środa, kwietnia 06, 2016

K l e n c z o n

Oglądam się za siebie. I przecieram ze zdziwieniem oczy.  Moje spojrzenie chce wydukać samo przez się: "Nie, to niemożliwe, aby od tamtego kwietnia minęło już 35. lat".  A jednak kalendarz jest nieubłagany. Ówczesny osiemnastolatek ma już pięćdziesiąt trzy, jest dziadkiem, ma siwą brodę i kolejną pooperacyjną bliznę? Wtedy, w kwietniu 1981 r., wydawało mi się, że Krzysztof Klenczon był taki stary - miał 39. lat. Ze swej strony mogę się tylko podpisać pod tym, co przed lat pisali założyciele Stowarzyszenia Miłośników Muzyki Krzysztofa Klenczona "Christopher": "Był dla nas tym kim dla Ameryki Elvis Presley, a dla Anglii John Lennon". Kiedy Ryszard Wolański równe dwadzieścia lat temu próbował zainteresować władze TVP wspomnieniowym programem o liderze "Czerwonych Gitar" i "Trzech Koron", usłyszał: "Za dużo tego Klenczona, cóż to za muzyka, muzeum". A jednak "muzeum" obroniło się samo?!
"Odwiedzałam nieprzytomnego Krzysztofa codziennie. Któregoś dnia powiedziałam lekarzom, że Krzysztof jest muzykiem. Ordynator szpitala św. Józefa zaproponował mi wówczas, abym przyniosła magnetofon z jego nagraniami,. I tak zrobiłam, Jego muzyka rozbrzmiewała w jego pokoju dniem i noc. I chyba pomogła mu, bo się obudził. Niestety na krótko. Tylko na 12 dni" - wspominała żona Artysty, Alicja Klenczon. Jej ukochany Niuniek przegrał - 35 lat temu. Był 7 kwietnia 1981 roku. 25 lutego oboje byli w samochodzie, który został staranowany przez tego drugiego... Czterdzieści dni ułudy i klęska, i śmierć, i koniec życia.


"Kilka razy dziennie operator informował o jego stanie zdrowia. Aż pewnego razu... Było chyba po dziesiątej. Dojeżdżałem do skrzyżowania przy Dempster Street, wiozłem jakąś staruszkę, gdy usłyszałem głos operatora: «Do wszystkich, którzy pamiętają Krzysztofa i jego taksówkę numer 94 - dziś rano Krzysztof zmarł». Wśród braci taksówkarskiej tej kompanii panuje taki zwyczaj, że smierć kolegi czczą minutową «salwą» klaksonów. Gdy i ja zatrzymałem się i włączyłem klakson, moja pasażerka bardzo się przestraszyła. miała do mnie wielkie pretensje, ale szybko uspokoiła się, gdy wyjaśniłem jej o co chodzi" -  to z kolei wspomnienie samego Stana Borysa (Stanisława Guzka), który był przyjacielem Zmarłego i jeździł "na jego taksówce".

To Stan Borys m. in,. żegnał Przyjaciela 11 kwietnia w kościele św. Jakuba przy Fullerton Ave w Chicago: "W samym kościele było ponad 600 osób, na zewnątrz drugie tyle. Koledzy grali i śpiewali. Krzysztof Krawczyk wykona Ave Maria [...]". Zaśpiewał nad urną z prochami "Biały krzyż" ze zmienionym "na tę smutną okazję tekstem":

Żegnał go wieczorny mrok,
Szarej pracy trud, cichnąca pieśń.
Tam, daleko jego dom,
Wśród zielonych pól, tam jego myśl.

Na ostatnim koncercie w Milfordzie oryginalny "Biały krzyż" bisował trzykrotnie. Utwór poświęcony pamięci ojca, Czesława Klenczona, odgrywał ważną rolę w twórczości i życiu Krzysztofa Klenczona. W jednym z wywiadów żona wspominała, że gdy w czasie koncertów ktoś zaczynał tańczyć przy tej piosence, to potrafił zejść ze sceny i grzecznie poprosić, aby tego nie robiono. Pamiętam audycję Radia Wolna Europa, w rocznicę Katynia, kiedy odtwarzano właśnie "Biały krzyż".

W 1998 r. Jerzy Skrzypczyk, przyjaciel i gitarzysta "Czerwonych Gitar" skomponował muzykę, a Bogdan Malach napisał słowa "Epitafium dla Krzyśka":

W sześciu strunach zaklęta muzyka,
W sześciu strunach czułość i ból,
W sześciu strunach swe niebo zamykał,
Znad mazurskich jezior i pól...

W sześciu strunach wpisane marzenia,
W sześciu strunach radość i gniew,
W sześciu strunach rockowy poemat
I ta miłość do jednej z Ew...

A życie kochał, jak szalony,
Razem z jesienią szedł przez park,
Świtem słowiki szczęścia gonił,
Nad białym krzyżem schylił kark...

Cumował w portach ludzkich marzeń,
Zachłannie kochał, szybko żył,
Czasem go spytał ktoś przy barze,
No, powiedz stary, gdzieś ty był...

W sześciu strunach zaklęta muzyka...

Zbyt szybko doszedł do tej bramy,
Za którą nie ma innych dróg,
Nawet nie zdążył wziąć gitary,
Pewnie by zabrał, gdyby mógł...


Niewyśpiewana życia puenta,
Ostatnia coda wielkiej gry,
Wystarczy Nutek, by pamiętać,
Że był tu taki ktoś, jak Ty... 


Ta piosenka jest przy mnie od pierwszego jej usłyszenia? Chyba trafniej nie umiałbym oddać hołdu Artyście. Mam przed sobą mój "niebiecki notes", w którym na przełomie 1980 i 1981 zapisywałem to i owo ze swych nastoletnich przemyśleń. Kiedy wczoraj go odnalazłem nie byłem do końca pewien czy jest tam coś o Klenczonie? Było: "Klenczon. Krzysztof, jeden z założycieli popularnej w latach 60-siątych grupy młodzieżowej «Czerwone Gitary», wieloletni solista i kompozytor. Piosenki Jego były tym, co utwory: Mc Cartneya, czy Lennona. Przeboje tej miary co:  «Historia jednej znajomości», «Biały krzyż», «Matura», «Jak wędrowne ptaki», «Anna Maria», «Powiedz stary gdzieś ty był», «Kwiaty we włosach», «Gdy kiedyś znów zawołam cię», czy nagrane z «Trzema koronami»: «10 w skali Beauforta», «Nie przejdziemy do historii», «Port » są piosenkami, które nawet dzisiaj nie straciły nic ze swego pina. Należę do tej nielicznej (chyba) grupy młodzieży, którą fascynuje twórczość Klenczona i startych  «Czerwonych Gitar». Wprawdzie mieszka On już od prawie 10 lat w USA, to jednak nie zrywa kontaktu z muzyką. Wszechstronny, kapitalny muzyk. Muzyka Klenczona, ta sprzed 10, czy 15 laty nie zestarzała się i wątpliwe, aby kiedykolwiek to nastąpiło. Tematyka ich bowiem jest ciągle aktualna". Naiwne? Tak myślałem i tak ubrałem to, co co czułem w słowa. Niczego nie poprawiałem. Nawet ewidentnego błędu, co do autorstwa ukochanej "Anny Marii"? 

Latawce z moich stron - w obłoku biały ślad
Lubiłem kiedyś patrzeć, jak rozcinały wiatr.
Dziś w dużym mieście sam - nie lekko wejść na szczyt,
Gdzieś w dole nocny koncert gram, synkom ostry rytm.

 

Śnię i wracam tam, skąd przyszedłem tu,
Niosę wody dzban, płynę jachtem chmur.
Ważę w dłoni dni, szukam chwil i miejsc
I już łatwiej mi serce dalej nieść.

 

Latawce z moich stron - jaskółek biel i czerń
Myślami dzisiaj ścigam je, rzucam w nieba sień.
Prowadzę je pod wiatr, wśród asfaltowych łąk,
To przecież teraz już mój świat, nie odejdę stąd.

 

Śnię i wracam tam, skąd przyszedłem tu,
Niosę wody dzban, płynę jachtem chmur.
Ważę w dłoni dni, szukam chwil i miejsc
I już łatwiej mi serce dalej nieść.

 

Prowadzę je pod wiatr, wśród asfaltowych łąk,
To przecież teraz już mój świat, nie odejdę stąd. 

"Latawce moich stron" duetu Krzysztof Klenczon - Stanisław Halny. Chyba, jak żaden inny utwór wyśpiewywany przez K. K. nie oddaje tęsknoty za krajem. Okazuje się, że "niebiecki notes" zamykają dwie informacje o... śmierciach Bronka Malinowskiego i właśnie Krzysztofa Klenczona! Z tej ostatniej cytuje fragment: "Śmierć Lennona nie wstrząsnęła mną tak bardzo, jak wielu na świecie. Był mi on mimo wszystko bardziej odległy i nieznany.[...] Klenczon nie  żyje! Zmarł w zeszłą środę (8. IV. 81) w wyniku odniesionych ran w wypadku samochodowym. miał 39 lat. Pozostały tylko płyty". Wątków o... Gierku i Jaroszewiczu nie będę cytował. I tym razem nie ustrzegłem się błędu?

Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Po co więc wracasz do tamtych lat?
Zgubionych dni nie znajdziesz już,
Choć przejdziesz świat i wszerz i wzdłuż.


Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Dawno zmieniłaś swych marzeń kształt.
I dzisiaj Ty, i dzisiaj ja -
To drogi dwie i szczęścia dwa ...

Więc choć z daleka wołasz mnie -
Nie powiem: "Tak", nie powiem: "Nie"...
Bez wspomnień czasem łatwiej żyć;
Nie wraca nic.

Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Wyrzuć z pamięci ostatni ślad,
Bo dzisiaj Ty, bo dzisiaj ja -
To drogi dwie i szczęścia dwa .
..

Więc choć z daleka wołasz mnie -
Nie powiem: "Tak", nie powiem: "Nie" ...
Bez wspomnień czasem łatwiej żyć;
Nie wraca nic. 


Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Wyrzuć z pamięci ostatni ślad,
Bo dzisiaj Ty, bo dzisiaj ja -
To drogi dwie i szczęścia dwa ...
I szczęścia dwa ... 


"Kwiaty we włosach" - jedna z najpiękniejszych piosenek "Czerwonych Gitar", autorstwa Krzysztofa Klenczona i Janusza Kondratowicza (1940-2014).  Jedna z tych wielu, które podbiły mnie swoją poezją? Gdybym chciał tu zacytować jeszcze kilka z nich, to zrobiłaby się mała antologia K. K. i jego Zespołów.  Te rytmy, te teksty po prostu wryły się w nasze dorastanie, nasze wzloty i upadki, nasze dziewcząt miłowanie! Jedną z piękniejszych piosenek Klenczon wyśpiewał razem z "Trzema koronami": "Nie przejdziemy do historii".

Nie przejdziemy do historii
szumni jak w piosenkach,
nie będziemy stali w glorii
z gitarami w rękach.
Rozedrgane nasze cienie
żółty kurz otuli
jak toczące się kamienie
z niebotycznej góry.


Pomylił się! Przeszli! I przeszedł ON - KRZYSZTOF KLENCZON!


PS: Następne spotkanie z twórczością K. K. w styczniu 2017 r.? 14 dnia tego miesiąca, we wtorek, przypadnie LXXV rocznica urodzin Artysty.

2 komentarze: