sobota, listopada 28, 2015
Przeczytania... (89) Ludwik Stomma "Polskie złudzenia narodowe" (Wydawnicwto ISKRY)
"Kiedy [...] historia miota krajem między południkami, cóż mogą zrobić zwykli śmiertelnicy? Uczono przecież, że ojczyzna to ojcowizna - ziemia ojców, miejsce. A przecież owe Zabielszczyzny czy Jasiuliszki były i polskie, i litewskie, a mieściły się w państwie rosyjskim" - to cytata z jednej z najważniejszych dla mnie książek ostatniej dekady. Jak to? W 2006 r. Wydawnictwo Sens wydało książkę Ludwika Stommy "Polskie złudzenia narodowe". Wielkie uznanie, że teraz wznowiły ją ISKRY! Rzadko zwracam w opisaniu uwagę na szatę graficzną, w tym wypadku - okładkę. Brawo dla pana Janusza Bareckiego. Błazeńsko-kibicowska czapka z dzwoneczkami i na niej wojskowy orzełek. Już trąca... prowokacją? W poprzednim wydaniu (tamtą okładkę zaprojektował pan Maciej Bernat) był fragment Orła naszego Białego, z którego skrzydła wyrastało pawie pióro. Nie, nie - na tym skończę moje porównania. Odkładam to sprzed dekady. To zdanie, który otworzyłem kolejne "Przeczytania..." uważam za nieomal klucz do... zrozumienia nas samych, nas Polaków, naszej polskości.
Ludwik Stomma tak napisał o Czesławie Miłoszu: "Z prowokacyjną konsekwencją powtarzał, że jest Litwinem vel Żmudzinem. Bo jeżeli determinować ma nas miejsce i gleba, to rzeczywiście tak było". Zostałem wychowany, ukształtowany dokładnie w takim samym klimacie, duchu, idei. Sprowadzam ją do jednego określenia: jagiellońska. Mój wuj, Telesfor Poźniak (rocznik 1932), emerytowany profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, wybitny slawista - przez całe życie hołdował tym samym hasłom. Nauczył mnie, swego siostrzeńca, rozumieć Kresy, podsuwał odpowiednią literaturę, nauczył Syrokomli! Pewnie byli kresowi Dziadkowie. Bez NICH wszystkich taka książka, jak ta autorstwa Ludwika Stommy może by była przez mnie nie zrozumiana. I ja, nie bez przesady, piszę o sobie, że jestem wnukiem Kresów (tych wileńskich). W mojej sali (już kolejnej), od przeszło ćwierćwiecza wisi godło Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Powtarzam swoim uczniom: jestem jak to czterodzielne pole. W połowie Polak (Koroniarz) w połowie Litwin (w rozumieniu Mickiewicza, Piłsudskiego czy Miłosza).
Często jesteśmy bombardowani hasłami "Naród!", "narodowy". Dookoła uwijają się ludzie, którzy chcieliby sprawdzić ile w Polaku jest Polaka. Aż skóra cierpnie. Podejrzewam, że o ile sięgnęliby po książkę Ludwika Stommy ich poczucie narodowości zachwiałoby się? Bo do czego prowadzi wymachiwanie biało-czerwoną i powtarzanie (tu za Autorem): "Naród polski jest katolicki" lub "Naród polski mieszka w Polsce"? Dalej znajdziemy: "Ojczyzną Polaków są te ziemie, które w danym momencie obejmują granice ich państwa, obojętne, jak byłoby ułomne". I coś, co potomkom Kresów może się nie spodobać: "To, co pozostało poza granicami, może być tylko wspomnieniem i legendą. Lwów i Wilno były częścią ojczyzny Polaków do 1945 roku. Teraz już nie są". Wiem, jak bardzo bolesna to świadomość. Czy mają ją do końca tzw. "100% Polacy" - nie sądzę. Bo sam odczuwałem tą szyderczą wrogość, że część mnie jest "zza Niemna" (nigdy nie powiem "zza Buga" - spróbujcie z Bydgoszczy dojechać w linii prostej na Wileńszczyznę via Bug! nie da się!).
Tak, mądrość "Polskiego złudzenia narodowego" do tego sprowadza nas, związanych z Kresami (bez względu czy wileńskimi czy lwowskimi), że odczytujemy tą książkę bardzo osobiście. Bo to de facto jest książka o naszych matecznikach, różnych Trepałowach, Jackiewiczach, Smorgoniach, Łopociach, Łynutpach, Rodziewiczach, Jazłowcach itd.
Za co car Michał Fiodorowicz Romanow przekazał JKM Władysławowi IV Wazie "...10 tysięcy rubli i 40 skór sobolich, nie licząc pomniejszych łapówek (jeden tylko poseł rosyjski wydał na nie 3684 ruble)"? Jak to naprawdę było z osławionym Drang nach Osten? Proszę zwrócić uwagę jak i dlaczego Autor bierz w obronę politykę Zygmunta Starego i jego potomków: Zygmunta III i Władysława IV. Jak to mądrze skwitował L. Stomma "...nie rozumowali i nie mogli rozumować w kategoriach ewentualnego złowrogiego porozumienia niemiecko-rosyjskiego, gdyż nie byli jasnowidzami". Nie mnie poprawiać Autora, ale ja bym chyba nie napisał "niemiecko-rosyjskiego". Bo niby jakie to Niemcy zagrażać by miały umiłowanej Rzeczypospolitej Obojga Narodów w XVII w.? A i przy wskazywaniu na Wschód raczej trzymałbym się terminu: "Moskwa". Ale to drobiazg. Ważniejsze, że ktoś jednak ujął się za Jagiellonem i dwoma Wazami, a nie dorzucał kolejną falę krytyki i powtarzał banialuki o ich krótkowzroczności.
"...za oknem wciąż ten sam jazgot partyjniactwa i nienawiści. Wszyscy ze wszystkimi za łeb się biorą bez względu na dziejową chwilę. Spoceni zacietrzewieni i gotowi już, już szabelkę wyciągać. Jak Polak z Polakiem" - nie chcę takich cytatów! nie chcę takiej Polski! nie mogę tego zakopać!... Bo od wieków nic się nie zmienia. Proszę sprawdzić od czego (jakiego wiersza i kogo) zacząłem moje "Spotkania z Pegazem"? Wypieramy z pamięci (narodowej!) takie nazwy, jak GUZÓW, MĄTWY, OLKIENNIKI: "...to szczególnie spektakularne i krwawe przykłady walk Polaków z Polakami". Zróbcie sondaż na swoich Facebookach, zapytajcie: co wydarzyło się pod tymi miejscowościami? L. Stomma nie oszczędza historii Polski AD 1926 czy tego, co działo się od stycznia 1944 r. kiedy na bagnetach sowieckich wkroczyli do Polski sowietyści!...
Każdy chciałby widzieć się karmazynem, z herbem nad kominkiem? Pewnie, że można sobie snuć wywód od Palemona i ja mógłbym tu bajdurzyć? Tylko po co? Mogę oszukiwać cały świat, ale siebie? To bez sensu. L. Stomma pisząc o naszej chłopskości podrażnia i tą, włościańską (istnieje w ogóle takowa?) dumę: "...chłop potęgą nigdy w Polsce nie był. Wręcz przeciwnie, najpierw był zniewolonym «chamem» pańszczyźnianym, później obywatelem drugiej kategorii". Nasza chłopskość jest w nas. U jednych w 100 %, u drugich rozwodniona, bo ktoś tam chadzał w wypłowiałem kontuszu. Gdyby spotkali się w jednym miejscu wszyscy moi przodkowie tylko z XIX wieku, to jeden przed drugim czapkie by zdejmował, a tamten po grzbiecie tego na konia by wsiadał. Bo jestem i z drobnicy szlacheckiej (litewsko-wielkopolskiej), i z pospolitych chamów (wielkopolsko-pomorskich). I nie kryję się z tym. I dumny jestem z chłopskości różnych Zielonków, Szubów, Kujawów, Sikor. Ale Ludwik Stomma może nas pociągnąć (w dół?) swoim: "To [...] upodlenie warstwy chłopskiej, przy jednoczesnej karłowatości polskiego stanu trzeciego, było przyczyną większości nieszczęść dziejowych, jakie spadły na Rzeczpospolitą, a po części i do dziś stanowią jej upośledzenie". Brawo Autor!
Jaka to szkoda, że ta ważna książka nie stanowi kanwy ogólnonarodowej dyskusji wobec naszej polskości! Podziwami Autora! Jak mnie cieszy widok fraszki mistrza Jana z Czarnolasu "O doktorze Hiszpanie"! I nie chodzi tylko o to, że przypomina ona o kolejnej narodowej przywarze: pijaństwie. Ale wróciło wspomnienie ze... szkoły średniej! Moja interpretacja doprowadziła do śmiechu i łez "naszą Wandę". Ja się świetnie bawiłem, klasa wyła, a pani profesor ocierała oczy i rozmazywała makijaż. Ależ to było 35. lat temu? No i pan Ludwik prowadzi nas pomiędzy narodowe alkoholiki? Trochę to smutne.
Obawiam się, że cytowany wiersz Mikołaja Biernackiego byłby dziś pożywką! Kogo?
Niech będzie konserwatystą,
Szarym, burym, żółtym, białym,
Najczarniejszym egoistą,
Arystokratą zuchwałym,
Byle dobrym był Polakiem.
To tylko pierwsze linijki. Proszę odnaleźć całość i przeanalizować. Straszne słowo? Na ile podobał się on "dobrym Polakom" w ówczesnej ck Galicji? Jak skończył ten, który odważył się... ironizować na temat "Bezstronności politycznej", bo taki jest tytuł tego wiersza. Może wykorzystam go w kolejnych "Spotkaniach z Pegazem"? O ile po stu przeszło latach te strofy rozsierdzą "100% Polaków", to brawo Mikołaj Biernacki. Proszę sie nie obawiać L. Stomma sięga też po poezję z "najwyższych półek", bo jest i Lechoń i Hemar, Słonimski i Tuwim, ba! Wieniawa! To chwilami smaga jak bat lub... koński ogon. O ile ktoś ma doświadczenie (a piszący ma), to wie do czego piję,
Tak, ta książka podkopuje najróżniejsze narodowe mity! Lubimy się w nich pławić, powtarzać, jak mantrę o "państwie bez stosów"? A, co z dumy po vicotryi wiedeńskiej lub ogłoszeniu Konstytucji 3 maja? Aż tu nagle mamy takiego cytata: "Plusem podstawowym było to, że Polska opuściła zaścianek i wypłynęła na szerokie wody polityki międzynarodowej, mocno zaznaczyła swoje istnienie (...)". Konia z rzędem temu czego to zdanie dotyczy i kto je wypowiedział? Proszę nie wpadać w panikę - sam bym nie wiedział. Otóż, to sam I sekretarz KC PZPR (zadanie domowe: proszę młodzieży wyjaśnij skrót) towarzysz Edward Gierek. To o wizycie w Polsce 39.prezydenta USA, J. Cartera.
Oj, wkłada Ludwik Stomma kij w szprychy! Tylko dlaczego nie słyszymy jęku zawodu po takim stwierdzeniu: "Uczniowie opuszczający dzisiaj szkoły są grosso modo przekonani, że podczas okupacji hitlerowskiej całe społeczeństwo polskie trwało w oporze przeciwko najeźdźcy"! Bo tak jest. Idylla trwa do chwili, kiedy dowiadujemy się o Jedwabnem, szmalcownikach itd. Jak przełknąć taką pigułę: "Ruch oporu oparty był aż do końca na środowiskach: inteligenckim i robotniczym. Wieś, co niewątpliwie da się historycznie uzasadnić, pozostawała bierna". A Bataliony Chłopskie? - podniesie się głos krytyki! Chodzi przy okazji o liczby - te L. Stomma kwestionuje. Nie on jeden. Jak wypada ocena powstania warszawskiego lub Monte Cassino? Oj!... O tej drugiej tragedii czytamy m. in.: "W obiektywnym wymiarze historycznym jest [...] dla Polaków Monte Cassino miejscem tragicznym, na którym wspominać należałoby nie względną wartość militarnego sukcesu, lecz raczej bezinteresowność kolejnej narodowej ofiary". Proszę kiedyś pogrzebać w źródłach i odnaleźć, co na ten temat pisał bohater spod Arnhem (a właściwie Driel), gen. Stanisław Sosabowski. To dopiero może być dla nas szok!...
Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś uznał książkę "Polskie złudzenia narodowe" Ludwika Stommy, jako swoistą prowokację? Pewnie, że to mylne podejście. Trzeba mieć świadomość, że nie zawsze i nie w każdej sytuacji był "100% Polak" wzorem lub wzorcem! Dobrze, że poruszony został temat: polskich zamachów. Nie wiem skąd bierze się przekonanie, że "wśród Polaków nie było królobójców"! Jakoś mi tu nie pasuje TU egzekucja na biskupie Stanisławie (dopiero dwieście lat po śmierci i w innych okolicznościach politycznych wyniesionym "na ołtarze"). Prędzej wspomniałbym o mordzie na Leszku I Białym w Gąsawie (1227 r.). Dorzucanie M. Nowotki między Gabriela Narutowicza, a generała-premiera Władysława Sikorskiego? Zgrzyta mi. Jak widać mi też nie wszystko podoba się w tej książce. I to jest kolejna wartość prozy L. Stommy.
Niech każdy "100% Polak" weźmie do serca to zdanie: "W HISTORII NIE LICZĄ SIĘ [...] POWIKŁANIA PSYCHOLOGICZNE CZY GENEALOGICZNE JEDNOSTEK, ALE INTENCJE I SPOŁECZNE SKUTKI ICH DZIAŁANIA". To z rozdziału m. in. o polskich Żydach! A jakże znajdziemy tu długą listę polskich Żydów. Ale bez znamion mściwego tropiciela cienia gwizdy Dawida! Mądrość, która może pozostać po lekturze, to będzie uświadomienie sobie takiej oto prawdy: "Gdybyśmy dodali Polaków pochodzenia rosyjskiego, rusińskiego, niemieckiego, ormiańskiego, litewskiego... i jeszcze ateistów, protestantów, prawosławnych... okazać by się mogło, że «prawdziwi Polacy» katolicy nie grają bynajmniej wśród mistrzów kultury narodowej pierwszoplanowych ról". No tak, bo co by wtedy należało zrobić choćby z M. Rejem, F. Chopinem, H. Wieniawskim, J. Matejką, V. Hofmanem czy Cz. Miłoszem? Wyrzenąć? Cholernie pusto zrobiłoby się w naszej, rodzimej kulturze. I o tym też jest ta książka.
"Nikt już dzisiaj poważnie nie dyskutuje o szansach powodzenia powstania styczniowego. [...] Porozmawiajmy więc o [...] jedności i solidarności" - potraktujmy to jako zaproszenie? Wkrótce kolejna rocznica wybuchu styczniowej insurekcji. Wiem, że nikt nad nią nie będzie deliberować. A właśnie czyn zbrojny 1863 r. jest kamieniem milowym w rozumieniu naszej narodowości! Jeżeli ktoś nie chce czytać S. Rembeka ("Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe" - jest na ten temat na tym blogu, proszę zerknąć), to chociaż obejrzyjmy w wolnej chwili film J. Machulskiego "Szwadron" ( i na ten temat jest na tym blogu, proszę zerknąć). To dopiero prysznic na nasze "narodowe głowy"! Uff!...
Dotknie kogoś termin "kult jednostki" w odniesieniu do Pierwszego Marszałka Odrodzonej Rzeczypospolitej? Pewnie - tak. Skojarzenie, o którym zresztą spieszy wyjaśnić Autor, jest jedno: Stalin! Proszę odnaleźć na tym blogu post z 18 marca 2014 r. i powoływanie się na broszurkę pt. "19 marca" Adama Galińskiego z podtytułem: "PORADNIK DLA URZĄDZAJĄCYCH OBCHODY I AKADMJE KU CZCI MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO". Bez wątpienia mam swój udział w utrzymywaniu owego kultu. Za mną na regale popiersie Marszałka, ofiarowane mi przez przyjaciela "Szymona" w 1981 r. W miejscu pracy wiszą... trzy portrety (są też: naczelnik T. Kościuszko, generał W. Anders i... J. Wayne). O tej "parareligii" L. Stomma tak napisał: "Istnienie owej parareligii było jednak faktem i ukazuje, że społeczeństwo polskie, tak jak wiele innych, było i nadal jest podatne na niezwykle narodowe egzaltacje". Kiedyś (bodaj w 1992 r.?) mało mnie szlag nie trafił, jak ktoś przysłał z królewskiego miasta Krakowa reprodukcję jednego z obrazów W. Kossaka ze "stosownym pismem". Nie wierzyłem własnym oczom. Szkoda, że nie zachowałem go. Ów ktoś (jakaś fundacja piłsudczykowska? czy czort wie kto) przysłał ową reprodukcję (identyczną kupiłem w 1991 r. "w Rynku" vis a vis Sukiennic za... 50 gr.) z intencją, że powieszenie w klasie tego portretu (Marszałka) podniesie walor patriotyczny klasy itp, itd?! Do tego dołączony był rachunek na jakąś "z kosmosu" wziętą kwotę!...
Proszę się nie obawiać - nie poruszyłem każdego wątku tej książki. Przyznam się, że chciałem to "Przeczytanie..." przygotować na 11 XI. Jakiś głos wewnętrzny wyhamował mnie i szepnął: daruj sobie! Pewnie, że nie każdemu pióro Ludwika Stommy pasuje. I pewnie wielu ominie książkę groźnym łukiem. Błąd! Trzeba chcieć ją przeczytać. Może wrzuci do naszego "100% polskiego ogródka" ziarnko niepewności. Czy niepokoju? Raczej nie. Pewnie, że "100% Polak" odrzuci zawarte w "Polskie złudzenia narodowe" treści, jako herezję! Nie sądzę, aby Autorem kierowała tak niska pobudka, jak rzucanie kości niezgody między Polaki! Jeśli tak - to zrobił to z wielką kulturą, wiedzą, której można pozazdrościć. Że chwilami nie odkrywa Ameryki, bo tylko to i owo przypomina? A niech nawet. Przypominania nigdy wiele. Lekki prysznic przyda się każdemu. Raz jeszcze brawo dla Wydawnictwa Iskry, że odważyło się (!) przypomnieć tak ważną i mądrą książkę raz jeszcze udostępnić "braciom Polakom". Dobrze by też było, aby ta pozycja "poszła w świat" - może ułatwiłaby rozumieć tam nad Szprewą, Loarą czy Tamizą czym jest Polska i jakie są polskie złudzenia narodowe. A ja bym chciał tylko jednego: aby dla pokolenia mego Wnuka te treści spłynęły w niepamięć i wygasło "polskie piekło". Nie wiem czy po 25 października jest to możliwe?... Tak, chcę się mylić. Chcę się mylić...
Aha - zapomniałem dodać: "100% Polak" nie istnieje!
Aha - zapomniałem dodać: "100% Polak" nie istnieje!
PS: Jakoż publikuję ten post w dniu LXXXIII urodzin wuja Telesfora - Jemu dedykuję ten post.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.