wtorek, września 15, 2015
Przeczytania... (63) Martin Winstone "Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy Hitlera" (Wydawnictwo REBIS)
Wydawnictwo Rebis robi dobrą robotę publikując monografie o historii Polski, napisane nie przez Polaków. Spojrzenie kogoś z boku, bez emocji - powinno nam dać gwarancję zdrowego obiektywizmu. II wojna światowa, mimo upływu tylu dziesięcioleci, ciągle nas dotyka. Zaraz do mnie wraca furia lektorki niemieckiego na UMK (skądinąd Niemki) sprzed lat, kiedy na naszą uwagę o... wojnie wpadła w furię i jak to było w jej zwyczaju kalecząc mowę naszą, narodową ciskała w nas: "Wy tylko ta fojna i fojna! Kiedy wy skończycie o ta fojna?!". Chyba jednak długo jeszcze nie. Tym bardziej sięgnąłem po książkę, której autorem jest Martin Winstone. "Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy Hitlera" - to książka, którą warto postawić na półce z polonicami.
Zawsze, kiedy bierzemy do ręki Autora, którego książka powstała na Zachodzie nie możemy zapominać, że była ona pisana przede wszystkim dla miłośników historii z jego rodzimego państwa. Innymi słowy: jeśli poznamy pewne oczywistości, to niech nas to nie irytuje. Tak jest często, kiedy czytamy N. Davisa. Czytelnik "stamtąd" po prostu nie zna specyfiki okupacji hitlerowskiej (niemieckiej) na ziemiach polskich.
Mam-że więc omijać książki jak "Generalne Gubernatorstwo..."? A broń Boże! Czeka na nas wiele niespodzianek. Jedno jest pewne - utrwalenie wiedzy nastąpi, a i jej pogłębienie. Zacznijcie od prostego eksperymentu i zapytajcie kogokolwiek, co oznacza skrót GG. W 90 % padnie odpowiedź: Generalna Gubernia. Zerkamy na tytuł książki i... Nie przesadzę pisząc, że może to być zaskoczenie. Generalne Gubernatorstwo naprawdę w świadomości ogółu niekoniecznie utrwaliło się. Zdarza się, że stolicę GG wielu umieszcza w Warszawie, a nie w Krakowie, na Wawelu.
Wydawca zadba, aby mnie, jako czytelnika, przygnębić już od samego patrzenia na okładkę. Przez lata całe pokazywałem przeźrocze (tak, było coś takiego - nim nastała era multimedialnych rzutników) tą właśnie fotografię. I podkreślałem, że to jedno z bardziej przygnębiających mnie zdjęć wykonanych w 1939 r. (warto jednak - to raczej uwaga do tłumacza - wycofywać się z pojęcia "kampania wrześniowa" i utrwalać "kampania polska"; tu jestem zgodny z panem prof. W. Rezmerem, też UMK Toruń): Niemcy zawieszają flagę na Wawelu, w tle widzimy dzwonnicę zygmuntowską, tak katedralną!
"Polska ma być traktowana jako kolonia, Polacy będą niewolnikami Wielkoniemieckiej Światowej Rzeszy" - to jedna z wielu wypowiedzi generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich Hansa Franka (1900-1946). Znajdziemy tu sporo wynurzeń tegoż. Jak widział swoją władzę, czym miało być Generalne Gubernatorstwo. Początkowy chaos organizacyjny nowego tworu, brak ścisłego określenia nawet kompetencji "pana i władcy", który pierwotnie miał swoją siedzibę w Łodzi, by ostatecznie zbezcześcić narodową dumę, jaką dla wielu Polaków był (i pozostał) Wawel!...
Generalne Gubernatorstwo przypominało chwilami Привислинский край, kiedy władze carskie do Варша́ваy wysyłały (choć mądrzej brzmi: zsyłały) najgorszą urzędniczą swołocz! Nie inaczej było i w tym przypadku? "A zatem Generalne Gubernatorstwo - czytamy - faktycznie stało się «śmietnikiem», ale nie dla osób «niepożądanych rasowo» w Rzeszy, a dla niechcianych gdzie indziej urzędników niemieckich". Czy do "takiego gatunku" nie zaliczylibyśmy nawet zbrodniarza tej miary, co Odilo Globocnik? Dzięki książce M. Winstone'a możemy poznać poglądy niektórych z tych "nadludzi". Mieli gdzie robić swoją faszystowską... karierę: "Tutaj ktoś, kto w domu był tylko malutkim trybikiem w machinie administracyjnej [...] nagle był stawiany na czele całego wydziału lub instytucji rządowej, ze znacznie wyższą płacą i dziesięciokrotnie większą odpowiedzialnością". Wiele miejsca poświęcone jest tym "karierowiczom". Czy i na ile spotykały ich restrykcje za łamanie prawa, nawet tego narzuconego przez III Rzeszę? Wśród tych degeneratów wymienia m. in. jednego z przyszłych katów powstania warszawskiego Oskara Dirlewangera.
"Państwo nazistowskie było korumpowane z samej swej istoty, ale brak ograniczeń prawnych, wysoce spersonalizowany system administracji oraz fundamentalny brak poszanowania dla miejscowej ludności sprawiały, że GG cieszyła się szczególnie złą opinią w całej Rzeszy" - dla utrwalenie tej tezy Autor sięga m. in. po wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej. I trzeba tu oddać sprawiedliwość Martin Winstone sumiennie przygotował się do napisania swej książki. Chciałoby się cytować, to co on przytacza, ale to fizycznie niemożliwe. Zbyt wiele tego. Sprzedajność urzędniczej masy w GG, to fakt doskonale znany. Młody Władysław Bartoszewski (1922-2015), o którym jest w książce, nie opuściłby Auschwitz, gdyby nie łatwość skorumpowania kogo trzeba... Proszę zwrócić uwagę na pazerność frau Frank! Trudna do pojęcia... "zapobiegliwość" owej, bo tak przeczytamy w tekście: "Zachłanność Franków była tak duża, że do swoich domów znajdujących się w Rzeszy wysyłali nie tylko dzieła sztuki i meble, ale nawet słoiki z przetworami, jakie Brigitte robiła z owoców zebranych wokół krzeszowickiego pałacu". Zaskakująca musi być szczerość, z jaką po latach matkę wspominał syn, Niklas Frank: "Trzeba było założyć getta, żeby Matka miała wszystkich swoich krawców w jednym miejscu". Zgroza.
Padają straszliwe nazwy: Palmiry! Wawer! "Panowie - przekonywał H. Frank - nie jesteśmy mordercami". Czytamy podobne oświadczenia i nie mieści tego nasz mózg, do jakiego umysłowego wyprania sumień doprowadzono Niemcy, skoro potrafili usprawiedliwić swoje zbrodnie. Z tego samego przemówienia pochodzi też to zdanie: "Przyznaję otwarcie, że w rezultacie będzie musiało rozstać się z życiem kilak tysięcy Polaków, głównie ze sfer ideowych przywódców polskich". Na szczęście czytelnik na Zachodzie nie musiał nad tym zagadnieniem wysilać umysłu - znajdziemy w tekście wyszczególnienie kogo "ze sfer ideowych" mordowano! Sonderaktion Krakau und Außerordentliche Befriedungsaktion wracają, jak potworne memento! Warto chyba przypomnieć, że przed wieloma laty TVP nakręciła serial "Polskie drogi". Wiele z tego, co znajdziemy w książce, którą napisał Martin Winstone jest w poszczególnych odcinkach.
"Moi Panowie, proszę się uodpornić przeciwko wszelkiemu litościwemu wahaniu się. Musimy wytępić Żydów, gdziekolwiek ich spotkamy i gzie się tylko da, aby utrzymać strukturalną całość Rzeszy" - oto, co H. Frank mówił w Krakowie do "pomagierów w zbrodni" pod koniec grudnia 1941 r. Proszę odnaleźć, co notował w swoim dzienniku dr Joseph Goebbels. Pewnie, że jest ślad tegoż w książce. Nie da się bez emocji czytać o gehennie gett, głodzie, bydlęcych wagonach, mistyfikacjach organizowanych dla Żydów z zachodniej Europy. Cytowani są świadkowie, znajdujemy relacje Jana Karskiego. Ale też zwracam uwagę Martin Winstone nie ucieka od drażliwych epizodów "życia po nie-aryjskiej stronie": "Getta stały się miejscem, gdzie swoje najbardziej skrajne formy przybierało zjawisko tak zwanej destryfikacji, czyli niwelowania tradycyjnych różnic społecznych, które dotyczyło całego Generalnego Gubernatorstwa". Jest wspomnienie Władysława Szpilmana o kawiarniach w getcie. Zderzenie życia różnych "magnatów" z tym, co działo się na ulicy tego samego getta jest wstrząsające. Przypomnijmy sobie sceny z takich filmów, jak "Korczak" czy "Pianista". Nie uciekniemy od wątku szmalcowników, tych degeneratów "po polskiej stronie", którym obce bało miłosierdzie, miłość bliźniego. To, że ten wstydliwy temat spychano w niebyt narodowej świadomości, jakby go nigdy nie było - teraz skutkuje... awanturami dokoła wyjaśniania jaki był udział w "złotych żniwach". Jeśli myślimy kategoriami: "śmierć", "zagłada", "Holocaust", "obozy śmierci", to proszę obojętnie przeczytać ten fragment relacji niejakiego Chaima Hirszmana, więźnia obozu w Bełżcu: "...kiedy słyszałem, jak dzieci wołały: Mamusi! ja przecież byłem grzeczny! Ciemno! Ciemno! - szarpało się w nas serce na strzępy. A później znowu przestawaliśmy czuć". Tego nie da się obojętnie minąć. Kto wie czy to nie jest najbardziej dramatyczny (i drastyczny) cytat całej książki. W ogóle los dzieci, historia Czesławy Kwoki i tysięcy bezimiennych ofiar. Niepojęte okrucieństwo. Ciężko przeżywa się te historie, kiedy ma się własne dzieci czy wnuki.
Akcja "Reinhardt"/Aktion Reinhardt/ Einsatz Reinhardt - powinna być przypominana wszystkim żyjącym między Odrą, a Bugiem szowinistom. Jeśli ktoś dziś maluje gwiazdę Dawida na szubienicy i maluje tego typu plugastwa - powinien chyba jednak zastanowić się do czego to zmierza. I nie traktujmy tego tylko, jako wybryk niedojrzałych młokosów! Nacjonalizm pod każda postacią jest groźny. A przecię "na dziś" Europa stoi przed poważnym problemem (katastrofą) uchodźców...
"Rozsądne [...] wydaje się stwierdzenie, że tylko mniejszość Polaków aktywnie pomagała Żydom, tak samo jak mniejszość Polaków aktywnie ich prześladowała" nie sądzę, aby to zdanie Autora poruszyło znowu lawinę dyskusji "wokół tematu". Proszę nie zapominać, że "The Dark Heart of Hitler's Europe: Nazi Rule in Poland under the General Gouvernment" i opublikowało I.B. Tauris & Co Ltd. w Londynie (http://www.ibtauris.com/). Nie wiem na ile tam zauważone, ale jestem zdania, że ocena wydarzeń została bardzo wyważona i skreślona obiektywnie. Nie ukrywam, że chętnie sięgnąłbym (czy Wydawnictwo Rebis nam to kiedyś umożliwi?) po inne książki M. Winstone'a. Tak, ze zwykłej ciekawości.
Pewnie, że jako Polacy jesteśmy dumni z rodzimego ruchu oporu. "Krew walczącej Polski" pewnie robiła wrażenie na angielskich czytelnikach. Zamachy na urzędników i zbrodniarzy niemieckich, ale też jak kształtowało się polskie podziemie. Mogę tylko współczuć czytelnikowi nie-Polakowi, który łamał sobie język nad naszymi nazwiskami. Ale ten rozdział, taka mini-pigułka historii konspiracji, to naprawdę doskonała ściąga również dla "statystycznego Polaka". Ciekawe, że Autor dostrzegł pewne niuanse nasze narodowe: "Zarówno rząd na uchodźstwie, jak i ZWZ były w większości wolne od dziedzictwa sanacji, lecz nieufność wobec przedwojennych wojskowych nie było łatwo rozwiać". Jak wiemy, to wcale nie było takie "wolne", ale pewnie ten wątek rozwinął w swej książce D. G. Williamson "Polski ruch oporu 1939-1945" (Wyd. Rebis) - ale o tym za czas jakiś w kolejnych "Przeczytaniach...". I znowu wracają "Polskie drogi"? Szukamy odcinka "Lekcja geografii". Nam, którzy siłą rzeczy nie mogą pamiętać 1939 r., wydaje się, że Wrzesień był totalną katastrofą. Nie do końca. Prawdziwy dramat (i beznadzieja) nastał wiosną 1940 r.! "Wierzyliśmy, że Francja uratuje i nas, i świat cały. Z Upadkiem Francji zwaliły się nasze wielkie nadzieje i zawalił się chyba cały świat" - cytuje Autor zapis z lipca 1940 Wacława Śledzińskiego. Chcę tylko wierzyć, że po lekturze "Generalnego Gubernatorstwa" angielski czytelnik przestanie mylić powstanie w getcie z powstaniem warszawskim.
"Herr Generalny Gubernator opuszcza zamek w kawalkadzie pojazdów przy najpiękniejszej zimowej pogodzie i jasnym świetle słonecznym" - to relacja samego Hansa Franka o ucieczce Hansa Franka. Brzmi idiotycznie? Wiem. Nie mogę pojąć (i nadziwić się), że ów pisał swe pamiętniki, drobiazgowo dokumentował ogrom zbrodni, jakich dopuścił się na okupowanych ziemiach polskich i zachował TO! Sam na siebie ukręci bat! Brawo!... "Akcja 1005"/Aktion 1005/Sonderkommando 1005 , która miała ukryć czym było panowie "nad-ludzi/Herrenvolk" nie mogła skutecznie wymazać miejsc zbrodni, pochówku ofiar. Wprawdzie w książce nie pada nazwisko SS-Standartenführera Paula Blobela, który odpowiadał m. in. za jej wykonanie, ale warto przypomnieć, że został powieszony w 1951 w. w tym samym więzieniu, w którym po puczu monachijskim przebywał A. Hitler, czyli Landsbergu! Jak wiemy Hans Frank nie uniknął sprawiedliwości. Zasiadł na ławie oskarżonych w pamiętnym procesie norymberskim (20 XI 1945 - 1 X 1946) i został powieszony 16 października 1946 r. Z kilku cytowanych wypowiedzi warto przytoczyć na koniec jedną z nich: "TYSIĄC LAT PRZEMINIE, A WINA NIEMIEC JESZCZE NIE ZOSTANIE ZMAZANA".
Książka, którą napisał Martin Winstone jest ważnym przyczynkiem do rozważań na temat tego czym było Generalne Gubernatorstwo, jakie pozostawiło dziedzictwo, ile z tego pozostało w nas. Żeby nie było wątpliwości nikt z moich przodków nie mieszkał w GG. Większość z nas zna specyfikę tej morderczej okupacji. Ja bym postawił inne pytanie: ile o okolicznościach terroru hitlerowskiego na ziemiach wcielonych do III Rzeszy wiedzieli ci, co mieszkali w GG (i ich potomkowie)? Czekam na rzetelną monografię na ten temat. Może i taka ukazała się w Londynie, Paryżu czy Berlinie? Jestem zdania, że "Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy Hitlera" powinna być lekturą każdego zainteresowanego tematyką okupacyjną. Tym bardziej, że napisał ją Anglik. Od historii nie da się uciec, nie da się jej podmieść pod dywan - jeśli myślimy, że "tak", to potem nie dziwmy się, że ktoś wykazuje nam, że kolaboracja również zdarzała się nad Wisłą. Że nie w takim wymiarze, jak w Oslo czy Vichy? Na ten temat też znajdziemy to i owo w książce Martina Winstone'a.
