środa, grudnia 30, 2015
Przeczytania... (103) Chris Bishop i Chris McNab "Kampanie II wojny światowej. Dzień po dniu" (Wydawnictwo DRAGON)
"W Kampaniach II wojny światowej. Dzień po dniu Chris Bishop i Chris McNab dokumentują odwagę i poświęcenie, okrucieństwo i terror, których na co dzień doświadczyły miliony żołnierzy oraz zwykłych ludzi" - czytamy we "Wstępie". Wydawnictwo Dragon postarało się, abyśmy na przeszło dwustu pięćdziesięciu stronach albumu mogli prześledzić kampanie "dzień po dniu" od 1 września 1939 r. i ataku na Polskę, po kapitulację Cesarstwa Japonii 2 września 1945 na pancerniku USS "Missouri". Tłumaczeniem i zarazem konsultacją historyczną zajął się pan Paweł Henski (jak znajduję na jeden ze stron internetowych: "redaktor, autor i tłumacz z języka angielskiego"). Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie informacja: "Uzupełnienia tekstu o polonica"? To znaczy, że duet autorski Chris Bishop & Chris McNab nie dostrzegli polskiego wkładu w II wojnę światową? I tu kryje się pierwsza trudność w moim czytaniu "Kampanii..." - po prostu nie wiem podstawowej informacji czy lezący przede mną album, to 1:1 z tego, co zaoferowała swoim angielskim czytelnikom Amber Books Ltd, London? Wychodzi na to, że nie. Druga wątpliwość: czy oprawa graficzno-ikonograficzna jest 1:1?
Pewnie, że będę się czepiał. Moje węszenie może być nieprecyzyjne? Nie mam w głowie każdego wojennego kadru, nie dysponuję danymi statystycznymi, które pomogłyby wytropić błąd w tabelce itd. Tylko, że w podobnych chwilach nigdy nie będę też wiedział do kogo adresować pretensje: Autorów (obu panów Chrisów) czy tłumacza (tylko pana Pawła). Rozumiem, że jak czytam w innym miejscy na tegoż temat "Tłumaczenia z języka angielskiego, redakcja językowa, redakcja
merytoryczna oraz korekta książek z zakresu historii, lotnictwa
wojskowego oraz militariów" stawiają tłumacza w rzędzie dobrze zorientowanych. Świetnie. Jeśli do tłumaczenia bierze się nie tylko ktoś, kto zna doskonale język angielski, ale również jest fachowcem w dziedzinie wojskowości. Jakby co, to pan Paweł Henski będzie zmagał się z kwaśną miną jakiegoś czytelnika? Pod jednym z pierwszych zdjęć wpadam na podpis: "...z oddziałami gdańskiej policji zaatakował pozostający w polskich rękach urząd pocztowy oraz twierdzę Westerplatte". Tak, razi mnie to "urząd pocztowy" - zamiast gmach Poczty Polskiej w Gdańsku oraz "twierdza Westerplatte"?...
Cieszy mnie, że przy dacie "17 września" mogę przeczytać: "Ze wschodu najeżdżają Polskę wojska radzieckie, uderzając w kierunku Białegostoku i Wilna". Kalendarium kampanii polskiej, jak na ogrom pracy, która leży przed Czytelnikiem nie powinno zbytnio rozczarowywać. Pewnie, że nie ma (bo być nie może) pełnego wyliczenia zdarzeń. Na to nie liczmy przy żadnej z omawianych kampanii. Fin, Włoch czy Francuz na pewno wyciągnąłby swoje, lokalne braki. Nie traktujmy książki Chrisa Bishopa & Chrisa McNaba, jako szczegółowego kalendarza II wojny światowej. Nie wiem z jakim zamiarem siadali do pisania i opracowywania każdego "rozdziału", ale zapewne doszli do wniosku, że całości nawet na przeszło dwustu pięćdziesięciu stronach po prostu się nie da. I koniec kropka! Rozczarują się Norwegowie! Narvik dla panów Bishopa & McNaba po prostu nie istnieje.
Usatysfakcjonowani mogą się czuć Rosjanie i Amerykanie? Zaskoczyć może... tytulatura kolejnych "kadrów"? "Panzergruppe «Guderian»" okazało się ważniejsze, niż cała operacja Barbarossa? nie, no nazwa pada. Bez przesady, ale... Zdaje się, że kryptonim ataku z 22 VI 1941 r. chyba jest bardziej rozpoznawalny nawet przez ucznia gimnazjum. Czy Czytelnik oglądając książkę nie wyrobi w sobie mylnej opinii, że Niemcy bili się sami ze sobą? Tak wiele jest zdjęć najeźdźców, a krasnoarmiejców jak na lekarstwo?
Zapewne można pozazdrościć, jak pokazano amerykański "dzień hańby", czyli 7 grudnia 1941 r. i atak Japończyków na Pearl Harbor. Walki na Pacyfiku - to jest to. Choć nie jestem marynistą czy znawcą lotnictwa, to zawsze na mnie robiły wrażenia zdjęcia z walk tych dwóch formacji. I tu będziemy usatysfakcjonowani. Przy oglądaniu licznych kadrów zastanawiam się czy ich objętość (wielkość) nie jest z krzywdą dla treści? Ale to już takie moje subiektywne wzdychanie...
Usatysfakcjonowani mogą się czuć Rosjanie i Amerykanie? Zaskoczyć może... tytulatura kolejnych "kadrów"? "Panzergruppe «Guderian»" okazało się ważniejsze, niż cała operacja Barbarossa? nie, no nazwa pada. Bez przesady, ale... Zdaje się, że kryptonim ataku z 22 VI 1941 r. chyba jest bardziej rozpoznawalny nawet przez ucznia gimnazjum. Czy Czytelnik oglądając książkę nie wyrobi w sobie mylnej opinii, że Niemcy bili się sami ze sobą? Tak wiele jest zdjęć najeźdźców, a krasnoarmiejców jak na lekarstwo?
Zapewne można pozazdrościć, jak pokazano amerykański "dzień hańby", czyli 7 grudnia 1941 r. i atak Japończyków na Pearl Harbor. Walki na Pacyfiku - to jest to. Choć nie jestem marynistą czy znawcą lotnictwa, to zawsze na mnie robiły wrażenia zdjęcia z walk tych dwóch formacji. I tu będziemy usatysfakcjonowani. Przy oglądaniu licznych kadrów zastanawiam się czy ich objętość (wielkość) nie jest z krzywdą dla treści? Ale to już takie moje subiektywne wzdychanie...
Na pewno walorem książki "Kampanie II wojny światowej. Dzień po dniu" jest jego strona ikonograficzna. Mnogość fotografii aż cieszy oko. I głównie widzimy zdjęcia z frontów! Nie upozowanych generałów i marszałków. Choć to też można użyć przeciwko autorskiemu duetowi. Bo jeśli za książkę zabiera się młody miłośnik historii, to czy na pewno wie, jak wyglądali T. Kutrzeba, E. Rommel, K. Rokossowski. Znajdzie admirała Yamamoto czy Nagumo, generała SS Seppa Dietricha, ale już G. Żukowa czy G. S. Pattona? A. Hitlera też nie dostrzeże?... Nie!
Sporo miejsca poświęcono tropieniu pancernika "Bismarck"! Szkoda, że tu zabrakło polonica! Wiadomo, że salwa z dział ORP "Pioruna" nie mogła zagrozić kolosowi, którym dowodził admirał Günther Lütjens. Gdyby niemiecki pancernik plunął ogniem, to po polskim niszczycielu nie zostałoby nawet koło ratunkowe, ale należało uzupełnić choćby jednym zdaniem, że Polska Marynarka Wojenna miała swój cenny udział w namierzeniu mordercy "Hooda"!... Czy zatem ORP "Piorun" znika na dobre? A - tu niespodzianka. Proszę uważnie czytać poszczególne kalendaria, to jest takie kolejne zaskoczenie tej książki i zerknąć "pod datę" 5 listopada 1940 r. Stoi tam: "Brytyjczycy przekazują Polskiej Marynarce Wojennej niszczyciel «Piorun»". I dalej wymienia resztą okrętów tego typu na wyposażeniu PMW, w tym legendarną "Burzę" i "Błyskawicę". Jak dziecię w pacholęcym wieku piszący te słowa miał jeszcze okazję w Gdyni podziwiać "Burzę".
Na szczęście (cofamy się chronologii) jest o polskich lotnikach w walkach w bitwie o Anglię! Podano ilość zestrzelonych samolotów. Ale ile w tym zasługi pana Pawła Henskiego? Szukam choć zdania o tobruckim losie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich - i robi się gorzko na sercu? Są dwa fakty wymienione w "Wydarzeniach na świecie 1942", w tym taka "Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich zostaje wycofana z walk na froncie afrykańskim". Ale skąd się tam wzięli? Na szczęście 2 Korpus Polski jest pod Monte Cassino i polscy spadochroniarze w operacji "Market Garden"!
Na szczęście (cofamy się chronologii) jest o polskich lotnikach w walkach w bitwie o Anglię! Podano ilość zestrzelonych samolotów. Ale ile w tym zasługi pana Pawła Henskiego? Szukam choć zdania o tobruckim losie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich - i robi się gorzko na sercu? Są dwa fakty wymienione w "Wydarzeniach na świecie 1942", w tym taka "Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich zostaje wycofana z walk na froncie afrykańskim". Ale skąd się tam wzięli? Na szczęście 2 Korpus Polski jest pod Monte Cassino i polscy spadochroniarze w operacji "Market Garden"!
Ciekaw jestem kto był autorem "Śmierci miasta"? Szkoda, że Wydawnictwo Dragon nie odnotowało jednak w jakiś znaczący sposób dopełnień poloniców, jakie wprowadzał Tłumacz. Bo gdyby to był faktycznie tekst Chrisa Bishopa & Chrisa McNaba, to uznanie, bo zrobione to jest dość zgrabnie i sensownie. O ile ktoś w tej formie poznałby ten dramat z 1944 r. na Zachodzie, to na pewno nie myliłby powstań w getcie z 1943 z tym, które my określamy, jako powstanie warszawskie z 1944 r.
Książka Chrisa Bishopa & Chrisa McNaba powinna znaleźć się w zbiorach zainteresowanego II wojną światową Czytelnika. Powinna jednak być krokiem do przodu, ale nie jedyną alternatywą. "Kampanie II wojny światowej. Dzień po dniu" Wydawnictwa Dragon świetnie nadaje się do szybkiej rekapitulacji!
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.