poniedziałek, grudnia 21, 2015

Przeczytania... (100) Volker Koop "Bormann. Pierwszy po bestii" (Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI I S-KA)

"...jest wybitnym wołem roboczym. Ma wiele do zrobienia, ale dzięki Bogu dysponuje końskim zdrowiem, które pozwala mu pracować więcej niż zwykli ludzie. Dla Führera jest niezastąpionym doradcą" - taką opinię w 1944 r. sformułował dr Joseph Goebbels na temat martina Bormanna. W serii "Oblicza zła" Wydawnictwo Prószyński i S-ka zafundował nam kolejny tom, którego autorem jest Volker Koop pt. "Bormann. Pierwszy po bestii", w tłumaczeniu Bartosza Nowackiego. "Szara Eminencja" III Rzeszy doczekała się pierwszej na naszym rynku księgarskim biografii? Jest możliwość prześledzenia wszystkich etapów kariery człowieka nr 2 w państwie. Jak to możliwe z ktoś taki wybił się tak wysoko? Komu zawdzięczał swoje wywyższenie? Czy tylko własnym talentom? Jaki w tym był udział Adolfa Hitlera, a na ile nieudolność najbliższego kręgu ludzi? Dobrze, że ta książka ukazała się w 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Mamy okazję uzupełnić obraz o panoramę działalności osobistego sekretarza kanclerza i Obergruppenführera SS. Zrozumieć czym był to zbrodnicze państwo? To pytanie chyba wykracza poza nasze pojmowanie historii... W "Przedmowie" V. Koop daje nam do zrozumienia: "Cenę za jego dążenie do władzy płacili ludzie w Niemczech oraz opanowanych i okupowanych przez Niemcy krajach - dlatego współczucie lub choćby sympatia dla Bormanna byłaby zupełnie nie na miejscu. Był on alter ego Hitlera i jego egzekutorem". 

Orientująca się tylko pobieżnie w rasowej polityce III Rzeszy nie powinno nas dziwić dociekliwe doszukiwanie się ile jest w "Niemcu Niemca" również w Martinie Bormannie! Urząd Drzew Genealogicznych SS (Ahnentafelamt) miał pełne ręce roboty. Szef Kancelarii Partii NSDAP też szukał. Szczególni swoich, "po kądzieli", związków z francuskimi hugonotami. Wydawałoby się, że po podboju Francji po prostu gałęzie tego drzewa rozkwitną soczystą barwą rozgałęzień? Wszelkie badania (szkoda, że nie poznajemy choć drobnych szczegółów owej specyficznej kwerendy) spełzły na niczym? I M. Bormann, jak gro ówczesnych dygnitarzy nazistowskich nie mogło pochwalić się "czystym rasowo" wywodem.
Martin Bormann, rocznik 1900, wprawdzie "...został powołany do 55 Pułku Artylerii Polowej w Naumburgu/Saale, miał jednak to szczęście, że nie musiał brać udziału w wojnie i nie został wysłany na front". Nie mógł się później chwalić swym frontowym życiorysem? Co nadrobił snując fantazje na temat "więźnia sądu kapturowego", pisząc o tym po latach sam budował własną legendę: "Uwięzienie nas nie zmogło, lecz zharowało, nie nauczyło nas miłości do naszego narodu i zarazem nienawiści do wszystkich, którym wydaje się, że mogą narażać na szwank dobro tego narodu". No, niewiniątkiem i barankiem Martin wtedy (w 1923 r.) na pewno nie był. A trafił za kraty za mord, którego dokonał wespół ze swoim przyjacielem Rudolfem Hössem. Tak, w przyszłości osławionego komendanta Auschwitz! Bormann już wtedy przesiąkł jadem antysemityzmu! Sztuczne podobieństwo do losu A. Hitlera widać nobilitowało przyszłego zbrodniarza!... W jego życiu wkrótce pojawi się nietuzinkowa postać ruchu nazistowskiego, bo sam
Ernst Röhm. Jak dodaje Autor biografii ta zażyłość "...w żaden sposób nie zaszkodziło to w jego karierze partyjnej".
