piątek, grudnia 18, 2015
Przeczytania... (98) Martin Bauer "Templariusze. Mity i rzeczywistość" (Wydawnictwo DOLNOŚLĄSKIE)
"Musicie przysiąc Bogu i Najświętszej Marii Pannie, że zawsze słuchać będziecie słów waszego mistrza, że zachowacie czystość, dobre obyczaje i praktyki zakonu, że wyrzekniecie się wszelkiej własności i zachowacie tylko to, co wam da wasz mistrz lub komandor, że zrobicie wszystko, co w waszej mocy, by bronić Królestwa Jerozolimy, że nigdy nie znajdziecie się w miejscu, gdzie chrześcijanie są niesprawiedliwe zabijani, rabowani i pozbawiani swojego dziedzictwa" - takie ślubowanie mieli składać nowo przyjmowani do Zakonu. Wydawnictwo Dolnośląskie po raz kolejny wydało książkę Martina Bauera "Templariusze. Mity i rzeczywistość", w tłumaczeniu Małgorzaty Słabickiej. Wcześniej zrobiono to w 2003 r. Tym razem mamy ją w serii "Ludzie-idee-wydarzenia".
Nie ogarniam ile w ostatniej dekadzie napisano i wydano w Polsce
książek, których bohaterami byli Templariusze. Nie przesolę pisząc, że
dla wielu z nas (tych 50+ na pewno?) pierwsze spotkanie z nimi, to
jednak kolejna książkowa przygoda Pana Samochodzika i jego dzielnych
harcerzy. Literatura "przedmiotu" popularna, bardzo popularna i bardziej profesjonalna wypełniłaby pewnie średniej wielkości regał. Do tego dorzućmy liczne powieści, z których okładek aż krzyczą do nas czerwone krzyże, marsowe oblicza brodatych zakonników. Kino nie zostało z tyłu. Do jednego z bardziej udanych zaliczam szwedzki dramat historyczny pt. "Templariusze: Miłość i krew" (reż. Peter Flinth).
Książka Martina Bauera jest dobrym "początkiem historycznej drogi". Tak, chcesz chwycić trop "w temacie" Templariuszy, to zmierz się na początku z tymi niespełna dwustu pięćdziesięcioma stronicami. Dużo! - jęczy ktoś z tyłu? No, jeśli ktoś zawdzięcza swoje "mgr" przed nazwiskiem skryptom, lekturom z omówieniami, to zaprawdę powiadam tych kilkadziesiąt stron może być, jak w powieści Aleksego Tołstoja... Ale ja zakładam, że takie osoby rzadko wpadają do księgarni po kolejny tomik "Ludzi-idei-wydarzeń" Wydawnictwa dolnośląskiego.
Nie odmawiam książce Martina Bauera wartości poznawczych. Pewnie sam bym lepiej nie napisał. Zaliczyłem ją do gatunku tej "lżejszej" literatury "przedmiotu", bo trudno oczekiwać, aby ktoś rzucił się "z marszu" na "głęboką wodę" i zabrał za lekturę choćby "Dziejów wypraw krzyżowych" S. Runcimana. Ale właśnie od "Templariuszy..." powinien zacząć oswajać się z epoką, nazwiskami głównych bohaterów. Fachowiec, kiedy zerknie na "Wybraną literaturę" pewnie zacznie kręcić nosem. Zwracam uwagę na wymienione tam prace M. Melville "Dzieje templariuszy" w tłum. A. Jędrychowskiej (Warszawa 1991), M. Barbera "Templariusze" w tłum. R. Sudoła (Warszawa 1999) oraz R. Pernoud "Templariusze" w tłum. I. Badowskiej (Gdańsk 2002). Miłośnikom średniowiecza powszechnego te nazwiska na pewno nie są obce. A pewnie i inne ich tytuły są cenną ozdobą księgozbiorów.
Jedno jest pewne "Templariusze. Mity i rzeczywistość" i nie są przeładowaną książką. Co nie znaczy, że nie zetkniemy się z cennymi źródłami dotyczącymi zakonników z Jerozolimy. Pewnie niektóre treści zaskoczą tych, którzy dopiero naprawdę zaczynają czuć czasy Królestwa Jerozolimskiego! "Jeden z najbardziej godnych uwagi ustępów Reguły stanowi, że do zgromadzenia może przystąpić każdy wolny mąż, który w pełni podporządkuje się bractwu. Zainteresowani mogą się zatem ubiegać o przyjęcie do zakonu, wiedząc, że nikt im nie zada niewygodnych pytań: pod tym względem templariusze to prawdziwa Legia cudzoziemska wieków średnich" - stwierdza Autor. Przyznam, że nie cenię takich uwspółcześnionych porównań. Ale widać, tak łatwiej dotrzeć ze zrozumieniem średniowiecza? Kolejne zaskoczenie może stanowić zdanie: "Nigdzie nie można znaleźć wskazówki na temat pierwotnego zadani zakonu - ochrony szlaków pielgrzymkowych". Martin Bauer stawia dalej pytania dotyczące owej "luki" i robi nam się dziura w mózgu? Pierwsze wątpliwości. Miałby m. in. czcigodny Bernard z Clairvaux zapomnieć o takim szczególe?... Po chwili wręcz stawia tezę, że obrona pielgrzymów "...bo faktycznie nie stanowiła pierwszoplanowego celu bractwa". I rozwija swoją myśl: "...cała działalność zakonu na przestrzeni dwóch wieków jego istnienia ukazuje, iż templariusze uczestniczyli przede wszystkim w wielkich akcjach zbrojnych na rzecz obrony Ziemi Świętej i nie wkładali zbyt wiele serca w drobne utarczki związane z ochroną pielgrzymów".
Oczywiście, że Bernard z Clairvaux jest cytowany. Można by nawet pokusić się o pewien wyciąg z tego, co pisał. Wtedy jednak praca M. Bauera zostałaby zepchnięta na pozycje mało znaczącej publikacji? Nie daruję jednak sobie, aby nie zacytować wybitnego przywódcy duchowego (i jak tu Autor nazywa go: rzecznika Templariusz): "...zaprawdę rycerzem bez lęku i skazy jest ten, kto chroni swoją duszę zbroją wiary, podobnie jak kolczugą osłania swe ciało". To myśl wydobyta z jego "Pochwały Nowego Rycerstwa / De laude novae militiae ad milites templi". Autor "Templariuszy..." ciekawe hipotezy stawia przed czytelnikami na temat związków Cystersów z Templariuszami, ba! przemiany autora "Pochwały...". Bo to istna tuba idei stawianych przed zakonnymi rycerzami: "Porzuciliście łatwą drogę, która wiedzie ku śmierci, i obraliście tę ciężką, która prowadzi ku życiu [...]. Sam Bóg uczynił was obrońcami Kościoła i przeciwnikami wrogów Chrystusa". Na szczęście te fragmenty zostały logicznie rozrzucone w tekście monografii.
Wokół Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona narosło tyle znaków zapytania, wątpliwości, niejasności, tez, spekulacji, że każda kolejna o nich powieść czy monografia ma chyba na lata zapewniony zbyt. Na ile czytana książka pomnaża je? Już pierwsze wątpliwości spotkają nas, kiedy będziemy chcieli ustalić rzeczywistą datę powstania zgromadzenia? Na pewno wątki dotyczące organizacji, życia codziennego, zarządzanie majątkiem - wzbudzają największe zainteresowanie. I Martin Bauer tu nam to i owo podpowie, jak np.: "Co ciekawe: mistrzowi wolno posiadać w skarbcu własną skrytkę. W jakim celu? Przecież zgodnie z Regułą nie powinien - podobnie jak inni bracia - posiadać niczego na własność". I kwestionuje (tylko na podstawie tego epizodu) dotrzymywanie ślubów ubóstwa?
Kiedy nabijemy sobie głowy opowieściami o bogactwie i zapobiegliwości poszczególnych "domów zakonnych". Jest okazja poznać gospodarczy aspekt Zakonu: "Komturie były dla zakonu kurami znoszącymi złote jajka: wykorzystywano je niczym kolonie, by zaspokoić niegasnący apetyt palestyńskich rycerzy na broń, konie i żywność". Brak dokładnych danych potwierdzających faktyczny stan posiadania? Nie zdziwię się, jeśli po lekturze tej książki (lub jej podobnych) rzucimy się do sprawdzania czy czasami Templariusze nie kolonizowali naszych okolic. No i pojawia się wątek bankowych operacji...
Szkoda, że książka jest biedna w ikonografię i kartografię. Jedna mapa "Państwa krzyżowców (1101-1144)" i druga "Twierdze i warownie Zakonu Templariuszy w Ziemi Świętej" - to cień na piasku. Skoro tyle pisze się o ich bytności choćby na Półwyspie Iberyjskim, to dlaczego nie dodrukować takiej mapki dla tego rejonu Europy? To naprawdę byłby taki straszny koszt? Nie starczy opisać słynną pieczęć czy chorągiew (mieszkańcy Torunia może pamiętaj, kiedy biało-czarna flaga z czerwonym krzyżem łopotała nad słynnym rauszem? tak, dawno temu była wystawa poświęcona Zakonowi Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona) - trzeba ją pokazać. Mając na myśli młodego Czytelnika, który dopiero poznaje epokę. A słynne twierdze tak wyrysowane na wspomnianej mapce? Nie można było zamieścić kilku fotografii?
W książkę Martina Bauera powinien zaopatrzyć się każdy student historii, którego czeka egzamin z historii powszechnej średniowiecze (czy czyta się jeszcze prof T. Manteuffla?). Tak, powinien ją potraktować jako swoiste repetytorium. Synteza kolejnych krucjat świetnie nadaje się do błyskawicznej powtórki. Od zdobycia Jerozolimy poprzez klęskę w Rogach Hittinu po upadek Akki! Możemy śledzić wzloty, degradację i klęski Templariuszy! Zanim jeszcze na dobre opuścili Ziemię Świętą: "Mroczna rola, jaką templariusze odgrywali w przeróżnych intrygach, bardzo negatywnie odbiła się na ich opinii w Europie. Wkrótce ludność zaczęła postrzegać braci nie jako rycerzy Chrystusowych, lecz brutalnych zabijaków, którzy z nudów szukali sposobności do zaczepki". Nikt nie odmawia im mężności w obronie chrześcijańskiej Akki: "Chrześcijanom do końca udało się utrzymać tylko jeden budynek - zamek templariuszy. Napastnicy tak długo szpikowali go minami, aż wreszcie runął, grzebiąc pod gruzami swoich obrońców". Był rok 1291 - Królestwo Jerozolimskie przestało istnieć.
Dziwnie czyta się książkę, której finał znamy? Nie trzeba było czytać Pana Samochodzika lub oglądać serialu z niezapomnianym St. Mikulskim. Ale starannie prześledźmy, jak doszło do osaczenia, postawienia w stan oskarżenia i zniszczenia tego giganta wśród Zakonów! To dopiero pouczająca historia. Rozważania na temat zachłanności i chęci wzmocnienia władzy monarszej przez Filipa Pięknego! "Brutalność królewska w walce ze Stolicą Apostolską - pisze M. Bauer - uwidoczniła się już w 1303 roku, kiedy Filip w najgorętszym momencie tego sporu o władzę kazał aresztować papieża Bonifacego VIII". Skoro Kapetyng uniósł dłoń na ówczesnego Ojca Świętego, to co tam znaczył Zakon, który miał mieć pełne skarbce złota!... Nie przeszkadzało to królowi kilka lat później z papieżem Klemensem V wytoczyć proces, który wysłał Jakuba z Molay (raczej przyzwyczajono nas do używania takiej formy: Jakub lub Jacques de Molay) na stos! 13 X 1307 r. stać się miał początkiem końca...
Książka Martina Bauera "Templariusze. Mity i rzeczywistość" , Wydawnictwa Dolnośląskiego, to opowieść o narodzinach, rozwoju i upadku wielkiego Zakonu. W naszej rodzimej świadomości Templariusze prawie nie istnieją, choć zdajemy sobie sprawę, że i tu docierali, mieli swoje "miejsce na ziemi". Tą książkę czyta się bardzo dobrze. Jeśli jednak ktoś myśli, że rozwiewa wszelkie mity, to zaliczyłbym go do sortu wyjątkowo łatwowiernych. Ta książka może stanowić pierwszy stopień kroczenia ku historii Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Niech nikt nie uwierzy: mam ją za sobą (czytaj: z głowy) i wszystko wiem! Stop! To nie jest przypadek, że powyżej zwracałem uwagę na kilka bibliograficznych pozycji. Wtedy dopiero nasz obraz będzie w miarę pełny. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Dolnośląskie nie pozostawi nas, Czytelników, w biernym oczekiwaniu na kolejny tom - tylko już gotuje jakąś wydawniczą niespodziankę. Niech będzie kolejną ucztą.
Dziwnie czyta się książkę, której finał znamy? Nie trzeba było czytać Pana Samochodzika lub oglądać serialu z niezapomnianym St. Mikulskim. Ale starannie prześledźmy, jak doszło do osaczenia, postawienia w stan oskarżenia i zniszczenia tego giganta wśród Zakonów! To dopiero pouczająca historia. Rozważania na temat zachłanności i chęci wzmocnienia władzy monarszej przez Filipa Pięknego! "Brutalność królewska w walce ze Stolicą Apostolską - pisze M. Bauer - uwidoczniła się już w 1303 roku, kiedy Filip w najgorętszym momencie tego sporu o władzę kazał aresztować papieża Bonifacego VIII". Skoro Kapetyng uniósł dłoń na ówczesnego Ojca Świętego, to co tam znaczył Zakon, który miał mieć pełne skarbce złota!... Nie przeszkadzało to królowi kilka lat później z papieżem Klemensem V wytoczyć proces, który wysłał Jakuba z Molay (raczej przyzwyczajono nas do używania takiej formy: Jakub lub Jacques de Molay) na stos! 13 X 1307 r. stać się miał początkiem końca...
Książka Martina Bauera "Templariusze. Mity i rzeczywistość" , Wydawnictwa Dolnośląskiego, to opowieść o narodzinach, rozwoju i upadku wielkiego Zakonu. W naszej rodzimej świadomości Templariusze prawie nie istnieją, choć zdajemy sobie sprawę, że i tu docierali, mieli swoje "miejsce na ziemi". Tą książkę czyta się bardzo dobrze. Jeśli jednak ktoś myśli, że rozwiewa wszelkie mity, to zaliczyłbym go do sortu wyjątkowo łatwowiernych. Ta książka może stanowić pierwszy stopień kroczenia ku historii Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Niech nikt nie uwierzy: mam ją za sobą (czytaj: z głowy) i wszystko wiem! Stop! To nie jest przypadek, że powyżej zwracałem uwagę na kilka bibliograficznych pozycji. Wtedy dopiero nasz obraz będzie w miarę pełny. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Dolnośląskie nie pozostawi nas, Czytelników, w biernym oczekiwaniu na kolejny tom - tylko już gotuje jakąś wydawniczą niespodziankę. Niech będzie kolejną ucztą.
A ja znalazłam gdzieś książkę 'Templariusze i assasyni'. Warto ją czytać, jeśli szukam informacji o tym ciekawym zakonie?
OdpowiedzUsuńZ chęcią zerknę. Tyle książek warto zdobyć i przeczytać, ale życia nie starczy!
OdpowiedzUsuńO templariuszach czytałam powieść, trylogię Robyn Young i zakon ten mnie zaciekawił. Autorka była absolwentką historii. Szukam więc jakiejś ciekawej książki na temat tego zakonu.
UsuńPozdrawiam