wtorek, września 06, 2016
Przeczytania... (164) Magdalena Niedźwiedzka "Królewska heretyczka" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)
"Głos królowej odbijał się od ściany komnaty. Po raz nie wiadomo który zmieniała wnętrze w jedno wielkie pobojowisko. Dworzanie rozpierzchli się po pałacu, szukając Williama Cecila i hrabiego Leister. Kilka minut później pierwszy zmierzał już w stronę królewskich apartamentów. Ostrzeżono go, że Jej Wysokość szaleje. Szedł, klnąc w duchu, że ktoś był szybszy od niego i dowiedziała się o rebelii na północy kraju" - rys z życia dworu wyjątkowej Elżbiety I. Anglicy dorzuciliby jeszcze: Wielkiej? Odnajdujemy go w powieści pani Magdaleny Niedźwiedzkiej pt. "Królewska heretyczka", która ukazała się na dniach za sprawą Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Gdyby ktoś zapytał mnie w 1972 r., kiedy byłem uczniem klasy III SP 46 w Bydgoszczy, jakich cudzoziemskich królów znasz, odpowiedziałbym: Ryszard Lwie Serce, Jan bez Ziemi, Henryk VIII, Elżbieta, Ludwik XIII. Skutek filmów i seriali, bo książek wtedy nie czytałem, choć brat zaczytywała "Robin Hooda" czy "Trzech Muszkieterów". Moja fascynacja powieściami Woltera Scotta czy Aleksandra Dumasa-ojca przyszły trochę później. Seriale BBC sprawiły, że wiedziałem o sześciu żonach Henryka VIII (nie, żebym je potrafił wymienić "z głowy") i dokonaniach jego niezwykłej córki, Elżbiety. Jako 9-latek bardziej kojarzyłem Tudorów, niż rodzimych Jagiellonów (dla mnie, z racji kresowo-litewskiego rodowodu po kądzieli - jak najbardziej "rodzima" dynastia). Pozostała fascynacja potomkami zwycięzcy spod Bosworth. Stąd w moim księgozbiorze sporo na Ich temat (rodzimych i brytyjskich historyków). Tak zainteresowanie serialami, filmami fabularnymi znalazło swe przełożenie na literaturę faktu.
Dlaczego taki przydługawy wstęp? Żeby określić siebie względem powieści pani Magdaleny Niedźwiedzkiej. Że to nie ani moda, ani przypadek, że usiadłem nad dziewięciuset siedmioma stronami powieści "Królewska heretyczka". To może oznaczać też tylko, że Autorka powinna liczyć się z tym, że wielu czytelników śledzi losy Jej bohaterów nie tylko ze zwykłej ciekawości. Zabranie się za podobną powieść, to też zapewne zmaganie ze swymi oczekiwaniami, swoim spojrzeniem na epokę, swoją wiedzą na temat dworu Elżbiety I Tudor. Tym wszystkim nie są obcy najbliżsi ludzie panującej królewskiej heretyczki: William Cecil, Francis Walsingham Robert Dudley (pierwszy hrabia Leicester). Podejrzewam, że wielu z nas potrafiłoby wręcz opisać wygląd dwóch, najistotniejszych doradców dworu. Podejrzewam, że ci Czytelnicy będą bardzo krytycznie poznawać stronę za stroną tak obszernej powieści. Cisną nią o podłogę? Docenią trud pracy pani Magdaleny Niedźwiedzkiej? Nie ukrywam, że mnie mile zaskoczyło, iż Autorką "Królewskiej heretyczki" jest... Polka. Brawo pani Magdaleno, że sięgnęła Pani po tę epokę. XVI w. w Europie - niezwykły czas. Kto dopiero wchodzi w te czasy nie powinien czuć się rozczarowanym. A te setki stron, to dla nas miłośników prozy historycznej żadna przeszkoda.
"Nie daj sobie wmówi, że kobiety są predestynowane do zajmowania się domem, haftowaniem albo gotowania. Bóg stworzył moje dłonie, bym trzymała berło i koronę, z pewnością nie do igły i nici. Tylko nauka da ci wolność" - nie wiem czy to autentyczna wypowiedź JKM Katarzyny Parr, ostatniej i szóstej zarazem żony króla Henryka VIII. Podejrzewam, że pracę nad tą powieścią pochłonęło wiele godzin docierania do dostępnych źródeł i opracowań. W przeciwnym razie - taka praca (czytaj: pisanie) nie miałoby sensu. Samą, autorką wyobraźnią nie da się zapełnić 907 stron. Jeśli Autorka ma ambicję stworzyć dobrą powieść historyczną, to trzeba przeprowadzić studia nad opisywaną epoką. Widać, że pani Magdalena Niedźwiedzka przyłożyła się do tego z sumiennością.
"Delikatna, śnieżnobiała skóra była zaróżowiona, jakby Elżbieta myślała o czymś nieprzystojnym. Były chwile, gdy królowa wydawała się pięknością. Bez wątpienia odziedziczyła po rodzicach umiejętność czarowania wdziękiem" - to jeden z pierwszych opisów JKM. Inna sprawa, z jakiego życiowego kadru zapożyczyłem, to co stworzyło pióro Autorki: sir William Cecil za chwilę poinformuje swoją królową: "Żona lorda Roberta nie żyje". Ciekaw jestem tej chwili, kiedy Autorkę pcha natchnienie zaczęcia swej powieści. Jak u Hitchcocka! Gromem! Uderzeniem! Trzęsieniem ziemi: "Wiem, że smierć tej wieśniaczki nie jest dobrą wiadomością ani dla mnie, ani dla Roberta, ani dla pana, chociaż pan zapewne szaleje ze szczęścia!" - czytamy dalej. Śmierć żony kochanka królowej po dziś dzień rozpala umysły, stawiane są kolejne hipotezy, prowadzi się wręcz historyczne... śledztwa, mnoży spekulacje. Od samego Cecila aż czuć chłód wytrawnego, politycznego gracza. Późniejszy dialog tegoż z Robertem - jakby się tam siedziało "na trzeciego". Przyznam się, że sugestia, że za śmiercią lady Amy Dudley mogła stać sama królowa trochę mnie... zaskoczyła. Ale to chyba dobrze. Szare komórki reagują, to znaczy, że jeszcze żyję, a narracja książki zmusza do myślenia. Chyba warto przyswoić sobie jedną z cech Williama Cecila, której opis znajdziemy na początku jednego z dalszych rozdziałów: "Z jednej strony Cecil rzeczywiście bywał powściągliwy i przejawiało się to zarówno w jego sposobie bycia, jak i stylu ubierania się, z drugiej uważał, że stonowany ubiór zmniejszy liczbę zawistników, których drażniła jego pozycja na dworze. Wolał nie obnosić się z bogactwem, zwłaszcza, że nie odziedziczył go po przodkach". Prawda, jakie oczywiste?
"Elżbieta nie opanowała uśmiechu. Ostatni rzeczą, po którą Robert przysłałby tu kogokolwiek, była Biblia. Owszem, ceniła jego religijność, lecz wiedziała, że interesuje go teraz wyłącznie jedna sprawa: losy śledztwa w sprawie morderstwa jego żony" - i tak pojawia się nam Filip Sierota, jeden z bohaterów powieści. Nie wiem czy to postać autentyczna, czy stworzona dla potrzeb powieści pani Magdaleny Niedźwiedzkiej. To, co pisze o Dudleyu i Cecilu - bezcenne! Dlatego po raz kolejny wracam do przypomnienie zdania Eustachego Rylskiego: "Na tym polega dramat historii i historyków - że wystarczy jedna dobrze napisana powieść i niewiele już mogą przekazać". I mógłbym w tym miejscu zamknąć moje pisanie? Świetnie byłoby, gdyby po lekturze "Królewskiej heretyczki" nastąpiło pospolite ruszenie do bibliotek i antykwariatów w poszukiwaniu książek na temat epoki elżbietańskiej (choćby D. Starkeya). Ale zapewne dla wielu Czytelników lektura tomu pani Magdaleny Niedźwiedzkiej będzie jedyną okazją, aby poznać tamte czasy. Pewnie, że można podpowiedzieć gdzie jeszcze zajrzeć, ale treści historyczne "Królewskiej heretyczki" zapewne zaspokoją ciekawość wielu.
