czwartek, grudnia 03, 2015

Przeczytania... (91) Götz Aly "Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech" Wydawnictwo CZARNE

"Kiedy podczas jednego z testów rozwojowych psycholog kazała mu [tj. Adolfowi N., urodzonemu 12 I 1931 r., "po zapaleniu opon mózgowych cierpiał na zaburzenia ruchowe i niedorozwój umysłowy" - przyp. KN] rozerwać kartę wzdłuż zagięcia, Adolf odpowiedział: «Nie, byłoby szkoda. Na tym można przecież malować». W raporcie z testów napisano między innymi o jego zachowani w wannie z ciepłą wodą. «Najpierw wkłada do wody rękę, potem radośnie wchodzi do środka, ale nie chce się zanurzyć po szyję. Na pytanie dla czego, odrzekł, iż boi się utonięcia, które przecież oznaczałoby śmierć»" - to jeden z wielu losów opisanych w tej ponurej, wstrząsającej, poruszającej książce. Czeka nas naprawdę trudna lektura. To nie będzie (nie ma prawa!) spokojny, relaksacyjne czytanie. "Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech", autor, to niemiecki historyk Götz Aly. Wydawnictwo Czarne przygotowało ją w serii "Historia", w tłumaczeniu Viktora Grotowicza. Mamy możliwość spojrzenia na nazizm poprzez straszliwy los dzieci i dorosłych, których jedną "winą" wobec "Tysiącletniej Rzeszy" było to, że nie mieścili się w nazistowskich kategoriach pojmowania człowieczeństwa? Adolf N. tęsknił za domem, potrafił "śpiewać, dosyć melodyjnie" - jak odnotował któryś z lekarzy (czy w ogóle można do tej kategorii zaliczyć tych, którzy znajdowali się na.. oddziale badawczym w Heidelbergu?). "...a potem - uświadamia nam Autor książki - przeniesiony do zakładu śmierci w Eichbergu, gdzie 8 września 1944 roku został zamordowany". 
Tej książki nie daje się czytać ze spokojem... Ogrom okrucieństwa nie pozostawia nas obojętnymi. No, chyba, że ktoś jest z plasteliny. Ale śmiem twierdzić, że ludzie takiego pokroju po książkę niemieckiego autora nie sięgną. A powinni. Bo powinni ją przeczytać WSZYSCY! Szczególnie zaś ci, którzy hołdują zasadom "silnego i zdrowego ciała" - utwierdzając się w przekonaniu, że tylko "zdrowy organizm" może stworzyć "zdrowy świat". Chyba jednak nie zdają sobie sprawy, że myśląc w ten sposób sami siebie... odczłowieczają! Stając się, mimo wszystko, zagrożeniem dla innych!...
To bardzo dobrze, że ta właśnie książka wyszła spod pióra Niemca! Zdaję sobie sprawę, że stoję wobec jednej z najtrudniejszych książek, jaką przyszło mi zamieścić w swoich "Przeczytaniach...". Muszę tu uczciwie zaznaczyć, że nie zabiegałem o ten konkretny tytuł u Wydawnictwa Czarne. Dzielące nas kilometry może nie stanowią przeszkody, ale... czyżby ktoś wyczuł moje zainteresowanie eugeniką? Historia medycyny nie należy do dziedzin z mego kręgu zainteresowań. To jednak zagadnienie nie jest mi obojętne. Wrażliwego Czytelnika poruszy już zapewne okładka. Tych czworo dzieci, wśród nich dziewczynka o widocznych rysach "zespołu Downa". Modelem dla bandyckiego systemu, który wykreował A. Hitler były choćby radosne dzieciątka Magdy i Josepha Goebbelsów. Dla chłopców takich, jak Adolf N. - ten sam system przewidział jedno: śmierć! I to śmierć w majestacie prawa!
