piątek, czerwca 03, 2016

Przeczytania... (141) Maurice Druon "Królowie przeklęci / Les Rois maudits" tom III (Wydawnictwo OTWARTE)

Niech nas nie zwidzie "forma publikacji" zbioru powieści M. Druona. To nie jest trylogia w naszym rozumieniu. Nie mamy do czynienia z trzytomowym fabularyzowanym żywotem Filipa IV Pięknego (1285–1314) oraz jego synów: Ludwika X Kłótliwego (1314–1316), Jana I Pogrobowca (1316),  Filipa V Wysokiego (w powieści nazywany: Długim) (1316–1322) oraz Karola IV Pięknego (1322–1328). A potem synowca, jakim dla Filipa IV był Filip VI (1328-1350). Maurice Druon swój genialny cykl powieści "Królowie przeklęci / Les Rois maudits " zawarł w kilku oddzielnych tomach. W tym ostatnim, jakie przygotowało Wydawnictwo Otwarte, znalazły się dwa tomy: "Lew i lilie" oraz "Kiedy król gubi swój kraj". Jak poprzednie części i te w wysoko cenionym przez fachowców tłumaczeniu Adriany Celińskiej.
"Edward III łączył się z żeńskim pierwiastkiem swojego królestwa, a jego kraj wybierał Filipę na towarzyszkę życia. [...] Lud od zawsze chętnie garnął się do uczestnictwa w zaślubinach władców właśnie po to, aby uszczknąć odrobinę ich szczęścia, które promieniejąc z wyżyn władzy, wydawało się idealne" - można-że znaleźć bardziej podniosły moment dla otwarcia kolejnego tomu (de facto "Lew i lilie"), jak ślub władcy. W tym wypadku jesteśmy uczestnikami zaślubin z 24 I 1328 r. króla Anglii Edwarda III Plantageneta z Filipą, córką hrabiego Hainaut. Muszę polegać na tym, co nam kreśli Sam M. Druon: "...w niczym nie przypominała baśniowej królewny, nie była nawet zbytnio urodziwa. Była niedorodną córką swojej ojczyzny - Hainaut: miała pulchne policzki, krótki nos, masywną szyję i cerę upstrzoną piegami". Ten, kto dokonał zapisu w znanej "wolnej encyklopedii" widział kwestię urody królewskiej połowicy tak: "Należy tutaj nadmienić, iż przyszła królowa Anglii nie była zbyt urodziwa – była niska, pulchna, ruda i piegowata. Mimo to Edward darzył ją szczerą miłością".

Proszę nie oczekiwać, że opowiem całe dwie powieści? Jaki byłby sens ich czytania, gdybym odkrywał kartę za kartą. Zresztą rozumiem, że po trzecie tom (?) sięgają tylko ci, którzy poznali zawartość dwóch poprzednich i z niecierpliwością wypatrywali kontynuacjach na księgarskich półkach. M a m   wreszcie komplet? Mogę "odpłynąć" do umiłowanej epoki historycznej, jaką jest średniowiecze?
"Ludwik Kłótliwy zmarł w wieku dwudziestu siedmiu lat - zamordowany. Filip Długi skonał, mając lat dwadzieścia dziewięć, po wypiciu wody z zatrutej studni w Poitou. Karol IV dożył trzydziestu trzech lat i tym samym osiągnął granicę żywota" - kreśli raczej ponury kres nie tylko żywota trzech synów Filipa Pięknego, ale i śmierci dynastii Kapetyngów od 987 r. (choć de facto do 1848 r. panowali nad Loarą potomkowie bocznych linii tego samego pnia!) M. Druon. Zamyka ich panowanie takim zdaniem: "Wiadomo przecież, że przeklęci nie mogą żyć dłużej niż Chrystus!". I wszystko na ten temat już wiemy?
Powtórzę się, ale dla mnie osobiście, najbardziej wyrazistą, najbardziej krwistą, najbardziej intrygującą postacią pozostaje Robert d'Artois! Wciąż knujący przeciwko swej stryjnie Mahaut d'Artois! Jak on intryguje u boku umierającego królewskiego kuzyna. Oto cynizm prawdziwego polityka, wytrawnego gracza.  Poznając mechanizmy jego machinacji chyba prawdziwego wymiaru nabiera powiedzenie "po trupach do celu (do władzy)". Można by pchnąć swoje chęci do napisania... rozprawy właśnie o Robercie. Starczy kilka stron, ba! akapitów, by (nawet nie czytając poprzednich tomów) od razu wyrobić sobie zdanie, jaką pozycję wyznaczył sobie ten ambitny dostojnik ówczesnej Francji. Nieomal modelowy warchoł anarchii feudalnej? Choć znajdziemy też taki akapit o hrabi: "Robert d'Artois, aby pokazać, że zajmują go nie tylko kielichy i inne naczynia do podawania napitku, nabył jeszcze Biblię po francusku za trzydzieści liwrów".  W końcu człowiek, o czym zresztą jest w ostatnim tomie (czytaj: "Kiedy król gubi swój kraj"), wpędzi Francję w największą tragedię w jej historii? Jaką? A to proszę zerknąć do "Królów przeklętych". Nie po to M. Druon się męczył, żeby teraz jaki pisaciel/pleciuga wyłożył kawę na ławę!...
"Głowa pozbawiona mózgu, pierś bez serca, brzuch wypatroszony z wnętrzności - ciało króla było puste. Dzień wcześniej balsamiści ukończyli pracę nad zwłokami Karola IV" - dowiadujemy się takich szczegółów z powieści historycznej? I tu mamy podpowiedź po co warto takowe czytać. Nie spodziewamy się takich drobiazgów, a one - są! Podobne szczegóły należałoby szukać w jakiś specjalistycznych książkach? A tu - o! Mamy.
Nie widzę sensu cytowania tu zdań/słów, jakie padaj z ust bohaterów powieści. Pewnie, że mogą mi się podobać, są krwiste, mocne. Czy jednak autentyczne? "To tylko powieść" - odzew się obrońcy. A ja powiem: ale ja szukam prawdy o epoce i ludziach, którzy ją tworzyli. I jeśli znajduję jednak zdania/cytaty autentyki, to próbuję je później wykorzystać.  Tak bedzie z tym, jakie było autorstwa konetabla Gauchera de Châtillon, hrabiego Porcien i pan na Crèvecoeur, który mawiał (i utrwalił na stulecia): "Lilie nie przędą wełny, a Francja jest zbyt szlachetnym królestwem, aby popaść w ręce kobiety". I stąd, jak wiemy, szukanie w podobnych sytuacjach najbliższych męskich krewnych. Tak się stało właśnie w XIII w. i nie inaczej będzie w XVI w., kiedy Jacques Clément pozbawi życia Henryka III Walezego, ba! w XIX w., kiedy lud obali Karola X i wezwą na tron Orleańczyka! Wybiegłem daleko w przyszłość? Ale to też wartość tej powieści! To, co działo się w średniowieczu odbijało się czkawką za pięć stuleci?
Czy można lekturę Maurice Druona potraktować, jako... kopalnię dla myśli wygrzebanych?  Jestem zdania, że na tym polega wartość danej powieści, opowieści, opowiadania, wiersza, że oprócz mądrości jaką znajdujemy w samej fabule trafiamy na takie perełki. Może się zdarzyć, że to będzie jednak z przyczyn powrotu do lektury. Kilka przykładów. Czy warto było je eksponować? Oceńcie sami:
  • Błaznów można podzielić na dwa rodzaje. Pierwszy ma długi nos zwieszony na kwintę, jest smutny, a na plecach nosi wielki garb, drugi zaś jest drobnonosy, ma szeroką twarz i tors atlety wsparty na przykrótkich nóżkach. 
  • Po pierwsze, król jest najwyższym sędzią.
  • Nie istnieją zbawcze klęski, choć bywają zgubne zwycięstwa.
  • Wszystko było we Francji godne pozazdroszczenia [...].
  • Proces sądowy jest jak gra, wznieca pożądanie.
  • Człowiek wkraczający na ścieżkę kłamstwa zawsze uważa, że do celu dojdzie szybciej i łatwiej.
  • Ludziom zawsze pochlebia, gdy się ich prosi o opinię.
  • Niech diabeł wypali wasze wnętrzności, podli ludzie!
  • W wieku trzydziestu lat każda kobieta, nawet najbardziej wyrachowana, inaczej spogląda na dwie połówki życia: minione dni ocenia z sentymentem, a na przyszłe patrzy z niepokojem. 
  • Dziki zwierz dopiero wtedy ulegnie całkowicie, gdy na sam dźwięk naszego głosu schowa pazury. Spojrzenie pana to pręty jego klatki.
  • ...to zło nami kieruje, bo jest pierwszą siłą ludzi z początków czasu. 
  • Bóg na wysokościach zawiódł swoje stworzenia, obiecał szczęście, a jednak zsyła same nieszczęścia, dlatego trzeba zwrócić się do boga podziemia. 
  • Więcej jest kobiet gustujących w brzydocie, niż nam się wydaje.
  • Może przynęta została zarzucona nieudolnie, lecz ryba i tak się na nią złapała, bo chciała się złapać.

"Nowy król był słusznego wzrostu, a jego sylwetka była mocna i barczysta, właściwa dla założyciela dynastii. [...] Głos miał dźwięczny i donośny, czym odróżniał si od bełkoczących kuzynów: Ludwika Kłótliwego i Karola IV, a także od milczków - Filipów Pięknego i Długiego"- taki opis Filipa VI Walezjusza (Philippe de Valois). Proszę przestudiować swoistą "wyliczankę", jaki powinien być król! Jeden przykład położyłem powyżej. Zamyka się ten swoisty dobór cnót i zalet konkluzją: "Wreszcie monarcha, prawdziwy monarcha, powinien być, nie można tym zapomnieć, dzielny, odważny i wspaniały". Dałoby się te wartości teleportować do XXI w.? Jestem zdania, że wielu obecnych polskich polityków nie mieściłaby się w ramach tego, co w swym kodeksie honorowym zawarł Władysław Boziewicz. Swoją drogą jestem ciekawy, czy ów czytając historię ze średniowiecza dopatruje się jakichś analogii?
"...prowadził uczone dysputy z kardynałami, jednak nie stronił także - wierny gustom swej burzliwej młodości - od towarzystwa bardziej podejrzanych osobników. Dokądkolwiek sie udał, hrabia Artois zawsze przyciągał dziewczęta lekkich obyczajów, drobnych złodziejaszków i ludzi będących na bakier z wymiarem sprawiedliwości" - tak, to znowu o Robercie d'Artois? Świetnie było zebrać kilka osób, które przeczytały "Królów przeklętych" i zaprosić ich do wspólnego quizu historyczno-literackiego? 
  • Miłość odbiera rozum, a dodaje skrzydeł wyobraźni.  
  • To dość pospolity błąd ludzkiego myślenia: wierzyć, że inni przykładają do nas taką samą wagę jak my sami. 
  • Tak naprawdę ludzie, poza przypadkami, gdy mają jakiś szczególny interes, aby pamiętać, szybko zapominają, co nam się przydarzyło. 
  • Władza szybko deprawuje tych, którzy sięgnęli po nią z innej przyczyny niż troska o dobro publiczne.
  • Zbrodnia stanu zawsze musi nosić pozór praworządności.
  • Zazwyczaj człowiek określa podstawowe zasady, jakimi będzie się kierował przez całe życie, kiedy ma dwadzieścia lat.
  • Mawiają, że kruki z Tower żyją długo, nawet i sto lat.
  • W oczach kobiety, która próżno czeka, mężczyzna jest głównym winowajcą. 
  • Kiedy miłość przeobraża się w przyzwyczajenie, gaśnie namiętność. 
  • Kochanowie powinni wiedzieć, że w chwili gdy kończy się miłość, każdy pozostaje sobą.
  • Bezmyślność nie przeszkadza w działaniu, wprost przeciwnie, zaciemnia przeszkody i pozwala wierzyć, że osiągnięcie celu jest banalnie proste, choć każdy rozumny człowiek widzi, że sprawa jest beznadziejna. 
  • Który człowiek, choćby największy awanturnik, pełen ambicji i okrucieństwa, nie zaznał raz w życiu pokusy odpoczynku i rezygnacji?
  • Boskie natchnienie chadza dziwacznymi drogami!
  • Kiedy dom, w którym człowiek zasiada spokojnie do kolacji, niespodziewanie pa, bo nagle osunęła się ziemia, kiedy statek, na którym się płynie, w środku nocy roztrzaskuje się o skały, w pierwszej chwili nie wie się, co się dokładnie stało. 
Niezwykły jest opis hołdu, jaki Edward III musiał złożyć przed Filipem VI. Poniekąd mamy zaprzeczenie nauczanej przez nas... drabiny feudalnej? Bo oto król klękał przed drugim królem? Jak to możliwe? Ci, którzy doskonale znają zawiłości stosunków normandzko-angielskich i normandzko-francuskich - oczywiście takich pytań nie stawiają, bo wiedzą. Dla tych, którzy dopiero wkraczają w epokę może stanowić ten epizod z 1329 r. pewnym zaskoczeniem. Tym bardziej uważnie, krok po kroku, wczyta się choćby w skrawek dokumentu, na jaki miał powoływać się angielski król: "Nie godzi się, aby syn królewski klękał przed synem hrabiego!". W takim razie zaskoczcie znajomych pytaniem: "Dlaczego król Anglii składał w XIII w. hołd królowi francji?"
"Boleści targające jej ciałem wcale nie zwróciły jej myśli na krzywdy, które ona kiedyś wyrządziła innym. Aż do końca pozostała zatwardziałą egoistką, w której nawet bliskość śmierci nie jest w stanie wzbudzić cienia ludzkiego współczucia ani wyrzutów sumienia. [...] W końcu chorą zaczęły targać straszliwe skurcze, od palców u nóg przeszły do łydek, następnie ogarnęły przedramiona. Śmierć powoli brała ją w posiadanie" -  nie starajcie się nawet mnie przekonywać, jakoby średniowiecze bardzo okrutną epoką było! Pewne mechanizmy, zachowania nam współczesne niczym nie odbiegają od norm w XIV w.! Zmienia się strój, scenografia. Okrucieństwo - jednakie. Co naprawdę Nas różni od średniowiecza? Moi zdaniem - bojaźń przed Bogiem! Intrygi, mordy, trucizny, lochy, tortury, egzekucje - wszystko to znajdziemy na kartach powieści M. Druona. Ale i szczyptę zdrowego rozsądku? Do tej "materii" zaliczyłbym tych kilka zdań, który wygrzebałem, a tyczą głównie polityki. Aż się chce wysłać te zdania na wiejską lub do innego przybytku władzy... Co z tego  zrozumieliby? Nie wiem. Wrzucę to jedno zdanie i specjalnie wielkimi literami: "WŁADZA SPRAWOWANA WBREW WOLI TYCH, NAD KTÓRYMI SIĘ PANUJE, JEST ILUZJĄ, I TO KRÓTKOTRWAŁĄ". Ktoś się obruszy: "Były wybory!" Inny dorzuci z uporem maniaka: "Opozycja nie chce pogodzić się z klęsk wyborczą!" . To dorzucę inną mądrość: "...WSZYSTKO JEST MOŻLIWE, NAWET NAJBARDZIEJ OBŁĄKAŃCZE POMYSŁY MOGĄ ZOSTAĆ ZREALIZOWANE W KRÓLESTWIE ROZDARTYM I WYNISZCZONYM WALKAMI WROGICH FRAKCJI". I to jest kolejna wartość takich powieści, jak "Lew i lilie" - nie pozwalają zbyt daleko odejść od współczesności. 
Czy polski czytelnik spodziewa się spotkać... znajomego z kart polskiej historii? Kogo? Tak go opisuje M. Druon: "...był osobliwym władcą - niewypłacalny, zadłużony po uszy, żył na koszt francuskiego króla, a jednak nie wyobrażał sobie, że mógłby zjawić się z mniejszą pompą niż jego gospodarz, który za niego płacił! [...] Nie brakowało mu zapału, siły, odwagi ani dobrego humoru, lecz natura nie poskąpiła mu także głupoty". Nie ma personalnych wskazówek? Usunąłem je. Proszę nie wpadać w panikę - też bym po takim rycie nie pojął o kim mową, choć bywa "gościem" na moich lekcjach. To Jan Luksemburski (Luksemburczyk)! Pamiętamy zjazd w Wyszehradzie za Kazimierza III Wielkiego? To jemu Władysławowic miał wypłacić potężny stos kop srebra za odstąpienie od używania tytułu króla Polski! Proszę szczególnie zwrócić uwagę na to, co JKM pisał M. Druon. I znaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego porzucił malutkie królestwo czeskie?".  
"...Edward III zdumiał się nieco własną zuchwałością. Przygoda, którą rozpoczął, w wielu oczach mogła uchodzić za szaleńczą. Bał się, że jego armia nie jest dość liczna ani dostatecznie przygotowana do wojny, sał poselstwo za poselstwem do Niemiec i Flandrii, aby umocnić zawarte sojusze" - już słyszymy rżenie koni, kucie w kuźniach, widzimy szykujących się do boju rycerzy. Jeszcze nikt nie zna nazwy miejscowości Crécy! Czy będzie o niej? A mogłoby być inaczej? "Echa bitwy pod Crécy dotarły aż do Sieny. Wiedziano, że król Francji nakazał szarżować swoim ludziom, nawet nie pozwoliwszy im na zaczerpnięcie tchu po pięciomilowym marszu, że francuska kawaleria rozdrażniona powolnym krokiem piechoty zmasakrowała własnych żołnierzy [...]". Nikomu jeszcze nic nie mówi kim był Czarny Książę! 16 VII 1338 r. angielski wnuk Filipa IV Pięknego "...wszedł w Yarmouth na pokład i wyruszył na czele floty złożonej z czterystu statków. Nazajutrz dopłynęli do Antwerpii" - tak odmieniał się los dwóch królestw! Ten, który pchnął jednych przeciw drugim był ambitny, zwiedziony w swych nadziejach i intrygach Robert d'Artois! Zresztą znajdziemy w tekście M. Druona takie zdanie: "Dla Roberta wojna między Francją i Anglią była   j e g o   w o j n ą , pragnął jej, nawoływał do niej i wreszcie doprowadził do jej wybuchu, to był rezultat dziesięciu lat jego nieprzerwanych wysiłków". Oto historia miała się zadziać na odwrót, niż to było w 1066 r.? Kiedy normandzki Wilhelm Bastard najechał Anglię. Czy amatorzy doskonałego serialu "Wikingowie" wiedzą, że ów był potomkiem doskonale im znanego  Rollo, brata Ragnara?
"Bełt z kuszy wypuszczonej z otworu strzelniczego przecina jedwabną tunikę, zbroję, kolczugę, płócienną koszulę. Wstrząs nie jest silniejszy niż uderzenie kopią podczas turnieju, [...] własnoręcznie wyciąga strzałę i kilka kroków dalej, nie rozumiejąc, co się dzieje ani dlaczego niebo nagle pokryło się czernią,ani czemu jego uda już nie ściskają boków konia, upada w błoto" - uwielbiamy opisy bitew. Im bardziej plastyczne, tym bardziej krew  w naszych żyłach gna! Nie udawajmy, że jest inaczej. I raczej chcielibyśmy być tym dzielny strzelcem, który wypuścił bełt (strzałę)! Nie zdradzę kogo los dopełniał się pod murami Vannes "...pod tym miastem, które nawet nie stawiało prawdziwego oporu, które było jedynie drugorzędnym etapem na drodze jego zwycięskiej epopei? [...] Ręka napinającą cięciwę kuszy należała do jakiegoś nieznajomego, nieświadomego nawet, do kogo mierzy". Trudno nie poczuć sympatii do umierającego hrabiego... Rozumiem, że cytowany list Edwarda III jest autentykiem, a nie wytworem genialnej fantazji Autora: "Przez wzgląd na afekt, jakim go darzyliśmy, a także na nasz honor, napisaliśmy do naszego kanclerza i skarbnika, nakazując im pochowanie go w naszym mieście Londynie. Chcemy, abyście, Najukochańsze Serce, baczyli, by wszystko przebiegło zgodnie z nasza wolą". Adresatką była sama królowa, Filipa. I jest coś niezwykłego, niespotykanego w narracji całego cyklu: Autor piszę coś od siebie? Daje... siebie! Osobistego? Proszę te zdania potraktować bardzo poważnie: "Tutaj autor odczuwa smutek podobny dot ego, jakiego doznał Edward, król Anglii. Jak mawiali  starzy kronikarze, pióro wypada mu z dłoni i nie ma już ochoty pisać dalej, przynajmniej nie od razu, choć czuje się w obowiązku przybliżyć czytelnikowi dalsze dzieje kilki innych ważnych postaci z powieści...".
W Epilogu "Lwa i lilii" znajdujemy kolejne... polonica? Poniekąd - tak. Aż się prosi, aby pojawiły się w powieści przypisy. "Są noty biograficzne!" - odezwie się obrońca dobrego imienia książki? I znajdziemy tam choćby Ludwika Węgierskiego? Jest? Nie ma! "Kiedy zajechał do Budy, nie było tam Ludwika Węgierskiego. [...] W końcu marca jego węgierski kuzyn powrócił do stolicy [...]. Monarcha, każący nazywać się wielkim, choć wcale nie błyszczał powagą majestatu, zapragnął sam zbadać dokumenty [...]".  Kogo, czyje i czego dotyczące? Proszę samemu się przekonać. Wzmiankowany tutaj Ludwik Wielki, to Andegawen, syn Karola Roberta i Elżbiety Łokietkówny, siostrzeniec Kazimierza III Wielkiego! I po śmierci tego ostatniego, od 1370 r. do 1382 r., również król Polski. Tak, ojciec króla  św. Jadwigi Andegaweńskiej (1384-1399).
Nie mogę nigdzie znaleźć (lub słabo szukałem?), ale wydaje mi się, że ostatni tom cyklu "Kiedy król gubi swój kraj" powstał kilka lat po postawieniu ostatniej kropki w "Lwie i lilii"? I nie mogę sobie przypomnieć, czy wydanie z lat 70-tych zawierało ów tom? Tym bardziej, że "Lew i lilie" kończy konkluzja: "Jednak lud miał jeszcze długo cierpieć. Miał jeszcze doświadczyć rządów króla mądrego, króla szalonego, króla słabego i siedemdziesięciu lat nieszczęść, nim blask nowego stosu, na którym sponie jako ofiara francuska dziewczyna, nie rozproszy w wodach Sekwany przekleństwa wielkiego mistrza". Czy filmowe adaptacje "Królów przeklętych" w ogóle uwzględniły "Kiedy król gubi swój kraj"? Najnowsza - na pewno nie, gdyż kończy ją wojenny epizod spod Vannes. 
Sam Prolog ostatniego tomu cyklu, "Kiedy król gubi swój kraj",  to już dla mnie kolejna... kopalnia myśli wygrzebanych. Te poniżej cytowane tylko z tego jednego miejsca pochodzą:
  • Choć wielkie tragedie, które zdarzały się w historii, pozwoliły zabłysnąć wybitnym jednostkom, to u ich podstaw zawsze leżało działanie istot miernych.  
  • W polityce nic wielkiego nie może się dokonać ani trwać, jeśli zabraknie ludzi, którzy inspirują, jednoczą i kierują narodem dzięki swojej wiedzy, woli i umiejętności. 
  • Gdy na szczycie władzy następują po sobie istoty mierne, schyłek jest bliski.
  • Gdy karleje wielkość, pęka jedność narodu.
  • Silna dynastia to oczywiście także zasługa losu, który zdawał się faworyzować ten rozwijający się naród. 
  • Ojczyzna, sprawiedliwość i państwo - to podstawa narodu.
  • Kiedy nieszczęścia krążą niczym złowrogi kruk nad królestwem, niedole tylko się mnożą i naturalne katastrofy towarzyszą ludzkim błędom. 
  • Jednak czy ludziom więcej pożytku przyniesie wynik wyborów niż gra chromosomów?
  • Tłumy, zgromadzenia, nawet ograniczone kolegia, nie mylą się mniej niż natura, a  opatrzność jest oszczędna w szafowaniu wielkości.
  • Po przekleństwach nagłych śmierci przyszła klątwa miernych rządów.

Czuje się, że VII część cyklu, to kontynuacja nieomal wymuszona? Przez francuskich wydawców lub czytelników? Nie byłoby w Prologu przypominania kim byli Kapetyngowie, jak rozrastała się Francja, jak stawała się jednym krajem, jednym ludem!  A i rys dotyczący pierwszych Walezjuszy? Porażające są zdania o dwóch z nich: "Filip Walezjusz miał syna, którego zaraza - niestety! -oszczędziła. Francja jeszcze nie sięgnęła dna nędzy i rozpaczy, lecz ściągną ją tam teraz rządy Jana II, mylnie zwanego Dobrym". Oczywiście dość drastyczna aluzja do tzw. czarnej śmierci, która w XIV w. pustoszyła m. in. Francję.
Smutne, ale czytając powieść Maurice Druona dochodzimy do wniosku, jak... niewiele wiemy o historii Kościoła, z którym wielu z nas identyfikuje się, poprzez chrzest (boć nie wolny wybór) jest z nim związany. Po raz kolejny zapytajmy się sami siebie: "Ilu papieży średniowiecza znamy?" albo jeszcze lepiej "Ilu papieży średniowiecza poznaliśmy na katechezie/lekcji historii (niepotrzebne skreślić)?". A tu za jednym nieomalże zamachem mamy wymienionych: Benedykta XII,  Klemensa VI czy Jana XXII. Proszę nie wpadać w zniechęcenie czytanej (proponowanej?) książki. Tym razem z fachową pomocą nadciągają nam "Noty biograficzne", które znajdujemy na końcu tomu III.
  •  Aby zostać papieżem, nie wystarczy być księdzem, trzeba także umieć żyć jak książę.
  • Nie zwabimy nowych dusz samym octem.
  • Właśnie dlatego, że ludzie są biedni i nieszczęśliwi, cierpią i grzeszą, trzeba dać im nadzieję na przyszłe życie. 
  • ...trzeba pogodzić się z rolą, którą wyznaczyła nam opatrzność, i odgrywać ją jak najlepiej. 
  • Pamięć narodów jest leniwa, zachowuje tylko imiona monarchów...
  • A im większe nieszczęście, tym dłuższe ma korzenie.
  • Dla niektórych ludzi klęska to sprawa zasadnicza, której podświadomie pragną, i nie spoczną, nim nie odczują jej dogłębnie.
  • ...hojność więcej przysparza wrogów niż zwolenników.
  • ...władcy zbyt szybko skazujący na śmierć najczęściej działają z podszeptu lęku.
  • Król Filip Piękny był wzorem majestatu władzy: skazywał, nie unosząc się gniewem, nosił żałobę bez pokazywania łez.
  • Nie ufam ludziom przestrzegającym zbyt restrykcyjnie postów, o smutnych obliczach, gorejących oczach i spojrzeniu, jakby zbyt długo zezowali w stronę piekieł. 
  • Nie ma podziału na ducha starożytności i nowoczesności. Jest po prostu duch, a w opozycji doń głupota. 
  • Boga zamyka się w niebie, a na ziemi czyni się to, czego dusza zapragnie.
"...czemu mówię wam tak długo o czarnej śmierci? Ach, tak! Z powodu konsekwencji, jakie miała dla korony francuskiej, najbardziej dla króla Jana. Istotnie, jesienią 1349 roku, przy końcu epidemii, jedna po drugiej zmarły trzy królowe, a dokładnie dwie królowe i księżniczka przeznaczona do korony..." - i choć średniowiecze, to jedna z moich ukochanych epok, to za żadne skarby nie potrafiłbym wykrzesać z siebie kim były owe monarchinie? Nie mam pod ręką "Historii Francji" nieodżałowanej pamięci prof. Jana Baszkiewicza, aby to sprawdzić i uzupełnić swoje ubytki. Zresztą nie mam pewności czy odpowiedź znalazłbym w tym cennym dziele. Dzięki M. Druonowi jest nam łatwiej? "Śmierć [...] wciąż zbierała gęste żniwo, pukając do każdych drzwi" - sprawdźcie, jak lud Paryża reagował na śmierć kolejnych królewskich małżonek. Bardzo pouczające doświadczenie?
Trudno jest bardzo "brać się za bary" z powieścią. Tym bardziej z klasykiem, jakim był Maurice Druon. Nie chcę odbierać nikomu przyjemności czytania i odsłaniania każdego szczegółu prozy. W ostatnim tomie zaskoczyć może forma narracji? Na czym polega? Tu zostawiam pewne niedomówienie! "Rzym, Rzym! Nic nie widzą poza Italią, a  Kapitol przysłania im Boga" - prawda, jakie ciekawe? Takie wtrącenie przy omawianiu walki o inwestyturę. Zapachniało wykładem z historii powszechnej? Nie będziemy roztrząsać czyja szkoła historyczna lepsza: prof. T. Manteuffla czy prof. B. Zientary? Ktoś "zupełnie zielony" historycznie  nie powinien mieć problemów rozumieniem, jak cesarz z papieżem wadzili się i co z tego dla Europy (świata) wtedy wynikało. Bardzo plastycznie jest rozpisane, jak doszło do oddzielenia się świeckiego Cesarstwa od duchowego Państwa Kościelnego. Mi szczególnie przypadło do gustu i będę je cytował swym uczniom: "To koniec, wymazanie zasady monarchii wszechświatowej, w której władzę dzierży następca Piotrowy w imię Boga Wszechmogącego. Boga zamyka się w niebie, a na ziemi czyni się to, czego dusza zapragnie". 
Czytając VII tom "Królów przeklętych" mimochodem wracał do mnie egzamin ze średniowiecza powszechnego na UMK. Jakiś zanik pamięci, co do... liczebników stawianych przy imionach królów tak francuskich, co angielskich. Pałętali się różni Karlowie pomiędzy Edwardami, ale który by którym? Rdza w mózgu.  Dziś miło o tym czytać, przypomnieć sobie, jak Czarny  Książę (Edward Woodstock, książę Walii) zdobywał kolejne francuskie zamki. A jakże znajdziemy opis wojennych wyczynów tegoż (później nawet opis bitwy pod Crécy,w której stawał już jako 16-latek): "A Czarny Książę tylko daje przykład rabunku, każąc przynosić sobie najpiękniejsze wyroby ze złota i kości słoniowej [...]. Złupić niewinnych, aby obdarować kamratów, oto definicja wielkości tego człowieka". A dalej o taktyce: "Jego sposób na zwycięstwo był dość prosty, co zobaczyliśmy w Périgord w tym roku [tj. 1355 - przyp. KN]. Atakuje miejsca pozostawione bez obrony". Ten literacki opis działań wojny stuletniej trzeba to oddać... urokliwy. M. Druon nie mądrzy się, nie zasypuje nas szczegółami. Nie zapominajmy, że mamy przed sobą powieść historyczną. Świetnie wpisaną w realia i prawdopodobieństwa historyczne - ale jednak powieść, a nie wykład historyczny. Eustachy Rylski uświadomił TO nam słowami: "Na tym polega dramat historii i historyków - że wystarczy jedna dobrze napisana powieść i niewiele już mogą przekazać". Wiedziałem, że to ten cytat będzie najczęściej powtarzanym na moim blogu. I - życiu zawodowym. Nie pomyliłem się.
  • ...nawet jeśli człowiek jest urodzony pod złą gwiazdą, czasem szczęście się doń uśmiecha, a najgłupszy król nie wszystko niszczy... 
  • Kiedy głowa szwankuje, nie można wymagać sprawnych kończyn.
  • To naprawdę cud, że zbytek nie zawrócił lub nie pomieszał mu w głowie.
  • Dwór nadaje ton, a potem szlachta i mieszczaństwo tracą majątki na wyroby pasmanteryjne, futra. klejnoty, próżne wydatki. 
  • Banalny wybór i katastrofa gotowa.
  • Młodość wypełnia nadchodzący czas wyobrażeniami, starość odświeża miniony czas za pomoc pamięci.
  • Pasmo nieszczęść nie może ciągnąć bez przerwy.
  • Wśród wszystkich zawirowań, niepowodzeń, kłopotów zawsze musi przydarzyć się jakieś dobro, które podnosi nasze morale.
  • Ludzie, myślący o przyszłości, koncentrują się tylko na sobie.
"Kiedy król gubi swój kraj" - zamyka cykl Maurice Druona. Bez wątpienia uświadamia nam pewną oczywistość: nasz poziom wiedzy o historii Francji jest niemniej niski, niż Francuzów o naszej. Dzięki tym tomom chociaż osłuchaliśmy się imion ostatnich Kapetyngów i pierwszych Walezjuszy. Chciałbym wierzyć, że rodzimi wydawcy odkurzą cykle piastowskie J. I. Kraszewskiego czy K. Bunscha - oczywiście dbając o ambitną formę promocji. A może przeflancować je w formie... komiksów? Tak, zazdroszczę Francuzom takiego zbioru powieści. Tak, jak bez mała dwieście lat pewnie zazdroszczono pióra Aleksandra Dumasa-ojca? "Są kaci, którzy odcinają głowę za jednym zamachem, jednym ciosem topora. Niestety, on do takich nie należał! Hrabia Harcourt musiał zostać ogłuszony, bo już nie ruszał kolanami, lecz wciąż żył, bo ostrze utknęło w warstwie sadła obrastającej jego kark. [...] Wreszcie po szóstej próbie wielka głowa hrabiego Harcourt opasa czarną wstęgą odpada od tułowia i turla się wokół pnia" - mogłem sobie darować ten cytat? Ja po prostu daję tylko próbkę (przedsmak?) tego, co znajdziemy na kartach tej niezwykłej powieści.
"Wystawne życie nie przesłania jednak Edwardowi Boga. [...] ulegając popychającej go do działania idei wielkości, Edward realizuje niejawny, acz widoczny, plan stworzenia angielskiej Europy"- pierwociny idei zjednoczonej Unii na średniowiecznym kontynencie?  Chyba posunęlibyśmy zbyt daleko. Tym bardziej, że dwór Plantageneta był równie francuski w języku i kulturze, co Walezjusza. to właśnie jednym ze skutków wojny stuletniej będzie anglikanizacja dworu w Londynie! Ciekawe wtrącenie o zdolnościach językowych Edwarda III dowiemy się kilka linijek dalej.
"Na próżno strzelają balisty i katapulty Arcykapłana, nie są w stanie przeszkodzić kolejnej salwie i jeszcze jednej. Na basztę lecą nie tylko żelazne kule, lecz także płonące garnce, rodzaj greckich ogni. Ludzie okrutnie poparzeni padają, wyjąc, rzucają się na drabiny, a nawet skaczą prosto w dół" - to tylko wycinek z morderczego oblężenia Breteuil przez wojska króla Jana II. Ale znajdziemy też taki opis: "Armia klęcząca na polach wilgotnych od rosy tuż obok miasteczka Nouaillé musiała Chauveau przywieść na myśl niebiańskie legiony". To ta sama armia i jej król! Maurice Druon włada w usta swego książkowego narratora taką prawdę: "To bardzo trudna rzecz odtworzyć przebieg bitwy, gdy się w niej nie brało udziału, nawet gdy się było na miejscu. Szczególnie jeśli jej przebieg jest tak zawrotny jak tej spod Maupertuis... Streszczano mi ją przez wiele godzin, na dwadzieścia różnych sposobów, każdy przedstawił swój punkt widzenia, zważając tylko na własne czyny". Czy to nie ostrzeżenie przed zbyt swobodnym odbiorem wiarygodności źródeł? Opis tej dramatycznej bitwy (z 17-19 IX 1356 r.) zamyka historię opisaną przez M. Druona. "Nagle król Jan II zauważa, że otoczyło go dwudziestu przeciwników bez koni, którzy nacierają na iego odpychając jeden drugiego. słyszy, jak krzyczą: «To król, to król, bierz króla!». Ani jednej francuskiej tuniki w tym przerażającym kole". A dalej?
Nie wyobrażam sobie, aby miłośnik średniowiecza (mediewista-amator?) nie miał w ręku cyklu powieści Maurice Druona. Czy zachętą dla nowicjusza jest zdanie George R. R. Martina: "To jest prawdziwa Gra o tron"? Powiem szczerze: zrobiło mi się trochę... smutno? To G. R. R. Martin powinien zabiegać, aby na tomach jego poczytnego cyklu napisano "Bez «Królów przeklętych» nie byłoby tych powieści". Na pewno kolejne wydanie książek Maurice Druona sprawi, że choć kilkudziesięciu Czytelników pozna zawiłe okoliczności wybuchu i częściowego przebiegu najkrwawszej wojny doby średniowiecza w Europie! Dla mnie był to częściowo powrót do lektury sprzed lat. I tu nie chodzi o samo sobie jej przypomnienie. Przecież przez przeszło ćwierć wieku gro szczegółów zresetowało się bezpowrotnie. Teraz była okazja odkurzyć "dawne kąty"?

Brak komentarzy: