wtorek, października 13, 2015

Przeczytania... (73) Martha Schad "One kochały Hitlera. Führer i kobiety, dla których był bogiem" (Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI I S-KA)

"Mamy wspaniały wzór do naśladowania w osobie naszego Führera, u którego każde słowo i każdy czyn jest odwzorowaniem najświętszego przekonania, niezachwianej wiary" - kiedy czytam podobne opinie (ta pochodzi z 23 VI 1935 r.) przestaję się dziwić, że prostych ludzi opętała ideologia nazistowska, ba! jakiś niedoszły artysta-malarz pchnął cały naród ku niewyobrażalnym zbrodniom. Te słowa padły w Bonn na V Narodowym Festiwalu Beethovenowskim, a ich autorką była nie tylko kobieta, ale wybitna wirtuozka fortepianu, niezrównana interpretatorska dzieł właśnie Ludwiga van Beethovena, Elly Ney. Tej wybitnej kobiecie swoich czasów nie można odmówić, ani inteligencji, ani rozumu. Zaliczyć ją do bezmyślnego stada baranów, które ślepo podąża za swoim samcem alfa? Bez wsparcia III Rzeszy przez takie kobiety (jednostki) nazistowski aparat zniszczenia szybko straciłby na znaczeniu. Zachwyt nad osobą Führera, egzaltacja połączona z bezkrytycznym oddaniem temu Austriakowi jest przedmiotem książki, której autorką jest Martha Schad - "One kochały Hitlera. Führer i kobiety, dla których był bogiem" opublikowało Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Tak, zadbano, aby do naszych rąk trafiło kolejne spojrzenie na osobę Adolfa Hitlera. Seria, która nie ma tytułu (?) staje się coraz bogatsza. 
Nie, to nie jest pierwsze ujęcie "kobiecego tematu" w życiu Führera "tysiącletniej Rzeszy". W księgarniach znajdziemy kilka tytułów o podobnej tematyce. Nie jest moim zadaniem robienia ich analizy porównawczej. Nie ulega wątpliwości, że temat to "chodliwy". Niemiecka historyk doktor Martha Schad wybrała osiem kobiet z bliskiego otoczenia Adolfa Hitlera. Owe Frau, to Elsa Bruckmann, Helene Bechstein, Victoria von Dirksen, Edda Ciano, dr Elisabeth Nietzsche-Förster, dr Mathilde Ludendorff, Gerda Troost und poznana wcześniej Elly Ney. Zanim zaczniemy czytać można sobie postawić proste pytania: podziwiać te kobiety czy im współczuć? Czy naprawdę nie wiedziały w jakim człowieku lokowały swój zachwyt, swoje uczucia, z kim chciały się związać? Dziwić może brak Magdy Goebbels. Powinny nas przerazić statystyki (ale i zmusić do mylenia) wyborcze z okresu, kiedy NSDAP dochodziła do władzy! Martha Schad podaj w "Przedmowie", że "...w Monachium w 1925 roku niemal połowa członków partii nazistowskiej to kobiety". I druga cenna informacja dotyczy wyborów z 1930 r.: "...w Berlinie na narodowych socjalistów oddały głos 204 122 kobiety wobec 191 866 mężczyzn". Trudno się dziwić, że cztery lata później kanclerz A. Hitler właśnie o kobietach mówił publicznie: "Opatrzność przypisała kobiecie troskę o ten dla niej najbardziej właściwy świat [tradycyjne niemieckie KKK - przyp. KN], z którego może dopiero wyrastać i na którym może budować się świat mężczyzn".
"...Führer, sprawił na mnie wrażenie skromnego i spokojnego, prostego i dalekowzrocznego, odważnego i niezłomnego. Wyznaczone mu przez los zadanie musiało być i na pewno będzie przez niego wykonane, ponieważ zostało złożone w jego piersi i w jego woli" - czysty entuzjazm? Tak rodził się mistycyzm, który zaczął otaczać tego emigranta z Austrii. To akurat opinia Elsy Bruckmann. Uwielbienie i mitologizacja zawładnęła wieloma kobietami tamtych czasów. A, że grunt był przygotowany, że panie również karmione jadem antysemityzmu szły w swej nienawiści od najpospolitszych SA-manów, to tego między innymi dowiemy się z książki M. Schad. Jeśli uważaliśmy, że tylko koła militarystyczne, wielka finansjera dała się omamić demagogi jednego człowieka, to ta książka skutecznie wyprowadzi nas z błędu. 
O ile ktoś sięgnie po książkę, aby szukać tajemnic alkowy, upodobań (seksualnych) Adolfa Hitlera, to niech lepiej nie dotyka nawet jej kładki. Bo tego po prostu tu nie znajdzie. Zaskoczenie? Rozczarowanie? Na szczęście,  moim zdaniem, walor pracy Marthy Schad na tym polega, że nie szuka taniej sensacji. Na tym na pewno łatwo zbudować szybkie zainteresowanie i pewny zarobek? To jednak jest sztuka, przy tym zalewie książek o Adolfie Hitlerze napisać jeszcze jedną, która wciąga, zmusza do myślenia.
Frau Bruckmann była zachwycona "Mein Kampf". Wielu Niemców nie pozostało obojętnych demagogicznej treści! Lektura sprawiała taki skutek: "...mogliśmy sobie dogłębnie uświadomić,  jak zadziwiająco dopracowane i gotowe były doktryna oraz światopogląd Hitlera już od samego początku, od kiedy zaangażował się w walkę polityczną, jak mocno wspierała się na swoich fundamentach".  Dom Bruckmannów gościł nie tylko Hitlera, ale wielu z tych, którzy później zasiedli na ławie oskarżonych w procesie norymberskim! Przerażające są pełne oddania i uwielbienia (dla osoby i ideologii nazistowskiej) słowa, które znajdujemy w listach właśnie Elsy Bruckmann. Żeby zostawić przyjemność czytania tych osobistych entuzjazmów podaję dwa zakończenia listów: "Pańska od dawna oddana, Elsa Bruckmann" i drugie "...dziękuję Pani z całego serca Pańska wierna, uniżona Elsa Bruckmann". Proszę zwrócić uwagę na ton listu Thomasa Manna z 1944 r., w którym jest cenna wzmianka i cytat z Elsy Bruckmann. Zaskakująca może być cytowana ostatnia jej wypowiedź w książce, kiedy odpowiadała na pytanie czym rozczarował ją Hitler: "Jego tchórzostwo. Powinien - jak mieszkańcy Calais - rzucić się wrogom do stóp i wziąć winę na siebie". 
Czy muzyka, uwielbienie do jednego kompozytora (w tym wypadku Richarda Wagnera) może być przyczyną powstania silnej więzi między dwojgiem ludzi? Relacje na linii Helene Bechstein - Adolf Hitler potwierdzają, że tak! Mamy rzadką chyba okazję poznać pewne epizody z życia przywódcy NSDAP, które albo umykały innym autorom lub po prostu pomijano je. Wychodzi na to, że frau Bechstein odegrała nieomalże cywilizacyjno-kulturową rolę w życiu młodego Adolfa H.! To ona wzięła się za jego towarzyską ogładę! Uczyła prawidłowej niemieckiej wymowy (pracowała na austriackim akcentem), a nawet zachowania przy stole (choćby ucząc, jak je się... raki?). Jakoś trudno mi sobie wyobrazić trzydziestoletniego Wolfiego, który kładł na kolana pani domu swoją głową, a ta "...głaskała jego miękkie brązowe włosy"? Tak miało być. Widać relacje, jakie tu dostrzeżemy pasowałyby w zachowaniu matki względem syna. I nie pomyliliśmy się! Helene Bechstein naprawdę wyraziła się dosłownie tak: "Chciałam, żeby Hitler był moim synem". 
Tak, utrzymywała go! To nie żarty, kiedy kobieta oddaje obraz Jana Breughla Młodszego! Odwiedzała go w więzieniu po nieudanym puczu monachijskim. Zadbała o jego ciało (prowiant) i strawę duchową (państwo Bechstein przysłali do Landsbergu gramofon). O czym nie zapomniał zanotować późniejszy nr 3 w III Rzeszy, Rudolf Hess (Heß). Czy wojna, klęska zmieniała matczyne odruchy frau Bechstein? Proszę sprawdzić na ile różniła się w ocenie z Elsą Bruckmann. Bardzo pouczające wnioski gwarantowane!...
"Zrobił na mnie wrażenie odpychającego, potwornego, groźnego i niebezpiecznego, choć czasami także zachowującego się z godnością. Nigdy nie byłam w stanie śmiać się w jego obecności - sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze. Na zewnątrz nie był grubiański, lecz pospolity" - niech nam nie umknie ta opinia Elisabett Cerrutti. Jakżeż odmienna od tych pompatycznych, którym ulegały "damy z towarzystwa". Kolejną, którą mamy okazję bliżej poznać jest Viktoria von Dirksen. Jej listowe nagłówki godne są cytowania: "Mój drogi i wielce szanowny Führerze..." lub "Mój tak drogi, wspaniały, niemal nieprawdopodobny Führerze!". I te zakończenia, przy których to, co pisała Elsa Bruckmann, to nic takiego... : "Twoja niesłychanie oddana i tak szczęśliwa z powodów kwiatów..." czy "Pańska bezgranicznie Panu oddana...". To już nieomal sextaza zachwytu: "Mein  Führer, wczoraj po raz pierwszy widzieliśmy i słyszeliśmy Pana w filmie. Wyrasta Pan coraz bardziej ponad wszystkich, pełniąc urząd, tak że człowiek czuje się niesłychanie mały i nieistotny, czego zazwyczaj się niemal nie odczuwa". A innym razem w tym samym duchu: "...mein Führer, to, co Pan osiąga, czy w ogóle da się jeszcze spać, wiedząc, że nie można też nic dla Pana zrobić!". Ciekawe jakby te słowa zakwalifikował psycholog lub psychiatra? 
Wprawdzie kolejna kobieta, której opinię chcę tu przytoczyć, nie kochała się w Adolfie H., ale przyznaję, że  zaskoczyła mnie. Jej autorką była żona jednego z hitlerowskich zbrodniarzy wojennych feldmarszałka Wilhelma Keitla, Lisa: "Nigdy nie zostanę nazistką, ale poty m, jak usłyszałam Hitlera, jego exposé w Poczdamie (...) jestem nim zachwycona jako osobowością. Przecież ten człowiek może stać się naszym Mussolinim". Braki Hitlera możemy znaleźć w jednym z pierwszych rozdziałów, kiedy wspomniano, że wymawiał nazwisko Duce: "Muzzolini"?  Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie "obecność" Eddy Ciano - tak, ukochanej córki Benita Mussoliniego. Wspominała: "Pod względem wyglądu zewnętrznego Hitler nie był już nieśmiałym, niezdarnym mężczyzną w bezkształtnym kapeluszu [...]. Teraz, w 1936 roku, był ubrany z pewną elegancją, sprawił wrażenie pewnego siebie i zachowywał sie jak przemiły i wykształcony światowiec. Jego niebieskie oczy były urzekające, choć nie odczuwam hipnotycznej siły, jaką im przypisywano". Nie powinno nas dziwić, że narracja jest wzbogacona o zapiski z dziennika dra Josepha Goebbelsa. 
Edda miała odwagę poruszać w rozmowie z   Führerem kwestię... żydowską: "Nie można przecież nikogo karać za to, że jego babcia jest Żydówką". Jaka była reakcja Hitlera?... Proszę przeczytać. Chwilami donna Ciano naprawdę może imponować. Odważyć się powiedzieć niemieckiemu satrapie, że wiara w "cud domu brandenburskiego", to mrzonka? Hitler usłyszał: "Niech mi pan wierzy, wojna już jest przegrana, a jedyne, co można zrobić, to zawrzeć separatystyczny pokój z Rosjanami". Na pewno to nie był miód na germańskie (austriackie) serce. Tu już gospodarz nie zapanował nad swym opanowaniem?... Edda nie bez satysfakcji: "Sądzę, że najchętniej kazaliby mi zniknąć (...) jednak byłam córką Mussoliniego i chociaż przebywał w więzieniu, jeszcze był żywy i pozostawał przyjacielem  Führera". Warto dodać, co ponoć obecnie jest raczej przemilczane, ale Reichsführer-SS Heinrich Himmler "...przyznał [...] Eddzie honorowe członkostwo w SS".
Jeśli w ogóle Edda może wzbudzić zainteresowanie, to chyba najbardziej, kiedy walczyła o życie swego męża Galeazza Ciano! W grudniu 1944 r. do swego ojca pisała tak: "Jesteście wszyscy szaleni! Wojna jest przegrana i nie ma sensu dłużej się oszukiwać. Niemcy wytrzymają jeszcze kilka miesięcy, ale nie dłużej. Dobrze wiesz, jak bardzo kiedyś pragnęłam, by zwyciężyli, ale teraz już nic więcej nie da się zrobić". W liście do Hitlera też nie kryła się z tym, co i jak myśli: " Führerze! Po raz drugi uwierzyłam w Pańskie słowo. I po raz drugi zostałam oszukana. Tylko polegli razem na polach bitwy żołnierze powstrzymują mnie przed tym, by przejść na stronę wroga".
"Musi się kochać tego wielkiego, wspaniałego człowieka, kiedy się go zna tak dobrze jak ja" lub "Nie chcę o nim mówić więcej poza tym, że jest cudem" - to entuzjazm doktor Elisabeth Nietzsche-Förster. Kiedy poznajemy życiorys  siostry Friedricha, to mam nieodpartą pokusę, aby jej rolę porównywać do tego, co robiła Maria Gorecka de domo Mickiewiczówna (z bratem Władysławem)! Obie panie skutecznie... kształtowały dorobek i obraz twórczości: jedna brata, druga ojca. Szkoda, że nie dane nam jest szerzej poznać destrukcyjno-kastracyjną rolę Elisabeth, kiedy niszczyła dorobek barta-filozofa, aby nadać mu bardziej germański i narodowy charakter. Z premedytacją wypaczyła jego dorobek. Tak, dostosowała go do ducha narodowego socjalizmu. M. Schad cytuje jedną z opinii na jej temat: "Pani Förster podkreślała, że jest «narodową socjalistką». Jej brat natomiast nawet nie chciał być Niemcem! Tylko Polakiem!". Nasze narodowe ego podłechtane?
Frau Elisabeth nawet do swego pojmowania rzeczywistości zaprzęgała zaświaty, skoro jak podaje Autorka książki w telegramie do Hitlera un Mussoliniego napisała: "...że duch Nietzschego unosi się nad tym spotkaniem dwóch największych mężów stanu Europy". Rzecz dotyczyła pamiętnego spotkania obu dyktatorów w Wenecji w 1934 r. (nawiasem mówiąc nastrój popsuła wtedy m. in. plaga komarów). 
Listy - to dla mnie najciekawsze źródło. Unikalne. Jak żadne poruszają szczerością. Nikt chyba nie zakłada, że będą czytane poza adresatem. Teraz my - po osiemdziesięciu latach mamy do tego prawo? Czy aby na pewno? "Mój wielce szanowny Panie Kanclerzu Rzeszy - pisała z okazji zbliżających się urodzin Hitlera, 18 IV 1935 r., dr Elisabeth Nietzsche-Förster - [...] Ten i poprzedni rok pod Pańskim przywództwem były dla biednych, upokorzonych Niemiec pełne boskich cudów. Oby w ciągu nadchodzących lat pod Pańskim przywództwem Niemcy nadal podnosiły się i wzniosły ku swej prawdziwej wielkości".  Jej zachwyt dla "Mein Kampf" może razić? Czy naprawdę lektura tej książki może być... wzruszająca? Nie znam (poza nieudolnym pierwszym, nie legalnym tłumaczeniem tej książki) treści w 100%. Ciekawe jak oceniłaby Kanclerza, gdyby dożyła maja 1945 r.? Tego nie dowiemy się już nigdy. "Antygona Północy", "prawdziwie idealna niemiecka kobieta" zmarła 8 XI 1935 r.
"Białogłowa wtrącająca się  w sprawy polityczne to dla mnie okropność. [...] W żadnej grupie lokalnej partii kobieta nie może zajmować choćby najniższego stanowiska" - czy zachwycone Führerem kobiety znały tą jego o nich opinię? Warto tu przytoczyć opinię J. Goebbelsa o amerykańskiej dziennikarskiej Dorothy Thompson, to ta sama tonacja i irytacja (szowinistycznie męska?): "To zawstydzające i irytujące, że tak głupie białogłowy, których mózg może składać się tylko ze słomy, w ogóle mają prawo do publicznego zabierania głosu przeciwko takiemu historycznemu tuzowi jak  Führer". Martha Schad kreśli sylwetkę Mathilde Ludendorff, żony Ericha. Kolejna dama "z towarzystwa", która zachłysnęła się Hitlerem? "Życie Mathilde Ludendorff - czytamy w "One kochały..." - pokazuje jednak wyraźnie, że faszyzm był także sprawą kobiet". Że z czasem dystansowała się do przywódcy NSDAP? Potrafiła publicznie "publicznie demonstrować dystans do niego"! Co wcale nie przeszkadzało jej głoszeniu "ideologii volkistowsko-rasistowskiej". Pouczający jest los pani generałowej po 1945 r. Denazyfikacja okazała się dla niej bardzo bolesna. Warto poznać ograniczenia, które utrudniało jej życie...
"Wbrew niesympatycznym wrzaskom i ocenie wyglądu zewnętrznego Hitlera jest (...) jako człowiek wspaniałym, poważnym, wykształconym, skromnym facetem. Wprost wzruszającym" - to opinia Gerdy Troost sprzed 85. laty. To taka damska odmiana Alberta Speera? Ona i jej mąż Paul Troost dla  Führera przebudowywali "Brunatny dom"
O bliskości pani architekt z Hitlerem mogą świadczyć wyjątki z korespondencji, te relacje nie pozostawały nie zauważone przez dr Goebbelsa. W końcu to do niej Hitler powiedział: "Głęboko wierzę w to, że los uczynił mnie przeznaczeniem dla narodu niemieckiego. I dopóki jestem potrzebny temu narodowi i dopóki wykonuję zadanie istotne dla życia mojego narodu, dopóty będę żył". 
Proszę zauważyć ton tego listu z 1942 r.: "Ponieważ wiem, że jeszcze nie stała się Pani absolutną wegetarianką, wysyłam Pani dla wzmocnienia kilka puszek konserw rybnych. Jedzenie ryb, to - jak sądzę - nieco mniejszy grzech niż konsumowanie innych zwłok". Zlecił jej m. in. zaprojektowanie sztućców m. in. do Kancelarii Rzeszy. 
Zaskakująca dla czytelnika może być kwestia "narodowej dyskusji" wokół odchodzenia od... alfabetu gotyckiego. A jakże głos zabrał lingwista doskonały Adolf H.: "Uważanie tak zwanego pisma gotyckiego za niemieckie jest błędem. W rzeczywistości składa się ono bowiem z żydowskich liter szwabachy". I mamy krótki rys o drukarstwie i wpływie Żydów! Podzielała tą opinię również pani profesor Troost.
Gerda Troost dostąpiła rzadkiego, jak na kobietę, zaszczytu - została zaproszona do Rastenburga do kwatery w "Wolfsschanze": "...nawet swojej kochance Evie Braun - podaje skrupulatnie M. Schad - ani razu nie zezwolił na przyjazd". Po latach profesor Troost tak wspominała swoje tam spotkanie z  Führerem: "...chodził bardzo przygarbiony, trzęsła mu się prawa ręka. Z drugiej strony uderzająca była niezachwiana ufność w zwycięstwo niemieckiego oręża". 
Dziwię się bardzo, że oddzielnego rozdziału nie poświęcono Winifred Wagner.  Tym bardziej, że okładkę książki zdobi fotografia jej właśnie z Hitlerem! Jest na jej temat dużo i ciekawie w rozdziale właśnie poświęconym G. Troost, z którą łączyła ją głęboka przyjaźń. To tam znajdziemy opinię, która poruszyła opinię publiczną i chyba do dziś budzi wiele kontrowersji: "Gdyby Hitler na przykład dzisiaj zjawił się w tych drzwiach, byłabym tak samo radosna i szczęśliwa jak zawsze, że mogę go tutaj zobaczyć i gościć, a wszystko, co łączy się z mroczną stroną jego osoby... wiem, że to istnieje, ale dla mnie nie istnieje, ponieważ ja nie znam go z tej strony". To do Gerdy pisała rozgoryczona synowa Richarda Wagnera, kiedy codzienność przytłaczała ją -  w taki sposób: "Wtedy myślę o USA [= UNSER SELIGER ADOLF - naszym świętej pamięci Adolfie) i że w końcu teraz świadomie za niego cierpimy".
Książkę Marthy Schad powinniśmy bardzo poważnie potraktować, jako  przestrogę. Tak, jak bardzo demoniczny może okazać się wpływ jednego człowieka. Często słyszę opinię pań: "co one w nim widziały", "wcale nie był przystojny". Nie mnie oceniać urodę Adolfa Hitlera. Coś musiało być na rzeczy, skoro tak wiele (tu tylko wspomniano kilka z pań) kobiet uległo A. H. Kolejne spojrzenie na twórcę III Rzeszy na pewno nie nudzi. Czy zaskakuje, to już pozostawiam do dyskusji. Na pewno w takich książkach jest okazja pokazać różne epizody z życia dyktatora, o których nie piszą nawet biografowie jego osoby lub robią to marginalnie. Ile jeszcze powstanie książek o A. Hitlerze? Tego nie da się przewidzieć. Książki Marthy Schad  "One kochały Hitlera. Führer i kobiety, dla których był bogiem" nie powstydzi się żadne z "miłośników epoki". Na pewno nie zaliczyłbym jej do gatunku literatury "łapiącej" czytelnika "na taniej sensacji". Moja wiedza "na zadany temat" na pewno tu i ówdzie uległa rozszerzeniu. I oto w tym wszystkim (myślę: czytaniu) chodzi.

3 komentarze:

  1. Mnie zdumiewa, że kobiety Hitlera były piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Może przeciwności przyciągają się?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w trakcie lektury, a zauważyłyście Panie analogie do współcześnie panującej nam partii i Naczelnika? Jedynie nadmieniam ku przemyśleniu, nie będę wdawał się w polemiki.

    OdpowiedzUsuń