Naprawdę trzeba podziwiać Autora, że poruszył temat tabu! Zaczął szukać rodziny ofiar! Odnalazł! Zaczęły na jego ręce napływać listy od ludzi, których krewni padli ofiarami tej "medycznej eksterminacji"! Docieranie do prawdy nie było ani proste, ani łatwe. Część rodzin milczy, nie chce nawet przyznawać się, że... dopuściły się współodpowiedzialności za zbrodnię? "Do dziś - czytam - [...] niewiele rodzin owi o krewnych, którzy wówczas nagle zniknęli, a często dawno już o nich zapomniano". Okrutne wyparcie się i zatracie przeszłości?... Trudno chwilami nie stawać po stronie oskarżyciela? Götz Aly tego nie robi. Szuka prawdy! I to jest szlachetne.
Götz Aly zaskoczy nas... dedykacją? Tak, zadedykował ją swojej córce Karlnie, która "...po narodzinach [...] z powodu infekcji paciorkowcowej [...] zachorowała na zapalenie mózgu, które poskutkowało poważnymi uszkodzeniami". Zamyka ten wątek: "To właśnie Karline [...]  skłoniła mnie do zajęcia się tematem morderstw eutanazyjnych, który od tego czasu nieustannie zaprzątał moją uwagę". 
Wobec liczb stajemy raczej bezradni: "Między 1939 i 1945 rokiem w imieniu rządu niemieckiego dokonano około dwustu tysięcy morderstw nazywanych eutanazją". W takich chwilach szuka się przykładów postaw tych, którzy jawnie sprzeciwiali się tego typu morderstwom! Götz Aly sam przyznaje, że "Opór przeciw temu procederowi był znikomy", ale znalazł wypowiedzi katolickich c hierarchów, którzy odważyli się mówić głośno, w czasie kazań. Poznajemy nazwiska dwóch: bpa Clemensa augusta Grafa von Galena oraz Konrada Grafa von Preysinga. Ten ostatni mówił m. in.: "...zabijanie to ciężki grzech, ciężka wina, bez względu na to, czy chodzi o dziecko w łonie matki, czy też o starych, niedołężnych i chorych umysłowo, o tak zwane «istoty niewarte życia»". Proszę przeczytać, co zalecano medycznym biuletynie „Zentralorgan der Internationalen Vereinigung Sozialistischer Ärzte" [Centralny Organ Międzynarodowego Zrzeszenia Lekarzy Socjalistycznych]. Jest coś bardziej zatrważającego, czytamy w książce: "Uczestniczący w programie lekarze, pielęgniarki i pielęgniarze wszyscy byli przekonanymi nazistami, a po 1945 roku z niewielkimi wyjątkami dalej pracowali w swoich zawodach jako poważni obywatele". Brzmi, jak ponury żart? Ale żartem nie jest.
Na kartach tej ważnej książki spotkamy m. in. doktora Theo Morella.  Zainteresowani osobą A. Hitlera doskonale znają tego pana. To osobisty lekarz  Führera! Jest okazja poznać tegoż poglądy na "zadany temat": "Życie chorych umysłowo, którzy od urodzenia  lub co najmniej od (dawnego) wieku, są tak poważnie fizycznie i psychicznie zdeformowani, że mogą być utrzymywani przy życiu jedynie dzięki stałej opiece [...], zgodnie z postanowieniami ustawy o likwidacji istot niewartych życia może zostać skrócone poprzez interwencję lekarską".
Nie jestem skory do wielkich poruszeń przy czytaniu. Nie twierdzę, że jestem bez czucia. To drugi raz, kiedy w tym roku musiałem odkładać książkę. Ściska gardła, drżenie pod powiekami... Trudno to udźwignąć. Zrozumieć, że komuś udało się przeżyć i przetrwać? Samo przeczytanie imiennych list (a jest ich kilka) - rozbija! Chciałbym każde z tych istnień tutaj zapisać. Niemców? - obruszy się "100% Polak". Odpowiem, jak jedne z bohaterów znanego serialu o pewnym czołgu, który sam wygrał wojnę: dzieci! Cierpienie, dramat tych żyć nie ma granic!
"Proszę o informację, kiedy i na co zmarła moja córka. Czy wynikało to z jej ogólnego stanu, czy też doszło coś nowego? Jak i gdzie została pochowana?" - pisała matka Heidi Grube, którą zamordowano 29 XI 1943 r. Zupełnie tego nie planowałem, wybrałem ten list przypadkowo. W dniu śmierci Heidi mój ojciec kończył siedem lat. Jest nazwisko morderczyni - to doktor Marianne Türk. Tak, Götz Aly z imienia i nazwiska wymienia tych "oprawców w kitlach"! Nie bawi się w żadne tam inicjały czy domyślenia... O Heidi jest też medyczna opinia: "Pacjentka jest spokojnym dzieckiem, bawi się klockami i książkami z obrazkami itp. [...] Mówi dobrze i chętnie śpiewa. Nie potrafi się ubrać, jest zahamowana w ruchach. Je samodzielnie, poza tym potrzebuje przy wszystkim pomocy. Sama chodzi do toalety". Nie dano jej szansy na życie! Odebrano rodzicom dzieci i zamordowano!
Nie czarujmy się - byli i tacy rodzice: "...zamęczałam dr. Bayera prośbami, aby pomógł mojemu dziecku, i zapytałam go, czy nie mógłby go wybawić, ponieważ ja muszę dalej  żyć dla mojego zdrowego dziecka. [...] Zapytałam go, czy takiemu dziecko nie można czegoś podać, aby zasnęło".  Rodzice Jutty Müller (ur. 14 lipca 1940 r.) po wojnie składali zeznania po zakończeniu wojny, bez oporów opowiadali: "Z dr. Kniggem rozmawiałem tylko raz. [...] Natychmiast powiedziałem mu, że to dziecko pod żadnym pozorem nie może wrócić do nas do domu. [...] Kiedy nadeszła wiadomość o śmierci, byliśmy zadowoleni, że dziecko zostało uwolnione od swojego cierpienia".  Zgroza! Czy powinniśmy współczuć tym rodzicom? Na tak postawione pytanie na pewno nie odnajdziemy odpowiedzi. 
"Kochani rodzice i rodzeństwo! znowu żyję w strachu, ponieważ znowu były tu te samochody... Jeżeli ktoś nie jest zdenerwowany, to mu mieć nerwy ze stali żelaza" - list pochodzi z 10 XI 1940 r. Opublikował go po wojnie Ludwig Schlaich, który kierował jednym z ośrodków "dla osób niedorozwiniętych umysłowo i epileptyków w Stetten niedaleko Stuttgartu", a tak sam opisał, to co widział: "Kiedy K.W., poważnie upośledzona umysłowo dziewiętnastolatka, zorientowała się, że prowadzą ją na miejsce zbiórki, zaczęła uciekać. [...] Jej płacz i krzyki bez końca odbijały się echem po podwórzu: «Panno Sofie, panno Sofie, zabierzcie mnie!». [...] E.S. wyrzuciła do góry ramiona i krzyczała: «Ja nie chcę umierać!»". Podrozdział "Zamordowane w jednym dniu do celów badawczych" (chodzi o 28 października 1940 r.)  - czekano na ich... mózgi. Próby veta rozbijały się o... stanowczość ordynatorów, uznanych autorytetów, bezwzględnych wykonawców zamysłów nazistowskiego aparatu władzy! "Ich życie [chorych - przyp. KN] jest absolutnie bezcelowe, poczuwają je jako nie do zniesienia. Dla swoich rodzin i dla społeczeństwa stanowią straszliwie ciężki balast. Ich smierć nie czyni najmniejszej wyrwy" - pisał światowej sławy autorytet w dziedzinie neurologii profesor Max Nonne, ten sam, który leczył dogorywającego w Moskwie Lenina! Skoro tak pisał i myślał wybitny uczony, to czego wymagać od zwykłego lekarza? kolejny przykład, jak sankcjonowano zbrodnię!
Proszę wsłuchać się w tych kilka zdań. To jest, jak kurczowe trzymanie się życia! Ci ludzie czuli, wiedzieli. To krzyk rozpaczy wobec brutalności i bezwzględności.
  • Zostawcie mnie tu, zostawcie!
  • Lubię Jezusa, ale nie chcę umierać!
  • Jestem niegłupi, mogę do wszystkiego się przydać; umiem sprzątać, wykonywać prace domowe, to wszędzie będzie mi dobrze!
  • Siostro przełożona, na miłość boską, proszę mnie tu zostawić! Nie mogę wyjechać! Proszę pozwolić mi umrzeć tutaj!
  • Jeśli stąd wyjadę, to w trzy dni umrę.
  • Tak, teraz jesteśmy naznaczeni na rzeź!
To wszystko pacjenci "...z katolickiego zakładu opieki w Ursbergu". Te wypowiedzi przytoczyła w swoich wspomnieniach jedna z zakonnic! Zamordowano "...379 osób - mężczyzn, kobiet i dzieci"! Nie wiem (Götz Aly tego nie wyjaśnia) czy to ta sama zakonnica, ale cytowana jest jeszcze relacja "jednej z sióstr": "Niektórzy uwiesili się na siostrach, pozrywali im welony. To było straszne. Zwłaszcza ze zwykle jakoś panowali nad sobą. Oni dokładnie przeczuwali i wiedzieli, co się stanie. [...] To było straszne, nie do opisania. Szczególnie źle było z dziewczętami. One czuły instynktownie, że czeka je coś złego. Po prostu krzyczały i płakały. Podczas pożegnania płakali nawet lekarze i pielęgniarki". I ja przerwę w tym miejscu. Trudno mi nawet napisać: przeczytajcie dalej sami!
Jeszcze chwilę po odłożeniu książki słyszy się te zdania, nieomal widzi twarze przerażonych dzieci, młodzieży, ludzi starszych (rówieśników moich pradziadków i dziadków..). Tej książki nie da się nie przeżyć. Jestem poruszony książką, jaką napisał Götz Aly. Oburza mnie bezkarność tych medycznych morderców, bo po wojnie dalej praktykowali, jakby nigdy nic. Cieszy, kiedy pojedynczym rodzicom udało wyrwać się ze szponów medycznych morderców swoje dzieci i możemy przeczytać, że zmarło z przyczyn naturalnych! Książkę "Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech" należy analizować na wiele sposobów i dedykować tym, którym marzy się genetyczna selekcja... Należy podziwiać Wydawnictwo Czarne, że podjęło ten trudny temat i zmusza nas do głębszych przemyśleń - nie tylko nad czasem przeszłym dokonanym. Bo dopóki ktoś będzie "bawił się w pana Boga" i dzielił nas ludzi "na lepszych i gorszych", porównywał do insektów, szczurów i wszy - książki taka, jak ta będą krzyczeć do nas: ROZWAGI! OPAMIĘTANIA! Jesteśmy to winni tym, co zostali zamordowani, m. in.

Annelise Rotzoll (1926-1940)
Heinz Piescher (1930-1940)
Horst Friedrich (1931-1940)
Henry Herzog (1923-1940)
Werner Przadka (1927-1940)
Meta Becker (1935-1943)
Margot Fischbeck (1935-1943)
Ursula Grabbe (1939-1944)
Friedel Franke (1934-1943)
Heidi Grube (1934-1943)
Edith Thies (1931-1943)
Ernst Brand (1933-11942)
Wolfgang Kirchner (1942-1944)
Erwin Hecker (1935-1943)
Anna Treiber (1934-1943)
Gertrud Deuerling (1941-1943)
Renata Schiele (1943-1944)
Theodor Pastros (1939-1943)

*      *     *

Jeśli, w co nie wierzę, ktoś nie poczuł choć drobiny współczucia dla losu tych wymordowanych dzieci, pensjonariuszy szpitali, to niech wczyta się w słowa jednej z ofiar. Götz Aly  podał tylko inicjały:

"CZY TO MOJA WINA, ŻE TAKA JESTEM? 
CZEMU ROBIĄ MI COŚ TAKIEGO?" 
- M.G. 

1 komentarz: