wtorek, listopada 24, 2015
Przeczytania... (87) David G. Williamson "Polski ruch oporu 1939-1947" (Wydawnictwo REBIS)
Wydawnictwo Rebis podsuwa nam kolejną książkę autorstwa Davida G. Williamsona pt. "Polski ruch oporu 1939-1947 / The Polish Underground 1939-1947 ", w tłumaczeniu Jana Szkudlińskiego. Ci, którzy znają "Zdradzoną Polskę. Napaść Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku" nie powinni chyba kręcić nosem. Mamy kolejny wykład angielskiego historyka do skonfrontowania go ze swoją wiedzą, swoim wyobrażeniem, swoją oceną wydarzeń, które złożyły się na heroiczne pojęcie "polskiego ruchu oporu". Zwracam uwagę na cezurę czasową. Nie urywa się ona na 8 maja 1945 r. Dlaczego kontynuuje swoją narrację do 1947 r.? To jedno z pytań powinien postawić sobie każdy kto będzie zastanawiał się nad posiadaniem tej książki.
To dobrze, że inni piszą o naszej historii. To zawsze świeższy powiew? Niekoniecznie. Ale wiadomo David G. Williamson nie ma za sobą ciśnienie polskiego bagażu, nikogo nie musi unikać, na nikogo oglądać się. Bierze na warsztat naukowy trudny okres II wojny światowej. Nie zapominajmy, że "Polski ruch oporu 1939-1947" czyli "The Polish Underground 1939-1947" poznał najpierw czytelnik TAM - w Wielkiej Brytanii! O tym nie powinniśmy zapominać, że ta książka miała trafić do tamtych rąk. Mogą nas dziwić pewne oczywistości? Czy jedna w 100% treści tu zebrane są dla każdego polskiego odbiorcy oczywiste?
"Wojna jest straszna. Przez cały dzień widzi się jedynie wypalone domy. Trzeba palić każdy dom, Nie ma innego sposobu na Polaków" - to dość ryzykowne (lub odważne) zaczynać nieomal swą książkę od cytatu wypowiedzi... najeźdźcy, niejakiego artylerzysty Williego Kreya? Dalej jest informacja, że "...niemiecki oficer [...] został [...] pchnięty nożem w plecy". Przez kogo? Jakąś kobietę, z którą wcześniej rozmawiał przy studni? Nowe wcielenie... Wojciecha Kossaka? Szkoda, że zabrakło, jak owa dzielna Lechitka została potraktowana przez teutońskich okupantów. Pełna wymowa cytowanego zapisu z dziennika raczej w złym świetle stawia Polkę. Myślałby kto, że zabity oficer zjawił się 3 IX 1939 r. z wycieczką w Polsce i wredna ukatrupiła go?...
Trudno czepiać się brytyjskiego Autora, że nie zauważył nominacji na urząd prezydenta Najjaśniejszej rzeczypospolitej ambasadora Bolesława Wieniawy Długoszewskiego. Wiele z polskich publikacji szybuje nad tym faktem, jakby go nie było. Niewiedza potem odbija się choćby w popularnych teleturniejach TVP. Ostatnio padła odpowiedź "nie" na pytanie (cytuję z pamięci): "Czy Zgromadzenie Narodowe wybrało J. Piłsudskiego na urząd prezydenta?".
To dobrze, że w takim opracowaniu cytuje się dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego. Tu umieszczone w tekście, a nie jak w wielu naszych publikacjach jako "Aneks". Ilu czytelników zadaje sobie trud, aby tam zaglądać? to jest tak, jak z czytaniem rozbudowanych przypisów! Rzadko zdarza, aby cytowano wypowiedź ówczesnego prymasa Polski. Kardynał August Hlond został chyba skutecznie wypchnięty w historyczną próżnię! To dzięki D. G. Williamsonowi możemy czytać słowa tego wybitnego dostojnika Kościoła rzymskiego: "Zapał księży jest zadziwiający, pobożność wiernych równie wielka, oddanie dla Kościoła heroiczne". Trudno oczekiwać, aby książkę zamienić w zapis o heroicznej karcie polskiego kleru. Fakt, że Autor w ten sposób zaznacza rolę, jaką kościół katolicki, odegrał po 1 IX 1939 r. - znamienne!
Jest opis Sonderaktion Krakau. Sam termin nie pojawia się. Eksterminacja polskiej inteligencji i polityka Hansa Franka znalazły swoje miejsce w książce D. G. Williamsona. "Metody stosowane przez władze policyjne są bezwzględne, okrutne i niegodne człowieka. Obejmują łapanie ludzi w domach, na ulicach, placach, w lokalach, rozstrzeliwanie i wieszanie [...]" - nie dowiadujemy się czyja to wypowiedź. Moralne wahnięcia w szeregach generalnego gubernatora? Cytat zamyka stwierdzenie: "Wydaje się, że każdy środek i każdy pretekst jest dobry, by Polaka okaleczyć lub zniszczyć"? Chyba przyjdzie odszukać pracę prof. Cz. Madajczyka (1921-2008). To jest też plus książki "Polski ruch oporu 1939-1947" - odsyła nas pośrednio ku naszej historiografii!
"W okresie 1939-1941 na okupowanych ziemiach polskich nie można było udzielić odpowiedzi na pytanie, czy Sowieci, czy Niemcy są głównym wrogiem" - trudno zgodzić się z tą autorską tezą. Teoria "dwóch wrogów" obowiązywała! I powinna tkwić w świadomości pokoleń. Na pewno łatwiej jest tym, których przodkowie "popadli się" pod obie okupacje. D. G. Williamson podaje 1 700 000 zesłanych Polaków na Sybir lub Kazachstanu. Redakcja polskiego wydania weryfikuje te liczby, zaniża je.
"Kraj całkowicie zalany przez dwu zaborców, rozdarty na dwie części, postanowił, że będzie walczył dalej. Takiego postanowienia nie zdołałby wymóc żaden dyktator, żaden przywódca, nie zdołałaby spowodować żadna partia, żadna klasa społeczna" - ten cytat powinien otworzyć tę książkę. Generał Tadeusz Bór-Komorowski może zyskałby w oczach potomnych?
Prysznicem na nasze narodowe poczucie dumy może być wypowiedź Samuela Goldberga, a jakże polskiego Żyda, na "zadany" temat, czyli podziemie: "Ta organizacja to po prostu zorganizowana banda. Zupełnie nie szkodzą Niemcom, a ich działania tylko zwiększają prześladowania Polaków". Gorzka piguła? Dlatego takie książki, jak ta jest potrzebna! Po co i komu? Aby obudziła nas z marazmu samozadowolenia historycznego i upartego opowiadania, jak to wszyscy Polacy... każdy Polak... same herosy... każdy z ViS-em... Oduczmy się takiego pojmowania tego okresu, wtedy mniej będzie bolało, że jednak były próby kolaboracji, że byli szmalcownicy i reszta hołoty, która chciała coś na okupacji ugrać dla siebie! W pewnym momencie padną nazwiska Władysława Stadnickiego oraz Igo Syma! To, że nie było "polskiego Quislinga" zawdzięczamy tylko... Niemcom! Nie myśleli oni o dogadywaniu się z Polakami. Chętni zgłaszali się.
"Wszyscy chodzą przybici do ostateczności, wiara w zwycięstwo aliantów została poważnie zachwiana" - to cytat zaczerpnięty z dziennika doktora Zygmunta Klukowskiego (1885-1959). To reakcja na klęskę "cioci Frani", która razem z "ciocią Anielką" miały wkroczyć do Polski na Wielkanoc AD 1940! "Wszystkie logiczne przesłanki uzasadniające nadzieję, że Niemcy poniosą klęskę, i to bliską rozwiały się" - wspominał cytowany powyżej generał "Bór". Po raz kolejny dosyłam do obejrzenia serialu "Polskie drogi", a dokładniej odcinka 5 pt. "Lekcja geografii".
David G. Williamson nie ustrzegł się błędów. W podobnych sytuacjach zachodzę w głowę, gdzie jest redakcyjna korekta lub kolejny przypis? Wymienię kilka z nich. Na s. 64 "W styczniu 1940 r. znajdujące się we Francji polskie naczelne dowództwo nakazywało Armii Krajowej (ZWZ) [...]" - właściwie dwa w jednym. Kiedy powstała Armia Krajowa? Właściwa data pada w tej książce. Postawienie przy "Armii Krajowej" skrót "ZWZ"? Można dostać oczopląsu? Że niby co?... Lepiej nie drążmy tematu. Na s. 96-97 czytamy m. in. o losie rotmistrza Witolda Pileckiego (1901-1948): "...w 1948 został stracony przez NKWD". Pewnie chcielibyśmy, aby ta zbrodnia spadła na "najeźdźcę kałmuckiego"? Ale tak po prostu nie było. Z wyroku polskiego sądu! W majestacie ówczesnego prawa! Przez Polaków! Zginął "od kuli nie wrażej", jak napisałby Marszałek. Na s. 146-147 stoi, że w 1943 r. "Działania radzieckie biegły dwutorowo, poza organizowaniem działań partyzanckich zamierzano także, poprzez Komunistyczną Partię Polski (KPP) i Polską Partię Robotniczą (PPR), spenetrować niezależne polskie organizacje [...]". Autor zapomniał, co z KPP zrobił Stalin od 1937 r.? Taka partia w 1943 r. po prostu nie istniała! Proszę też sprawdzić dziwną niekonsekwencję zanotowane na s. 47 i 100, a dotyczące polityka eksterminacyjnej Sowietów wobec Narodu polskiego!
"Żołnierze okazują wielkie zainteresowanie literaturą. Przekazują sobie nawzajem zdobyte egzemplarze, dbają, by nie wpadły w ręce nikogo niepowołanego [...]" - to z meldunku, który docierał do Londynu na temat akcji "N". Ta niesamowita forma walki z hitlerowskim okupantem znika z pola widzenia przeciętnego odbiorcy historii. Drukowanie niby-niemieckich czasopism takich, jak "Der Soldat" lub "Der Hammer" - były jedną z form skuteczne walki, bo siała niepokój w szeregach wroga, wprowadzała chaos informacyjny do goebbelsowskiej propagandy!
"Za każdego zabitego Niemca na ulicach rozstrzeliwuje się dziesięciu Polaków. W radiu obwieszczają miejsce i czas egzekucji, by ludzie mogli przyjść i popatrzeć" - to zapis z dziennika krakowskiej nauczycielki. W Krakowie można było legalnie posiadać radioodbiorniki? Ciekawe ilu brytyjskich czytelników przyswoiło sobie te straszliwe liczby?
Autor sporo miejsca poświęcił zamachowi na Franza Kutscherę. Nie, nie pada najdrobniejsze zdanie o generale Auguście Fieldorfie-"Nilu". Trudno. Angielski czytelnik za to poznał Jana Karskiego czy Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Brawo! Tylko dlaczego w tekście (patrz s. 161) pojawia się HANS Kutschera? W "Załączniku 2: Biogramy najważniejszych postaci" na s. 328 napisano tak, jak trzeba: Franz Kutschera (1904-1944). Czepiam się?
A niech tam. Grunt, że po lekturze Davida G. Williamsona żaden mieszkaniec UK nie pomyli powstania w getcie z warszawskim. Jak na objętość całej książki tym dwom rozdziałom z życia polskiego ruch oporu w latach 1939-1947 poświęcono sporo miejsca. Na pierwsze blisko cztery strony (+ działalność Żegoty), na drugie aż trzydzieści osiem! Ciekawostką może być fragment raportu z alianckiego rozpoznania lotniczego nad Warszawą z 12 VIII 1944 r.: "...znikły wszelkie oznaki normalnego miejskiego życia; nie ma ruchu ulicznego, kolejowego ani rzecznego, a nad północną częścią miasta unosi się chmura dymu z płonących na starym mieście pożarów. [...] Na ulicach wokół dworca i biegnących od toru wyścigowego na południe do dzielnicy II na północy wzniesiono improwizowane barykady z gruzów, pojazdów i tym podobnych". A jakże mamy o planie "Burza", tym co działo się na wschodnich Kresach (Lwów, Wilno) i jak poczynali tam sobie Sowieci. O! nad Tamizą mogą wiedzieć kim był w okręgu wileńskim Armii Krajowej "Wilk". Ciekawe, że pułkownik Krzyżanowski (brak imienia Aleksander) jest wymieniony w tekście na s. 202, ale zabrakło Go w Indeksie. Ani pod "K" (s. 358), ani pod "W" (s. 362)? Ale to już nie uwaga do Autora, tylko polskiego Wydawcy. Nie, nie sprawdzałem sumiennie każdego nazwiska.