"Naprawdę jestem skazana na towarzystwo bandy zadufanych samców, mających się za dzieło sztuki Pana Boga?" - czy to prawdziwe zdanie, wypowiedziane przez Elżbietę? Czy to dla mnie takie istotne? Chciałbym wiedzieć ile z tego, co w powieści mówi JKM pochodzi od niej na pewno. Jedno nie ulega wątpliwości, dumna córa Tudorów zdana na "świat mężczyzn" umiała pokazać kły i pazury. I jeśli nawet TO zdanie jest fantazją Autorki, to doskonale oddaje ducha Elżbiety, tego co niej wiemy. Albo ta wypowiedź: "Nie jestem potulną, dobrze wychowaną panienką, która da się wam przestawiać z kąta w kąt. Co wy sobie, do cholery, wyobrażacie?! [...] Nie igrajcie ze mną, bo chociaż trudno mnie wyprowadzić z równowagi, kiedy to się już stanie, nikt mnie nie powstrzyma". Świetnie skreślone! Czuć krew Tudorów! Zarówno dziada Henryka VII, jak ojca Henryka VIII!
"Codziennie ocierali się o śmierć. Ogniska zarazy wybuchały w różnych częściach Anglii. Ludzie padali jak ścięte kłosy, a natura trwała w swoim pięknie" - kolejny atak "czarnej mierci"? Autorka wzmiankuje m. in. o pogromach Żydów i prostytutek! Królowa szukała ratunku w izolowaniu się w zamku Windsor. Ze słów, które wypowiada Cecil wyłania się obraz ówczesnej Anglii: "Anglia dawno przestałaby istnieć, gdyby nie korsarze. Elżbieta zaczęła rządy od potwornych długów Marii, tymczasem spójrz - handel kwitnie. A że czasem trudno odróżnić kupca od pirata... Cóż, znak czasu".
Warto zabierając się do czytania kolejnej powieści historycznej chyba zadać sobie pytanie: po co to robię? Mój znajomy kiedyś dobił mnie stwierdzeniem, że tego nigdy nie robi (tj. nie czyta powieści), bo nie ma na to czasu. Mnie też otaczają tomy, które od tygodni krzyczą: przeczytaj mnie! jestem tu! leżę! A mnie wchłania powieść? Nie liczę, która TU zagościła. z czasem może będzie ich więcej. Współpracujące ze mną Wydawnictwa raczej przysyłają mi monografie, biografie, syntezy historyczne. Ale i ja raczej z Ich przebogatych zbiorów (i możliwości) wskazuję na tego rodzaju literaturę faktu. W tym wypadku, pani Magdaleny Niedźwiedzkiej, zaintrygowała mnie tematyka! Tak, chciałem przekonać się, jak Autorka uporała się z tematem, postacią, epoką, klimatem. Czyżby Wydawnictwo Prószyński i S-ka trafiło w swoją żyłę złota? Podejrzewam, że Autorka pochyla się teraz nad losem swoich bohaterów i powstaje kolejna królewska część opowieści o Elżbiecie I. Jeśli się mylę, to poczuję się rozczarowany. Bo zakończenie powieści (tej części?) - rewelacyjny manewr! To też jakby pozostawienie furtki dla ciągu dalszego...
"Wojna nie jest przywilejem mężczyzn - oświadczyła. - Kobiety również walczą między sobą, i to nierzadko okrutniej niż wy, więc mnie nie prowokuj. To, co ty nazywasz wojną, jest wymysłem głupców. Tyle na ten temat, durniu" - podoba mi się ten fragment z dialogu między Elżbietą, a jej ukochanym Robertem. Dla takich scen właśnie warto czytać powieści. Nie mnie tu teraz roztrząsać niuanse królewskiej alkowy - na pewno doskonale i ze smakiem robi to Autorka "Królewskiej heretyczki". Trzeba jednak mieć wyczucie przy podobnych "scenach", aby nie przedobrzyć lub co gorsza otrzeć się o banalny prymitywizm fantazji...
Nie zatrzymam się nad każdą sceną z tej mnogości stron. Nie wrzucę tu rysów każdej z wiodących postaci. Tego się fizycznie nie da zrobić. Może gdyby to był blog pt. "Tudorowie". Nie mogę też zamęczać każdego odbioru mego blogu niekończącym się monologiem nad przeczytaną książką. Często robię TO swoim uczniom: urywam opowieść w dramatycznym, ciekawym dwuznacznym (sytuacyjnie) momencie! Z powieścią pani Magdaleny Niedźwiedzkiej musi być dokładnie tak samo. Nie mogę przecież być sprawcą odstręczenia od powieści, bo ja tu i teraz wygadałem?! "Żaden z Tudorów nie sprawował spokojnych rządów" - cudowne zdanie! Można nad nim podeliberować. Na ile ułatwi nam TO "Królewska heretyczka"? To już odpowiedź zależy od nas samych, czytelników. A kto jest tak opisany przez Autorkę: "Nie uznawał w ogóle czegoś takiego jak powszechna opinia. Obserwował i sam wyrabiał sobie zdanie. Zwykł myśleć o ludziach to, co wiedział. [...] Myśl, że być może stoi przed człowiekiem, który dotyka nagiej skóry Elżbiety, przyprawiała go o dreszcze"? Dalej może nas zaskoczyć takie wdarcie się do duszy nie wymienianego tu przeze mnie bohatera: "Kochał Elżbietę czystą, bezinteresowną miłością. Zdawał sobie sprawę, że była poza jego zasięgiem. [...] Wszystko, co robił, robił wyłącznie po to, by zasłużyć na posadę, która mu pozwoli ją widywać". Kto to taki? Smaku dodają obrazki dworu ostatniej Tudorówny na tronie Anglii. Okoliczności mycia królewskich zębów?
Zostawiam Was z niezwykłą deklarację, jaką Autorka wkłada w usta królowej Elżbiety: "...nie zwołaliśmy parlamentu., Cecil. Ja go zwołałam. J a rządzę. Rozmawiamy o m o i c h poddanych. [...] Nie pieprzcie mi, że Bóg nie dopuszcza kobiet do władzy, bo to bzdura. Czekałam na koronę bardzo długo. Nieraz otarłam się o smierć. Nie po to, panowie, żeby teraz oddać władzę. O, co to ot nie!". I znowu, jeśli toi fantazja, to świetnie odrysowująca epokę i sposób myślenia Bess. Większej zachęty do poznania "Królewskiej heretyczki" szukał po prostu nie będę.
"Naprawdę jestem skazana na towarzystwo bandy zadufanych samców, mających się za dzieło sztuki Pana Boga?" - czy to prawdziwe zdanie, wypowiedziane przez Elżbietę? Czy to dla mnie takie istotne? Chciałbym wiedzieć ile z tego, co w powieści mówi JKM pochodzi od niej na pewno. Jedno nie ulega wątpliwości, dumna córa Tudorów zdana na "świat mężczyzn" umiała pokazać kły i pazury. I jeśli nawet TO zdanie jest fantazją Autorki, to doskonale oddaje ducha Elżbiety, tego co niej wiemy. Albo ta wypowiedź: "Nie jestem potulną, dobrze wychowaną panienką, która da się wam przestawiać z kąta w kąt. Co wy sobie, do cholery, wyobrażacie?! [...] Nie igrajcie ze mną, bo chociaż trudno mnie wyprowadzić z równowagi, kiedy to się już stanie, nikt mnie nie powstrzyma". Świetnie skreślone! Czuć krew Tudorów! Zarówno dziada Henryka VII, jak ojca Henryka VIII!
"Codziennie ocierali się o śmierć. Ogniska zarazy wybuchały w różnych częściach Anglii. Ludzie padali jak ścięte kłosy, a natura trwała w swoim pięknie" - kolejny atak "czarnej mierci"? Autorka wzmiankuje m. in. o pogromach Żydów i prostytutek! Królowa szukała ratunku w izolowaniu się w zamku Windsor. Ze słów, które wypowiada Cecil wyłania się obraz ówczesnej Anglii: "Anglia dawno przestałaby istnieć, gdyby nie korsarze. Elżbieta zaczęła rządy od potwornych długów Marii, tymczasem spójrz - handel kwitnie. A że czasem trudno odróżnić kupca od pirata... Cóż, znak czasu".
Warto zabierając się do czytania kolejnej powieści historycznej chyba zadać sobie pytanie: po co to robię? Mój znajomy kiedyś dobił mnie stwierdzeniem, że tego nigdy nie robi (tj. nie czyta powieści), bo nie ma na to czasu. Mnie też otaczają tomy, które od tygodni krzyczą: przeczytaj mnie! jestem tu! leżę! A mnie wchłania powieść? Nie liczę, która TU zagościła. z czasem może będzie ich więcej. Współpracujące ze mną Wydawnictwa raczej przysyłają mi monografie, biografie, syntezy historyczne. Ale i ja raczej z Ich przebogatych zbiorów (i możliwości) wskazuję na tego rodzaju literaturę faktu. W tym wypadku, pani Magdaleny Niedźwiedzkiej, zaintrygowała mnie tematyka! Tak, chciałem przekonać się, jak Autorka uporała się z tematem, postacią, epoką, klimatem. Czyżby Wydawnictwo Prószyński i S-ka trafiło w swoją żyłę złota? Podejrzewam, że Autorka pochyla się teraz nad losem swoich bohaterów i powstaje kolejna królewska część opowieści o Elżbiecie I. Jeśli się mylę, to poczuję się rozczarowany. Bo zakończenie powieści (tej części?) - rewelacyjny manewr! To też jakby pozostawienie furtki dla ciągu dalszego...
"Wojna nie jest przywilejem mężczyzn - oświadczyła. - Kobiety również walczą między sobą, i to nierzadko okrutniej niż wy, więc mnie nie prowokuj. To, co ty nazywasz wojną, jest wymysłem głupców. Tyle na ten temat, durniu" - podoba mi się ten fragment z dialogu między Elżbietą, a jej ukochanym Robertem. Dla takich scen właśnie warto czytać powieści. Nie mnie tu teraz roztrząsać niuanse królewskiej alkowy - na pewno doskonale i ze smakiem robi to Autorka "Królewskiej heretyczki". Trzeba jednak mieć wyczucie przy podobnych "scenach", aby nie przedobrzyć lub co gorsza otrzeć się o banalny prymitywizm fantazji...
Nie zatrzymam się nad każdą sceną z tej mnogości stron. Nie wrzucę tu rysów każdej z wiodących postaci. Tego się fizycznie nie da zrobić. Może gdyby to był blog pt. "Tudorowie". Nie mogę też zamęczać każdego odbioru mego blogu niekończącym się monologiem nad przeczytaną książką. Często robię TO swoim uczniom: urywam opowieść w dramatycznym, ciekawym dwuznacznym (sytuacyjnie) momencie! Z powieścią pani Magdaleny Niedźwiedzkiej musi być dokładnie tak samo. Nie mogę przecież być sprawcą odstręczenia od powieści, bo ja tu i teraz wygadałem?! "Żaden z Tudorów nie sprawował spokojnych rządów" - cudowne zdanie! Można nad nim podeliberować. Na ile ułatwi nam TO "Królewska heretyczka"? To już odpowiedź zależy od nas samych, czytelników. A kto jest tak opisany przez Autorkę: "Nie uznawał w ogóle czegoś takiego jak powszechna opinia. Obserwował i sam wyrabiał sobie zdanie. Zwykł myśleć o ludziach to, co wiedział. [...] Myśl, że być może stoi przed człowiekiem, który dotyka nagiej skóry Elżbiety, przyprawiała go o dreszcze"? Dalej może nas zaskoczyć takie wdarcie się do duszy nie wymienianego tu przeze mnie bohatera: "Kochał Elżbietę czystą, bezinteresowną miłością. Zdawał sobie sprawę, że była poza jego zasięgiem. [...] Wszystko, co robił, robił wyłącznie po to, by zasłużyć na posadę, która mu pozwoli ją widywać". Kto to taki? Smaku dodają obrazki dworu ostatniej Tudorówny na tronie Anglii. Okoliczności mycia królewskich zębów?
Zostawiam Was z niezwykłą deklarację, jaką Autorka wkłada w usta królowej Elżbiety: "...nie zwołaliśmy parlamentu., Cecil. Ja go zwołałam. J a rządzę. Rozmawiamy o m o i c h poddanych. [...] Nie pieprzcie mi, że Bóg nie dopuszcza kobiet do władzy, bo to bzdura. Czekałam na koronę bardzo długo. Nieraz otarłam się o smierć. Nie po to, panowie, żeby teraz oddać władzę. O, co to ot nie!". I znowu, jeśli toi fantazja, to świetnie odrysowująca epokę i sposób myślenia Bess. Większej zachęty do poznania "Królewskiej heretyczki" szukał po prostu nie będę.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.