czwartek, kwietnia 14, 2016
Przeczytania... (131) Andrzej Andrusiewicz "Aleksander I. Wielki gracz car Rosji-król Polski" (Wydawnictwo Literackie)
Wypieramy z naszej narodowej świadomości, że był królem... Polski. Może dla niektórych z nas zaskoczeniem będzie już sam podtytuł "...Wielki gracz car Rosji-król Polski". Włączy się od ręki alarmowa, czerwona żarówka czujności? Stając się studentem Uniwersytetu Warszawskiego mamy świadomość, że dobrodziejem tej zasłużonej uczelni był ukochany wnuk imperatorowej Екатери́ны Второй? Tak, ON ci to ją założył. Przypomina nam o tym podpis pod portretem JCM/JKM na znanej stronie internetowej encyklopedii: "Założyciel Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego, cesarz Rosji i król Polski...". Czy ktoś w kościele lub na wiecu, gdy intonuje podniosłe rymy pieśni Felińskiego pamięta, że tam kiedyś stało:
Boże! Coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!
Wątpię. Śpiewana na równi z "Mazurkiem Dąbrowskiego" czy "Rotą" nie jest kojarzona z Imperatorem. Poczekajmy do sierpnia tego roku, kiedy przypadnie dwusetna rocznica premiery tego hymnu. Będzie-li kto wspominał? Rocznice obchodził? Stroił kościół św. Aleksandra lub inny plac na chwałę i pamięć cara/króla? Wątpię! Oto nasze wybiórcze traktowanie historii. No, chyba, że gloryfikacja dotyczyłaby "wrogiej opcji politycznej"! Wtedy rzucamy się na takiego z pazurami i drzemy się: "zdrada! Targowica! sprzedawczyk! okrągłostołowiec!...". Co jednak zrobić, kiedy "naszego króla" zamieniono na "ojczyznę wolną". Tylko pan Bóg ten sam? Ironizuję? To się tylko zdaje. Zwracam uwagę, jak łatwo wymanewrować/wygenerować/wykastrować z historii (nawet tej podniosłej) wygodny dla nas (naszej i jedynie słusznej opcji) wątek i na sztandary z nim, i na barykady! Dlatego cieszy mnie, że mamy wreszcie rzetelną i obszerną biografię! Sięgamy po kolejny tom, jak Andrzej Andrusiewicz poświęcił pasjonującej historii Rosji: "Aleksander I. Wielki gracz car Rosji-król Polski" (Wydawnictwo Literackie). Dla mnie - po prostu uczta! Aha! chcę uprzejmie donieść (poinformować), że dziadek niejakiej Elżbiety z Pawłowskich Orzeszkowej (znanej powszechnie jako: Eliza O.) walczył w wojnach napoleońskich po stronie... Rosji. Czy to starczy, aby wnuczka takiego dziadka zniknęła z półek i bibliotek? "Ręce precz od Elizy!" - krzyczy pan, chyba amator "Kabaretu Starszych Panów". I ja się z panem zgadzam! Ręce precz od Elizy i pamięci każdego innego dziadka, pradziadka czy ojca!...
Bez wątpienie Autor "kupił" swoich Czytelników wcześniejszymi swymi książkami. Ten, kto czytał "Romanowów" zapała chęcią jeśli nie zdobycia, to co najmniej przeczytania kolejnego tomu. Tym bardziej, że spośród owych niby-Romanowów Aleksandra I jawi się jako ten najbardziej dla Polski przychylny, żeby nie napisać "miły". Bez owijania w bawełnę - ja do tego grona zaliczam się. Żeby nie było wątpliwości w moim księgozbiorze to trzecia biografia tego monarchy.
Co przeciętny miłośnik historii nad Wisłą o carze/królu wie? Że miał swój udział w ubiciu własnego ojca, Pawła I? Że zgodził się na powstanie Księstwa warszawskiego? Że pokonał Napoleona? Że zatwierdził konstytucję Królestwa Polskiego? Że jego armia wkroczyła do Paryża? Że pod koniec życia "palma mu odbiła"?
"Odnoszę się krytycznie do dawnych i nowszych wyników badań. W ważniejszych punktach czy cytatach przytaczam in extenso. Tam gdzie mam wątpliwości lub dysponuję niepewnym źródłem, stawiam znak zapytania" - taka deklaracja gwarantuje nam, że mamy po raz kolejny do czynienia z rzetelnym warsztatem historycznym i dobrze wykonaną pracą?
"Imię dla dziecka wybrała Katarzyna - nazwano go Aleksander na cześć rosyjskiego bohatera księcia Aleksandra Newskiego. [...] Mówiono, że imperatorowa wiąże z nim tak wielkie nadzieje, że pragnie, aby był drugim Aleksandrem Macedońskim, którego chciała widzieć na tronie odbudowanego cesarstwa bizantyjskiego" - czytamy. Nie znałem tej pierwszej interpretacji. Co do Bizancjum wiązałem, już nie wiem za kim, raczej z księciem Konstantym Pawłowiczem (tak, tego z nocy listopadowej). Na ten temat jest kilka stron dalej. Żałować należy, że pozbawiono nas możliwości przeczytania strof Wasylija P. Pietrowa ku czci następcy tronu. Tym bardziej, że ów poeta przerobił "na okoliczność" strofy samego Wergiliusza?
Wartością dodaną książki Andrzeja Andrusiewicza jest bogactwo reprodukowanych portretów bohaterów. Nie sądzę byśmy wcześniej (poza Internetem) mieli okazję obejrzenia dziecięcych, ba! niemowlęcych obrazów Aleksandra. Poznajemy świat "lat dziecinnych" przyszłego imperatora. Zakochaną bezgranicznie w riebionce babce i ojca, który "...bardziej dbał o nowy krój mundurów i musztrę prywatnego wojska niż o los pierworodnego". Przemyślna edukacja starzejącej się carycy-babki rodziła groźne owoce: "Rozmyślnie oczarowała chłopca, który ofiarował jej całą swoją dziecięcą miłość. [...] Tej miłości pozostał wierny do końca. Fanatycznie uwielbiany przez babcię, dla rodziców stawał się coraz bardziej obcy". W końcu to zatroskana babcia napisała nawet dla wnuczka utwór pedagogiczno-moralny? Stąd i nie dziwota, że A. Andrusiewicz kontynuując temat wychowania carewicza podaje: "W świeckiej pedagogice Katarzyny niewiele było dogmatów religijnych czy odwołań do opatrzności. Starannie dobierała książki i ryciny, jakie trafiały do rąk wnuka, eliminowała zabobony, zwyczaje cerkiewne czy bitewne rzezie, zastępując je obrazami twórczych trudów człowieka". Warto zwrócić uwagę na nauczycieli, którzy zajęli się metodycznym wdrażaniem Pawłowicza w świat wiedzy i nauki.
Skutkiem tak odebranej edukacji (czytaj m. in. za sprawą Frédérica-Césara de La Harpe) kiełkowała w umysłach myśl o nowej formie władzy? Andrzej Andrusiewicz podaje: "...kwestionował płynący z tradycji pogląd, że władza cara jest nieograniczona, ponieważ pochodzi od Boga. Władza cara oświeconego winna być oparta na podstawach politycznych, ekonomicznych, społecznych, bo jak się okazuje, samodzierżawie nie gwarantuje stabilizacji wewnętrznej ani rozwoju kraju". Trudno potem dziwić się, że sam Aleksander jął głosić nieomal wywrotowe poglądy: "Nigdy nie będę despotą. Jedyne moje marzenie to ochronić Rosję od pełzającego despotyzmu i tyranii". Jak będzie wyglądała realizacja tak ambitnych postanowień młodzieńca? O tym jest również ta książka. Jak uświadamia nam Autor doniosłość roli de La Harpe: "...jak nikt inny wpłynął na ukształtowanie charakteru i poglądów przyszłego cara, co w niczym nie pomniejszało trudu wychowawczego ukochanej babuni,bo bez niej nie byłoby takiego Aleksandra, jaki pojawił się na rosyjskim Olimpie". Ciekawe, że rewolucyjne poglądy francuskiego pedagoga nie zachwiały jego pozycji nawet po wybuchu rewolucji we Francji i dochodzących z tam przerażający wieści o losie rodziny królewskiej! "...tylko on bowiem - czytamy dalej - gwarantował odpowiednie wychowanie carewicza, które [...] rozwijało jego rozum i przygotowywało do pełnienia najwyższej władzy". Co nie oznacza, że fortuna nie odwróciła się od Szwajcara. Zmuszono go do opuszczenia Rosji w 1795 r. "Adieu, mon cher ami" - tymi słowy Aleksander żegnał swego mentora. to chyba najtrafniej oddaje ducha wzajemnych realcji, które łączyły obu panów.
Nie zapominajmy, że Katarzyna II zadbała również o... edukację seksualną swego wnuczkowego ulubieńca: "W nieoficjalnych sprawozdaniach informowano cesarzową, że jej wnuk popada w rozmarzenie, bezwstydnie ogląda się za przedstawicielkami płci pięknej i wzdycha na ich widok". Troskliwa babcia niczego nie zaniedbywała, niczego nie pozostawiała przypadkowi? To samo zresztą dotyczyło wyboru przyszłej małżonki. A jakże spośród niemieckich księżniczek! A tą wybranką została Luise Marie Auguste Prinzessin von Baden. Елизавета Алексеевна - tak ją zapamięta historia Rosji. Wpisze się w poczet rosyjskich cesarzowych, z których od czasów Katarzyny II do Aleksandry Fiodorownej (de facto była to: Victoria Alix Helena Louise Beatrice von Hessen und bei Rhein) tylko jedna nie była Niemką! Ale na poznanie tego szczegółu odsyłam do innej książki A. Andrusiewicz pt. "Romanowowie...", która była bohaterką "Przeczytań..." - odc. 126. Ślubowi Luizy i Aleksandra poświęcono cały rozdział IV. Wychodzi na to, że "margrabiowski Dom z Badenii" przypominał trochę... wielkich i potężnych niby-Habsburgów! Umiano skutecznie kramarzyć swoimi córkami. Siostry Luizy nie miały może takiego szczęścia, jak ona, ale Szwecja, Bawaria, Hesja i Brunszwik. Warto odnotować, że jej siostrzenica Maria będzie żoną cara Aleksandra II, który w morzu krwi utopi powstanie styczniowe! To jednak nie jest przedmiotem zainteresowań Autora. Dwutygodniowe świętowanie zawarcia związku małżeńskiego? Niesamowite przeżycie. "Ślub Aleksandra stanowił dla ukochanej babuni najpiękniejszy prezent na jubileusz jej pięćdziesięciolecia pobytu w Rosji" - tak kończy rozdział IV Andrusiewicz.
"Przyjaźń z Aleksandrem rzeczywiście nie była bezinteresowna, za cenę kolaboracji bowiem książę Adam miał doprowadzić do odzyskania skonfiskowanych majątków i wpływów. Sprawy prywatne stały ponad wszelkimi innymi" - taki rys księcia Adama Jerzego Czartoryskiego odnajdujemy w kolejnym rozdziale. Tak, możemy śledzić nie tylko rozkład pożycia przyszłego cara, ale też początki przyjaźni Aleksandra z Adamem Jerzym. Wychodzi na to, że to książę z Puław umiał skutecznie manewrować swym nowym przyjacielem? Warto przyjrzeć się "klubowi młodych", który otaczał wnuka Katarzyny II.
"Ogień pochłonął wielką tajemnicę familii. O treści przeczytanych dokumentów Pawła nigdy nie wspominał" - tyle zostało po tajnych dokumentach, jakie Paweł wydobył z matczynej szkatuły po jej śmierci 6/17 XI 1796 r. Rozpoczęły się rządy Pawła I! I ciąg dalszy trudnych relacji na linii ojciec-syn, które doprowadziły do tragedii, jaką były wydarzenia z 11 marca/23 marca 1801 r. Pod jakim ciśnienie musiał żyć jedynak zmarłej carycy, skro wymusił na pierworodnym potomku dodatkową deklarację: "I przysięgam nie dokonywać zamachu na gosudaria i rodzica mego"? Mamy, rzecz jasna, opis zamachu i... matematyczno-genealogiczno-historyczne dopełnienie: "Egzekucję na carze pół-Niemcu wykonali «pełni» Niemcy, Pahlen i Benningsen, wspierani przez zdradzieckich Rosjan. Zamek, który miał zapewnić cesarzowi bezpieczeństwo, stał się dla niego grobem". Tu muszę nie zgodzić się z Autorem, przy całym szacunku dla Jego pracy twórczej. Paweł I nie mógł być pół-Niemcem, bo był 3/4 Niemcem. 1/1 należała do Anna Piotrownej, córki Piotra I. Pewnie niezręcznie byłoby pisać o śp. carze używając tej pierwszej wartości matematycznej. Niemniej - jest to nieścisłość, która Autorowi nie powinna się była zdarzyć.
Andrzej Andrusiewicz wie, jak rozpocząć opis "nowej drogi życia" Aleksandra Pawłowicza: "Choć Aleksander postępował zręcznie, z ostrożnością i chłodnym wyrachowaniem, na jego rękach pozostała krew. W kategoriach formalnoprawnych tron uzyskał legalnie, jako najstarszy męski sukcesor, w kategoriach moralnych były to krzywoprzysięstwo i uzurpacja". Przy okazji dowiadujemy się ciekawych faktów z życia młodszego brata nowego cara, wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, w 1830 r. niefortunnego bohatera nocy listopadowej w Warszawie. I teraz postawmy sobie pytanie: co my wiemy o panowaniu Aleksandra I między 1801, a 1807 r.? Cezura czasowa jest czytelna. "Przegrał bitwę pod Austerlitz!" - słusznie zauważa pan bez jamnika. I dalej? Dalej mamy... mrok, aż do roku owego, którego żołnierz nazywał rokiem wojny i Wielka Armia wielkiego Napoleona przekroczyła Niemen, aby rozpocząć tzw. II wojnę polską! Ciekawostką godną odnotowania jest zachowanie Pawłowicza przy koronacji: "Po odczytaniu Ewangelii Płaton [metropolita moskiewski i kołomieński, urodzony jako Piotr Lewszyn - przyp. KN] okrył Aleksandra purpurą i wymawiając słowa modlitwy, podał mu koronę, którą car sam włożył sobie na głowę, wziął do rąk pokropione święconą wodą regalia i zasiadł na tronie". Innymi słowy to kolejny w historii chojrak, który de facto sam siebie koronował!
Mam chwilami nieodpartą chęć, aby włączyć na YT "Боже, Царя храни!". "Serce jego najlepsze, nie można by żądać dogodniejszego narodowi monarchy" - cytuje A. Andrusiewicz, jak na początku pisali carscy entuzjaści. Jednego na pewno nie można Aleksandrowi odmówić: roztaczał wokół siebie aurę, na którą dali się w przyszłości chwycić wielcy ówczesnego świata? Nie zapominajmy, że wśród nich znaleźli się choćby T. Kościuszko. Liberalizacja, której hołdował Pawłowicz wcale nie jednała mu zwolenników, ba! gorszyła ortodoksów, zgorzałych konserwatystów dawnego prządku! W tym choćby matkę cara, Marię Fiodorowną, de facto Sophie Dorothee Auguste Luise Prinzessin von Württemberg. O ambicjach nowego władcy może świadczyć epizod z maja 1801 r., kiedy w kręgu zaufanych sobie ludzi (był nim też ks. A. J. Czartoryski) zdradził, "...że chętnie nadałby wolność całemu światu, pod jednym warunkiem: że wszyscy podporządkują się jego woli". Reformatorskie pomysły, dopuszczanie do urzędów nowych, młodych ludzi pachniało starym politycznym wyjadaczom, nieomal, jak anarchia i przewrót?
"Wywoływał awantury, bójki, okładał pałką oficerów, jednego z hrabiów pobił tak dotkliwie, że złamał mu rękę" - to czarna strona Aleksandra? Nie. To krótki rys zachowań wielkiego księcia Konstantego! Ale okazuje się, że Aleksander miał też "swoje za uszami". "Elżbieta cierpliwie znosiła odsunięcie się Aleksandra od jej łoża. Wiedziała o jego przygodach miłosnych, sam zresztą o tym opowiadał. Cesarskie metresy nie kryły przed Elżbietą swoich zażyłych relacji z jej mężem" - oto jeden z tych obrazów cara, przyszłego króla Polski, o którym niewielu zdaje sobie sprawę. Nie ukrywam, że chciałem znaleźć informacje o Gustawie Ehrenbergu? Nie znalazłem. Nie ma ich. Szkoda. Nie zapominajmy, ale car miał z legalnego związku dwie córki: Marię i Elżbietę. Obie dziewczynki zmarły w dzieciństwie. Carowa nie była dłużna? Każdy zna wielką polską miłość Napoleona czy nawet wielkiego księcia. Ale i Aleksander uległ wdziękom hrabianki Marii Antoniny Narszykiny de domo Czetwretyńskiej-Świętopełek."Sytuacja się skomplikowała, gdy Maria powiał syna o imieniu Emanuel. Ponownie zaczęła nalegać na rozwód Aleksandra i dążyć do uczynienia syna wielkim księciem-cesarzewiczem,a w przyszłości, być może, królem Polski. Bezskutecznie. sukcesja tronu w Rosji pozostała w rękach Romanowów [...]" - odkrywam zapomniany epizod carskiej alkowy?
Podejrzewam, że kompletnie dla przeciętnego polskiego Czytelnika nieznane są szczegóły kaukaskiej polityki podbojów Aleksandra I. Wiemy, że na początku XIX w. w granicach Rosji znalazła się Gruzja. I pewnie na tym urywa się powszechna wiedza o tym rejonie świata. Tym bardziej wgryzamy się w rozdział "Ekspansja na Południu". Jest okazja poznać, jak politykę swego władcy w tym rejonie realizowali m. in. Paweł Cycjanow. To o nim czytamy: "W imię zjednoczenia pod berłem Aleksandra posiadłości zakaukaskie posługiwał się zarówno orężem, jak i dyplomacją, a inspirowane przez tubylców zbrojne wystąpienia antyrosyjskie tłumił z całą bezwzględnością". Takie nazwiska, jak Kutuzow czy Bagration kojarzymy z innym "teatrem działań wojennych" - z Napoleonem, mniej z wojną z Turcją. Rosjanom wciąż roiło się panowanie nad Bosforem?
"Skoro nam z woli bożej ster Finlandii powierzony został, będziemy jako krajem wolnego narodu rządzić i strzec praw nadanych mu konstytucją" - tak dokonywa się kolejny akt rozszerzania granic imperium. W granicach Rosji znalazła się Finlandia ! Gustaw IV Adolf z dynastii Holstein-Gottorp (a więc spokrewnionej w niby-Romanowem) nie miał w sobie nic z wielkiego wojowniczego imiennika z XVII w. Nieudolnie dowodził, Finlandii nie odbił, ba! utracił tron! Rosjanie zaś skutecznie raz po raz razili wroga! Za cenę 8000 poległych żołnierzy Aleksander I ziścił marzenie Piotra I panowania nad Zatoką Fińską!
"Niezwykła kobieta imponowała Aleksandrowi. Wśród pań, które go otaczały, nie znajdował ani jednej takiej indywidualności, która skądinąd swoim intelektem zapewne przypominała cesarzowi jego ukochaną babkę. Aleksander pożądał Luizy nie tylko jako atrakcyjnej kobiety, lecz także jako sojuszniczka politycznego. Naraz przyszło mu uprawiać podwójny flirt: miłosny i polityczny" - podobna narracja skupia uwagę Czytelnika. Historyczna narracja Andrzeja Andrusiewicza, to chwilami najczystsza proza. Ma się wrażenie, że czytamy dobrze skrojoną powieść. Jest-że w historii Prus/Niemiec bardziej uwielbiana władczyni, jak Luise Auguste Wilhelmine Amalie, Herzogin zu Mecklenburg? 10 III minęła 240. rocznica urodzin tej niezwykłej monarchini. Sama charakterystyka królowej Prus robi wrażenie i budzi podziw (respekt). Wymieńmy tych kilka cech, które znajdujemy w tekście: ulubienica poddanych, niebiańska zjawa, zbawienny duch Niemiec, pruska Madonna, cnotliwa czarodziejka. Pada zdanie, które nie zyskałoby aplauzu u JKM Fryderyka Wilhelma III: "W rzeczywistości to Luiza rządziła państwem. Król tylko pomagał energicznej małżonce i pod osłoną jej rządów pędził żywot monarchy". Nie zapominajmy, to matka przyszłego cesarza Niemiec, Wilhelma I. Węszący skandale w życiu monarchy mają tu pożywkę i żer: "Miał dwie kochanki. Prawie każdą noc spędzał u jednej bądź u drugiej. Nie skończyło się tylko na miłosnych igraszkach". Takie szczegóły dodaję pikanterii naszemu historii poznawaniu? Jedną była JKM Luiza, drugą jej rodzona siostra Fryderyka Karolina Zofia Aleksandra von Solms, przyszła królowa Hanoweru. Oczywiście echa memelskiego romansu dotarły od Petersburga. W obronie czci cara stawał jego przyjaciel książę Adam J. Czartoryski!
I właśnie polityce zagranicznej tegoż poświęca Autor dużo miejsca. Przyszła federacja słowiańska z przewodzącą jej Polską? Nie wolno nam zapominać, że obok opcji napoleońskiej była i ta, moskiewska! Po jednej stronie stał potomek Czartoryskich - nazywał się ks. Józef Poniatowski (wnuk Konstancji z Czartoryskich Poniatowskiej) i po drugiej stał potomek Czartoryskich - ks. Adam Jerzy Czartoryski (wnuk Augusta Aleksandra, brata Konstancji). I w ten sposób dotarliśmy do tego, który rył Europę kopytami swych koni, deptał butami swoich żołnierzy - do NAPOLEONA!
"...kroczył od sukcesu do sukcesu. Zwyciężał militarnie, straszył, obiecywał, obdarowywał sprzymierzeńców prowincjami i krajami, groził najazdem Anglii, która właśnie pracowała nad utworzeniem koalicji, wszędzie ogłaszał siebie obrońcą wolności" - trudno się nie zgodzić z tym rysem Cesarza Francuzów. No i kroczymy w ślad za Tytanem: Austerlitz! Eylau (Pruską Iławą)! Borodino! Moskwa! Śmieszy mnie, kiedy ktoś chce mnie przekonać, że Aleksander był... pogromcą Małego Kaprala? Wydawnictwo Amber uraczyło nas kilka lat temu biografią tak uformowaną. Na szczęście A. Andrusiewicz nie przekracza granic dobrego smaku i pisze: "Wojskami rosyjsko-austriackimi dowodził [chodzi o kampanię 1805 r. - przyp. KN] Aleksander, chociaż na miejscu był profesjonalny dowódca - generał Michaił Iłłarionowicz Goleniszczew-Kutuzow. [...] W sztuce dowodzenia na polu bitwy Napoleon okazał się lepszy od pozbawionego większych talentów wojskowych Aleksandra i butnego Franciszka". Jakiż przygniatająco depresyjny obraz skreślił nam tu autor po bitwie z 5 XII 1805 r.: "Austerlitz stało się jednym z najstraszliwszych przeżyć w życiu Aleksandra. Popadł w głębokie przygnębienie [...]. Pierwszy raz w życiu widział prawdziwe następstwa wojny. Nawet koń odmówił posłuszeństwa, nie chcąc skakać przez rów wypełniony trupami". Idealizm roztrzaskał się w zderzeniu z prawdziwym obrazem militarnej ubijatki? Wiele bym dał, aby zobaczyć, jak: "Aleksander zszedł z siodła, usiadł pod drzewem i zapłakał". To ma być pogromca Napoleona? Bo ja widzę mazgaja! Zaraz będzie rozpaczał - nie tyle nad klęską, co śmiercią... koni. Kto za klęski wkrótce poniósł konsekwencje? A kochanek carskiej żony, książę Adam Jerzy!... Powinno nas zaskoczyć takie stwierdzenie: "Aleksander [...] mimo doznanych upokorzeń, pozostawał pod urokiem swojego największego wroga. [...] Aleksander myślał, że uda porozumieć z Napoleonem, ale bez konieczności spotkania w cztery oczy". Fantastyczne czy irracjonalne pomysł? Koniec końców obaj władcy wspólnie wpisali do historii Europy (w tym i Polski) nazwę: TYLŻA!
"hosudarowie rosyjscy są urodzonymi królami polskimi, uprawnionymi do wyznaczania w zastępstwie swoim namiestników" - ale petersburski hosudar nie chciał brać sobie wtedy do serca podobnych mrzonek. Odżyją na kongresie pokojowym w Wiedniu! Ale na to jeszcze trzeba było czekać długie sześć lat. W 1809 r. nikt o zdrowych zmysłach nie mógł przewidzieć II wojny polskiej i jej tragicznych skutków, bitwy Narodów, a na koniec abdykacji w Fontainebleau!
Brakuje mi w bogatej w treści i ikonografię książce A. Andrusiewicza tego, co mówił i pisał główny bohater biografii. Tak, tego, co fachowo nazywamy: tekstami źródłowymi. Co mi z tego, że 1/13 stycznia 1810 r. "...uroczyście otworzył w Petersburgu pierwsze posiedzenie Rady Państwa i wygłosił mowę napisaną przez Spieranskiego [Michaił Michajłowicz, rosyjski polityk i prawnik, reformator, wolnomularz, osobisty doradca cara, członek Rady Stanu, zwolennik monarchii konstytucyjnej - przyp KN]". Szkoda, że nie dano nam próbki tego, co powiedział Aleksander. Autor wprowadza nas w tajniki planów reform właśnie M. Spieranskiego czy N. Mordwionowa.
"Rozejście się dróg Aleksandra i Napoleona dowodziło, że w ich dotychczasowych porozumieniach więcej było chęci pokazania Europie, jak bardzo pragną pokoju, niż szczerej woli zawarcia trwałego przymierza" - mądre słowa. Zgadzam się z tak interpretacją. Kiedy zawiodła dyplomacja - musiały odpowiedzieć armaty! Próba skaptowania, m. in. księcia-wodza Józefa, nie powiodła się, a tajna misja do Warszawy ks. Adama Jerzego mogła nawet zachwiać i to bardzo brutalnie, tronem Aleksandra I. Na co, jak sugeruje Autor, liczył Napoleon!... Podoba mi się takie stwierdzenie Autora: "Walka Paryża i Petersburga o polskiego żołnierza zakończyła się sukcesem Paryża". I tak będzie do 19 października 1813 r., kiedy w nurtach Elstery zginie śmiercią bohatera książę-wódz-marszałek Francji Józef Poniatowski! Bóg MU powierzył honor Polaków!
W 1812 r. zorganizowano w Rosji "...tajną policję wojskową pod kierownictwem Jakowa Iwanowicza Sanglena. [...] Wywiad rosyjski przechwytywał depesze Napoleona i jego marszałków". Okazuje się, że jedną z form walki wzmocnienia morale państwa wobec francuskiego zagrożenia była... cenzura! "Pod pretekstem zwalczania «wrogich religii» przy akademiach duchownych i uniwersytetach powołano komitety cenzury, których kompetencje wykraczały poza kwestie wyznaniowe. Wstrzymano druk książek francuskich, które osłabiały «ducha narodowego i podburzały do buntu»". Tego strachu "przed zewnątrz" Rosja już się nie wyzbędzie, ba! utrzyma to samo myślenie bolszewicka Rosja!
"O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju! / Ciebie lud dotąd zowie rokiem urodzaju, / A żołnierz rokiem wojny [...]" - mogłem-że mieć inne skojarzenie. Praprapradziad Franciszek Doliwa Głębocki, rocznik 1797, musiał widzieć przemarsz Wielkie Armii. Wileński zaścianek Trepałowo leżał na drodze przemarszu wojska! "Francuskim przygotowaniom wojennym Aleksander przeciwstawił tajną dyplomację, której arkana politycy rosyjscy mieli lepiej opanowane. [...] Na początku czerwca 1812 Aleksander zarządził opołczenije (pospolite ruszenie), którym objęto chłopów pańszczyźnianych i warstwy społeczne o tradycji kozackiej". 225 000 miało się przeciwstawić Wielkiej Armii cesarza Napoleona? Jak to plastycznie ujął A. Andrusiewicz: "Na lewym brzegu Wisły stała armia «dwudziestu języków» [...]. Na prawym brzegu usadowiła się armia, która etnicznie też nie była jednolita. Słowem, nad Wisłą zebrała się cała Europa". Sprawdźmy gdzie w tym czasie był Aleksander I? W Wilnie! Sypały się zaszczyty i splendory na tamtejszą wierną carowi szlachtę litewską (polską?). Bale, miłostki, ordery!...
"...Napoleon był tak poważanie zaangażowany w przygotowania do uderzenia na Rosję, że niemal nie zadawał sobie trudu ukrywania swych zamiarów" - kreśli dalej Autor postawę Boga wojny. Nie omieszkał nam przypomnieć: "Wkraczał jako najeźdźca, jakby nie wiedząc, że Rosja ma długą tradycję nie tylko dzikich buntów, lecz także ofiarnych bojów w obronie zagrożonej ojczyzny". Przyznam się, że nie znałem meandrów polityki księcia Adama Jerzego w tym okresie. Tak o pewnym sceptycyzmie tegoż czytamy m. in.: "Książę znał możliwości obronne Rosji, dlatego przewidywał, że zbrojna konfrontacja potężną armią napoleońską zakończy się dla cesarza Aleksandra katastrofą, a wówczas karty w sprawie polskiej będzie rozdawał Napoleon".
Nie zastanawiało Was nigdy, gdzie w tym czasie "wojny i pokoju" był rzekomy pogromca Cesarza, władca Rosji? Szkoda, że i tym razem nie jest nam dane przeczytać, choć we fragmencie, "Manifestu do armii", jaki na wieść o agresji Wielkiej Armii car podpisał w Wilnie. A po czasie najnormalniej... zwiał z Wilna! Jeszcze nie ostygły komnaty po JIM, a zjawił się Napoleon! Jak się sprawdzał w polu ukochany wnuczek Katarzyny II, ów rzekomy pogromca Napoleona. A. Andrusiewicz podaje: "Dopóki dowodził, przynajmniej formalnie, Aleksander, wojska ponosiły klęskę za klęską". Pióro nie mogło zrekompensować klęsk militarnych! Bardzo budujące było "dla sprawy polskiej", to co działo się w Mińsku! Tylko Napoleon tam wkroczył, a poniosło się "Jest Polska!". Moskwa ulegała w tym czasie panice! Znamy to z powieści Lwa Tołstoja? Car przybył do miasta. Bał się upadku Moskwy: "...Rosja będzie stracona, bo bez mitycznego Trzeciego Rzymu nie mogłaby istnieć. Problem był więc natury psychologicznej, religijnej, politycznej". Stąd wizyta cara w dawnej stolicy wywołała entuzjazm! "Zapanował nad zbiorową duszą Moskwy, ale czy nad duszą narodu? Czy dodając otuchy moskwianom, dodał jej tysiącom poddanych, którzy już znaleźli się pod obcym panowaniem?" - na te pytania, stawiane przez Autora, znajdziemy na pewno odpowiedzi.
Padł Smoleńsk! Co z tego, że car oddawał władzę w ręce Kutuzowa, skoro "...w dalszym ciągu wydawał rozkazy poszczególnym armiom, pomijając Kutuzowa. Postępowanie cesarza dezorganizowało działania na froncie i przyczyniło się do niejednej klęski". Mama nadzieję, że o ile znaleźli by się wśród nas chwalcy cara Aleksandra I, to ta biografia zdziera z osoby jakąś niezasłużoną patynę chwały! Mamy opis bitwy pod Borodino, na ile pozwala objętość takiej monografii: "Borodino nazywano bitwą generałów. Po obu stronach zginęło ich 78 - 29 generałów rosyjskich, 49 francuskich generałów i marszałków. Takich strat wśród najwyższego dowództwa Europa nie widziała od stu lat". Potem było wzięcie Moskwy! Pożar! Cofanie się Wielkiej Armii - i klęska! zagłada! Straszne jedno słowo: Berezyna. Do dziś budzi we mnie respekt (lęk) i podziw, dla tych którzy pokonywali tę rzekę. I odwrócenie karty losu?
"Nauczył się sztuki stanowczego rozkazywania. wreszcie wybiła jego godzina" - oto Aleksander I, który zawłaszczy chwałę i dumę zwycięstwa? "Jestem zdecydowany walczyć nie tylko przez tę zimę, ale aż do powszechnego pokoju i tak stałego, żeby odpowiadał zabezpieczeniu Rosji i Europy" - pisał Aleksander do ks. A. J. Czartoryskiego. Zwycięstwo Aleksandra (acz nie przez osobę Aleksandra!) miało też swoje drugie dno: "Wichry wojny 1812 roku ukazały wielki, niezwykle trudny do rozwiązania problem społeczny Rosji w całym jego dramatyzmie. Aleksander zdawał sobie sprawę, że po wojnie trzeba będzie powrócić do projektów reformatorskich, także do kwestii pańszczyźnianej". Ale tą naprawdę zajmie się dopiero jego synowiec, kat powstania styczniowego Aleksander II (1855-1881). Na plus tego pierwszego zwraca uwagę Autor, a my tego nie pomińmy: "Aleksander nie popełnił błędu Napoleona, który ufał tylko rozstrzygnięciom militarnym. Działał dwutorowo, posunięcia militarne wspomagając politycznymi". Sojusze z Prusami (rozbicie tychże aliansu z Francją!) i dziwne związki z Anglią, która "...nie była zainteresowana całkowitym zniszczeniem armii napoleońskiej, wszak jej unicestwienie uczyniłoby z Rosji mocarstwo kontynentalne". Pragmatyzm angielski może chwilami nas porażać, ale czyż na nim nie zbudowano potęgi Imperium?
"Tylko Żydzi witali Rosjan ze szczerą radością. Wszak oczekiwano, że car liberał zmieni status ludności żydowskiej, uwzględni jej postulaty ekonomiczne i samorządowe" - gdzie tak było? W Warszawie. 8 lutego 1813 roku. Swoją drogą ciekawe czy i ten wątek jest upamiętniony w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN? To też wycinek wspólnej historii. Bratanie się z pogromcą armii Księstwa Warszawskiego, jednym z zaborców? Jak to nazwać? Jak określić, żeby poprawność polityczna na tym nie ucierpiała?
"Lipsk był bitwą tragiczną dla Polski, wszak pochowała ona wybitnego wodza i nadzieję na odbudowę państwa u boku francuskiego sojusznika. [...] Zwłoki Poniatowskiego pozostały w Lipsku, bo Aleksander zabronił sprowadzenia szczątków księcia do Warszawy" - czytamy o skutkach bitwy narodów / Völkerschlacht bei Leipzig. Tam de facto Aleksander I był! "...nie powtórzy błędu Austerlitz" - uświadamia nam Autor. Widzimy, jak dotychczasowi sojusznicy Napoleona odchodzą do cara. U niego szukają wsparcia i pomocy? Jeden przed drugim prześcigał się, aby zaskarbić sobie łaski u nowego pana... Dyplomacja i przemyślana polityka Aleksandra zbierała żniwo? I widzimy, jak w tym wszystkim odnajdował się car!
Ciężko przełknąć epizod z Tadeuszem Kościuszką w tle? Nie - w roli głównej! Rzecz miała miejsce nieopodal Paryża w Barville (w departamencie Wogezy). Tam eks-Naczelnik uprawiał... antynapoleońską agitację: "...wezwał mieszkańców [...]., żeby nikt nie odważył się wystąpić przeciwko Rosjanom, w przeciwnym razie osobiście ukarze śmiałka. [...] spotkał się z rosyjskimi oficerami, okazywał im życzliwość, liczył na poparcie Aleksandra, który darzył go sympatią i nie był skory do wszczynania z nim sporów". Trudno powiedzieć czy Autor broni trzeźwy realizm (?) Kościuszki? Znajdujemy wyśnienie, że "Cesarz był mu potrzebny do realizacji planu restauracji Królestwa Polskiego i odbudowania armii polskiej". Nie sądzę, aby generał znał treść listu cara, jaki zamieszcza Autor w jednym z cennych przypisów, skierowanego do księcia Adama Jerzego Czartoryskiego: "Ulubionej myli o Polsce nie pozbywam się, ale nie brak mi trudności pomimo świetnego obecnego mego położenia. [...] Nie złożę broni przed spełnieniem nadziei Polaków, którzy we mnie pokładają całą ufność, a na tym nikt się jeszcze nie zawiódł i nie zawiedzie". Nie ukrywam, że triumfalny wjazd Aleksandra I do Paryża w 1814 r. na mnie, napoleoniście robi raczej przygnębiające wrażenie. Odwiedzanie grobu Karola Wielkiego przez Franciszka I, Fryderyka Wilhelma III i Aleksandra I - ma w sobie coś z żałosnej groteski?
Chyba mi... zgrzytnęło. Kiedy? Czytając o związkach w Paryżu kochliwego Aleksandra I z... byłą cesarzową Józefiną de Beauharnais i jej córką Hortensją (matką przyszłego cesarza, Napoleona III). Podana tam data śmierci eks-żony Napoleona I! Tu stoi, jak byk "25 maja" 1814, gdy wiadomo, że owa zmarła 29 maja 1814 r. Jestem przywiązane do dnia dnia "29 V", bo 149. lat później przyszedłem na świat.
"Prowadzono jawne i poufne rozmowy dwustronne i wielostronne. Przez cały czas trwania kongresu monarchowie otrzymywali informacje o posunięciach rywali. [...] Wszyscy szpiegowali wszystkich" - to o kongresie pokojowym w Wiedniu, w czasie obrad którego car raz po raz szermował "sprawą polską"? Nagle z potulnego i przymilnego cara wychodził wzburzony despota? Całkiem realne było zerwanie kongresu? Jedno, co łączyło dyplomatów, to bale, koncerty, festyny, polowania, hazard! I wiele innych atrakcji i... wdzięków (szczególnie tych niewieścich)! "Polskie salony w stolicy Austrii nie różniły się od paryskich. Nie poprzestawano na ucztach i balach, zajmowano się też interesami, bo Wiedeń stwarzał do tego wyjątkowe okazje" - rej wodziła m. in. Izabela z Czartoryskich Lubomirska, ciotka księcia Adama Jerzego, który "...wykazywał [...] największą aktywność polityczną. Organizował spotkania [...], układał projekty, memoriały, wszystko zgodnie z dewizą wyrytą na puławskiej świątyni Sybilli: «Przeszłość przyszłości»". Zaskakujący może być dla Czytelników burzliwy epizod w relacjach Klemens von Metternich, a wielki książę Konstanty: "Podczas ostrej sprzeczki z Metternichem na temat sprawy polskiej wielki książę, który sprzyjał Polakom i był zakochany w wojsku polskim, a każde nieprzychylne słowo pod adresem Polski wywoływało w nim gniew, uderzył adwersarza w twarz". A sam Aleksander wzbudzał emocje nie mniejsze, niż obecnie gwiazda rocka: "Każde publiczne pojawienie się Aleksandra wywoływało szmer uwielbienia nawet u obojętnych dam. On zaś nie odrywał wzorku od wiedeńskich piękności. [...] cesarz folgował zachciankom erotycznym, notując na swym koncie podboje sercowe, które natychmiast stawały się publiczną tajemnicą, roznoszoną przez dworskich szpiegów, plotkarzy u zazdrosne kobiety".
Theatrum mundi, jakie głównie kreował Aleksander I, grało jaki on nadał rytm? Powstanie Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego czy Rzeczypospolitej Krakowskiej - to jeden z wkładów w europejski ład cara? Zyskiwanie sobie Polaków, ich przychylności, to doskonały polityczny manewr dyplomacji petersburskiej: "Powstanie tej nowej-starej struktury państwowej - czytamy dalej - ściśle łączyło się ze zmianami terytorialnymi w europie i polityką Petersburga, korzystną dla Polski i będącą dla niej nową szansą historyczną".
O ile ktoś chciałby uprawiać dyskusję (jałową moim zdaniem) o wpł6ywie jednostki na dzieje (lub inną jednostkę), to nie może zbagatelizować skutków spotkania Pawłowicza z frau Julią von Krüdener. W sumie to niepojęte, jak ktoś taki jak Aleksander I dał się umysłowo zniewolić podobnej mistyczce? Czy to kolejny element układanki pt. Rosja, który trudno nam pojąć? Kiedy Europa zmagała się z Napoleonem, to wtedy car ulegał metafizycznym bajaniom tej mistyczki? Że się z tego odrętwienia otrząsnął? czas pokazał na ile były to trwałe bariery: "Znajomość Aleksandra z baronową przeminęła pod naciskiem realiów życia politycznego, którym władca musiał sprostać".
"Na trasie przemarszu, od Bramy Mokotowskiej aż do Krakowskiego Przedmieścia, stały polskie oddziały wojskowe i urzędnicy Królestwa. Nieopodal Zamku Królewskiego witało cara-króla duchowieństwo katolickie" - oto jak "Anioła Pokoju" witała, 12 XI 1815 r., Warszawa. Szkoda! Wielka szkoda! - jak bardzo brakuje mi w takich chwilach chociażby anonsów prasowych. Przy okazji wpadły mi w oko takie zdania: "Kult munduru w Polsce był równie duży jak w Rosji. Poza względami estetycznymi armia rosyjska była znakiem organizacji i siły państwa, w Polsce - symbolem walki o niepodległość". To, jak Warszawa i "okoliczna szlachta" (czy do takiej da się zaliczyć tych z Litwy i Wołynia?) fetowały nowego władcę, wiele można by tu cytować. "Apollo Belwederski", wlk. ks. Konstanty, nie dla każdego okazał się nie do strawienia: "Prości żołnierze chętnie lgnęli do nowego wodza, bo chociaż porywczy i skłonny do brutalności w gniewie, dbał o prestiż wojska i zapewnienie mu dobrych warunków służby". Ducha entuzjazmu doskonale oddaje to, co napisał, a co skrupulatnie przytoczył Autor z wypowiedzi samego Stanisława Staszica: "Polacy nieudolni być waszymi niewolnikami, ale są przygotowani stać się waszymi braćmi. [...] Połączenie, zrzeszenie sie Słowian w Cesarstwie Rosyjskim sprowadzi zrzeszenie się Europy, zniszczy w niej wojny i nada tej części świata stały pokój". Możliwe, że bagatelizujemy znaczenie konstytucji z 1815 r., ale nie zapominajmy na taki dokument Rosja będzie musiała czekać jeszcze przez 90. lat! Jak to możliwe, że ci sami, którzy wiernie stali przy Bonaparte teraz oddawali się sercem, ciałem i duszą nowemu? Andrzej Andrusiewicz tłumaczy to nam bardzo prosto: "Fetowano monarchę [w czasie jego kolejnej wizyty w Warszawie, w 1816 r. - przyp. KN], co było przejawem koniunkturalizmu, bo jeszcze niedawno służono innemu cesarzowi, ale wynikało to też z dbałości o interes kraju". I znowu jęknę: dlaczego nie przytoczono choć skrawków np. z mowy wygłoszonej w tejże Warszawie w 1818 r. Tak, mam prawo czuć niedosyt! Apeluję do Autora!
Chyba mało znanymi faktami są relacje z masonerią czy... katolicyzmem? Ale radosna koniunktura cara-reformatora odchodziła w cień? "Zarzucano mu odejście od liberalizmu w wewnętrznych sprawach kraju, w którym dziesięć lat po zakończeniu wojny z Napoleonem zmieniło się tylko umundurowanie urzędników. Podnosiły się głosy, że jeżeli zabraknie Aleksandra, nikt go nie będzie żałował". Kończyła się era umiłowanego i oświeconego cara? O ile ktoś ma pod ręką pamiętniki Waleriana Łukasińskiego, to proszę sprawdzić, jak ów ocenił zmierzch nadziei związanych z carem-królem. Smutne, ale zarazem pouczające. Zresztą litografię Łukasińskiego znajdziemy w tym tomie. To po aresztowaniu przywódcy (Autor używa zwrotu: lider?) Towarzystwa Patriotycznego: "Wielki Wschód Polski [loża masońska - przyp. KN] odsądzała Aleksandra od czci i wiary, a Nowosilcowa nazwano największym łajdakiem, pijakiem i bezwstydnikiem w Królestwie". Przyznam się, że kiedy przed laty wysłuchiwałem peanów na cześć M. Gorbaczowa hamowałem ów entuzjazm przypominając, jak zaczął i jak skończył niby-Romanow, Aleksander I. Wkrótce car wydał wojnę lożom masońskim? Czy zyskał tym poklask? Proszę sprawdzić. Destrukcja wdzierała się do kadry oficerskiej. Rojono sobie nawet o zmuszeniu cara do... abdykacji? Andrzej Andrusiewicz tylko w braku jedności pomiędzy różnymi oponentami władcy upatruje brak odniesienia sukcesu?
Bardzo pouczającą lekcją władzy stała się carska podróż po imperium: "Pokonał trasę o długości 200 tysięcy kilometrów. Czasami w ciągu jednej marszruty przemierzał 3-4 tysiące kilometrów. [...] Objechał imperium wzdłuż i wszerz, od Archangielska po Krym, od stepów Kirgizji do ziem Małorosji". W swej dobroci nie omijał "guberni zachodnich"? Zjeżdżał do majętności m. in. Czartoryskich, Potockich, Sanguszków czy Chodkiewiczów: "Przy okazji załatwiano interesy majątkowe i liczono, ile wydano pieniędzy na przyjęcie cesarza i jego świty. [...] Niektóre przyjęcia swoją wystawności zdumiewały nawet bywalców europejskich salonów.. [...] Wszędzie, gdzie się cesarz pojawił, rolę gospodarzy odgrywali polscy arystokraci, a nie petersburscy nominaci". I to wtedy się zaczęło... szukanie samotni, fascynacja pustelnikami? Mistycyzm odsuwał cara od doczesności: "Ważnym punktem programu każdej podróży były modlitewne wizyty w pustelniach. Cesarz szukał tam nie tylko ukojenia dla duszy, lecz także niezwykłych ludzi, którzy wiedli ascetyczne życie i imponowali rozumem". Mimo wszystko robią wrażenia opisy... ludzkich odruchów imperatora, jak choćby wtedy, kiedy spieszył z pomocą (lekarską) dla burłaka.Czytając wyczuwam (może mylę się) sympatię Autora do Aleksandra I? Choć nie spotykam tu entuzjastycznych "ech" i "ach". Proszę zwrócić uwagę, jaką ruinację pozostawiał za sobą nie zapowiedziany orszak, jak to odbijał się na opinii o JCM. Wychodzi na to, że był wyjątkowo czujnym obserwatorem: "Nie dał się oszukać władzom wizytowanych miejscowości, które starały się przedstawić wszystko w najlepszym świetle, niż było w istocie. Rozróżniał obłudne powitania od szczerego". Sypały się nagrody, przywileje, ale i kary, nieudacznicy tracili stołki.
A tymczasem w Petersburgu... Tak kwestią znaczącą była ewentualna sprawa sukcesji. Znamy zamieszanie dookoła małżeństwa wlk. ks. Konstantego z Joanną Grudzińską. "L'ange gardiue de la Pologne" zamknęła mężowi drogę do tronu. W sprawie następstwa poznajemy dość chwiejną postawę Aleksandra I: raz deklarował swoje wsparcie Konstantemu, drugim razem Mikołajowi? Może nas zaskoczyć stwierdzenie: "Nie ogłaszając dokumentów o porządku dziedziczenia tronu, Aleksander naraził Mikołaja na śmiertelne niebezpieczeństwo. w razie śmierci cara ktoś musiał przejąć władzę, by zachować jej ciągłość. Ale kto? Konstanty czy Mikołaj? A może najmłodszy z braci, Michaił?". Tymczasem nad carem naprawdę zbierały się czarne chmur: choroba władcy, pojawienie się komety, pożar w Carskim siole, powódź w Petersburgu. Trochę cierpnie skóra, kiedy czyta się, jak "Woda podmyła pobliski cmentarz, więc krzyże i ludzkie szczątki podpływały pod carską rezydencję". Straty materialne sięgnęły 200 000 000 rubli? Zaraz zaczynano sobie przypominać, jak to było w chwili przyjścia na świat JIM. Na to wszystko nakładały się problemy wewnątrz rodziny! I zmiana stosunku do "sprawy polskiej"? Choć gro oficjeli w Królestwie nadal entuzjastycznie i hołdowniczo wielbiła cara-króla, kiedy ten "...przygotowywał [...] rozwiązania ograniczające jego autonomię, takie jak zaostrzenie cenzury czy pozbawienie mieszkańców w trybie administracyjnym swobód obywatelskich".
"« Notre ange est au ciel» (Nasz anioł jest w niebie). Te poruszające słowa obiegły całą Rosję, grawerowano je na wojskowych medalach" - tak małżonka carska informował jego matkę o zgonie w Taurogu, 19 XI 1825 r., cesarskiego małżonka. Kiedy w Petersburgu tłumiono bunt dekabrystów, mimo wszystko państwo stawało na granicy nieomal wojny domowej, ciało zmarłego odbywało ostatnią peregrynację? Oszalały tłum, rodzące się plotki, chęć otwierania trumny, tłumy płaczących! Armaty bijące z Kremla? Ale nie w porywie ostatniego, żałobnego hołdu, ale by oddać strzały ostrzegawcze? Wojsko obstawiające drogę konduktu - dla bezpieczeństwa carskiego ciała! W takiej atmosferze rodziła się legenda. Pogrzeb to kolejny akt dramatu.
Europa czciła pamięć zmarłego? Prusy! Niderlandy! Francja! Uderzano w żałobne tony! "Okropna wiadomość, wielki dla Polaków smutek! Nasz wielbiony monarcha nie żyje" - pisał w Warszawie Tymoteusz Lipiński. Jedenastodniowa żałoba chyba najdobitniej świadczy o polskim przywiązaniu do zmarłego.
Andrzej Andrusiewicz siłą rzeczy musiał ustosunkować się do plotek o cudownym ocaleniu cara, o Fiodorze Kuźmiczu i innych nawiedzonych. Dlaczego tak bardzo interesowano się osobą świętego starca? Dlaczego rodzina carska nie bagatelizowała tego mitu? Sam nie wiem, jak ustosunkować się do faktu, jaki odnotowuje się w biografii: "Cesarz Mikołaj II Aleksandrowicz zamierzał wybudować cerkiew na miejscu celi starca, lecz wybuch wojny w 1914 roku uniemożliwił realizację tego projektu. Mikołaj przyjeżdżał na grób Kuźmicza, a gdy dowiedział się, że podczas prac nad wznoszeniem kaplicy (1903) uszkodzono mogiłę, uznał to za zły znak dla dynastii". Okazuje się, że swój udział w... mitologizacji pośmiertnych zdarzeń dotyczących cara mieli bolszewicy? Otwieranie grobu, potwierdzanie o rzekomej pustej trumnie, przekopanie mogiły świętego-starca? Temat nie umarł: "W 2001 roku nad mogiłą Kuźmicza wzniesiono kaplicę-cerkiew Kazańską. Stała się ona miejscem kultu i pielgrzymek. Legenda służy państwu, bo podtrzymuje historiozoficzną ideę Świętej Rusi". Zaskoczenie? Dla mnie - tak. Kolejny fakt, o którym nie miałem minimalnego nawet pojęcia! I za to cenię podobne książki - odkrywają lub popularyzują fakty, które jakoś do nas nie docierają...
Andrzej Andrusiewicz raczej jednoznacznie rozprawia się z mitem "drugiego życia" Aleksandra: "Powstanie legendy Aleksandra - Kuźmicza świadczy o tym, że było na nią zapotrzebowanie. Aby być błogosławionym, doskonałym carem, władca musiał się przemienić w jurodiwego bądź w świątobliwego starca. [...] Jego «łżeśmierć» i «drugie życie» są barwną historyczną mistyfikacją, która znakomicie wpisuje się w burzliwą tradycję rosyjskiego samozwaństwa, pielgrzymowania i fenomenologii religijnej". Szkoda, że nie sięgnięto po opinie (nawet sprzeczne) rodziny carskiej. Znam takowe.
"Aleksander I. Wielki gracz car Rosji-król Polski" - kolejna książka Andrzeja Andrusiewicza powinna zaspokoić wybredne gusta nawet takiego Czytelnika, który mija wielkim łukiem podobną "literaturę faktu". Nie uwierzę, aby miłośnik epoki mógł obojętnie minąć tom w księgarni. To po prostu świetnie napisane dzieło, które czyta się rewelacyjnie, które pobudza ciekawość! Tak, nawet tego, komu wydaje się, że już wszystko wiedział "na temat"! Tym bardziej, że Wydawnictwo Literackie kolejny raz bardzo edytorsko przyłożyło się do bogatego "zaopatrzenia" książki. Chciałbym wierzyć, że to nie ostatnie słowo Autora "w temacie"? Z chęcią wziąłbym się do czytania biografii kolejnych potomków Pawła I: Mikołaja I, Aleksandra II, Aleksandra III, Mikołaja II.
"Imię dla dziecka wybrała Katarzyna - nazwano go Aleksander na cześć rosyjskiego bohatera księcia Aleksandra Newskiego. [...] Mówiono, że imperatorowa wiąże z nim tak wielkie nadzieje, że pragnie, aby był drugim Aleksandrem Macedońskim, którego chciała widzieć na tronie odbudowanego cesarstwa bizantyjskiego" - czytamy. Nie znałem tej pierwszej interpretacji. Co do Bizancjum wiązałem, już nie wiem za kim, raczej z księciem Konstantym Pawłowiczem (tak, tego z nocy listopadowej). Na ten temat jest kilka stron dalej. Żałować należy, że pozbawiono nas możliwości przeczytania strof Wasylija P. Pietrowa ku czci następcy tronu. Tym bardziej, że ów poeta przerobił "na okoliczność" strofy samego Wergiliusza?
Wartością dodaną książki Andrzeja Andrusiewicza jest bogactwo reprodukowanych portretów bohaterów. Nie sądzę byśmy wcześniej (poza Internetem) mieli okazję obejrzenia dziecięcych, ba! niemowlęcych obrazów Aleksandra. Poznajemy świat "lat dziecinnych" przyszłego imperatora. Zakochaną bezgranicznie w riebionce babce i ojca, który "...bardziej dbał o nowy krój mundurów i musztrę prywatnego wojska niż o los pierworodnego". Przemyślna edukacja starzejącej się carycy-babki rodziła groźne owoce: "Rozmyślnie oczarowała chłopca, który ofiarował jej całą swoją dziecięcą miłość. [...] Tej miłości pozostał wierny do końca. Fanatycznie uwielbiany przez babcię, dla rodziców stawał się coraz bardziej obcy". W końcu to zatroskana babcia napisała nawet dla wnuczka utwór pedagogiczno-moralny? Stąd i nie dziwota, że A. Andrusiewicz kontynuując temat wychowania carewicza podaje: "W świeckiej pedagogice Katarzyny niewiele było dogmatów religijnych czy odwołań do opatrzności. Starannie dobierała książki i ryciny, jakie trafiały do rąk wnuka, eliminowała zabobony, zwyczaje cerkiewne czy bitewne rzezie, zastępując je obrazami twórczych trudów człowieka". Warto zwrócić uwagę na nauczycieli, którzy zajęli się metodycznym wdrażaniem Pawłowicza w świat wiedzy i nauki.
Skutkiem tak odebranej edukacji (czytaj m. in. za sprawą Frédérica-Césara de La Harpe) kiełkowała w umysłach myśl o nowej formie władzy? Andrzej Andrusiewicz podaje: "...kwestionował płynący z tradycji pogląd, że władza cara jest nieograniczona, ponieważ pochodzi od Boga. Władza cara oświeconego winna być oparta na podstawach politycznych, ekonomicznych, społecznych, bo jak się okazuje, samodzierżawie nie gwarantuje stabilizacji wewnętrznej ani rozwoju kraju". Trudno potem dziwić się, że sam Aleksander jął głosić nieomal wywrotowe poglądy: "Nigdy nie będę despotą. Jedyne moje marzenie to ochronić Rosję od pełzającego despotyzmu i tyranii". Jak będzie wyglądała realizacja tak ambitnych postanowień młodzieńca? O tym jest również ta książka. Jak uświadamia nam Autor doniosłość roli de La Harpe: "...jak nikt inny wpłynął na ukształtowanie charakteru i poglądów przyszłego cara, co w niczym nie pomniejszało trudu wychowawczego ukochanej babuni,bo bez niej nie byłoby takiego Aleksandra, jaki pojawił się na rosyjskim Olimpie". Ciekawe, że rewolucyjne poglądy francuskiego pedagoga nie zachwiały jego pozycji nawet po wybuchu rewolucji we Francji i dochodzących z tam przerażający wieści o losie rodziny królewskiej! "...tylko on bowiem - czytamy dalej - gwarantował odpowiednie wychowanie carewicza, które [...] rozwijało jego rozum i przygotowywało do pełnienia najwyższej władzy". Co nie oznacza, że fortuna nie odwróciła się od Szwajcara. Zmuszono go do opuszczenia Rosji w 1795 r. "Adieu, mon cher ami" - tymi słowy Aleksander żegnał swego mentora. to chyba najtrafniej oddaje ducha wzajemnych realcji, które łączyły obu panów.
Nie zapominajmy, że Katarzyna II zadbała również o... edukację seksualną swego wnuczkowego ulubieńca: "W nieoficjalnych sprawozdaniach informowano cesarzową, że jej wnuk popada w rozmarzenie, bezwstydnie ogląda się za przedstawicielkami płci pięknej i wzdycha na ich widok". Troskliwa babcia niczego nie zaniedbywała, niczego nie pozostawiała przypadkowi? To samo zresztą dotyczyło wyboru przyszłej małżonki. A jakże spośród niemieckich księżniczek! A tą wybranką została Luise Marie Auguste Prinzessin von Baden. Елизавета Алексеевна - tak ją zapamięta historia Rosji. Wpisze się w poczet rosyjskich cesarzowych, z których od czasów Katarzyny II do Aleksandry Fiodorownej (de facto była to: Victoria Alix Helena Louise Beatrice von Hessen und bei Rhein) tylko jedna nie była Niemką! Ale na poznanie tego szczegółu odsyłam do innej książki A. Andrusiewicz pt. "Romanowowie...", która była bohaterką "Przeczytań..." - odc. 126. Ślubowi Luizy i Aleksandra poświęcono cały rozdział IV. Wychodzi na to, że "margrabiowski Dom z Badenii" przypominał trochę... wielkich i potężnych niby-Habsburgów! Umiano skutecznie kramarzyć swoimi córkami. Siostry Luizy nie miały może takiego szczęścia, jak ona, ale Szwecja, Bawaria, Hesja i Brunszwik. Warto odnotować, że jej siostrzenica Maria będzie żoną cara Aleksandra II, który w morzu krwi utopi powstanie styczniowe! To jednak nie jest przedmiotem zainteresowań Autora. Dwutygodniowe świętowanie zawarcia związku małżeńskiego? Niesamowite przeżycie. "Ślub Aleksandra stanowił dla ukochanej babuni najpiękniejszy prezent na jubileusz jej pięćdziesięciolecia pobytu w Rosji" - tak kończy rozdział IV Andrusiewicz.
"Przyjaźń z Aleksandrem rzeczywiście nie była bezinteresowna, za cenę kolaboracji bowiem książę Adam miał doprowadzić do odzyskania skonfiskowanych majątków i wpływów. Sprawy prywatne stały ponad wszelkimi innymi" - taki rys księcia Adama Jerzego Czartoryskiego odnajdujemy w kolejnym rozdziale. Tak, możemy śledzić nie tylko rozkład pożycia przyszłego cara, ale też początki przyjaźni Aleksandra z Adamem Jerzym. Wychodzi na to, że to książę z Puław umiał skutecznie manewrować swym nowym przyjacielem? Warto przyjrzeć się "klubowi młodych", który otaczał wnuka Katarzyny II.
"Ogień pochłonął wielką tajemnicę familii. O treści przeczytanych dokumentów Pawła nigdy nie wspominał" - tyle zostało po tajnych dokumentach, jakie Paweł wydobył z matczynej szkatuły po jej śmierci 6/17 XI 1796 r. Rozpoczęły się rządy Pawła I! I ciąg dalszy trudnych relacji na linii ojciec-syn, które doprowadziły do tragedii, jaką były wydarzenia z 11 marca/23 marca 1801 r. Pod jakim ciśnienie musiał żyć jedynak zmarłej carycy, skro wymusił na pierworodnym potomku dodatkową deklarację: "I przysięgam nie dokonywać zamachu na gosudaria i rodzica mego"? Mamy, rzecz jasna, opis zamachu i... matematyczno-genealogiczno-historyczne dopełnienie: "Egzekucję na carze pół-Niemcu wykonali «pełni» Niemcy, Pahlen i Benningsen, wspierani przez zdradzieckich Rosjan. Zamek, który miał zapewnić cesarzowi bezpieczeństwo, stał się dla niego grobem". Tu muszę nie zgodzić się z Autorem, przy całym szacunku dla Jego pracy twórczej. Paweł I nie mógł być pół-Niemcem, bo był 3/4 Niemcem. 1/1 należała do Anna Piotrownej, córki Piotra I. Pewnie niezręcznie byłoby pisać o śp. carze używając tej pierwszej wartości matematycznej. Niemniej - jest to nieścisłość, która Autorowi nie powinna się była zdarzyć.
Andrzej Andrusiewicz wie, jak rozpocząć opis "nowej drogi życia" Aleksandra Pawłowicza: "Choć Aleksander postępował zręcznie, z ostrożnością i chłodnym wyrachowaniem, na jego rękach pozostała krew. W kategoriach formalnoprawnych tron uzyskał legalnie, jako najstarszy męski sukcesor, w kategoriach moralnych były to krzywoprzysięstwo i uzurpacja". Przy okazji dowiadujemy się ciekawych faktów z życia młodszego brata nowego cara, wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, w 1830 r. niefortunnego bohatera nocy listopadowej w Warszawie. I teraz postawmy sobie pytanie: co my wiemy o panowaniu Aleksandra I między 1801, a 1807 r.? Cezura czasowa jest czytelna. "Przegrał bitwę pod Austerlitz!" - słusznie zauważa pan bez jamnika. I dalej? Dalej mamy... mrok, aż do roku owego, którego żołnierz nazywał rokiem wojny i Wielka Armia wielkiego Napoleona przekroczyła Niemen, aby rozpocząć tzw. II wojnę polską! Ciekawostką godną odnotowania jest zachowanie Pawłowicza przy koronacji: "Po odczytaniu Ewangelii Płaton [metropolita moskiewski i kołomieński, urodzony jako Piotr Lewszyn - przyp. KN] okrył Aleksandra purpurą i wymawiając słowa modlitwy, podał mu koronę, którą car sam włożył sobie na głowę, wziął do rąk pokropione święconą wodą regalia i zasiadł na tronie". Innymi słowy to kolejny w historii chojrak, który de facto sam siebie koronował!
Mam chwilami nieodpartą chęć, aby włączyć na YT "Боже, Царя храни!". "Serce jego najlepsze, nie można by żądać dogodniejszego narodowi monarchy" - cytuje A. Andrusiewicz, jak na początku pisali carscy entuzjaści. Jednego na pewno nie można Aleksandrowi odmówić: roztaczał wokół siebie aurę, na którą dali się w przyszłości chwycić wielcy ówczesnego świata? Nie zapominajmy, że wśród nich znaleźli się choćby T. Kościuszko. Liberalizacja, której hołdował Pawłowicz wcale nie jednała mu zwolenników, ba! gorszyła ortodoksów, zgorzałych konserwatystów dawnego prządku! W tym choćby matkę cara, Marię Fiodorowną, de facto Sophie Dorothee Auguste Luise Prinzessin von Württemberg. O ambicjach nowego władcy może świadczyć epizod z maja 1801 r., kiedy w kręgu zaufanych sobie ludzi (był nim też ks. A. J. Czartoryski) zdradził, "...że chętnie nadałby wolność całemu światu, pod jednym warunkiem: że wszyscy podporządkują się jego woli". Reformatorskie pomysły, dopuszczanie do urzędów nowych, młodych ludzi pachniało starym politycznym wyjadaczom, nieomal, jak anarchia i przewrót?
"Wywoływał awantury, bójki, okładał pałką oficerów, jednego z hrabiów pobił tak dotkliwie, że złamał mu rękę" - to czarna strona Aleksandra? Nie. To krótki rys zachowań wielkiego księcia Konstantego! Ale okazuje się, że Aleksander miał też "swoje za uszami". "Elżbieta cierpliwie znosiła odsunięcie się Aleksandra od jej łoża. Wiedziała o jego przygodach miłosnych, sam zresztą o tym opowiadał. Cesarskie metresy nie kryły przed Elżbietą swoich zażyłych relacji z jej mężem" - oto jeden z tych obrazów cara, przyszłego króla Polski, o którym niewielu zdaje sobie sprawę. Nie ukrywam, że chciałem znaleźć informacje o Gustawie Ehrenbergu? Nie znalazłem. Nie ma ich. Szkoda. Nie zapominajmy, ale car miał z legalnego związku dwie córki: Marię i Elżbietę. Obie dziewczynki zmarły w dzieciństwie. Carowa nie była dłużna? Każdy zna wielką polską miłość Napoleona czy nawet wielkiego księcia. Ale i Aleksander uległ wdziękom hrabianki Marii Antoniny Narszykiny de domo Czetwretyńskiej-Świętopełek."Sytuacja się skomplikowała, gdy Maria powiał syna o imieniu Emanuel. Ponownie zaczęła nalegać na rozwód Aleksandra i dążyć do uczynienia syna wielkim księciem-cesarzewiczem,a w przyszłości, być może, królem Polski. Bezskutecznie. sukcesja tronu w Rosji pozostała w rękach Romanowów [...]" - odkrywam zapomniany epizod carskiej alkowy?
Podejrzewam, że kompletnie dla przeciętnego polskiego Czytelnika nieznane są szczegóły kaukaskiej polityki podbojów Aleksandra I. Wiemy, że na początku XIX w. w granicach Rosji znalazła się Gruzja. I pewnie na tym urywa się powszechna wiedza o tym rejonie świata. Tym bardziej wgryzamy się w rozdział "Ekspansja na Południu". Jest okazja poznać, jak politykę swego władcy w tym rejonie realizowali m. in. Paweł Cycjanow. To o nim czytamy: "W imię zjednoczenia pod berłem Aleksandra posiadłości zakaukaskie posługiwał się zarówno orężem, jak i dyplomacją, a inspirowane przez tubylców zbrojne wystąpienia antyrosyjskie tłumił z całą bezwzględnością". Takie nazwiska, jak Kutuzow czy Bagration kojarzymy z innym "teatrem działań wojennych" - z Napoleonem, mniej z wojną z Turcją. Rosjanom wciąż roiło się panowanie nad Bosforem?
"Skoro nam z woli bożej ster Finlandii powierzony został, będziemy jako krajem wolnego narodu rządzić i strzec praw nadanych mu konstytucją" - tak dokonywa się kolejny akt rozszerzania granic imperium. W granicach Rosji znalazła się Finlandia ! Gustaw IV Adolf z dynastii Holstein-Gottorp (a więc spokrewnionej w niby-Romanowem) nie miał w sobie nic z wielkiego wojowniczego imiennika z XVII w. Nieudolnie dowodził, Finlandii nie odbił, ba! utracił tron! Rosjanie zaś skutecznie raz po raz razili wroga! Za cenę 8000 poległych żołnierzy Aleksander I ziścił marzenie Piotra I panowania nad Zatoką Fińską!
"Niezwykła kobieta imponowała Aleksandrowi. Wśród pań, które go otaczały, nie znajdował ani jednej takiej indywidualności, która skądinąd swoim intelektem zapewne przypominała cesarzowi jego ukochaną babkę. Aleksander pożądał Luizy nie tylko jako atrakcyjnej kobiety, lecz także jako sojuszniczka politycznego. Naraz przyszło mu uprawiać podwójny flirt: miłosny i polityczny" - podobna narracja skupia uwagę Czytelnika. Historyczna narracja Andrzeja Andrusiewicza, to chwilami najczystsza proza. Ma się wrażenie, że czytamy dobrze skrojoną powieść. Jest-że w historii Prus/Niemiec bardziej uwielbiana władczyni, jak Luise Auguste Wilhelmine Amalie, Herzogin zu Mecklenburg? 10 III minęła 240. rocznica urodzin tej niezwykłej monarchini. Sama charakterystyka królowej Prus robi wrażenie i budzi podziw (respekt). Wymieńmy tych kilka cech, które znajdujemy w tekście: ulubienica poddanych, niebiańska zjawa, zbawienny duch Niemiec, pruska Madonna, cnotliwa czarodziejka. Pada zdanie, które nie zyskałoby aplauzu u JKM Fryderyka Wilhelma III: "W rzeczywistości to Luiza rządziła państwem. Król tylko pomagał energicznej małżonce i pod osłoną jej rządów pędził żywot monarchy". Nie zapominajmy, to matka przyszłego cesarza Niemiec, Wilhelma I. Węszący skandale w życiu monarchy mają tu pożywkę i żer: "Miał dwie kochanki. Prawie każdą noc spędzał u jednej bądź u drugiej. Nie skończyło się tylko na miłosnych igraszkach". Takie szczegóły dodaję pikanterii naszemu historii poznawaniu? Jedną była JKM Luiza, drugą jej rodzona siostra Fryderyka Karolina Zofia Aleksandra von Solms, przyszła królowa Hanoweru. Oczywiście echa memelskiego romansu dotarły od Petersburga. W obronie czci cara stawał jego przyjaciel książę Adam J. Czartoryski!
I właśnie polityce zagranicznej tegoż poświęca Autor dużo miejsca. Przyszła federacja słowiańska z przewodzącą jej Polską? Nie wolno nam zapominać, że obok opcji napoleońskiej była i ta, moskiewska! Po jednej stronie stał potomek Czartoryskich - nazywał się ks. Józef Poniatowski (wnuk Konstancji z Czartoryskich Poniatowskiej) i po drugiej stał potomek Czartoryskich - ks. Adam Jerzy Czartoryski (wnuk Augusta Aleksandra, brata Konstancji). I w ten sposób dotarliśmy do tego, który rył Europę kopytami swych koni, deptał butami swoich żołnierzy - do NAPOLEONA!
"...kroczył od sukcesu do sukcesu. Zwyciężał militarnie, straszył, obiecywał, obdarowywał sprzymierzeńców prowincjami i krajami, groził najazdem Anglii, która właśnie pracowała nad utworzeniem koalicji, wszędzie ogłaszał siebie obrońcą wolności" - trudno się nie zgodzić z tym rysem Cesarza Francuzów. No i kroczymy w ślad za Tytanem: Austerlitz! Eylau (Pruską Iławą)! Borodino! Moskwa! Śmieszy mnie, kiedy ktoś chce mnie przekonać, że Aleksander był... pogromcą Małego Kaprala? Wydawnictwo Amber uraczyło nas kilka lat temu biografią tak uformowaną. Na szczęście A. Andrusiewicz nie przekracza granic dobrego smaku i pisze: "Wojskami rosyjsko-austriackimi dowodził [chodzi o kampanię 1805 r. - przyp. KN] Aleksander, chociaż na miejscu był profesjonalny dowódca - generał Michaił Iłłarionowicz Goleniszczew-Kutuzow. [...] W sztuce dowodzenia na polu bitwy Napoleon okazał się lepszy od pozbawionego większych talentów wojskowych Aleksandra i butnego Franciszka". Jakiż przygniatająco depresyjny obraz skreślił nam tu autor po bitwie z 5 XII 1805 r.: "Austerlitz stało się jednym z najstraszliwszych przeżyć w życiu Aleksandra. Popadł w głębokie przygnębienie [...]. Pierwszy raz w życiu widział prawdziwe następstwa wojny. Nawet koń odmówił posłuszeństwa, nie chcąc skakać przez rów wypełniony trupami". Idealizm roztrzaskał się w zderzeniu z prawdziwym obrazem militarnej ubijatki? Wiele bym dał, aby zobaczyć, jak: "Aleksander zszedł z siodła, usiadł pod drzewem i zapłakał". To ma być pogromca Napoleona? Bo ja widzę mazgaja! Zaraz będzie rozpaczał - nie tyle nad klęską, co śmiercią... koni. Kto za klęski wkrótce poniósł konsekwencje? A kochanek carskiej żony, książę Adam Jerzy!... Powinno nas zaskoczyć takie stwierdzenie: "Aleksander [...] mimo doznanych upokorzeń, pozostawał pod urokiem swojego największego wroga. [...] Aleksander myślał, że uda porozumieć z Napoleonem, ale bez konieczności spotkania w cztery oczy". Fantastyczne czy irracjonalne pomysł? Koniec końców obaj władcy wspólnie wpisali do historii Europy (w tym i Polski) nazwę: TYLŻA!
"hosudarowie rosyjscy są urodzonymi królami polskimi, uprawnionymi do wyznaczania w zastępstwie swoim namiestników" - ale petersburski hosudar nie chciał brać sobie wtedy do serca podobnych mrzonek. Odżyją na kongresie pokojowym w Wiedniu! Ale na to jeszcze trzeba było czekać długie sześć lat. W 1809 r. nikt o zdrowych zmysłach nie mógł przewidzieć II wojny polskiej i jej tragicznych skutków, bitwy Narodów, a na koniec abdykacji w Fontainebleau!
Brakuje mi w bogatej w treści i ikonografię książce A. Andrusiewicza tego, co mówił i pisał główny bohater biografii. Tak, tego, co fachowo nazywamy: tekstami źródłowymi. Co mi z tego, że 1/13 stycznia 1810 r. "...uroczyście otworzył w Petersburgu pierwsze posiedzenie Rady Państwa i wygłosił mowę napisaną przez Spieranskiego [Michaił Michajłowicz, rosyjski polityk i prawnik, reformator, wolnomularz, osobisty doradca cara, członek Rady Stanu, zwolennik monarchii konstytucyjnej - przyp KN]". Szkoda, że nie dano nam próbki tego, co powiedział Aleksander. Autor wprowadza nas w tajniki planów reform właśnie M. Spieranskiego czy N. Mordwionowa.
"Rozejście się dróg Aleksandra i Napoleona dowodziło, że w ich dotychczasowych porozumieniach więcej było chęci pokazania Europie, jak bardzo pragną pokoju, niż szczerej woli zawarcia trwałego przymierza" - mądre słowa. Zgadzam się z tak interpretacją. Kiedy zawiodła dyplomacja - musiały odpowiedzieć armaty! Próba skaptowania, m. in. księcia-wodza Józefa, nie powiodła się, a tajna misja do Warszawy ks. Adama Jerzego mogła nawet zachwiać i to bardzo brutalnie, tronem Aleksandra I. Na co, jak sugeruje Autor, liczył Napoleon!... Podoba mi się takie stwierdzenie Autora: "Walka Paryża i Petersburga o polskiego żołnierza zakończyła się sukcesem Paryża". I tak będzie do 19 października 1813 r., kiedy w nurtach Elstery zginie śmiercią bohatera książę-wódz-marszałek Francji Józef Poniatowski! Bóg MU powierzył honor Polaków!
W 1812 r. zorganizowano w Rosji "...tajną policję wojskową pod kierownictwem Jakowa Iwanowicza Sanglena. [...] Wywiad rosyjski przechwytywał depesze Napoleona i jego marszałków". Okazuje się, że jedną z form walki wzmocnienia morale państwa wobec francuskiego zagrożenia była... cenzura! "Pod pretekstem zwalczania «wrogich religii» przy akademiach duchownych i uniwersytetach powołano komitety cenzury, których kompetencje wykraczały poza kwestie wyznaniowe. Wstrzymano druk książek francuskich, które osłabiały «ducha narodowego i podburzały do buntu»". Tego strachu "przed zewnątrz" Rosja już się nie wyzbędzie, ba! utrzyma to samo myślenie bolszewicka Rosja!
"O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju! / Ciebie lud dotąd zowie rokiem urodzaju, / A żołnierz rokiem wojny [...]" - mogłem-że mieć inne skojarzenie. Praprapradziad Franciszek Doliwa Głębocki, rocznik 1797, musiał widzieć przemarsz Wielkie Armii. Wileński zaścianek Trepałowo leżał na drodze przemarszu wojska! "Francuskim przygotowaniom wojennym Aleksander przeciwstawił tajną dyplomację, której arkana politycy rosyjscy mieli lepiej opanowane. [...] Na początku czerwca 1812 Aleksander zarządził opołczenije (pospolite ruszenie), którym objęto chłopów pańszczyźnianych i warstwy społeczne o tradycji kozackiej". 225 000 miało się przeciwstawić Wielkiej Armii cesarza Napoleona? Jak to plastycznie ujął A. Andrusiewicz: "Na lewym brzegu Wisły stała armia «dwudziestu języków» [...]. Na prawym brzegu usadowiła się armia, która etnicznie też nie była jednolita. Słowem, nad Wisłą zebrała się cała Europa". Sprawdźmy gdzie w tym czasie był Aleksander I? W Wilnie! Sypały się zaszczyty i splendory na tamtejszą wierną carowi szlachtę litewską (polską?). Bale, miłostki, ordery!...
"...Napoleon był tak poważanie zaangażowany w przygotowania do uderzenia na Rosję, że niemal nie zadawał sobie trudu ukrywania swych zamiarów" - kreśli dalej Autor postawę Boga wojny. Nie omieszkał nam przypomnieć: "Wkraczał jako najeźdźca, jakby nie wiedząc, że Rosja ma długą tradycję nie tylko dzikich buntów, lecz także ofiarnych bojów w obronie zagrożonej ojczyzny". Przyznam się, że nie znałem meandrów polityki księcia Adama Jerzego w tym okresie. Tak o pewnym sceptycyzmie tegoż czytamy m. in.: "Książę znał możliwości obronne Rosji, dlatego przewidywał, że zbrojna konfrontacja potężną armią napoleońską zakończy się dla cesarza Aleksandra katastrofą, a wówczas karty w sprawie polskiej będzie rozdawał Napoleon".
Nie zastanawiało Was nigdy, gdzie w tym czasie "wojny i pokoju" był rzekomy pogromca Cesarza, władca Rosji? Szkoda, że i tym razem nie jest nam dane przeczytać, choć we fragmencie, "Manifestu do armii", jaki na wieść o agresji Wielkiej Armii car podpisał w Wilnie. A po czasie najnormalniej... zwiał z Wilna! Jeszcze nie ostygły komnaty po JIM, a zjawił się Napoleon! Jak się sprawdzał w polu ukochany wnuczek Katarzyny II, ów rzekomy pogromca Napoleona. A. Andrusiewicz podaje: "Dopóki dowodził, przynajmniej formalnie, Aleksander, wojska ponosiły klęskę za klęską". Pióro nie mogło zrekompensować klęsk militarnych! Bardzo budujące było "dla sprawy polskiej", to co działo się w Mińsku! Tylko Napoleon tam wkroczył, a poniosło się "Jest Polska!". Moskwa ulegała w tym czasie panice! Znamy to z powieści Lwa Tołstoja? Car przybył do miasta. Bał się upadku Moskwy: "...Rosja będzie stracona, bo bez mitycznego Trzeciego Rzymu nie mogłaby istnieć. Problem był więc natury psychologicznej, religijnej, politycznej". Stąd wizyta cara w dawnej stolicy wywołała entuzjazm! "Zapanował nad zbiorową duszą Moskwy, ale czy nad duszą narodu? Czy dodając otuchy moskwianom, dodał jej tysiącom poddanych, którzy już znaleźli się pod obcym panowaniem?" - na te pytania, stawiane przez Autora, znajdziemy na pewno odpowiedzi.
Padł Smoleńsk! Co z tego, że car oddawał władzę w ręce Kutuzowa, skoro "...w dalszym ciągu wydawał rozkazy poszczególnym armiom, pomijając Kutuzowa. Postępowanie cesarza dezorganizowało działania na froncie i przyczyniło się do niejednej klęski". Mama nadzieję, że o ile znaleźli by się wśród nas chwalcy cara Aleksandra I, to ta biografia zdziera z osoby jakąś niezasłużoną patynę chwały! Mamy opis bitwy pod Borodino, na ile pozwala objętość takiej monografii: "Borodino nazywano bitwą generałów. Po obu stronach zginęło ich 78 - 29 generałów rosyjskich, 49 francuskich generałów i marszałków. Takich strat wśród najwyższego dowództwa Europa nie widziała od stu lat". Potem było wzięcie Moskwy! Pożar! Cofanie się Wielkiej Armii - i klęska! zagłada! Straszne jedno słowo: Berezyna. Do dziś budzi we mnie respekt (lęk) i podziw, dla tych którzy pokonywali tę rzekę. I odwrócenie karty losu?
"Nauczył się sztuki stanowczego rozkazywania. wreszcie wybiła jego godzina" - oto Aleksander I, który zawłaszczy chwałę i dumę zwycięstwa? "Jestem zdecydowany walczyć nie tylko przez tę zimę, ale aż do powszechnego pokoju i tak stałego, żeby odpowiadał zabezpieczeniu Rosji i Europy" - pisał Aleksander do ks. A. J. Czartoryskiego. Zwycięstwo Aleksandra (acz nie przez osobę Aleksandra!) miało też swoje drugie dno: "Wichry wojny 1812 roku ukazały wielki, niezwykle trudny do rozwiązania problem społeczny Rosji w całym jego dramatyzmie. Aleksander zdawał sobie sprawę, że po wojnie trzeba będzie powrócić do projektów reformatorskich, także do kwestii pańszczyźnianej". Ale tą naprawdę zajmie się dopiero jego synowiec, kat powstania styczniowego Aleksander II (1855-1881). Na plus tego pierwszego zwraca uwagę Autor, a my tego nie pomińmy: "Aleksander nie popełnił błędu Napoleona, który ufał tylko rozstrzygnięciom militarnym. Działał dwutorowo, posunięcia militarne wspomagając politycznymi". Sojusze z Prusami (rozbicie tychże aliansu z Francją!) i dziwne związki z Anglią, która "...nie była zainteresowana całkowitym zniszczeniem armii napoleońskiej, wszak jej unicestwienie uczyniłoby z Rosji mocarstwo kontynentalne". Pragmatyzm angielski może chwilami nas porażać, ale czyż na nim nie zbudowano potęgi Imperium?
"Tylko Żydzi witali Rosjan ze szczerą radością. Wszak oczekiwano, że car liberał zmieni status ludności żydowskiej, uwzględni jej postulaty ekonomiczne i samorządowe" - gdzie tak było? W Warszawie. 8 lutego 1813 roku. Swoją drogą ciekawe czy i ten wątek jest upamiętniony w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN? To też wycinek wspólnej historii. Bratanie się z pogromcą armii Księstwa Warszawskiego, jednym z zaborców? Jak to nazwać? Jak określić, żeby poprawność polityczna na tym nie ucierpiała?
"Lipsk był bitwą tragiczną dla Polski, wszak pochowała ona wybitnego wodza i nadzieję na odbudowę państwa u boku francuskiego sojusznika. [...] Zwłoki Poniatowskiego pozostały w Lipsku, bo Aleksander zabronił sprowadzenia szczątków księcia do Warszawy" - czytamy o skutkach bitwy narodów / Völkerschlacht bei Leipzig. Tam de facto Aleksander I był! "...nie powtórzy błędu Austerlitz" - uświadamia nam Autor. Widzimy, jak dotychczasowi sojusznicy Napoleona odchodzą do cara. U niego szukają wsparcia i pomocy? Jeden przed drugim prześcigał się, aby zaskarbić sobie łaski u nowego pana... Dyplomacja i przemyślana polityka Aleksandra zbierała żniwo? I widzimy, jak w tym wszystkim odnajdował się car!
Ciężko przełknąć epizod z Tadeuszem Kościuszką w tle? Nie - w roli głównej! Rzecz miała miejsce nieopodal Paryża w Barville (w departamencie Wogezy). Tam eks-Naczelnik uprawiał... antynapoleońską agitację: "...wezwał mieszkańców [...]., żeby nikt nie odważył się wystąpić przeciwko Rosjanom, w przeciwnym razie osobiście ukarze śmiałka. [...] spotkał się z rosyjskimi oficerami, okazywał im życzliwość, liczył na poparcie Aleksandra, który darzył go sympatią i nie był skory do wszczynania z nim sporów". Trudno powiedzieć czy Autor broni trzeźwy realizm (?) Kościuszki? Znajdujemy wyśnienie, że "Cesarz był mu potrzebny do realizacji planu restauracji Królestwa Polskiego i odbudowania armii polskiej". Nie sądzę, aby generał znał treść listu cara, jaki zamieszcza Autor w jednym z cennych przypisów, skierowanego do księcia Adama Jerzego Czartoryskiego: "Ulubionej myli o Polsce nie pozbywam się, ale nie brak mi trudności pomimo świetnego obecnego mego położenia. [...] Nie złożę broni przed spełnieniem nadziei Polaków, którzy we mnie pokładają całą ufność, a na tym nikt się jeszcze nie zawiódł i nie zawiedzie". Nie ukrywam, że triumfalny wjazd Aleksandra I do Paryża w 1814 r. na mnie, napoleoniście robi raczej przygnębiające wrażenie. Odwiedzanie grobu Karola Wielkiego przez Franciszka I, Fryderyka Wilhelma III i Aleksandra I - ma w sobie coś z żałosnej groteski?
Chyba mi... zgrzytnęło. Kiedy? Czytając o związkach w Paryżu kochliwego Aleksandra I z... byłą cesarzową Józefiną de Beauharnais i jej córką Hortensją (matką przyszłego cesarza, Napoleona III). Podana tam data śmierci eks-żony Napoleona I! Tu stoi, jak byk "25 maja" 1814, gdy wiadomo, że owa zmarła 29 maja 1814 r. Jestem przywiązane do dnia dnia "29 V", bo 149. lat później przyszedłem na świat.
"Prowadzono jawne i poufne rozmowy dwustronne i wielostronne. Przez cały czas trwania kongresu monarchowie otrzymywali informacje o posunięciach rywali. [...] Wszyscy szpiegowali wszystkich" - to o kongresie pokojowym w Wiedniu, w czasie obrad którego car raz po raz szermował "sprawą polską"? Nagle z potulnego i przymilnego cara wychodził wzburzony despota? Całkiem realne było zerwanie kongresu? Jedno, co łączyło dyplomatów, to bale, koncerty, festyny, polowania, hazard! I wiele innych atrakcji i... wdzięków (szczególnie tych niewieścich)! "Polskie salony w stolicy Austrii nie różniły się od paryskich. Nie poprzestawano na ucztach i balach, zajmowano się też interesami, bo Wiedeń stwarzał do tego wyjątkowe okazje" - rej wodziła m. in. Izabela z Czartoryskich Lubomirska, ciotka księcia Adama Jerzego, który "...wykazywał [...] największą aktywność polityczną. Organizował spotkania [...], układał projekty, memoriały, wszystko zgodnie z dewizą wyrytą na puławskiej świątyni Sybilli: «Przeszłość przyszłości»". Zaskakujący może być dla Czytelników burzliwy epizod w relacjach Klemens von Metternich, a wielki książę Konstanty: "Podczas ostrej sprzeczki z Metternichem na temat sprawy polskiej wielki książę, który sprzyjał Polakom i był zakochany w wojsku polskim, a każde nieprzychylne słowo pod adresem Polski wywoływało w nim gniew, uderzył adwersarza w twarz". A sam Aleksander wzbudzał emocje nie mniejsze, niż obecnie gwiazda rocka: "Każde publiczne pojawienie się Aleksandra wywoływało szmer uwielbienia nawet u obojętnych dam. On zaś nie odrywał wzorku od wiedeńskich piękności. [...] cesarz folgował zachciankom erotycznym, notując na swym koncie podboje sercowe, które natychmiast stawały się publiczną tajemnicą, roznoszoną przez dworskich szpiegów, plotkarzy u zazdrosne kobiety".
Theatrum mundi, jakie głównie kreował Aleksander I, grało jaki on nadał rytm? Powstanie Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego czy Rzeczypospolitej Krakowskiej - to jeden z wkładów w europejski ład cara? Zyskiwanie sobie Polaków, ich przychylności, to doskonały polityczny manewr dyplomacji petersburskiej: "Powstanie tej nowej-starej struktury państwowej - czytamy dalej - ściśle łączyło się ze zmianami terytorialnymi w europie i polityką Petersburga, korzystną dla Polski i będącą dla niej nową szansą historyczną".
O ile ktoś chciałby uprawiać dyskusję (jałową moim zdaniem) o wpł6ywie jednostki na dzieje (lub inną jednostkę), to nie może zbagatelizować skutków spotkania Pawłowicza z frau Julią von Krüdener. W sumie to niepojęte, jak ktoś taki jak Aleksander I dał się umysłowo zniewolić podobnej mistyczce? Czy to kolejny element układanki pt. Rosja, który trudno nam pojąć? Kiedy Europa zmagała się z Napoleonem, to wtedy car ulegał metafizycznym bajaniom tej mistyczki? Że się z tego odrętwienia otrząsnął? czas pokazał na ile były to trwałe bariery: "Znajomość Aleksandra z baronową przeminęła pod naciskiem realiów życia politycznego, którym władca musiał sprostać".
"Na trasie przemarszu, od Bramy Mokotowskiej aż do Krakowskiego Przedmieścia, stały polskie oddziały wojskowe i urzędnicy Królestwa. Nieopodal Zamku Królewskiego witało cara-króla duchowieństwo katolickie" - oto jak "Anioła Pokoju" witała, 12 XI 1815 r., Warszawa. Szkoda! Wielka szkoda! - jak bardzo brakuje mi w takich chwilach chociażby anonsów prasowych. Przy okazji wpadły mi w oko takie zdania: "Kult munduru w Polsce był równie duży jak w Rosji. Poza względami estetycznymi armia rosyjska była znakiem organizacji i siły państwa, w Polsce - symbolem walki o niepodległość". To, jak Warszawa i "okoliczna szlachta" (czy do takiej da się zaliczyć tych z Litwy i Wołynia?) fetowały nowego władcę, wiele można by tu cytować. "Apollo Belwederski", wlk. ks. Konstanty, nie dla każdego okazał się nie do strawienia: "Prości żołnierze chętnie lgnęli do nowego wodza, bo chociaż porywczy i skłonny do brutalności w gniewie, dbał o prestiż wojska i zapewnienie mu dobrych warunków służby". Ducha entuzjazmu doskonale oddaje to, co napisał, a co skrupulatnie przytoczył Autor z wypowiedzi samego Stanisława Staszica: "Polacy nieudolni być waszymi niewolnikami, ale są przygotowani stać się waszymi braćmi. [...] Połączenie, zrzeszenie sie Słowian w Cesarstwie Rosyjskim sprowadzi zrzeszenie się Europy, zniszczy w niej wojny i nada tej części świata stały pokój". Możliwe, że bagatelizujemy znaczenie konstytucji z 1815 r., ale nie zapominajmy na taki dokument Rosja będzie musiała czekać jeszcze przez 90. lat! Jak to możliwe, że ci sami, którzy wiernie stali przy Bonaparte teraz oddawali się sercem, ciałem i duszą nowemu? Andrzej Andrusiewicz tłumaczy to nam bardzo prosto: "Fetowano monarchę [w czasie jego kolejnej wizyty w Warszawie, w 1816 r. - przyp. KN], co było przejawem koniunkturalizmu, bo jeszcze niedawno służono innemu cesarzowi, ale wynikało to też z dbałości o interes kraju". I znowu jęknę: dlaczego nie przytoczono choć skrawków np. z mowy wygłoszonej w tejże Warszawie w 1818 r. Tak, mam prawo czuć niedosyt! Apeluję do Autora!
Chyba mało znanymi faktami są relacje z masonerią czy... katolicyzmem? Ale radosna koniunktura cara-reformatora odchodziła w cień? "Zarzucano mu odejście od liberalizmu w wewnętrznych sprawach kraju, w którym dziesięć lat po zakończeniu wojny z Napoleonem zmieniło się tylko umundurowanie urzędników. Podnosiły się głosy, że jeżeli zabraknie Aleksandra, nikt go nie będzie żałował". Kończyła się era umiłowanego i oświeconego cara? O ile ktoś ma pod ręką pamiętniki Waleriana Łukasińskiego, to proszę sprawdzić, jak ów ocenił zmierzch nadziei związanych z carem-królem. Smutne, ale zarazem pouczające. Zresztą litografię Łukasińskiego znajdziemy w tym tomie. To po aresztowaniu przywódcy (Autor używa zwrotu: lider?) Towarzystwa Patriotycznego: "Wielki Wschód Polski [loża masońska - przyp. KN] odsądzała Aleksandra od czci i wiary, a Nowosilcowa nazwano największym łajdakiem, pijakiem i bezwstydnikiem w Królestwie". Przyznam się, że kiedy przed laty wysłuchiwałem peanów na cześć M. Gorbaczowa hamowałem ów entuzjazm przypominając, jak zaczął i jak skończył niby-Romanow, Aleksander I. Wkrótce car wydał wojnę lożom masońskim? Czy zyskał tym poklask? Proszę sprawdzić. Destrukcja wdzierała się do kadry oficerskiej. Rojono sobie nawet o zmuszeniu cara do... abdykacji? Andrzej Andrusiewicz tylko w braku jedności pomiędzy różnymi oponentami władcy upatruje brak odniesienia sukcesu?
Bardzo pouczającą lekcją władzy stała się carska podróż po imperium: "Pokonał trasę o długości 200 tysięcy kilometrów. Czasami w ciągu jednej marszruty przemierzał 3-4 tysiące kilometrów. [...] Objechał imperium wzdłuż i wszerz, od Archangielska po Krym, od stepów Kirgizji do ziem Małorosji". W swej dobroci nie omijał "guberni zachodnich"? Zjeżdżał do majętności m. in. Czartoryskich, Potockich, Sanguszków czy Chodkiewiczów: "Przy okazji załatwiano interesy majątkowe i liczono, ile wydano pieniędzy na przyjęcie cesarza i jego świty. [...] Niektóre przyjęcia swoją wystawności zdumiewały nawet bywalców europejskich salonów.. [...] Wszędzie, gdzie się cesarz pojawił, rolę gospodarzy odgrywali polscy arystokraci, a nie petersburscy nominaci". I to wtedy się zaczęło... szukanie samotni, fascynacja pustelnikami? Mistycyzm odsuwał cara od doczesności: "Ważnym punktem programu każdej podróży były modlitewne wizyty w pustelniach. Cesarz szukał tam nie tylko ukojenia dla duszy, lecz także niezwykłych ludzi, którzy wiedli ascetyczne życie i imponowali rozumem". Mimo wszystko robią wrażenia opisy... ludzkich odruchów imperatora, jak choćby wtedy, kiedy spieszył z pomocą (lekarską) dla burłaka.Czytając wyczuwam (może mylę się) sympatię Autora do Aleksandra I? Choć nie spotykam tu entuzjastycznych "ech" i "ach". Proszę zwrócić uwagę, jaką ruinację pozostawiał za sobą nie zapowiedziany orszak, jak to odbijał się na opinii o JCM. Wychodzi na to, że był wyjątkowo czujnym obserwatorem: "Nie dał się oszukać władzom wizytowanych miejscowości, które starały się przedstawić wszystko w najlepszym świetle, niż było w istocie. Rozróżniał obłudne powitania od szczerego". Sypały się nagrody, przywileje, ale i kary, nieudacznicy tracili stołki.
A tymczasem w Petersburgu... Tak kwestią znaczącą była ewentualna sprawa sukcesji. Znamy zamieszanie dookoła małżeństwa wlk. ks. Konstantego z Joanną Grudzińską. "L'ange gardiue de la Pologne" zamknęła mężowi drogę do tronu. W sprawie następstwa poznajemy dość chwiejną postawę Aleksandra I: raz deklarował swoje wsparcie Konstantemu, drugim razem Mikołajowi? Może nas zaskoczyć stwierdzenie: "Nie ogłaszając dokumentów o porządku dziedziczenia tronu, Aleksander naraził Mikołaja na śmiertelne niebezpieczeństwo. w razie śmierci cara ktoś musiał przejąć władzę, by zachować jej ciągłość. Ale kto? Konstanty czy Mikołaj? A może najmłodszy z braci, Michaił?". Tymczasem nad carem naprawdę zbierały się czarne chmur: choroba władcy, pojawienie się komety, pożar w Carskim siole, powódź w Petersburgu. Trochę cierpnie skóra, kiedy czyta się, jak "Woda podmyła pobliski cmentarz, więc krzyże i ludzkie szczątki podpływały pod carską rezydencję". Straty materialne sięgnęły 200 000 000 rubli? Zaraz zaczynano sobie przypominać, jak to było w chwili przyjścia na świat JIM. Na to wszystko nakładały się problemy wewnątrz rodziny! I zmiana stosunku do "sprawy polskiej"? Choć gro oficjeli w Królestwie nadal entuzjastycznie i hołdowniczo wielbiła cara-króla, kiedy ten "...przygotowywał [...] rozwiązania ograniczające jego autonomię, takie jak zaostrzenie cenzury czy pozbawienie mieszkańców w trybie administracyjnym swobód obywatelskich".
"« Notre ange est au ciel» (Nasz anioł jest w niebie). Te poruszające słowa obiegły całą Rosję, grawerowano je na wojskowych medalach" - tak małżonka carska informował jego matkę o zgonie w Taurogu, 19 XI 1825 r., cesarskiego małżonka. Kiedy w Petersburgu tłumiono bunt dekabrystów, mimo wszystko państwo stawało na granicy nieomal wojny domowej, ciało zmarłego odbywało ostatnią peregrynację? Oszalały tłum, rodzące się plotki, chęć otwierania trumny, tłumy płaczących! Armaty bijące z Kremla? Ale nie w porywie ostatniego, żałobnego hołdu, ale by oddać strzały ostrzegawcze? Wojsko obstawiające drogę konduktu - dla bezpieczeństwa carskiego ciała! W takiej atmosferze rodziła się legenda. Pogrzeb to kolejny akt dramatu.
Europa czciła pamięć zmarłego? Prusy! Niderlandy! Francja! Uderzano w żałobne tony! "Okropna wiadomość, wielki dla Polaków smutek! Nasz wielbiony monarcha nie żyje" - pisał w Warszawie Tymoteusz Lipiński. Jedenastodniowa żałoba chyba najdobitniej świadczy o polskim przywiązaniu do zmarłego.
Andrzej Andrusiewicz siłą rzeczy musiał ustosunkować się do plotek o cudownym ocaleniu cara, o Fiodorze Kuźmiczu i innych nawiedzonych. Dlaczego tak bardzo interesowano się osobą świętego starca? Dlaczego rodzina carska nie bagatelizowała tego mitu? Sam nie wiem, jak ustosunkować się do faktu, jaki odnotowuje się w biografii: "Cesarz Mikołaj II Aleksandrowicz zamierzał wybudować cerkiew na miejscu celi starca, lecz wybuch wojny w 1914 roku uniemożliwił realizację tego projektu. Mikołaj przyjeżdżał na grób Kuźmicza, a gdy dowiedział się, że podczas prac nad wznoszeniem kaplicy (1903) uszkodzono mogiłę, uznał to za zły znak dla dynastii". Okazuje się, że swój udział w... mitologizacji pośmiertnych zdarzeń dotyczących cara mieli bolszewicy? Otwieranie grobu, potwierdzanie o rzekomej pustej trumnie, przekopanie mogiły świętego-starca? Temat nie umarł: "W 2001 roku nad mogiłą Kuźmicza wzniesiono kaplicę-cerkiew Kazańską. Stała się ona miejscem kultu i pielgrzymek. Legenda służy państwu, bo podtrzymuje historiozoficzną ideę Świętej Rusi". Zaskoczenie? Dla mnie - tak. Kolejny fakt, o którym nie miałem minimalnego nawet pojęcia! I za to cenię podobne książki - odkrywają lub popularyzują fakty, które jakoś do nas nie docierają...
Andrzej Andrusiewicz raczej jednoznacznie rozprawia się z mitem "drugiego życia" Aleksandra: "Powstanie legendy Aleksandra - Kuźmicza świadczy o tym, że było na nią zapotrzebowanie. Aby być błogosławionym, doskonałym carem, władca musiał się przemienić w jurodiwego bądź w świątobliwego starca. [...] Jego «łżeśmierć» i «drugie życie» są barwną historyczną mistyfikacją, która znakomicie wpisuje się w burzliwą tradycję rosyjskiego samozwaństwa, pielgrzymowania i fenomenologii religijnej". Szkoda, że nie sięgnięto po opinie (nawet sprzeczne) rodziny carskiej. Znam takowe.
"Aleksander I. Wielki gracz car Rosji-król Polski" - kolejna książka Andrzeja Andrusiewicza powinna zaspokoić wybredne gusta nawet takiego Czytelnika, który mija wielkim łukiem podobną "literaturę faktu". Nie uwierzę, aby miłośnik epoki mógł obojętnie minąć tom w księgarni. To po prostu świetnie napisane dzieło, które czyta się rewelacyjnie, które pobudza ciekawość! Tak, nawet tego, komu wydaje się, że już wszystko wiedział "na temat"! Tym bardziej, że Wydawnictwo Literackie kolejny raz bardzo edytorsko przyłożyło się do bogatego "zaopatrzenia" książki. Chciałbym wierzyć, że to nie ostatnie słowo Autora "w temacie"? Z chęcią wziąłbym się do czytania biografii kolejnych potomków Pawła I: Mikołaja I, Aleksandra II, Aleksandra III, Mikołaja II.
* * *
Na koniec nie mogę się powstrzymać od drobnej rodzinnej dygresji. Kiedy 34. lata temu przyszła na świat moja bratanica, mój wileński Dziadek zapytał mnie jak dano na imię jego prawnuczce. Odpowiedziałem "Aleksandra". Reakcja Dziadka (wtedy lat 76): "Dlaczego tak po rusku dali?". Uspokoiłem Dziadka-Pradziadka, że to imię nie rosyjskie, ale bardzo stare, greckie, wspomniałem nawet o Aleksandrze Macedońskim. To uspokoiło Seniora rodu. "A to dobrze" - zaakceptował wybór. Dla mego wileńskiego Dziadka takie imię kojarzyło się tylko z Moskalem! W końcu to za panowania Aleksandra II Mikołajewicza Murawiow-"Wieszatiel" lał po mordzie Dziadka dziada, a mego prapradziada, Stanisława (I) Poźniaka. Tak, w 1863 r.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.