piątek, października 02, 2015

2 X 1944 r. - dzień klęski

"Wytłuką nas! Do tyłu! Do tyłu! Cofać się! Cały kanał się wali! O Jezu! - w ciemności kotłują się krzyki, które przytłumia donośny rozkaz:
- Spokój, do cholery! Zachować porządek" - taki dialog (tu tylko jego urywek) znajdziemy w poruszających wspomnieniach Elżbiety Ostrowskiej "W Alejach spacerują «Tygrysy». Sierpień - wrzesień 1944". Książka ukazała się w 1973 r. w popularnej przed laty serii "Biblioteka Syrenki".  Nie wiem jak to ma się do tego, że wielu przekonuje młode pokolenie, że "za komuny" w ogóle nie uczyło się o powstaniu warszawskim? Nie twierdzę, że  n i c  się nie mówiło. Chciałbym podziękować tym, co wyrugowali z edukacji wychowanie muzyczne! Dziękuję im za to, że dzisiejsza młodzież... nie zna pieśni powstania! Nie ukrywam, że bardzo mnie ujęło, że moim licealistom spodobała się m. in. "Mała dziewczynka z AK-a".

"W dniu 2 X 1944 o godz. 20 czasu niemieckiego (21 czasu polskiego) ustają działania wojenne miedzy polskimi oddziałami wojskowymi, walczącymi na obszarze miasta Warszawy, a oddziałami niemieckimi. Za polskie oddziały wojskowe uważa się wszystkie, polskie formacje podległe taktycznie dowódcy AK w okresie walk od l VIII 44 do dnia podpisania układu. Oddziały te zwane będą poniżej „Oddz. AK” - tak zaczyna się akt  kapitulacji powstania warszawskiego, który podpisano w Ożarowie. Klęska stała się faktem?




"Znowu rozjechana barykada, po lewej niski murek, połupany, przy ogrodach Królikarni. Hasło. odzew, nie ma warty. Tędy biegło się, biegło na zdrowych, mocnych nogach. Nie dojrzę stąd Ikara ani domu pani Reny. Potem już nic, tylko Niemcy i my" - pisała w swoich wspomnieniach "Codzienność Sierpień-wrzesień 1944" była łączniczka Teresa Sułkowska-Bojarska (ps. Dzidzia-Klamerka").


"Warszawa ma zostać spacyfikowana, tzn. zrównana z ziemią jeszcze podczas wojny, chyba że to uniemożliwiają potrzeby wojskowe związane z budową fortyfikacji. Przed zniszczeniem, należy usunąć wszystkie surowce, tekstylia i meble. Główna odpowiedzialność spoczywa na administracji cywilnej. Podaję niniejsze do wiadomości, ponieważ ten nowy rozkaz Führera o zniszczeniu Warszawy ma ogromne znaczenie dla kontynuacji nowej polityki wobec Polski" - tej treści telegram wystosował 11 X 1944 r. dr Ludwig Fischer, gubernator tzw. dystryktu warszawskiego! 


"Kapitulacja już stała się faktem, Trudno się z tym pogodzić. Jeszcze zanim wyszliśmy z Warszawy, awansowaliśmy. Dostałem nominację na podporucznika. Jako oficer musiałem pójść do oflagu. [...] Tak jak wieli Powstańców mieliśmy wątpliwości, czy Niemcy wywiążą się z umów kapitulacyjnych" - wspominał po latach Witold Kieżun, obecnie lat 93. Gwarancje bezpieczeństwa zanotowano w punkcie 5 aktu kapitulacji: "Z chwilą złożenia broni żołnierze AK korzystają ze wszystkich praw konwencji genewskiej z dnia 27 VII 1929, dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Z takich samych uprawnień korzystają żołnierze AK, którzy dostali się do niewoli na terenie miasta Warszawy w toku walk od l VIII 1944 r".
"Pierwszego października zostaliśmy przetransportowani do obozu w Pruszkowie. Nasze piekło się nie skończyło. Niemcy i własowcy rabowali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, a jeszcze pozostało tułaczom. Szczuli nas psami" - zapamiętał gehennę po ustaniu walk w Warszawie Sławomir Pocztarski*.


Reichsführer-SS Heinrich Himmler 12 X nie pozostawił złudzeń, co do losu przegranej Stolicy: "To miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać. Wszystkie budynki należy zburzyć, aż do fundamentów. Pomieszczenie dla wojska zostanie urządzone w piwnicach – hotele więcej nie istnieją. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i sieć kolei żelaznej". Bandycki plan niszczenia tego, co pozostało po bohaterskim mieście był realizowany ze skrupulatnością i precyzją godną teutońskich "nadludzi"! A po drugiej stronie Wisły stali Sowieci i czekali! Aż do stycznia 1945 r. Raz jeszcze zacytuję Włodzimierza Wysockiego, bo jego strofa to oskarżenie, ale i jakaś poetycka próba rehabilitacji prostego, sowieckiego sołdata?

Wzywali pomocy,
błagali o broń,
a nasi sztabowcy
zatrzymali front.
Chcieliśmy przez Wisłę
z marszu, jak się da ...
i płakali wszyscy
słysząc wciąż:
"Nielzia! " 

[...]
Czemu stały armie
sześćdziesiąt trzy dni,
patrząc jak Powstanie
nurza się we krwi?
Ponoć był to akt,
taka nasza gra,
żeby wiedział Zachód,
kto tu rację ma. 

71. lat temu  powstanie zgasło. Nikt precyzyjnie nie potrafi oszacować strat w ludziach. Ilu naprawdę zginęło. O ile każdego  1 sierpnia włączane są syreny, o tyle 2 października - cisza. Gloria victis?... Chyba nigdy nie wygasną pytania o sens tamtej walki, ofiary, śmierci? Nie zapominajmy, jak oceniał ten zryw np. generał Władysław Anders: "Byłem zawsze, a także wszyscy moi koledzy w Korpusie zdania, że w chwili, kiedy Niemcy wyraźnie się walą, kiedy bolszewicy tak samo wrogo weszli do Polski i niszczą tak jak w roku 1939 naszych najlepszych ludzi – powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią". Nie była to odosobniona opinia.



* relacje W. Kieżuna i  S. Pocztarskiego zaczerpnięte z książki Małgorzaty Czerwińskiej-Buczek "Powstańcy '44. Bohaterowie i świadkowie. Rozmowy i relacje" (Wyd. Bellona 2015)

1 komentarz:

  1. Chwała Bohaterom Warszawy i Armii Krajowej! Wieczny odpoczynek racz im dać Panie!...

    OdpowiedzUsuń