niedziela, marca 20, 2016

Przeczytania... (125) Justyna Kopińska "Polska odwraca oczy" (Wydawnictwo Świat Książki)

Ktoś rzucił chmury
Nad parapetem horyzontu
i uwiązał je w niewidzialnej sieci
ponad zielenią próśb.
Odganiam je zaklęciem.
Otwieram słoiki ze słońcem
I wołam ciebie
poprzez niebo

...i nie wiem, co dalej napisać? Od chwili, kiedy poznałem zawarty w tomie reportaż pt. "Spokojny sen Anny". To z niego wyjąłem te strofy. Nawet nie podejrzewacie kim jest autor. Mariusz Trynkiewicz! Justyna Kopińska mocnym uderzeniem otwiera swój zbiór pt. "Polska odwraca oczy", którą wydał Świat Książki. Już wymienione na okładce nagrody (m. in. Nagroda PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego) powinny sprawić, że nie ominiemy łukiem półki z tym tytułem. Podejrzewam, że swoją "dobrą robotę" zrobiło spotkanie z autorką w Radiowej Trójce - w "Klubie Trójki", który prowadził Jan Niebudek, 9 marca.

Tak, z książką pani Justyny Kopińskiej jest, jak z filmami Alfreda Hitchcocka - zaczyna się od trzęsienia ziemi!... Zaryzykuję niebezpieczną tezę i napiszę, że po "Spokojnym śnie Anny" mogą nas najść wątpliwości: po cholerę wziąłem tę książkę do ręki! Jedno gwarantuję: zapomnijcie o spokojnym śnie! One się po prostu dla Was - skończyły. No, może do chwili, kiedy jakiś grom z Wiejskiej lub innej Rady Ministrów nas przytłoczy. Ale "Spokojny sen Anny" zburzy Was system wartości? Nie wiem. Ale chyba... rozwścieczy. Nie, nie na Autorkę. Przyznam się, że podziwiam panią Justynę Kopińską. Podziwiam i współczuję Jej! Bo, co nam daje? Spotkanie z Anną Trynkiewicz (czy przyjęła nazwisko męża? nie wynika z treści?), żoną... bestii. Podejrzewam, że w tym miejscu odezwałyby się głosy sprzeciwu? Po lekturze tego reportażu - wiem, że TAK. Jak mam nazwać  mordercę czwórki dzieci? A jak mam ocenić kogoś, kto o tych chłopcach (w 1988 r. po raz pierwszy zostawałem ojcem): "Nie wiadomo, kim obecnie byłyby te dzieci. Może wyrosłyby na zabójców lub złodziei". Rozumiem, że to zapis spotkania z kobietą po przejściach, która zakochała się w ich mordercy. Ale na miłego Boga - jak można postawić taką tezę?! Zdruzgotało mnie TO. Albo mówić o sobie, jako o ofierze gwałtu: "...doszłam do wniosku, że uczciwa dziewczynka nie poszłaby wieczorem na Starówkę. Ten gwałt to tylko moja wina". Nie twierdzę, że pewne nasze  zachowania nie prowokują do ataków na nas! Ale na miłego Boga - takie wnioski?! "Nigdy wcześniej nie byłam przez nikogo tak kochana. Zanim poznałam Mariusza, czułam, że w moim życiu brakuje ważnego fragmentu układanki. Nie wiem, jak to wytłumaczyć: taka pustka w duszy, której nic i nikt nie potrafi zapełnić. Teraz wreszcie jestem bezpieczna" - jesteśmy-że w stanie ogarnąć takie uwielbienie? Rozumiem, kobiety bardzo przez życie doświadczonej. Żadnej z pań nie życzyłbym tak skrojonej biografii, ale... Poraziło mnie takie sformułowanie: "...Mariusz pomaga mi w wychowaniu córki, bo był nauczycielem i świetnie zna się na dzieciach". I poznajemy przykład, jak pomógł 16-letniej Katarzynie, córce Anny, napisać zadnie z języka polskiego?
Reportaż "Oddział chorych ze strachu" już samym tytułem nas przestrasza, albo lepiej: budzi respekt. Bo nawet nie brnąc w jego zaskakującą treść możemy zaryzykować stwierdzenie: "obym nigdy TAM nie trafił (-a)"! "Wzdłuż 24-osobowego szeregu przechadza się filigranowa kobieta o zimnych, ostrych rysach i przenikliwym spojrzeniu. [...] Przygląda się temu personel pielęgniarski, który jak zahipnotyzowany wpatruje się w postać szalonej pani doktor. Niektóre dzieci mają szerokie paski na biodrach, a oba nadgarstki spięte skórzanymi pasami. Wyglądają, jakby zakuto je na stojąco w dyby" - to nie fragment opisu z "Lotu nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya. To jesień 2010 r. w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim, osławione Kocborowo. Jak widać życie, nie po raz ostatni, "przebiło" fabułę/fikcję literacką! Opis stosowanych kar miażdży w nas poczucie wiary w podstawowe prawa człowieka i pacjenta: "...Laura zamknięta w izolatce od wielu miesięcy. Dzień miesza jej się z nocą. Jest tylko małym  «zwierzątkiem», któremu ordynator chce pokazać, kto jest silniejszy". To się naprawdę dzieje w XXI w.! Autorka cytuje listy, które trafiają do Rzecznika Praw Dziecka. 1871 godzin Cezarego mogłoby stać się kanwą horroru! "Według pielęgniarek - informuje nas Autorka  o dyspozycjach pani ordynator - kazała ona na przykład jednemu z chłopców chodzić przez tydzień z brudnymi majtkami na głowie i wyrzucała dzieci boso na spacerniak przy kilkunastostopniowym mrozie". Każdy przykład dręczenia, sadystycznych anty-metod, anty-wychowania pani ordynator, która ukrywa się pod enigmatycznym "Anna M.", to powinien być §! Tłum paragrafów! Po jednej z zewnętrznych (wojewódzkich) kontroli napisano: "Wszystkie opisane w raportach sytuacje wydawały się wręcz nieprawdopodobne, ale po dokładnej analizie potwierdziły się i kwalifikują tylko do prokuratury. Ta sprawa ma charakter kryminalny. Pacjenci byli traktowani nieludzko". Zgroza bije z każdej... decyzji Anny M. Cytowana jest m. in,. prof. Katarzyna Popiołek: "Te dzieci trafiły do piekła, przecież to by obóz koncentracyjny, a jakie są skutki przebywania w obozie, wiemy od drugiej wojny światowej". Opisy osławionego oddziału XXIII, to brutalna rzeczywistość. "Wszczęto 14 postępowań, które dotyczyły narażenia pacjentów przez personel szpitala n utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu [...]" - informuje nas Autorka i dodaje coś, co nami wstrząśnie: "Prokuratura w Starogardzie odrzuciła lub umorzyła wszystkie 14 postępowań". Nie wierzycie? Uwierzcie! Reportaż Justyny Kopińskiej nie kłamie! Wczytajcie się uważnie w dialog Autorki z panią Grażyną Wawryniuk, rzecznikiem Prokuratur Okręgowej w Gdańsku! Zwątpicie chyba w istnienie państwa prawa. I to jest TO, o czy napisałem wcześniej: po cholerę wziąłem tę książkę do ręki! Po tym reportażu zaczynam się... BAĆ! Tak, budzi się we mnie strach. A może ktoś moje zachowanie odczyta jako zaburzenie... psychiczne? I trafię na oddział, jak ten XXIII w Kocborowie?