Trudno powiedzieć jak angielski Czytelnik odbierał treści dotyczące wiarołomności rządu JKM Jerzego VI i poczynań premiera W. Churchilla. Tego Autor nie daje nam poznać, bo nie tego dotyczy tematyka książki. Szkoda. Czy nie mieszało się w tegoż głowie PKWN, rząd londyński, AL, TRJN. Zresztą komuniści zostają dla niego jakąś bezimienną masą. Nie poznał różnych Bierutów, Gomułków, Nowotków! Lepiej miał się Stanisław Mikołajczyk! "Byłem członkiem organizacji założonej do walki z Niemcami, zamiast tego jednak mordowaliśmy Polaków i Żydów. Powiedziano nam, że walka przeciwko reakcjonistom i NSZ jest ważniejsza od walki z Niemcami" - cytowana jest wypowiedź z 1954 r. "jednego z wyższych dowódców GL/AL". Angielski odbiorca ogarniał to? Czytelnik polski powinien (?) chyba dostać na zakończenie coś w formie krótkiego "Posłowia"? Nie zakładajmy istnienia prawd oczywistych.
Książka Davida G. Williamsona pt. "Polski ruch oporu 1939-1947" (Wydawnictwa Rebis) powinna się znaleźć w księgozbiorze każdego "miłośnika epoki"! Choćby z powodu tego, gdzie powstała i dla kogo. Pewnie, że może chwilami budzić kontrowersji, podrażnić, ale to chyba dobrze. No i to nie-nasze spojrzenie kogoś, kto bez emocji po prostu analizował dostępne mu źródła. Bo wykorzystał ich trochę. Chciałoby się teraz trafić na książkę o tej samej tematyce, ale napisane przez historyka niemieckiego i rosyjskiego (sowieckiego?). Z ciekawością zatopiłbym się w takich lekturach. Może i tym razem Wydawnictwo Rebis nas zaskoczy?...
David G. Williamson nie ustrzegł się błędów. W podobnych sytuacjach zachodzę w głowę, gdzie jest redakcyjna korekta lub kolejny przypis? Wymienię kilka z nich. Na s. 64 "W styczniu 1940 r. znajdujące się we Francji polskie naczelne dowództwo nakazywało Armii Krajowej (ZWZ) [...]" - właściwie dwa w jednym. Kiedy powstała Armia Krajowa? Właściwa data pada w tej książce. Postawienie przy "Armii Krajowej" skrót "ZWZ"? Można dostać oczopląsu? Że niby co?... Lepiej nie drążmy tematu. Na s. 96-97 czytamy m. in. o losie rotmistrza Witolda Pileckiego (1901-1948): "...w 1948 został stracony przez NKWD". Pewnie chcielibyśmy, aby ta zbrodnia spadła na "najeźdźcę kałmuckiego"? Ale tak po prostu nie było. Z wyroku polskiego sądu! W majestacie ówczesnego prawa! Przez Polaków! Zginął "od kuli nie wrażej", jak napisałby Marszałek. Na s. 146-147 stoi, że w 1943 r. "Działania radzieckie biegły dwutorowo, poza organizowaniem działań partyzanckich zamierzano także, poprzez Komunistyczną Partię Polski (KPP) i Polską Partię Robotniczą (PPR), spenetrować niezależne polskie organizacje [...]". Autor zapomniał, co z KPP zrobił Stalin od 1937 r.? Taka partia w 1943 r. po prostu nie istniała! Proszę też sprawdzić dziwną niekonsekwencję zanotowane na s. 47 i 100, a dotyczące polityka eksterminacyjnej Sowietów wobec Narodu polskiego!
"Żołnierze okazują wielkie zainteresowanie literaturą. Przekazują sobie nawzajem zdobyte egzemplarze, dbają, by nie wpadły w ręce nikogo niepowołanego [...]" - to z meldunku, który docierał do Londynu na temat akcji "N". Ta niesamowita forma walki z hitlerowskim okupantem znika z pola widzenia przeciętnego odbiorcy historii. Drukowanie niby-niemieckich czasopism takich, jak "Der Soldat" lub "Der Hammer" - były jedną z form skuteczne walki, bo siała niepokój w szeregach wroga, wprowadzała chaos informacyjny do goebbelsowskiej propagandy!
"Za każdego zabitego Niemca na ulicach rozstrzeliwuje się dziesięciu Polaków. W radiu obwieszczają miejsce i czas egzekucji, by ludzie mogli przyjść i popatrzeć" - to zapis z dziennika krakowskiej nauczycielki. W Krakowie można było legalnie posiadać radioodbiorniki? Ciekawe ilu brytyjskich czytelników przyswoiło sobie te straszliwe liczby?
Autor sporo miejsca poświęcił zamachowi na Franza Kutscherę. Nie, nie pada najdrobniejsze zdanie o generale Auguście Fieldorfie-"Nilu". Trudno. Angielski czytelnik za to poznał Jana Karskiego czy Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Brawo! Tylko dlaczego w tekście (patrz s. 161) pojawia się HANS Kutschera? W "Załączniku 2: Biogramy najważniejszych postaci" na s. 328 napisano tak, jak trzeba: Franz Kutschera (1904-1944). Czepiam się?
A niech tam. Grunt, że po lekturze Davida G. Williamsona żaden mieszkaniec UK nie pomyli powstania w getcie z warszawskim. Jak na objętość całej książki tym dwom rozdziałom z życia polskiego ruch oporu w latach 1939-1947 poświęcono sporo miejsca. Na pierwsze blisko cztery strony (+ działalność Żegoty), na drugie aż trzydzieści osiem! Ciekawostką może być fragment raportu z alianckiego rozpoznania lotniczego nad Warszawą z 12 VIII 1944 r.: "...znikły wszelkie oznaki normalnego miejskiego życia; nie ma ruchu ulicznego, kolejowego ani rzecznego, a nad północną częścią miasta unosi się chmura dymu z płonących na starym mieście pożarów. [...] Na ulicach wokół dworca i biegnących od toru wyścigowego na południe do dzielnicy II na północy wzniesiono improwizowane barykady z gruzów, pojazdów i tym podobnych". A jakże mamy o planie "Burza", tym co działo się na wschodnich Kresach (Lwów, Wilno) i jak poczynali tam sobie Sowieci. O! nad Tamizą mogą wiedzieć kim był w okręgu wileńskim Armii Krajowej "Wilk". Ciekawe, że pułkownik Krzyżanowski (brak imienia Aleksander) jest wymieniony w tekście na s. 202, ale zabrakło Go w Indeksie. Ani pod "K" (s. 358), ani pod "W" (s. 362)? Ale to już nie uwaga do Autora, tylko polskiego Wydawcy. Nie, nie sprawdzałem sumiennie każdego nazwiska.
Trudno powiedzieć jak angielski Czytelnik odbierał treści dotyczące wiarołomności rządu JKM Jerzego VI i poczynań premiera W. Churchilla. Tego Autor nie daje nam poznać, bo nie tego dotyczy tematyka książki. Szkoda. Czy nie mieszało się w tegoż głowie PKWN, rząd londyński, AL, TRJN. Zresztą komuniści zostają dla niego jakąś bezimienną masą. Nie poznał różnych Bierutów, Gomułków, Nowotków! Lepiej miał się Stanisław Mikołajczyk! "Byłem członkiem organizacji założonej do walki z Niemcami, zamiast tego jednak mordowaliśmy Polaków i Żydów. Powiedziano nam, że walka przeciwko reakcjonistom i NSZ jest ważniejsza od walki z Niemcami" - cytowana jest wypowiedź z 1954 r. "jednego z wyższych dowódców GL/AL". Angielski odbiorca ogarniał to? Czytelnik polski powinien (?) chyba dostać na zakończenie coś w formie krótkiego "Posłowia"? Nie zakładajmy istnienia prawd oczywistych.
Książka Davida G. Williamsona pt. "Polski ruch oporu 1939-1947" (Wydawnictwa Rebis) powinna się znaleźć w księgozbiorze każdego "miłośnika epoki"! Choćby z powodu tego, gdzie powstała i dla kogo. Pewnie, że może chwilami budzić kontrowersji, podrażnić, ale to chyba dobrze. No i to nie-nasze spojrzenie kogoś, kto bez emocji po prostu analizował dostępne mu źródła. Bo wykorzystał ich trochę. Chciałoby się teraz trafić na książkę o tej samej tematyce, ale napisane przez historyka niemieckiego i rosyjskiego (sowieckiego?). Z ciekawością zatopiłbym się w takich lekturach. Może i tym razem Wydawnictwo Rebis nas zaskoczy?...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.