary wciąż nastawiano tu na czas obowiązujący w monarchii rządzonej przez dobrego i kochanego cesarza Franciszka Józefa".
Jeśli ktoś szuka odpowiedzi na pytania związane z okrucieństwem czasów II wojny światowej, to częściowe odpowiedzi na temat korzeni konfliktów znajdziemy w takim ujęciu : "Ziemia należała do Polaków, a sklepy i gospody - do Żydów. Ukraińcy - stanowiący czterdzieści procent całej ludności prowincji,a na jej wschodnich obszarach nawet większość - stosunkowo najmniej rzucali się w oczy, wykonując niewdzięczne prace na polach i w wiejskich chałupach". O Lwowie zaś czytamy m. in.: "...był miastem nie tyle ukraińskim, a już zwłaszcza nie tyle (choć z pewnością bardziej) rosyjskim, ile konglomeratem polsko-austriacko-żydowskim". Sporo znajdziemy na kartach tej książki o polskości miasta. Jest i współczesność: "...dziś Lwów nie jest już centrum działalności politycznej - po odzyskaniu niepodległości politycy wynieśli się do Kijowa - mimo więc bogatych tradycji miasto to musi zdefiniować się niemal od nowa". I po to m. in. warto poznać, jak współczesny Lwów odebrała Anna Reid.
Jak na standardy zachodniego pisarstwa dużo ciekawych informacji znajdziemy na temat Tarasa Szewczenki (1814-1861). Kilkanaście stron z całości! Czytający Ukrainiec może być kontent. O jego zasługach na polu budzenia świadomości narodowej wśród ukraińskich pobratymców A. Reid pisze: "...to właśnie on, w pojedynkę, przekształcił ukraiński z mowy chłopstwa w język literacki, wobec czego po dziś dzień uważa się go za największego bohatera Ukrainy". Mamy nawet zacytowane dwa fragmenty wierszy.
Podejrzewam, że dla wielu z nas "Pogranicze" może stanowić drogę do rozumienia Ukrainy. Pewnie trudno będzie się ją odbierać po obejrzeniu filmu mego rówieśnika, Wojtka Smarzowskiego "Wołyń". Ale też, jeśli ktoś nie jest biegły "w tematyce" stosunków polsko-ukraińskich, ukraińsko-polskich, ta książka powinna to i owo naświetlić. Ciekawe czy kiedyś wykształci się termin "kłamstwa wołyńskiego" na równi z "kłamstwem oświęcimskim". A. Reid cytuje m. in. wypowiedź Lewisa Namiera, "spolonizowanego Żyda, który jeszcze przed wojną przyjął obywatelstwo brytyjskie, a podczas samej wojny pracował dla brytyjskiego wywiadu. Proszę uważnie wczytać się w TO zdanie: "Jeśli doniesienia Polaków o straszliwych okrucieństwach Ukraińców są prawdziwe, to świadczą one tylko o ogromnym natężeniu ich nienawiści do samych Polaków". Co znaczy zwrot "jeśli doniesienia Polaków są prawdziwe"? Autorka nie kryje posunięć rządu II RP wobec Ukraińców. Znajdziemy o pacyfikacji wsi, zamykani cerkwi, likwidacji szkolnictwa ukraińskiego, polonizacji, ba! znajdziemy nawet korespondencję z "Chicago Daily News"! Nikt nie twierdzi, że było słodko i przymilnie. Ale czy takie ma być, według L. Namiera, usprawiedliwienia dla rzezi?! Ciekaw, jak ów zareagowałby, gdyby opisując Holocaust do tego zdania i toku myślenia wpisać pojęcie "Niemiec" i "Żyd"?... Sami w swoich sumieniach odpowiedzmy na podobne pytania. To dobrze, że lektura A. Reid nas irytuje. To znaczy, że poruszana tematyka nie jest nam obojętna
Nie może być książki o Ukrainie bez rozdziału o głodzie, na jaki skazał swą sowiecką część Stalin! Kolektywizacja, represji, niszczenie warstwy włościańskiej (chłopskiej) - wszystko TU jest. Jeszcze dziś budzą grozę komunikaty prasowe (są też relacje świadków): "Czujne oko GPU wykryło i wysłało przed sąd faszystowskiego sabotażystę, który ukrywał chleb pod stertą koniczyny". Próba policzenia ofiar terroru nigdy chyba się nie powiedzie. Żałować należy, że Autorka nie porównała, jak żyło się polskim Ukraińcom, tak bardzo uciskanym przez "polskich panów", a jak sowieckim w analogicznym okresie. Na szczęście A. Reid odwiedziła Ukrainę i rozmawiała ze żyjącymi świadkami zdarzeń, niemniej: "Zawsze gdy słyszę (a słyszałam dość często) przedstawicieli starszego pokolenia usiłującego mnie przekonać, jak dobrze i szczęśliwie żyło się w Związku Sowieckim, mam na to prosty i niezawodny kontrargument: pytam grzecznie, czy ktokolwiek z ich rodzin był «represjonowany» za Stalina. W odpowiedzi nieodmiennie słyszę niechętne «Tak»". Zdjęcie umierających z głodu na ulicy Charkowa nie powinny nikogo pozostawić obojętnym wobec bezprzykładnej tragedii sprzed przeszło 80-ciu laty.
"...tak naprawdę nie ma większego znaczenia, kto akurat użyczał miastu swojego imienia, bo i tak przez większość czasu charakter nadawali mu przede wszystkim Żydzi" - to Stanisławowie, które w latach 60-tych XX w. przemianowano na Iwano-Frankiwsk. Bałbym się powtarzać to zdanie choćby pani Annie Seniku. Innymi słowy A. Reid skupiła się na martyrologii stanisławowskich Żydów w czasie okupacji. Dobrze, że nie zapomniała o ukraińskim antysemityzmie! Na szczęście nie zapomina się o inwazji sowieckiej 17 IX 1939 r.: "Do połowy października Polska zniknęła z mapy świata po raz drugi w swojej historii, obszar dawnej Galicji Wschodniej zaś, po raz pierwszy w dziejach, znalazła się pod rządami rosyjskimi. [...] Ukraińcy powitali klęskę Polski z niekłamanym zachwytem". I dane jest nam przeczytać słowa jednego z unickich duchownych: "Teraz może przyjść choćby i sam diabeł, byle tylko nie był Polakiem!".
Czas okupacji? My Polacy mamy jednakie skojarzenia: pierwsza okupacja sowiecka, okupacja niemiecka, druga okupacja sowiecka - a pomiędzy nim: r z e ź ! Najpierw prześladowania sowieckie Polaków, potem zagłada Żydów, kolaboracja Ukraińców z obu okupantami, wreszcie mordy UPA na Polakach! Nie spodziewajcie się głębokiej analizy tych zbrodni. Więcej miejsca (cały rozdział) zajmuje Annę Reid kwestia Krymu, czy później Czernobyla, niż tego co działo się na Wołyniu. Niemniej jest cenny, moim zdaniem, cytat-wspomnienie świadka, Ukraińca: "Nocą, a nawet i za dnia partyzanci walą do drzwi polskich domów i zabijają wszystkich bez wyjątku, od najmłodszych do najstarszych (...). W naszej wiosce zdarzył się przypadek, że jeden z z tych ludzi, Petro Wasylczyszyn, odmówił przyłączenia się do takiej akcji i poszedł do domu, do swoich rodziców. Tydzień później USB [tajna policja OUN] zabrała go do lasu i rozstrzelała. A kiedy do USB dotarła wieść o tym, że jego rodzice uskarżają się na to publicznie, rozstrzelali także ich". Samemu UPA poświęca się więcej miejsca, ba! jest wzmianka o tym, co działo się po polskiej stronie, w Bieszczadach. Nie pada wprawdzie termin "akcja Wisła", ale chyba dla polskiego czytelnika jest czytelnym zapis: "W ciągu kolejnych kilki miesięcy ukraińskie wioski w tym regionie były systematycznie niszczone, a ich mieszkańcy przymusowo deportowani albo na Ziemie Odzyskane, czyli dawne tereny niemieckie na północy i zachodzie powojennej Polski, albo też na terytorium Związku Sowieckiego".
Już na naszych oczach rozrywał się dramat Krymu! "Ta krymska nostalgia za Rosją jest przez nią w dużej mierze odwzajemniana. Rosjanom trudno pogodzić się już z samą niepodległością Ukrainy, a konieczność uznania za integralną część tego kraju właśnie Krymu [...] czyni cały ten proces jeszcze bardziej bolesnym i trudniejszym do zaakceptowania. [...] Rosyjskość Krymu może wprawdzie pozostać sprawą sporną, ale trudno nie pojąć, dlaczego półwysep ten wzbudza aż tak wielkie namiętności" - mamy wykładnię autorstwa Anny Reid. Trudno się z Autorką nie zgodzić. Kreśli nie łatwą panoramę historii Krymu, m. in. los Tatarów krymskich, ich deportacje z rozkazu Stalina i łaskawość M. Gorbaczowa! "Pryszcz na nosie Rosji", jak nazywał go faworyt Katarzyny II, Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin, znajdzie dopełnienie w Części Drugiej tej interesującej lektury.
Właściwie ową część 2 powinniśmy traktować, jako oddzielną książkę? Wzlot i upadek Pomarańczowej Rewolucji, Majdan, Putin kontratakuje, I co dalej? - to tytuły rozdziałów, które zamykają tom Anny Reid. Juszczenko & Tymoszenko! Majdan! Walki w Kijowie! Zdjęcia barwne i czarno-białe. Zapisy chwil wzniosłych, krwawych i wstrząsająco tragicznych. Zdjęć Kuczmy & Janukowycza, ba! samego Putina - brak. I tym razem Anna Reid jest na Ukrainie! Na własne oczy widziała w Galerii Narodowej zagrabione przez Janukowycza dobra... narodowe! Kto z nas nie śledził wydarzeń na Majdanie? Nie wiem czy mój historyczny FB historia i ja jest do odtworzenia, ale zamieszczałem tam zdjęcia wiadomej treści. "W dniu 8 grudnia demonstranci zarzucili linę zakończoną pętlą na szyję posągu Lenina stojącego u wylotu Chreszczatyka, po czym ściągnęli z cokołu i rozbili na kawałki młotami" - wspomina Autorka. Vox populi, vox Dei? Robi wrażenie ogromne zdjęcie "Starcie w Kijowie, styczeń 2014 roku" czy "Flaga Ukrainy o wielkości 40x60 metrów wykonana we Lwowie przez studentów ze wschodu i zachodu kraju, 2 maja 2014 roku". Porusza czarno-biały kadr "Mieszkanka Debalcewa, w tle jej zniszczony podczas walk dom, marzec 2015 roku". Niemal każde zdanie jest oskarżeniem rosyjskiej (aż chce się napisać: sowieckiej) agresji! Ale też A. Reid uświadamia nam (i całemu światu! - zbyt pompatycznie? nie sądzę): "Nie wszystko zależy jednak tylko od Putina. Zachód musi zdecydować, do jakiego stopnia zależy mu na Ukrainie. [...] Prawda jest bowiem taka, że Zachód wciąż ma tendencję, by postrzegać Ukrainę niczym pionek w jakiejś poważniejszej grze". Chyba odważne wnioski. Wojna na wschodnich rubieżach trwa, agresor Putin ma się dobrze, sankcje uderzają w Rosję. Dlaczego nie ma totalnej negacji i izolacji tego potwora?...
Anna Reid poprzez książkę "Pogranicze. Podróż przez historię Ukrainy 988-2015" daje nam wiele do myślenia. To jest kolejna książka z gatunku tych, które nie pozostawiają nas obojętnymi wobec problemów, jakie w niej zawarto. Możemy polemizować, nie zgadzać się, burzyć - to bardzo dobrze. Wydawnictwo Literackie dokonało kolejnego dobrego wyboru. Kolejna książka Anny Reid jest potrzebnym głosem. Raz jeszcze tak bardzo ważnym, że nie polskim, ukraińskim czy rosyjskim. Kończę pisania, kiedy na stronach internetowych ukazują się zdjęcia, jak w czasie tzw. Marszu Niepodległości palona jest przez narodowców ukraińska żółto-niebieska flaga. I wstyd mi. Na stronie FB Tatiany Jankowskiej napisałem: "Brak reakcji władz na najdrobniejszy taki akt - wystawia o nas najpodlejszą opinię. Należę do ostatnich, którzy zmuszaliby kogoś do kochania Moskali, ale profanować Ich symbole narodowe?! To niegodne chamstwo!". Dlatego też dopisuję na koniec zdanie pani Anny Reid:
Pewnie, że wyszukuję polskich wątków. Powiecie "nietrudno na nie trafić". Mnie ujął np. ten fragment: "Konsekwencją panowania Litwinów nad Ukraina [...] było w istocie ustanowienie silnych i trwających kilka stuleci więzi tego obszaru z sąsiednią Polską. Wkrótce po podbiciu południowych części Rusi Litwini zorientowali się bowiem, że aby utrzymać swoje nowe imperium, potrzebuj jakiegoś sojusznika - a w praktyce mogli to być albo Krzyżacy, albo Polacy. Po rozważeniu obu tych opcji Polacy wydali im się najwyraźniej mniejszym złem, wobec czego w 1385 roku wielki książę litewski Jagiełło przystąpił do negocjowania warunków politycznego małżeństwa z jedenastoletnią wówczas polską władczynią Jadwigą". Pewnie, że ważniejsze są wątki tatarskie (mongolskie), niż wzmianka o Kazimierzu Wielkim. Czemu o tym wspominam? Aby ktoś przypadkiem nie ulegając narracji Anny Reid nie przyjął jej toku rozumowania, że jedyny wykładnik tworzącej się na Ukrainie historii. Proszę nie bagatelizować spotkania w... Kamieńcu Podolskim z jedynym tam napotkanym Polakiem. To jedno zdanie niech będzie nam zachętą: "Jak wyzna mi Walery, być architektem w Kamieńcu to ciężki kawałek chleba. opanowany przez ukraińskich nacjonalistów lokalny samorząd nie chce dawać zleceń Polakowi".
Warto wybrać się z Anną Reid do Kamieńca. Znaleźć się w Chocimiu. I to nie tylko ze względu na wspomnienie tamtejszego haremu, ale już robi wrażenie na mnie, jako na polskim czytelniku, że Autorka odwołała się do XVIII-wiecznych peregrynacji, jakie odbył po Podolu książę Adam Jerzy Czartoryski. Nie da się uciec od relacji polsko-ukraińskich i ukraińsko-polskich. Chyba dają nam do myślenia takie sformułowania "Stosunki Ukrainy z Polską są trudne i obfitują w sprzeczności. Oba kraje łączy sześćset lat wspólnej historii, najpierw pod panowaniem polskich królów, a następnie [...] rosyjskich carów. Ale niczym rywalizujące ze sobą rodzeństwo każde z tych państw lubi określać się w opozycji do drugiego, zamiast szukać jakichkolwiek podobieństw. Polska jest w tej parze wyniosła i z lekka dramatyzuje; Ukraina - pozbawiana możliwości ekspresji i wykorzystywana". Mogłoby stanowić wstęp do dalszych rozważań. Anna Reid ich nie unika. Jak na zachodniego historyka robi to dość szeroko. Czytelnik gdzieś tam nad Tamizą czy w Szkocji ma niezaprzeczalną okazję poznać kilku polskich władców, coś dowiedzieć się o tolerancji religijnej, ba! sarmatyzmie. Swoją drogą ciekaw jestem, jak odczytywali nazwiska "nieocenionych szafirów i bezcennych diamentów", kresowych książątek, jak to Słuccy, Puzynowie, Wiśniowieccy czy Sanguszkowie.
A jakże mamy (choć bez porteru, bo obrazu Mychajły Chmielki raczej do tego "gatunku" nie zaliczmy) rys biograficzny Bohdana Chmielnickiego: "W oczach Ukraińców pozostaje przywódcą pierwszej ukraińskiej wojny o niepodległość; według Polaków zasłużył raczej na opinię chłopskiego buntownika, którego nieprzemyślane działania doprowadziły do podziału Rzeczypospolitej i zapoczątkowały długotrwały proces upadku Polski, zwieńczony jej trzema rozbiorami". Odnosi się do krytycznych ocen polskiej historiografii, jak i weneckiego źródła, relacji Vimina. Jest i Mazepa!
Raczej powinniśmy być zadowoleni, kiedy Autorka charakteryzuje polskie pojęcie Kresów! Konia z rzędem temu, kto odgadnie kto tak podpisał list do swej babki: "wnuk, Polak, katolik, szlachcic". Józef Teodor Konrad Korzeniowski, czyli Joseph Conrad! To na cześć jego urodzenia ojciec napisał:
Dziecię - synu, powiedz sobie:
Żeś bez ziemi, bez miłości,
Bez ojczyzny, bez ludzkości,
Póki Polska-Matka w grobie.
Smutne jest, co dalej czytamy "...jak się miało okazać, Joseph Conrad miał już na tyle dość polskości, że do kraju ojczystego powrócił tylko raz, a swoich dni dożył w cichym i spokojnym hrabstwie Kent". Nie wziął do serca słów przyjaciela, który żegnał go słowami: "Pamiętaj, że gdziekolwiek pożeglujesz, będziesz zawsze płynął w stronę Polski!". I zaskoczy pewnie polskiego Czytelnika streszczenie "Ogniem i mieczem" H. Sienkiewicza.
"Cała powierzchnia tej przestrzeni przedstawiała się się jako zielono-złoty ocean, po którym rozbryzgały się miliony różnych kwiatów. [...] Pod ich cienkimi korzeniami szperały kuropatwy, wyciągając swoje szyje. Powietrze było wypełnione tysiącem różnorakich ptasich pogwizdywań" - tym razem to Mikołaj Gogol, o którym A. Reid skrupulatnie odnotowuje, że to Ukrainiec piszący po rosyjsku. A jakże wcześniej jest i Piotr I, i Połtawa, i Katarzyna II, która rozwiązała sicz, ba! wymazał nazwę "Ukrainę" i zastąpiła "Nową Rosją / Новоро́ссия". Likwidacja unii i metodyczna rusyfikacja Ukrainy.
Pisząc o Lwowie Anna Reid chyba wylewa zimny kubeł wody na polskie rozumienie tego miasta: "Spośród wszystkich włodarzy Lwowa to właśnie Austriacy jako jedyni wspominani są przez Ukraińców z pewnego rodzaju nostalgią. Jeszcze dziś można tu spotkać staruszków pogwizdujących pod nosem starą marszową melodię Ich hatt einen Kameraden, albo babuszki odpowiadające na pytanie o godzinę własnym pytaniem: «Ale według starego czy nowego czasu?», tak jakby zegary wciąż nastawiano tu na czas obowiązujący w monarchii rządzonej przez dobrego i kochanego cesarza Franciszka Józefa".
Jeśli ktoś szuka odpowiedzi na pytania związane z okrucieństwem czasów II wojny światowej, to częściowe odpowiedzi na temat korzeni konfliktów znajdziemy w takim ujęciu : "Ziemia należała do Polaków, a sklepy i gospody - do Żydów. Ukraińcy - stanowiący czterdzieści procent całej ludności prowincji,a na jej wschodnich obszarach nawet większość - stosunkowo najmniej rzucali się w oczy, wykonując niewdzięczne prace na polach i w wiejskich chałupach". O Lwowie zaś czytamy m. in.: "...był miastem nie tyle ukraińskim, a już zwłaszcza nie tyle (choć z pewnością bardziej) rosyjskim, ile konglomeratem polsko-austriacko-żydowskim". Sporo znajdziemy na kartach tej książki o polskości miasta. Jest i współczesność: "...dziś Lwów nie jest już centrum działalności politycznej - po odzyskaniu niepodległości politycy wynieśli się do Kijowa - mimo więc bogatych tradycji miasto to musi zdefiniować się niemal od nowa". I po to m. in. warto poznać, jak współczesny Lwów odebrała Anna Reid.
Jak na standardy zachodniego pisarstwa dużo ciekawych informacji znajdziemy na temat Tarasa Szewczenki (1814-1861). Kilkanaście stron z całości! Czytający Ukrainiec może być kontent. O jego zasługach na polu budzenia świadomości narodowej wśród ukraińskich pobratymców A. Reid pisze: "...to właśnie on, w pojedynkę, przekształcił ukraiński z mowy chłopstwa w język literacki, wobec czego po dziś dzień uważa się go za największego bohatera Ukrainy". Mamy nawet zacytowane dwa fragmenty wierszy.
Podejrzewam, że dla wielu z nas "Pogranicze" może stanowić drogę do rozumienia Ukrainy. Pewnie trudno będzie się ją odbierać po obejrzeniu filmu mego rówieśnika, Wojtka Smarzowskiego "Wołyń". Ale też, jeśli ktoś nie jest biegły "w tematyce" stosunków polsko-ukraińskich, ukraińsko-polskich, ta książka powinna to i owo naświetlić. Ciekawe czy kiedyś wykształci się termin "kłamstwa wołyńskiego" na równi z "kłamstwem oświęcimskim". A. Reid cytuje m. in. wypowiedź Lewisa Namiera, "spolonizowanego Żyda, który jeszcze przed wojną przyjął obywatelstwo brytyjskie, a podczas samej wojny pracował dla brytyjskiego wywiadu. Proszę uważnie wczytać się w TO zdanie: "Jeśli doniesienia Polaków o straszliwych okrucieństwach Ukraińców są prawdziwe, to świadczą one tylko o ogromnym natężeniu ich nienawiści do samych Polaków". Co znaczy zwrot "jeśli doniesienia Polaków są prawdziwe"? Autorka nie kryje posunięć rządu II RP wobec Ukraińców. Znajdziemy o pacyfikacji wsi, zamykani cerkwi, likwidacji szkolnictwa ukraińskiego, polonizacji, ba! znajdziemy nawet korespondencję z "Chicago Daily News"! Nikt nie twierdzi, że było słodko i przymilnie. Ale czy takie ma być, według L. Namiera, usprawiedliwienia dla rzezi?! Ciekaw, jak ów zareagowałby, gdyby opisując Holocaust do tego zdania i toku myślenia wpisać pojęcie "Niemiec" i "Żyd"?... Sami w swoich sumieniach odpowiedzmy na podobne pytania. To dobrze, że lektura A. Reid nas irytuje. To znaczy, że poruszana tematyka nie jest nam obojętna
Nie może być książki o Ukrainie bez rozdziału o głodzie, na jaki skazał swą sowiecką część Stalin! Kolektywizacja, represji, niszczenie warstwy włościańskiej (chłopskiej) - wszystko TU jest. Jeszcze dziś budzą grozę komunikaty prasowe (są też relacje świadków): "Czujne oko GPU wykryło i wysłało przed sąd faszystowskiego sabotażystę, który ukrywał chleb pod stertą koniczyny". Próba policzenia ofiar terroru nigdy chyba się nie powiedzie. Żałować należy, że Autorka nie porównała, jak żyło się polskim Ukraińcom, tak bardzo uciskanym przez "polskich panów", a jak sowieckim w analogicznym okresie. Na szczęście A. Reid odwiedziła Ukrainę i rozmawiała ze żyjącymi świadkami zdarzeń, niemniej: "Zawsze gdy słyszę (a słyszałam dość często) przedstawicieli starszego pokolenia usiłującego mnie przekonać, jak dobrze i szczęśliwie żyło się w Związku Sowieckim, mam na to prosty i niezawodny kontrargument: pytam grzecznie, czy ktokolwiek z ich rodzin był «represjonowany» za Stalina. W odpowiedzi nieodmiennie słyszę niechętne «Tak»". Zdjęcie umierających z głodu na ulicy Charkowa nie powinny nikogo pozostawić obojętnym wobec bezprzykładnej tragedii sprzed przeszło 80-ciu laty.
"...tak naprawdę nie ma większego znaczenia, kto akurat użyczał miastu swojego imienia, bo i tak przez większość czasu charakter nadawali mu przede wszystkim Żydzi" - to Stanisławowie, które w latach 60-tych XX w. przemianowano na Iwano-Frankiwsk. Bałbym się powtarzać to zdanie choćby pani Annie Seniku. Innymi słowy A. Reid skupiła się na martyrologii stanisławowskich Żydów w czasie okupacji. Dobrze, że nie zapomniała o ukraińskim antysemityzmie! Na szczęście nie zapomina się o inwazji sowieckiej 17 IX 1939 r.: "Do połowy października Polska zniknęła z mapy świata po raz drugi w swojej historii, obszar dawnej Galicji Wschodniej zaś, po raz pierwszy w dziejach, znalazła się pod rządami rosyjskimi. [...] Ukraińcy powitali klęskę Polski z niekłamanym zachwytem". I dane jest nam przeczytać słowa jednego z unickich duchownych: "Teraz może przyjść choćby i sam diabeł, byle tylko nie był Polakiem!".
Czas okupacji? My Polacy mamy jednakie skojarzenia: pierwsza okupacja sowiecka, okupacja niemiecka, druga okupacja sowiecka - a pomiędzy nim: r z e ź ! Najpierw prześladowania sowieckie Polaków, potem zagłada Żydów, kolaboracja Ukraińców z obu okupantami, wreszcie mordy UPA na Polakach! Nie spodziewajcie się głębokiej analizy tych zbrodni. Więcej miejsca (cały rozdział) zajmuje Annę Reid kwestia Krymu, czy później Czernobyla, niż tego co działo się na Wołyniu. Niemniej jest cenny, moim zdaniem, cytat-wspomnienie świadka, Ukraińca: "Nocą, a nawet i za dnia partyzanci walą do drzwi polskich domów i zabijają wszystkich bez wyjątku, od najmłodszych do najstarszych (...). W naszej wiosce zdarzył się przypadek, że jeden z z tych ludzi, Petro Wasylczyszyn, odmówił przyłączenia się do takiej akcji i poszedł do domu, do swoich rodziców. Tydzień później USB [tajna policja OUN] zabrała go do lasu i rozstrzelała. A kiedy do USB dotarła wieść o tym, że jego rodzice uskarżają się na to publicznie, rozstrzelali także ich". Samemu UPA poświęca się więcej miejsca, ba! jest wzmianka o tym, co działo się po polskiej stronie, w Bieszczadach. Nie pada wprawdzie termin "akcja Wisła", ale chyba dla polskiego czytelnika jest czytelnym zapis: "W ciągu kolejnych kilki miesięcy ukraińskie wioski w tym regionie były systematycznie niszczone, a ich mieszkańcy przymusowo deportowani albo na Ziemie Odzyskane, czyli dawne tereny niemieckie na północy i zachodzie powojennej Polski, albo też na terytorium Związku Sowieckiego".
Już na naszych oczach rozrywał się dramat Krymu! "Ta krymska nostalgia za Rosją jest przez nią w dużej mierze odwzajemniana. Rosjanom trudno pogodzić się już z samą niepodległością Ukrainy, a konieczność uznania za integralną część tego kraju właśnie Krymu [...] czyni cały ten proces jeszcze bardziej bolesnym i trudniejszym do zaakceptowania. [...] Rosyjskość Krymu może wprawdzie pozostać sprawą sporną, ale trudno nie pojąć, dlaczego półwysep ten wzbudza aż tak wielkie namiętności" - mamy wykładnię autorstwa Anny Reid. Trudno się z Autorką nie zgodzić. Kreśli nie łatwą panoramę historii Krymu, m. in. los Tatarów krymskich, ich deportacje z rozkazu Stalina i łaskawość M. Gorbaczowa! "Pryszcz na nosie Rosji", jak nazywał go faworyt Katarzyny II, Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin, znajdzie dopełnienie w Części Drugiej tej interesującej lektury.
Właściwie ową część 2 powinniśmy traktować, jako oddzielną książkę? Wzlot i upadek Pomarańczowej Rewolucji, Majdan, Putin kontratakuje, I co dalej? - to tytuły rozdziałów, które zamykają tom Anny Reid. Juszczenko & Tymoszenko! Majdan! Walki w Kijowie! Zdjęcia barwne i czarno-białe. Zapisy chwil wzniosłych, krwawych i wstrząsająco tragicznych. Zdjęć Kuczmy & Janukowycza, ba! samego Putina - brak. I tym razem Anna Reid jest na Ukrainie! Na własne oczy widziała w Galerii Narodowej zagrabione przez Janukowycza dobra... narodowe! Kto z nas nie śledził wydarzeń na Majdanie? Nie wiem czy mój historyczny FB historia i ja jest do odtworzenia, ale zamieszczałem tam zdjęcia wiadomej treści. "W dniu 8 grudnia demonstranci zarzucili linę zakończoną pętlą na szyję posągu Lenina stojącego u wylotu Chreszczatyka, po czym ściągnęli z cokołu i rozbili na kawałki młotami" - wspomina Autorka. Vox populi, vox Dei? Robi wrażenie ogromne zdjęcie "Starcie w Kijowie, styczeń 2014 roku" czy "Flaga Ukrainy o wielkości 40x60 metrów wykonana we Lwowie przez studentów ze wschodu i zachodu kraju, 2 maja 2014 roku". Porusza czarno-biały kadr "Mieszkanka Debalcewa, w tle jej zniszczony podczas walk dom, marzec 2015 roku". Niemal każde zdanie jest oskarżeniem rosyjskiej (aż chce się napisać: sowieckiej) agresji! Ale też A. Reid uświadamia nam (i całemu światu! - zbyt pompatycznie? nie sądzę): "Nie wszystko zależy jednak tylko od Putina. Zachód musi zdecydować, do jakiego stopnia zależy mu na Ukrainie. [...] Prawda jest bowiem taka, że Zachód wciąż ma tendencję, by postrzegać Ukrainę niczym pionek w jakiejś poważniejszej grze". Chyba odważne wnioski. Wojna na wschodnich rubieżach trwa, agresor Putin ma się dobrze, sankcje uderzają w Rosję. Dlaczego nie ma totalnej negacji i izolacji tego potwora?...
Anna Reid poprzez książkę "Pogranicze. Podróż przez historię Ukrainy 988-2015" daje nam wiele do myślenia. To jest kolejna książka z gatunku tych, które nie pozostawiają nas obojętnymi wobec problemów, jakie w niej zawarto. Możemy polemizować, nie zgadzać się, burzyć - to bardzo dobrze. Wydawnictwo Literackie dokonało kolejnego dobrego wyboru. Kolejna książka Anny Reid jest potrzebnym głosem. Raz jeszcze tak bardzo ważnym, że nie polskim, ukraińskim czy rosyjskim. Kończę pisania, kiedy na stronach internetowych ukazują się zdjęcia, jak w czasie tzw. Marszu Niepodległości palona jest przez narodowców ukraińska żółto-niebieska flaga. I wstyd mi. Na stronie FB Tatiany Jankowskiej napisałem: "Brak reakcji władz na najdrobniejszy taki akt - wystawia o nas najpodlejszą opinię. Należę do ostatnich, którzy zmuszaliby kogoś do kochania Moskali, ale profanować Ich symbole narodowe?! To niegodne chamstwo!". Dlatego też dopisuję na koniec zdanie pani Anny Reid:
"MY LUDZIE ZACHODU, POWINNIŚMY BYĆ WOBEC SIEBIE CAŁKOWICIE SZCZERZY. JEŻELI POZWOLIMY ROSJI ZNISZCZYĆ UKRAINĘ
- CZY TO Z LENISTWA, CZY ZE STRACHU, CZY Z BRAKU CHĘCI,
BY STANĄĆ W JEJ OBRONIE - WÓWCZAS NIE TYLKO NARAZIMY
SIEBIE SAMYCH NA NIEBEZPIECZEŃSTWO, ALE TEŻ
ZDRADZIMY CZTERDZIEŚCI SZEŚĆ MILIONÓW
EUROPEJCZYKÓW TAKICH JAK MY".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.