"Polska ma być traktowana jako kolonia, Polacy będą niewolnikami Wielkoniemieckiej Światowej Rzeszy" - to jedna z wielu wypowiedzi generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich Hansa Franka (1900-1946). Znajdziemy tu sporo wynurzeń tegoż. Jak widział swoją władzę, czym miało być Generalne Gubernatorstwo. Początkowy chaos organizacyjny nowego tworu, brak ścisłego określenia nawet kompetencji "pana i władcy", który pierwotnie miał swoją siedzibę w Łodzi, by ostatecznie zbezcześcić narodową dumę, jaką dla wielu Polaków był (i pozostał) Wawel!...
Generalne Gubernatorstwo przypominało chwilami Привислинский край, kiedy władze carskie do Варша́ваy wysyłały (choć mądrzej brzmi: zsyłały) najgorszą urzędniczą swołocz! Nie inaczej było i w tym przypadku? "A zatem Generalne Gubernatorstwo - czytamy - faktycznie stało się «śmietnikiem», ale nie dla osób «niepożądanych rasowo» w Rzeszy, a dla niechcianych gdzie indziej urzędników niemieckich". Czy do "takiego gatunku" nie zaliczylibyśmy nawet zbrodniarza tej miary, co Odilo Globocnik? Dzięki książce M. Winstone'a możemy poznać poglądy niektórych z tych "nadludzi". Mieli gdzie robić swoją faszystowską... karierę: "Tutaj ktoś, kto w domu był tylko malutkim trybikiem w machinie administracyjnej [...] nagle był stawiany na czele całego wydziału lub instytucji rządowej, ze znacznie wyższą płacą i dziesięciokrotnie większą odpowiedzialnością". Wiele miejsca poświęcone jest tym "karierowiczom". Czy i na ile spotykały ich restrykcje za łamanie prawa, nawet tego narzuconego przez III Rzeszę? Wśród tych degeneratów wymienia m. in. jednego z przyszłych katów powstania warszawskiego Oskara Dirlewangera.
"Państwo nazistowskie było korumpowane z samej swej istoty, ale brak ograniczeń prawnych, wysoce spersonalizowany system administracji oraz fundamentalny brak poszanowania dla miejscowej ludności sprawiały, że GG cieszyła się szczególnie złą opinią w całej Rzeszy" - dla utrwalenie tej tezy Autor sięga m. in. po wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej. I trzeba tu oddać sprawiedliwość Martin Winstone sumiennie przygotował się do napisania swej książki. Chciałoby się cytować, to co on przytacza, ale to fizycznie niemożliwe. Zbyt wiele tego. Sprzedajność urzędniczej masy w GG, to fakt doskonale znany. Młody Władysław Bartoszewski (1922-2015), o którym jest w książce, nie opuściłby Auschwitz, gdyby nie łatwość skorumpowania kogo trzeba... Proszę zwrócić uwagę na pazerność frau Frank! Trudna do pojęcia... "zapobiegliwość" owej, bo tak przeczytamy w tekście: "Zachłanność Franków była tak duża, że do swoich domów znajdujących się w Rzeszy wysyłali nie tylko dzieła sztuki i meble, ale nawet słoiki z przetworami, jakie Brigitte robiła z owoców zebranych wokół krzeszowickiego pałacu". Zaskakująca musi być szczerość, z jaką po latach matkę wspominał syn, Niklas Frank: "Trzeba było założyć getta, żeby Matka miała wszystkich swoich krawców w jednym miejscu". Zgroza.
Padają straszliwe nazwy: Palmiry! Wawer! "Panowie - przekonywał H. Frank - nie jesteśmy mordercami". Czytamy podobne oświadczenia i nie mieści tego nasz mózg, do jakiego umysłowego wyprania sumień doprowadzono Niemcy, skoro potrafili usprawiedliwić swoje zbrodnie. Z tego samego przemówienia pochodzi też to zdanie: "Przyznaję otwarcie, że w rezultacie będzie musiało rozstać się z życiem kilak tysięcy Polaków, głównie ze sfer ideowych przywódców polskich". Na szczęście czytelnik na Zachodzie nie musiał nad tym zagadnieniem wysilać umysłu - znajdziemy w tekście wyszczególnienie kogo "ze sfer ideowych" mordowano! Sonderaktion Krakau und Außerordentliche Befriedungsaktion wracają, jak potworne memento! Warto chyba przypomnieć, że przed wieloma laty TVP nakręciła serial "Polskie drogi". Wiele z tego, co znajdziemy w książce, którą napisał Martin Winstone jest w poszczególnych odcinkach.
"Moi Panowie, proszę się uodpornić przeciwko wszelkiemu litościwemu wahaniu się. Musimy wytępić Żydów, gdziekolwiek ich spotkamy i gzie się tylko da, aby utrzymać strukturalną całość Rzeszy" - oto, co H. Frank mówił w Krakowie do "pomagierów w zbrodni" pod koniec grudnia 1941 r. Proszę odnaleźć, co notował w swoim dzienniku dr Joseph Goebbels. Pewnie, że jest ślad tegoż w książce. Nie da się bez emocji czytać o gehennie gett, głodzie, bydlęcych wagonach, mistyfikacjach organizowanych dla Żydów z zachodniej Europy. Cytowani są świadkowie, znajdujemy relacje Jana Karskiego. Ale też zwracam uwagę Martin Winstone nie ucieka od drażliwych epizodów "życia po nie-aryjskiej stronie": "Getta stały się miejscem, gdzie swoje najbardziej skrajne formy przybierało zjawisko tak zwanej destryfikacji, czyli niwelowania tradycyjnych różnic społecznych, które dotyczyło całego Generalnego Gubernatorstwa". Jest wspomnienie Władysława Szpilmana o kawiarniach w getcie. Zderzenie życia różnych "magnatów" z tym, co działo się na ulicy tego samego getta jest wstrząsające. Przypomnijmy sobie sceny z takich filmów, jak "Korczak" czy "Pianista". Nie uciekniemy od wątku szmalcowników, tych degeneratów "po polskiej stronie", którym obce bało miłosierdzie, miłość bliźniego. To, że ten wstydliwy temat spychano w niebyt narodowej świadomości, jakby go nigdy nie było - teraz skutkuje... awanturami dokoła wyjaśniania jaki był udział w "złotych żniwach". Jeśli myślimy kategoriami: "śmierć", "zagłada", "Holocaust", "obozy śmierci", to proszę obojętnie przeczytać ten fragment relacji niejakiego Chaima Hirszmana, więźnia obozu w Bełżcu: "...kiedy słyszałem, jak dzieci wołały: Mamusi! ja przecież byłem grzeczny! Ciemno! Ciemno! - szarpało się w nas serce na strzępy. A później znowu przestawaliśmy czuć". Tego nie da się obojętnie minąć. Kto wie czy to nie jest najbardziej dramatyczny (i drastyczny) cytat całej książki. W ogóle los dzieci, historia Czesławy Kwoki i tysięcy bezimiennych ofiar. Niepojęte okrucieństwo. Ciężko przeżywa się te historie, kiedy ma się własne dzieci czy wnuki.
Akcja "Reinhardt"/Aktion Reinhardt/ Einsatz Reinhardt - powinna być przypominana wszystkim żyjącym między Odrą, a Bugiem szowinistom. Jeśli ktoś dziś maluje gwiazdę Dawida na szubienicy i maluje tego typu plugastwa - powinien chyba jednak zastanowić się do czego to zmierza. I nie traktujmy tego tylko, jako wybryk niedojrzałych młokosów! Nacjonalizm pod każda postacią jest groźny. A przecię "na dziś" Europa stoi przed poważnym problemem (katastrofą) uchodźców...
"Rozsądne [...] wydaje się stwierdzenie, że tylko mniejszość Polaków aktywnie pomagała Żydom, tak samo jak mniejszość Polaków aktywnie ich prześladowała" nie sądzę, aby to zdanie Autora poruszyło znowu lawinę dyskusji "wokół tematu". Proszę nie zapominać, że "The Dark Heart of Hitler's Europe: Nazi Rule in Poland under the General Gouvernment" i opublikowało I.B. Tauris & Co Ltd. w Londynie (http://www.ibtauris.com/). Nie wiem na ile tam zauważone, ale jestem zdania, że ocena wydarzeń została bardzo wyważona i skreślona obiektywnie. Nie ukrywam, że chętnie sięgnąłbym (czy Wydawnictwo Rebis nam to kiedyś umożliwi?) po inne książki M. Winstone'a. Tak, ze zwykłej ciekawości.
Pewnie, że jako Polacy jesteśmy dumni z rodzimego ruchu oporu. "Krew walczącej Polski" pewnie robiła wrażenie na angielskich czytelnikach. Zamachy na urzędników i zbrodniarzy niemieckich, ale też jak kształtowało się polskie podziemie. Mogę tylko współczuć czytelnikowi nie-Polakowi, który łamał sobie język nad naszymi nazwiskami. Ale ten rozdział, taka mini-pigułka historii konspiracji, to naprawdę doskonała ściąga również dla "statystycznego Polaka". Ciekawe, że Autor dostrzegł pewne niuanse nasze narodowe: "Zarówno rząd na uchodźstwie, jak i ZWZ były w większości wolne od dziedzictwa sanacji, lecz nieufność wobec przedwojennych wojskowych nie było łatwo rozwiać". Jak wiemy, to wcale nie było takie "wolne", ale pewnie ten wątek rozwinął w swej książce D. G. Williamson "Polski ruch oporu 1939-1945" (Wyd. Rebis) - ale o tym za czas jakiś w kolejnych "Przeczytaniach...". I znowu wracają "Polskie drogi"? Szukamy odcinka "Lekcja geografii". Nam, którzy siłą rzeczy nie mogą pamiętać 1939 r., wydaje się, że Wrzesień był totalną katastrofą. Nie do końca. Prawdziwy dramat (i beznadzieja) nastał wiosną 1940 r.! "Wierzyliśmy, że Francja uratuje i nas, i świat cały. Z Upadkiem Francji zwaliły się nasze wielkie nadzieje i zawalił się chyba cały świat" - cytuje Autor zapis z lipca 1940 Wacława Śledzińskiego. Chcę tylko wierzyć, że po lekturze "Generalnego Gubernatorstwa" angielski czytelnik przestanie mylić powstanie w getcie z powstaniem warszawskim.
"Herr Generalny Gubernator opuszcza zamek w kawalkadzie pojazdów przy najpiękniejszej zimowej pogodzie i jasnym świetle słonecznym" - to relacja samego Hansa Franka o ucieczce Hansa Franka. Brzmi idiotycznie? Wiem. Nie mogę pojąć (i nadziwić się), że ów pisał swe pamiętniki, drobiazgowo dokumentował ogrom zbrodni, jakich dopuścił się na okupowanych ziemiach polskich i zachował TO! Sam na siebie ukręci bat! Brawo!... "Akcja 1005"/Aktion 1005/Sonderkommando 1005 , która miała ukryć czym było panowie "nad-ludzi/Herrenvolk" nie mogła skutecznie wymazać miejsc zbrodni, pochówku ofiar. Wprawdzie w książce nie pada nazwisko SS-Standartenführera Paula Blobela, który odpowiadał m. in. za jej wykonanie, ale warto przypomnieć, że został powieszony w 1951 w. w tym samym więzieniu, w którym po puczu monachijskim przebywał A. Hitler, czyli Landsbergu! Jak wiemy Hans Frank nie uniknął sprawiedliwości. Zasiadł na ławie oskarżonych w pamiętnym procesie norymberskim (20 XI 1945 - 1 X 1946) i został powieszony 16 października 1946 r. Z kilku cytowanych wypowiedzi warto przytoczyć na koniec jedną z nich: "TYSIĄC LAT PRZEMINIE, A WINA NIEMIEC JESZCZE NIE ZOSTANIE ZMAZANA".
Ciało Hansa Franka - Norymberga - 16 X 1946 r. |
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.