W 1927 r. widzimy go w szaragach NSDAP! Krok po kroku śledzimy wspinanie się Bormanna po szczeblach kariery. Szkoda, że poznajemy konkretnych okoliczności, kiedy poznał A. Hitlera. Nie bez znaczenia w tej karierze miał stanowić... ożenek? Świadkowali państwu Bormannom: Führer und Rudolf Hess! Chyba lepszej rekomendacji dla zabezpieczenia przyszłości nie można było sobie wymarzyć. Gorzej, że psuły się stosunki między Martinem, a jego bratem Albertem! Proszę przeanalizować zapis  ze swoiście komicznych spotkań "przy stole" obu Bormannów. Pouczający przykład dla psychologa lub psychiatry?...
No i widzimy, jak Martin budował swoje stosunki z A. Hitlerem i jego otoczeniem: "Udało mu się wygrać konkurencję z innymi kancelariami i adiutantami państwa nazistowskiego: niemal wyłącznie Bormann decydował o tym, kto zostanie dopuszczony do Hitlera". Volker Koop dalej przyznaje: "Bez wątpienia Bormann cieszył się nieograniczonym zaufaniem Hitlera. [...] był doskonałym sługą swego pana, osłaniał plecy Hitlera i troszczył się o sprawny proces rządzenia".
Trudno, abym przytaczał tu każdą opinię na temat bohatera biografii, ale jedną z ciekawszych nakreślono po wojnie, w czasie procesu norymberskiego (to tam wydano nań zaoczny wyrok śmierci): "Był niezwykle aktywny w czasie, gdy partia zmierzała po władzę, a jeszcze bardziej, gdy tę władzę umacniała. Dużą część swojego czasu poświęcił na prześladowanie Kościołów i Żydów w Niemczech". A, co mówił sam Führer: "Z jego bezwzględnością i brutalnością osiąga w każdym razie to, że przekazywane mu rozkazy są też wykonywane". Na tym został zbudowany ten bandycki system! A. Hitler nie utrzymałby się przy władzy bez legionów podobnie myślących, czujących i czyniących ludzi, jak Martin Bormann. Dlatego patrzmy też na książkę Volkera Koopa, jako na obraz "brunatnego pokolenia"!...
Z wielu stron książki wyłania się nam bardziej cień Bormanna, niż jego zwalista sylwetka. Nie pchał się "do pierwszych rzędów", zostawał w cieniu, na tyle skutecznie, że nie wtajemniczeni nie zdawali sobie sprawy jak ogromną władzą dysponował. Stąd określanie go, jako "szarą eminencję" III Rzeszy. Dopiero czytając tą książkę uświadamiamy sobie, jak wiele znaczył na Obersalzbergu! Liczyć z nim musiał się choćby Reichsführer-SS Heinrich Himmler? Zresztą Volker Koop na dłużej zatrzymuje nas w bawarskiej siedzibie kanclerza III Rzeszy. Poznamy opis tego niezwykłego (?) miejsca. Poznamy odpowiedź na pytanie "dlaczego Hitler wybrał to miejsce na swoją górską siedzibę?". Tym, który najwięcej tam stanowił był oczywiście Martin Bormann! Przeczytajmy, co na ten temat pisali m. in. Albert Speer, Walter Schellenberg lub Traudl Junge.
Umocnienie pozycji Bormanna nadeszło z najmniej oczekiwanej strony: "Wraz z lotem Hessa [10 maja 1941 - przyp. KN] i jego aresztowaniem w Wielkiej Brytanii wybiła godzina Bormanna - a ten nie zmarnował szansy". Warto w tej chwili wrócić do wypowiedzi dr. J. Goebbelsa, która otworzyła ten post. Wszepotężność "cienia Hitlera" nie mogła ujść uwagi tak uważnemu obserwatorowi, jakim był szef propagandy. Ale tylko "na papierze" dawał upust swojemu niezadowoleniu!... Choć mamy przykład wypowiedzi w obecności A. Speera: "Tak dalej być nie może. [...] Wszystko przechodzi przez ręce Bormanna"
Nie przesadzę pisząc, że książka Volkera Koopa jest o tym, jak jeden ambitny urzędnik otoczył pajęczyną swego wodza! Drobiazgowa i na swój sposób karkołomna, mrówcza robota doprowadziła do swoistego ubezwłasnowolnienia tego drugiego? Tą książkę powinien wziąć do ręki szef każdej korporacji lub innej instytucji i po jej lekturze rozejrzeć się dookoła siebie, aby przekonać się czy nie wyrósł mu pod bokiem jakiś taki "bormanek"
Aby nie pomieszczać tu każdego, szczegółowego wątku życiorysu zbrodniarza nr kolejny III Rzeszy pozwolę sobie zacytować (w 100 %) swoisty zakres prac "sekretarza Führera" (s. 61):
  1. Załatwianie licznych spraw osobistych Führera.
  2. Udział w naradach  Führera.
  3. Składanie Führerowi raportów na temat poszczególnych spraw, wchodzących w zakres obowiązków sekretarza Führera.
  4. Przekazywanie decyzji i opinii  Führera ministrom Rzeszy, innym najwyższym władzom Rzeszy lub urzędom Rzeszy.
  5. Łagodzenie rozbieżności opinii, sporów kompetencyjnych między ministrami Rzeszy i im podobnymi.
  6. Zajmowanie się sprawami mającymi związek z projektem rozwoju miasta Linz. 
  7. Nadzór służbowy nad intendenturą domu Führera.
  8. Nadzór służbowy nad grupą stenografów Głównej Kwatery Führera.
Dziwić się potem, że inni dygnitarze obruszeni wzrastającą rolą Reichsleitera NSDAP pisali takie petycje: "Führer od lat z przyzwyczajenia stale przydziela reichsleiterowi Martinowi Bormannowi nadzwyczajne zadania najróżniejszego rodzaju, które nie należą do zakresu obowiązków reichsleitera Bormanna w ramach jego kompetencji jako kierownika Kancelarii Partii [...]".  Volker Koop bardzo sumiennie podchodzi do wyjaśniania nam owych politycznych zażyłości między Adolfem H., a Martinem B. Zaiste, to bardzo pouczająca i zaskakująca lektura. Proszę poznać, kto pod kim doły kopał i jak się w tym wszystkim odnajdywał Führer, a także "główny bohater dramatu"!... Jest chyba okazja na chwilę "oddać pola" samemu Bormannowi. Oto fragment pisma, jakie skierował do Wilhelma Fricka: "Praca w Kancelarii Partii będzie kontynuowana w dotychczasowy sposób, jednak pod nadzorem i pieczą samego Führera. rozumie się zatem samo przez się, że będę na  bieżąco informował Führera o wszystkich ważnych zdarzeniach, będę także udzielał informacji wszystkich reichsleiterom. gauleiterom i führerom formacji o decyzjach i opiniach Führera [...]". Jak widać: człowiek nie do ruszenia!... Można prześledzić kto i w jakim zakresie narażał się wszechpotężnemu Reichsleiterowi NSDAP.. Polecam szczególnie zacytowany dialog z Robertem Leyem, Pouczająca rozmowa. Jak iskrzyło na linii Bormann-Rosenberg!... A stosunki z H. Himmlerem? Brzmi to może idiotycznie, ale mimo upływu siedmiu dekad robi to wrażenie. Właściwie, kiedy czyta się książkę Volkera Koopa, to ma się wrażenie, że nie było nikogo ze ścisłego grona Führera, kto nie miałby "na pieńku" z Bormannem.
Powinniśmy być Bormannowi... wdzięczni za zapisy rozmów, wynaturzeń samego A. Hitlera? Pytanie, na ile te przekazy są wiarygodne, a  nie tylko kreacją "ukochanego wodza"? Interesujące to jest - nie przeczę. Proszę zobaczyć, jak eks-ewangelik (przypomina się przy okazji, że A. Hitler nigdy nie wystąpił z Kościoła rzymskiego, ba! do końca płacił podatek kościelny i nie został obłożony ekskomuniką) walczył z panem Bogiem! W tym wypadku chyba mówił i czynił jawnie to, na co inni zbrodniarze nie porywali się? Oto jedna ze "złotych myśli" na ten temat: "Nasz narodowy obraz świata stoi jednak na znacznie wyższym poziomie niż światopoglądy chrześcijańskie, których najistotniejsze założenia zostały przyjęte z judaizmu. Także z tego powodu nie potrzebujemy chrześcijaństwa". Na równi dostawało się ewangelikom i katolikom! Bardzo pouczające dygresje wypełniają cały rozdział dotyczący walki z Kościołami. 
Jednego na pewno nie można odmówić Martinowi Bormannowi (i jego Erfrau Gerda geboren Buch), jako narodowosocjalistyczny dygnitarz pokazał całej Rzeszy, jak ma wyglądać wzorcowa rodzina nazistowska! Państwo Bormannowi spłodzili w sumie... dziesięcioro dzieci! Nawet Magda i Joseph Goebbelsowie nie mogliby tu konkurować? I ta czułość, która wylewa się z listów M. do G.: "Gerdo, kochanie, dziś nie mam Ci nic do powiedzenia, poza: Jesteś dla mnie wszystkim co najlepsze - niech Ci się dobrze wiedzie i uważaj na wszystkie nasze dzieci". Cud, że nikomu nie przychodzi do głowy napisania biografii M. B. w oparciu o jego listy. No, obraz byłby zaskakująco urokliwy? "Moja kochana, mała Gerdo, wielkie, uniżone dzięki za te przepiękne dni, jakie daliście mi Ty i dzieci" - pisał 28 X 1943 r.* Czy to znaczy, że Herr Bormann był wzorcowym małżonkiem? Pozostawiam tu pewne niedomówienie.
Podrozdział, któremu chciałoby się poświęcić najwięcej miejsca zatytułowany jest "Nienawiść Bormanna do Polaków". Nie jest to zbyt szeroko pojęte zagadnienie, raczej element całości w rozumieniu "tematyki rasowej"? Jak miał działać wymiar sprawiedliwości w III Rzeszy, dał taką wykładnie: "Sędzia musi sobie uzmysłowić także to, że zupełnie inna niż u Niemca natura Polaka wymaga odmiennego traktowania. Podobnie wydaje się wart sprawdzenie, czy przy uwzględnieniu o wiele mniejszej wrażliwości na karę Polaka przy zaliczaniu aresztu śledczego nie należy postępować zgodnie z innym punktem widzenia niż ten, który może być na miejscu w przypadku niemieckiego oskarżenia". Bydgoszcz krwawo odczuła, jak działał nazistowski wymiar praw. Tu m. in. w okrytym ponurą sławą Sondergericht Bromberg wydawał wyroki sam Roland Freisler.
Książka Volkera Koopa "Bormann. Pierwszy po bestii" może chwilami stanowić (szczególnie dla nauczyciela) cenne źródło poznawcze. Mnogość urzędowych okólników, zarządzeń, korespondencji jest naprawdę bezcenna. I zaiste nie odpycha od siebie osoby nie-zawodowo interesującej się historią. To jest to, o czym zawsze w takich chwilach piszę: Autor zrobił za nas kawał dobrej roboty, bo zebrał w jednym miejscu tyle ciekawych, ale i zaskakujących źródeł.
"Jako gauleiter Wiednia wydaję zatem rozkaz, by po ewakuacji Żydów deportować z Wiednia wszystkich Czechów. Tak jak uczynię to miasto wolnym od Żydów, tak samo zrobię je także wolnym od Czechów" - tak pisał Bormann do Goebbelsa w 1942 r. Patologicznie nienawidził  Żydów. Jego zbrodniczy antysemityzm przebija z każdej jego decyzji i wypowiedzi? "...o ile Żydzi pojawiają się w przestrzeni publicznej, powinni stale nosić na ubraniu gwiazdę Dawida" - to haniebne napiętnowanie zaliczylibyśmy do najłagodniejszych? Dyskutowałbym nad tym. Niech nam nie zmyli treść takiego rozporządzenia: "Wyeliminowanie Żydów z przemysłu zbrojeniowego w szczególności nie mogłoby być zrealizowane dlatego, że ich zastąpienie poprze zaangażowanie rosyjskich jeńców wojennych wskutek zagrożenia tyfusem plamistym, niekorzystnej sytuacji transportowej i trudności z wyżywieniem na razie nie wchodzi w rachubę [...]". Wprawdzie w książce V. Koopa nie pada nazwisko "Oskar Schindler", ale warto zerknąć do świeżo wydanej biografii tegoż "zaradnego przemysłowca" i popatrzeć na jego działalność przez pryzmat słów Reichsleitera NSDAP**. Proszę zwrócić uwagę, jak Bormann oceniał Żydów zestawiając ich z... agentami Secret Service? Kuriozum! Nic to jednak przy stosunku tegoż do... czarnoskórych mieszkańców III Rzeszy? Byli tacy? - zdziwi się Czytnik. Byli! Ciekawy i chyba marginesowany wątek XX-wiecznej historii Niemiec. 
"Führer zarządził, że wszyscy gauleiterzy w porozumieniu ze swoimi właściwymi naczelnikami policji mają natychmiast aresztować wszystkie osoby, które są w zmowie z reakcyjną szajką Fromm-Hoepner-Witzleben-baron von Stauffenberg"- oczywiście to reakcja na zamach 20 lipca 1944 r. Kilka dni później napisał: "Nasza postawa życiowa nie powinna dawać żadnych punktów zaczepienia dla ataków. Dlatego po 20 lipca 1944 r., musimy sprawdzić także nasze otoczenie oraz otoczenie naszych małżonek. Dla wszystkich musi być oczywiste, że utrzymujemy stosunki wyłącznie z narodowymi socjalistami i narodowymi socjalistkami". Prawda, jakie jasne i klarowne? Infiltracja środowiska przeprowadzona przez skrupulatnego Reichsleitera powinna przerazić. V. Koop nie zapomina o "sprawie Rommla".
III Rzesza  staczała się ku przepaści? "Wojna o być albo nie być naszego narodu przybiera coraz bardziej brutalne formy; nasz naród w każdym razie przetrwa tę walkę zwycięsko, jeśli będzie z wiarą, wiernością i zawsze maksymalną gotowością do działania podążała za Führerem. [...] Nakazem chwili jest aktywizacja, musi ona być wdrażana za pomocą wszelkich dostępnych środków" - to prawdzie napisał w 1943 r., ale tego wymagał do końca! A taki apel: "Spoczywa na nas wielka odpowiedzialność, ponieważ przyszłość naszych dzieci i wnuków zależy od naszego właściwego zachowania. [...] Teraz jest moment, by pokazać, że jesteśmy godni takiego Führera jak Adolf Hitler". Kiedy w 1945 r. rzucano do borny "tysiącletniej Rzeszy" Volkssturm, to właśnie do tej formacji zwracał się: "Będąc wobec Führera wiernym aż do śmierci, jest gotowy raczej zginąć w bohaterskiej walce, niż kiedykolwiek prosić wroga o łaskę". 
"Po raz ostatni widziałam Bormanna w bunkrze Kancelarii Rzeszy i rozmawiałam z nim 1 maja 1945 r.  [...] Jego ostatnie słowa do mnie, jakie wymówił podczas przypadkowego spotkania w bunkrze, brzmiały: «A zatem do widzenia. Może nie ma to  już wiele sensu; spróbuję zrobić co się da, ale pewnie nie uda mi się z tego wygrzebać»" - zeznawała przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze sekretera M. Bormanna, Else Krüger (ur. 1915) Książkę zamyka zdjęcie z 1972 r...
Książka Volkera Koopa "Bormann. Pierwszy po bestii" , Wydawnictwa Prószyński i S-ka, w tłumaczeniu Bartosza Nowackiego znajdzie się na pewno na półce każdego zainteresowanego historią nazizmu i III Rzeszy. Kariera  kolejnego "zbrodniarza zza biurka", Martina Bormann powinna nam uświadomić do czego prowadzi ślepe posłuszeństwo, bezwzględne oddanie idei. Polityka, której oddał się sekretarz NSDAP zaprowadziła Niemcy na granice zagłady. Ciekaw jestem jaki był jej odbiór w Niemczech. Na ile jest w stanie zmienić czyjeś myślenie o hitleryzmie (ile niósł ze sobą cierpień i bezprzykładnego zła)?  Bałbym się, gdyby znalazł się ktoś, dla kogo życiorys Martina Bormanna stał się drogowskazem. Pewnie i tacy ludzie sięgają po tego typu literaturę. Ogromne brawa dla Wydawcy, że wpadł na pomysł swojej serii "Oblicza zła". Już rozglądam się za kolejnym tomem? Za kilka miesięcy (marzec 2016 r.) czeka nas spotkanie z... "Ceaușescu" Th. Kunze...

* Zerknijcie do książki K. Himmler i M. Woldta "Himmler. Listy Ludobójcy", Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, w tłum. S. Kupisza
** D. M. Crowe "Oskar Schindler. Prawdziwa historia",  Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, w tłum.Z. Łomnicka

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.