poniedziałek, listopada 28, 2016

Le Roi Est Une Femme... / Król jest kobietą... (3)

Lara Bouvien otworzyła lewe oko. Prawe chwilę później. Zobaczyła nad sobą trzy pochylające się głowy: starszego, siwego mężczyzny w silnych okularach, uśmiechającą się z lekkim wymuszeniem Violette oraz... No właśnie. Kim była trzecia twarz? Szare oczy błądziły to tu to tam, jakby szukały ucieczki przed nią właśnie. 
Dobiegały do jej odrętwiałej głowy jakieś strzępy:
- ...to jak będzie?
- Proponuję zrobić tomograf komputerowy.
- Czy to konieczne?
- Uraz, to uraz. 
- Aha...
- Ja bym tego nie lekceważył.
Ta trzecia osoba. Kim była? Lara przymrużyła oczy? Do nikogo nie pasowała. Avril? Nie, to nie była Avril. Nie machnęła by na swej wypielęgnowanej twarzy jakiegoś krwistego bohomaza. Bo na tej coś niekształtnego wymalowano czerwoną farbą. Édith? Ale o ile pamiętała Édith ostatnio zrobiła się na zupełną chłopczycę, jak z lat 20-tych tamtego wieku: krótko ścięła włosy i... Nie, to nie Édith. Na pewno. Lucienne?





- Kto... to... jest? - ledwo dosłyszalnym szeptem wypowiedziała Lara.
- Baxter wyjdź - było odpowiedzią Violette. Bardziej wypowiedzianą do Baxter niż do kontuzjowanej przyjaciółki.
Dziewczyna bez słowa usunęła się.
Starszy, siwy mężczyzna w silnych okularach chrząknął.
- Nic tu po mnie. Jutro konieczne badanie...
- A...
- Porozmawiam w klinice - przerwał Violette. - Jutro na 14?
- Nie... nie wiem, panie doktorze czy...
- Tego nie można odkładać, zapewniam. W końcu chodzi o uraz głowy. Co to było?
- Łopata - Violette rozłożyła ręce. - Baxter... szybciej reaguje, jak się okazało, jak myśli. No i zdzieliła Larę...
- Dobrze, że nie miała pod ręką kilofa. Bo wtedy potrzebny były już tylko grabarz, a nie tomograf komputerowy.
Wyjął z kieszeni wizytówkę i podał Violette. Ta spojrzała na nią wymownie:
- Kto to?
- To mój przyjaciel. Ja zaraz do niego zadzwonię. Proszę jednak ze swej strony zawiadomić go i podać ze szczegółami co i jak zaszło. Policji do tego nie mieszamy?
- Policji?! - pod Violette ugięły się nogi. - Baxter... to był wypadek... nieporozumienie.
- Aha, jak pani uważa. W końcu działo się to na pani posesji.
Lekarz ruszył ku wyjściu.
Violette poprawiła poduszkę. Lara głęboko oddychała. Ale nie miała sił, by rozmawiać z przyjaciółką. Szum w głowie. Ogólny chaos.
- Włączę ci telewizor? - zaproponowała Violette. I zaczęła przełączać kanały. Aż stanęło na France 24. - Trochę informacji?
I wyszła.
Baxter stała przy otwartym oknie i patrzyła, jak stado wróbli biega po pobliskich parapetach kamienic? Akurat wypuszczała z ust strugę papierosowego dymu. Na widok Violette zgasiła papierosa przyduszając go do parapetu.
- Możesz palić.
- Tak? - zdziwiła się.
- Sama bym zapaliła...
- Monique by mnie zabiła...
- Kto?
- Nieważne.
Wyjęła wymiętoloną paczkę papierosów. Podsunęła ją Violette. Ta wyjęła jednego. Baxter podała jej ogień. Zaciągnęła się mocno.
- Lara też się piekli, kiedy palę - wzruszyła ramionami. - Jej kuzyn czy wujek umarł na raka płuc, to jest jakby przewrażliwiona.
- Znam to - i znów wpatrzyła się w pejzaż budzącego się dopiero Paryża.
Violette dopiero teraz miała trochę spokoju, aby przyjrzeć się tej dziwnej dziewczynie, kobiecie. Trudność sprawiało jej określenie wieku Baxter. Bardziej od jej metryki zajmowała ją jej... osobowość. W końcu nic nie pamiętała z okoliczności, w jakich się poznały, jak trafiły razem pod jej adres, a na koniec do tego samego łóżka. Nienaganna francuszczyzna godna była podziwu. Oczywiście o ile wzmianka o szwedzkim rodowodzie była prawdą, a nie fantazją amatorki książek Astrid Lindgren. Patrzą na jej buntowniczy profil, resztki czerwonego makijażu  zaklasyfikowała by ją do kategorii między Pippi Långstrump a Ronją? Na pewno nie miała w sobie nic z Madiki.
Baxter z papierosem wyglądała na swój sposób dostojnie? Violette zaczęła łapać się na tym, że... Nie, nie zaczęła odganiać robaczywe myśli.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - zmrużone szare oczy nadawały twarzy Baxter pewnej dzikości. Violette nie miał wątpliwości, że ma przed sobą wcielenie Roni.
- Nie, nic. - opanowała zmieszanie. Czy czytelne dla Baxter? Tego nie mogła wiedzieć. - Wesoło u nas?
- Wy Francuzi w ogóle jesteście weseli.
- Tak uważasz?
- My w Skandynawii chyba jednak mamy w żyłach zbyt wiele z lodowca.
- Możliwe... Nigdy nie byłam w Skandynawii. Krótko w Danii...
- Ovibos moschatus.
- Co mówisz?
- Ovibos moschatus. Wół piżmowy.
- Wół? - Violette zrobiła bardzo głupią minę. Nie rozumiała związku. Po co Baxter w ich rozmowę wplątuje jakiego... woła? - Nie rozumiem.
- Moje ulubione zwierzę.
- Wół piżmowy?
- A, co myślałaś, że yorkshire terrier?! - parsknęła wymownie. - Niżej boksera nie zerkam na psy.
- Ale wół piżmowy?
- Podziwiam je. Jadę na Grenlandię badać je.
- Ty? - to odkrycie kompletnie rozsypało tok myślenia Violette.  Zaczęła się bać czym ta nowa znajomość jeszcze ją zaskoczy. Lotem na miotle czy od razu na Marsa. - To już lepiej na K2 wejdź!
Ten rzucony żart zatrzymał spojrzenie Baxter na jednej z kościelnych wież.
- Byłam tam...
- Gdzie? Na K2?
- W sierpniu 2008. Znałam McDonella.  Rolf Bae namawiał mnie, żebym szła z nimi... Biedna Cecilie...
- Oni... -Violette nie wierzyła w to, co słyszała. Czytała "Morderczą górę". Znała te nazwiska. Widziała ich twarze na zdjęciach umieszczonych w książce, reportażu, jaki kiedyś oglądała. A teraz miała przed sobą tą... dziwną... Baxter... - Zginęli.
- Jedenastu... - po policzku Baxter zaczęła płynąć łza. Tego Violette zupełnie się nie spodziewała. Brała ją tylko za jakąś furiatkę, panienkę z baru, sprawczynię urazu Lary, a teraz okazało się, że była na K2? 
- Wiesz, co powiedział Fredrik Sträng. 
- Czytałam, ale jakoś... nie, nie pamiętam.
- "Śmierć w górach nie ma w sobie nic romantycznego".
Violette chciała w tej chwili przytulić Baxter. To nic, że prawie jej nie znała. Tych kilka wypowiedzianych słów uczyniło z niej kogoś dla niej bardzo ważnego.  Szaleństwo. 
- Violetteeeeeeeeeeeeeeeee!
Violette spojrzała na drzwi od pokoju, w którym zostawiła Larę. Baxter wyrzuciła swego tlącego się jeszcze papierosa przez okno. 
Violette podbiegała do pokoju.
Otworzyła drzwi.
Lara leżała na łóżku.
W oczach malowało się zaskoczenie. 
- Paaaaaaatrz! - wskazała na włączony telewizor.
Violette obawiał się najgorszego!...
Kolejny atak terrorystyczny? 
Spojrzała na ekran. François Picard mówił... Na tle zdjęcia. Migały różne ujęcia: "...od tygodnia paryska policja poszukuje...  doktor Britt Kerstin Svea, córkę księcia Olafa von Zweibrücken-Hertig... ta wybitna podróżniczka, himalaistka, badaczka stref polarnych była w trakcie przygotowań do misji badawczej na Grenlandię... Ostatnio widziano ją...". Violette aż przysiadła na skórzanej pufie. Akurat pokazywano jakiś fragment z wywiadem z Brittą... Nie, z Baxter?
- To... to... - Lara nie mogła opanować drżenia głosu. - To...
Violette szybko wróciła do pokoju.
- Baxter! Baxter!
Ale prócz otwartego okna nie było nikogo?
To otwarte okno...
Bała się do niego podejść. Bo jeśli desperatka od wołów piżmowych... Ale musiała podejść. W skronie tętniło ciśnienie... Wychyliła się. Za oknem... Nikogo. Nikt na pewno nie porwał się na ostateczność...
- Boże! Ja chyba oszaleję.
- Violetteeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
Nawoływanie Lary nie zrobiło na niej wrażenia.
Usiadła pod oknem. Oparła się o ścianę. Wyciągnęła przed siebie nogi. Miała wszystkiego serdecznie dość. Czuła, że powieki robią się bardzo ciężkie. Nie broniła się przed mocą Morfeusza...

Brak komentarzy: