poniedziałek, lutego 15, 2016
Poznańskie peregrynajce - odkrywanie 1 - podziemia Katedry
Wędrówki po Poznaniu sprawiły, że moje fotograficzne archiwum jest dość bogate. Nieomal na każdą okoliczność (?) coś ciekawego znalazłoby się? W wielu innych cyklach gród Przemysła zaznaczył swoją obecność. Rozproszyły się treści? Proszę nie obawiać się postaram się unikać powtórzeń (np. nekropolie). Tak kadrów, jak tematyki? Może chwilami być trudno? Zobaczymy.
Jednego teraz nie mogę zrobić: planować. Na ile odkrywań rozpiszę się? Na ile starczy chęci? Na ile starczy czasu? Jedno jest pewne, kiedy teraz ów tekst pojawia się na blogu. zamieniam się z "cywila" w... "pacjenta" jednego z bydgoskich szpitali. Czeka mnie pierwsza w życiu operacja pod pełną narkozą. Kiedy wrócę do pisania? Nie wiem. W archiwum mego blogu "zalega" trochę tekstów, głównie opowiadań (oczywiście osadzonych "w epokach"). Będzie czas, aby teraz się nimi dzielić?... Zobaczymy.
Wybór odkrywania nie jest rzecz jasna przypadkowy: 1050 rocznica chrztu Polski! Oto impuls. Tak, bo ta myśl zrodziła się, kiedy pisałem w tym roku o Mieszku I.
Tego oglądania i odkrywania nie byłoby gdyby nie zainteresowanie pewnego księdza moją osobą. Wcześnie rano chodziło po Katedrze 191 centymetrów ciekawości. Tu przystanie, tam pstryknie, tam wysila kruchą już znajomość łaciny, aby wgryź się w kolejne epitafium. Ksiądz zagadnął. "Skąd? Kto? Po co?" - bez nachalności i podejrzliwości (bo reakcje, sami to wiecie, są różne). W tem dialogu padło słowo "Chełmża". Ksiądz się ożywił? Znał tamtejszą katedrę. Z rozmowy mógł wywnioskować, że 191 centymetrów chyba interesuje się historią, coś więcej wie o Piastach i kocha gotyk. "Niech pan poczeka" - zaproponował. I na kilka minut zniknął.
I - stało się. Ksiądz wrócił po chwili i zapytał: "Czy chciałbym zwiedzić podziemia Katedry?". Kilka lat temu byłem tam z moi Synem. Nie miałem wtedy cyfrowego aparatu. "Tak. Pewnie" - 191 centymetrów ucieszyło się. Nie przewidziało ciągu dalszego. Ksiądz zaprowadził mnie przed stosowne drzwi, otworzył je, wręczył klucze i zapowiedział "Ja się tu będę kręcił". I przepuścił 191 centymetrów... Zostałem sam. No, bo oczywiście owe centymetry, to ja.
Być tam samemu? Bajka. Jak wkraczanie do magicznego świata. Żadna wycieczka nie pcha się na plecy, nie depcze po sandałach. Cisza! Pustka! Mrok! Tylko historia w kamień i cegły zaklęta? I zapach podziemi. Okruchy sztuki romańskiej! Pyszna uczta dla każdego kto choćby wychował się na Pawle Jasienicy, potem wsparł wiedzę Oswaldem Balzerem, Tadeuszem Manteufflem oraz innym rodzimymi klasykami historiografii, ba! uwielbianym Anonimie tzw. Gallem!
Tych kilka (-naście) kadrów chyba oddaje ducha tej niezwykłej peregrynacji w głąb Katedry. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pomyśleć, że te szczątki dawnej Świątyni mogą pamiętać pierwszych Piastów, biskupa Jordana? Nie do wyobrażenia.
Jaka nauka z tej drobnej wizyty? Bądźmy dociekliwi. Interesujmy się. Pytajmy. Gwarantuję, że wtedy otwierają się najbardziej mroczne i skryte przed ogółem miejsca oraz zakamarki. Poznańczycy powiedzą "w każdej chwili możemy tam wejść". Tak? Nawet o porze oficjalnego zamknięcia? Wczesnym ranem?...
PS: Katedra jest zbyt dla mnie ważnym miejscem, aby w cyklu pojawiła się tylko raz jeden i szlus!
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.