"Nieśmiertelność chrabąszczy" - już od pierwszego zdania każe nam zatrzymać się, nie przeoczyć, przeczytać. Czy zrozumieć? "Po południu 14 lipca  w mieszkaniu przy ulicy Zwycięzców na warszawskiej Saskiej Kępie policja znalazła dwa ciała. Mężczyzna i kobieta leżeli na łóżku, trzymając się za ręce. Mieli rany postrzałowe [...]" - ni dokańczam tego zdania. Celowo. Chyba trzeba mieć dużo odwagi (może desperacji?), aby o własnych rodzicach wspominać przed dziennikarką, jak Krzysztof: "Oczywiście ich romanse w żaden sposób nie zmieniły tego, że kochali się ponad wszystko i razem erotycznie było im wspaniale".  W innym wspomnieniu znajdujemy: "Zaczęli się całować. Ale jak! Matko Boska! To była jakaś pornografia". Czytając rodzinną charakterystykę można chyba popaść w zachwyt? Choć nie wiem czy zdzierżyłby poukładanie i planowanie życia przez Niego. Kogo? Trafiamy na wskazówkę historyczną (a! jakże), która ułatwia nam bezbłędną identyfikację ojce Krzysztofa: "...w latach  tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt-osiemdziesiąt jeden  minister oświaty i wychowania". Ten urząd wtedy pełnił Krzysztof Włodzimierz Kruszewski (1939-2015). Wszystko jasne. Syn kreśli dość szczegółową sylwetkę ojca: "Mówiono, że inspirował napady na słuchaczy opozycyjnego Towarzystwa Kursów Naukowych. Część krytyki była uzasadniona. bo tata z pełną wiarą budował system i nadal w niego wierzył". Ale znajdziemy też opinię studenta: "Jego zajęcia były zawsze intelektualną przygodą; szkołę opisywał cynicznie jako system opresji, w której kształtuje się jednostki i w których trzeba je, dla ich dobra, niewolić, nie stroniąc od manipulacji". Trudno mi, nauczycielowi z 32-letni stażem, nie zgodzić się z tą tezą. To przy tym wspomnieniu odnajdziemy nazwisko profesora. Pewnie, że odnajduję na FB stronę Krzysztofa Borysa Kruszewskiego! Po co? skoro sam podaje o ojcu: "Był spamerem. O Jezu! Wszystkich atakował śmiesznymi e-mailami [...]". W przypadku uczonego w wieku 76-lat, to chyba jednak jeszcze nie norma? Choroba (-by) matki: "Mama nie narzekała, a jednak jej załamanie widać było bardziej niż u innych ludzi. Jej piękno, radość z każdej drobnostki rzeczy stały się dla nas tak trudne, że przestaliśmy zwracać na nie uwagę [...]". Nagle świat, w zderzeniu z pielęgniarką i lekarzami, zaczął stawać się jakąś życiową karykaturą? "W Polsce nie ma możliwości prawnej eutanazji, co skazuje moją żonę na agonię i cierpienie. Wybieram zatem podwójną eutanazję. Broń palna to jedyny wybór, który nie odbierze mi w tej sytuacji godności" - napisał profesor Kruszewski przed śmiercią. Syn uzupełnia: "Użył swojej broni sportowej, mały kaliber i niewielkie kule".
Po lekturze kolejnego reportażu pt. "Ten trup się nie liczy" zastanawiamy się: w jakim państwie  żyjemy? Czemu lub komu służy policja? Deformowane statystyki dotycząc morderstw?  Sprawa Anny H., żony pewnego policjanta, stanowi tylko kanwę i przyczynek do pokazania mechanizmów działania, a właściwie zaniechania jakikolwiek działań? Matka ofiary podaje: "Policjancie przez dwa miesiące nie umieścili nawet Ani w policyjnej bazie osób zaginionych". Jak można rzekomo prowadzić śledztwo bez... przeszukania okolicy czy przepytania/przesłuchania sąsiadów? Chyba pora przestać oglądać różne policyjne seriale, bo karmią nas tylko wyimaginowaną sieczką z pogranicza "baśni z 1001 nocy"? "Śledztwo w sprawie zabójstwa - czytamy dalej - wszczęto dopiero trzy miesiące po [...] zaginięciu. [...] Śledztwo umorzono po roku. Nie znaleziono ciała ani sprawcy". Dlaczego sprawa Mieczysława z Ch. w Wielkopolsce "złamała zaufanie do policjantów i prokuratorów"? A porwanie Sylwii z Zabrza? To, jak generał Roman Polko ocenia pracę policji może tylko dobić! Nawet boję się zacytować któreś z wypowiedzianych zdań. Można naprawdę wpaść w depresję i bać się opuszczać własne "M". "W ogóle najchętniej wszczyna się śledztwo, gdy sąsiad zabił sąsiada, policja przyjeżdża, a on ma jeszcze siekierę w ręku" - stwierdził były dowódca GROM-u. Słyszymy o niekompetencji, cynizmie, nieróbstwie i wyjątkowej... ślepocie funkcjonariuszy, którzy niby mają nas bronić? Po cholerę wziąłem tę książkę do ręki?! A jak opieszałość policji ocenia generał Adam Rapacki? Sprawdźcie sami. Chyba dosunę biurko do frontowych drzwi.
Z każdym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej mnie utwierdza trafność wymyślonego przez Autorkę tytułu. Okrucieństwo życia, który toczy się dookoła - poraża. To zaledwie początek historii, które odnajdujemy na stronach "Polski odwracającej oczy". W sumie jest tu szesnaście reportaży, szesnaście spraw, dziesiątki osób, które stały się ofiarami. Ręce opadają na nieudolność wymiaru sprawiedliwości? Nie! opanowuje nas wściekłość, kiedy czytamy: "Wbrew stanowisku sądu rejonowego próby uniknięcia sprawy przeciwko miejscowym politykom nie tylko nie budują autorytetu wymiaru sprawiedliwości, ale wręcz go podważają". Jaki świat odkrywa przed nami czujne, dziennikarskie oko pani Justyny Kopińskiej? To jakaś kraina indolencji i bezprawia?! Jest m. in cytowany były minister sprawiedliwości Zb. Ćwiąkalski: "Z pewnością były podstawy do skazania prezydenta za przyjmowanie korzyści majątkowych. [...] Zgadzam się z prokuratorem, że prezydent po prostu pobierał haracz od pracowników"? Tak działo się w Zduńskiej Woli? I chce się w niebo wykrzyczeć to samo pytanie: "CZY BÓG WYBACZY SIOSTRZE BERNADETCIE?". Trudno zachować czytelniczą obojętność wobec takich opowieści, jak ta o Specjalnym Ośrodku Wychowawczym Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu: "Dzieci opowiadały, że młodsi zamykani są na noc na klucz w pokoju z 20-letnini mężczyznami. Niektóre twierdziły, że to kara za moczenie się w łóżku. Jeśli dzieci zgłaszały siostrze Bernadetcie, że są dotykane, nie reagowała, nazywała jedynie molestujących zboczeńcami i pedałami albo karała biciem po twarzy". Bo my po prostu wiemy, to nie jest fikcja, wymysł dziennikarski! Jesteśmy bezradni wobec takiej podłości sióstr zakonnych z Zabrza! Kolejne zwątpienie nas dopada? Tym razem wobec Kościoła,  który jest lepy i głuchy?! Jak głupio wypadają nauczycielki? Słowa, które przytacza pani Justyna Kopińska są dowodem na ich znikome wyczucie zawodowe, empatię czy zwykłą ludzką wrażliwość! Za to jest asekuranctwo, a może i... strach: "To konflikt wiary. Jestem katoliczką i nie będę donosić na siostry zakonne. Innym też odradzam" lub "Nie wiadomo, z czym musiały mierzyć się te wychowawczynie. Siostra Bernadetta jest miłą, delikatną osobą, A to są dzieci alkoholików, narkomanów. Przecież w takim dziecku, nawet jak ma trzy lata, może tkwić diabeł". W takiej chwili wstyd mi, że wykonujemy ten sam zawód.  Oskarżona i skazana siostra Bernadetta wykręcała się, jak mogła przed osadzeniem w więzieniu. Może ubawić (?) argument o podeszłym wieku! Kiedy zapadł wyrok miała... 59 lat. Piszący to tu za dwa miesiące dobije 53. Na szczęście ta opowieść ma właściwy finał: "...siostra Bernadetta została odprowadzona przez funkcjonariuszy do zakładu karnego". Odsiaduje jeszcze dwa lata bezwzględnego osadzenia?
Pewnie, że rodzą się pytania! Różne, np. czy współczuć Katarzynie, tej która uczestniczyła w brutalnym pobiciu i gwałcie na Paulinie? Czy da się do końca zrozumieć mechanizmy zachowanie jej i rówieśników? Czy wszystko można zrzucać na warunku środowiskowe, społeczne, rodziców? Dlaczego w podobnych sytuacjach - rozum śpi? Jak to możliwe, że Monika Zbrojewska z wyżyn powodzenia zawodowego (była podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, ba! wiceminister tego resortu) runęła w otchłań? Ten temat wskazuje, jak bardzo książka pani Justyny Kopińskiej jest aktualna - jej bohaterka zmarła 30 X zeszłego roku, niespełna pół roku temu. My odłożymy kiedyś i tę książkę. Zatrze nam się jej fabuła. Za kilka lat powiemy: to taki zbiór reportaży z początku XXI w. Dla kogoś (pokolenia mego Wnuka), to będzie źródło historyczne dla poznania życia społecznego III RP. Ale bohaterowi tego, co zatrzymała dla nas pani Justyna Kopińska, gdzieś tam będą żyli. Jak mogą żyć z takim wspomnieniem, jak bohaterka, która wspominała: "Tata pierwszy raz dotknął mnie nie jak swoją córkę już w zerówce". I ze sceny z pożegnania z tymże ojcem, kiedy wyjeżdżał do Anglii: "Pocałował mnie, jak się całuje kobietę. Od tej pory nie mogłam patrzeć na jego czerwone wilgotne usta pod długimi wąsami". W Zakładzie Karnym w Kielcach siedzi Damian C., były strażnik więzienny, za zastrzelenie trzech policjantów. Nie dopatrzono się uchybień na terenie Zakładu Karnego w Sieradzu? Śledztwo umorzono: "Jako powód podano: brak działań niezgodnych z prawem". I po sprawie? A wyjazd na szkolenie do Kaliningradu (Królewca) dla ratowników szpitala z Elbląga?  Unijne pieniądze, a potem balanga i gwałt?! Tego, co opowiada pokrzywdzona, proszę mi darować, nie zacytuję...
"Polska odwraca oczy" Justyny Kopińskiej, to chwilami wstrząsająca, potworna opowieść o życiach wielu osób. Nie ma tu, moim zdaniem, taniego dydaktyzmu. Pokazano ludzi różnych warstw w różnych sytuacjach. Skrajnych! Są łzy, ból, krew i śmierć! Rozumiem, że zasłużenie tę książkę obsypano nagrodami. Nie znam książki "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?" - zaprawdę powiadam: będę jej szukał. Rozumiem, że tu zamieszczony rozdział, to zaledwie zaczyn tego, czym stała się odrębna pozycja.
Od czasu książek śp. Krzysztofa Kąkolewskiego nie czytałem czegoś równie zajmującego! "Polska odwraca oczy" Justyny Kopińskiej (Świata Książki) powinna znaleźć się w każdej rozsądnej bibliotece (prywatnej, publicznej, szkolnej, parafialnej). Czy po jej przeczytaniu staniemy się lepsi? Nie wiem na ile zbawczy wpływ może odbić się na naszych postawach. Może tak, a może nie. Jedno jest pewne: losy w niej zapisane nie mogą być nam obojętne. Ja już z tej książki robiłem użytek. Moi licealiści potwierdzą. Będę się starał, aby w mojej szkolnej bibliotece tej pozycji nie zabrakło!

2 komentarze:

  1. Dlaczego kończy Pan niemal każde zdanie znakiem zapytania? Pan naprawdę jest nauczycielem? Mam nadzieję, że nie języka polskiego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń