czwartek, lutego 18, 2016
Spotkanie z Pegazem... (67) Stanisław Jachowicz "Chory kotek"
Powiecie: "ten to już chyba się cofa w swoi pisaniu!"? A ja się uśmiechnę. Jest kilka powodów dla których zjawia się tu tak ważny dla MNIE wiersz. "Żart?" - obruszy się miłośnik broni białej spod Kielc? Armaty, bitwy, królowie, słynni malarze, wielka poezja, literatura z górnych półek, ostatnio sam mistrz Mikołaj Rej, a tu - "Chory kotek"? No, właśnie. Jedna z najsłynniejszych polskich bajek autorstwa Stanisława Jachowicza (1796-1857). Za dwa miesiące 220. rocznica urodzin Poety. Wrócimy wtedy do Jego strof?
Kto z nas jej nie zna? Nie wierzę, aby ktoś podniósł rękę. Razem z nią rosło kilka pokoleń Polaków. Minęły zabory, dwie wojny światowe (z sąsiadami nie liczymy - jak rzekłby Klasyk), socjalizm, mamy czas kolejnych przemian, a bajka S. Jachowicza trwa z nami. Była czytana mi, kiedy "byłem małym chłopcem" (znowu Klasyk, tyle, że bluesowy), ja potem czytałem ją mojemu Synowi (ten egzemplarz zachował się, ale z pewnych względów jest w tej chwili poza moim zasięgiem), a później Córce. Teraz czytam Wnukowi! Świat się kręci, a "Chory kotek" jest z NAMI:
Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,
I przyszedł pan doktor: „Jak się masz, koteczku”!
- "Źle bardzo..." - i łapkę wyciągnął do niego.
Wziął za puls pan doktor poważnie chorego,
I dziwy mu śpiewa: - "Zanadto się jadło,
Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło;
Źle bardzo... gorączka! źle bardzo, koteczku!
Oj! długo ty, długo poleżysz w łóżeczku,
I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta:
Broń Boże kiełbaski, słoninki lub ciasta!"
- "A myszki nie można? - zapyta koteczek -
Lub z ptaszka małego choć z parę udeczek?"
- "Broń Boże! Pijawki i dieta ścisła!
Od tego pomyślność w leczeniu zawisła".
I leżał koteczek; kiełbaski i kiszki
Nie tknięte, z daleka pachniały mu myszki.
Patrzcie, jak złe łakomstwo! Kotek przebrał miarę;
Musiał więc nieboraczek srogą ponieść karę.
Tak się i z wami dziateczki stać może;
Od łakomstwa strzeż was Boże!
Są jednak dwa poważne powody, dla których sięgnąłem po "Chorego kotka". Pierwszy, to miniony Światowy Dzień Kota! Jak to ładnie brzmi po włosku: "Giornata mondiale del gatto". Drugi, to... moje chorowanie. Bo w ten czas jestem jak kotek z bajki Jachowicza. Wprawdzie moje dolegliwości to nie skutek (jak mniemam) łakomstwa, ale też słyszę od lekarza (ba! mam całą rozpiskę na temat tzw. diety wątrobowej): "ścisła dieta". Jest też: "broń Boże kiełbaski, słoninki lub ciasta!". Już jest mnie mniej jakieś 5 kg od tego, czym byłem tydzień temu. Czuję się więc wytłumaczony i usprawiedliwiony. Więcej już nie napiszę, bo wracam do łóżka...
Chcę tym pisaniem utrwalić jednak pewną historyczność: bycia między nami (rodziną, tą wileńską) wyjątkowego KOTA! Nazywał się "Pietruszka" (choć z racji płci, to powinien nosić imię "Pietruszek") i dorzucam nr "II". O wyjątkowości Imć Pana Kota może napiszę innym razem. Wierzcie mi, ale był to wyjątkowy kocur. Tych kilka zdjęć (kadry z 1978 i 1980) to jedyne po Nim pamiątki. Ciekawe kto w kocim raju łowi Mu myszy, bo z reguły robił to mój Dziadek... Bydgoskie Prądy (ul. Lisia 32) już Go nie pamiętają, ale mój "świat lat dziecinnych" bez "Pietruszki" byłby niepełny.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.