sobota, września 12, 2015
Przeczytania... (62) Roman Graczyk "Od uwikłania do autentyczności. Biografia polityczna Tadeusza Mazowieckiego" (Wydawnictwo ZYSK I S-KA)
XXXV rocznica strajków sierpniowych, a później powstanie NSZZ "Solidarność" skłania do refleksji, odwracania się za siebie, aby sprawdzić, co zostało z idei Sierpnia '80, dokąd doszliśmy, co straciliśmy. Nikt wtedy nie mógł przewidzieć, że komunistyczny system wyszczerzy kły, pokaże pazury, by na koniec pchnąć czołgi przeciwko własnemu Narodowi. Teraz post-komuniści i inni gloryficiarze systemu (czytaj: PRL-u) wkurzają się, kiedy w dyskusjach wraca sprawa rozliczania zbrodni 13 grudnia 1981 r. (zresztą każdej tego totalitarnego systemu!). Dobrze się stało, że Wydawnictwo ZYSK I S-KA właśnie teraz, w 2015 r. udostępniło nam czytelnikom książkę Romana Graczyka: "Od uwikłania do autentyczności. Biografia polityczna Tadeusza Mazowieckiego". Gdyby ktoś wtedy, przeszło trzy dekady temu, zapytał o "ludzi Solidarności" wymieniłbym wielu, wśród nich pewnego dziennikarza, byłego posła na Sejm, "człowieka PAX-u i Znak-u". Nie mogłem o tym wiedzieć, że czytana przeze mnie (na przełomie lat 70 i 80-tych XX w.) gazeta „WTK” ("Wrocławski Tygodnik Katolicki"), którą latami prenumerowała moja wileńska Babcia, to jeden z życiowych szczebli przyszłego, pierwszego nie komunistycznego premiera po 1944 r.
Walory książki Romana Graczyka? 463 stron zebrało się na życiorys człowieka wyjątkowego. To nie ulega wątpliwości. Nawet taki bierny widz (telewizyjny) może zaryzykować stwierdzenie, że Tadeusz Mazowiecki nie był człowiekiem konfrontacji. To i nie dziwota, że w telewizyjnym programie satyrycznym "Polskim Zoo" przedstawiano premiera jako... żółwia. Bogactwo fotograficzne! Już samo prześledzenie z kim spotykał się, z kim pracował może nas przyprawić o zawrót głowy. Pozwolę wymienić sobie kilka osób: S. Barańczak, H. Wujec, B. Geremek, A. Walentynowicz, L. Wałęsa, J. Kuroń, Z. Bujak, W. Chrzanowski, J. Olszewski, kardynał S. Wyszyński, A. Gwiazda, papież Jan Paweł II, ks. H. Jankowski, L. Kaczyński, L. Kołakowski, W. Frasyniuk, A. Michnik, gen. Cz. Kiszczak, O. Krzyżanowska, M. Kozakiewicz, kanclerz H. Kohl, eks-prezydent USA R. Reagan, A. Hall, W. Kuczyński, J. Kaczyński, D. Tusk, J. Oleksy, M. Edelman, prezydent B. Komorowski. Aż dziw, że zabrakło choćby jednej fotografii generała/prezydenta W. Jaruzelskiego. Jeśli wierzyć (a nie mam powodu, aby kwestionować) indeksowi nazwisk, to sprawca 13 grudnia i obrad okrągłego stołu częściej występuje w biografii autorstwa R. Graczyka, niż bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy razem wzięci. Można było zrezygnować z jednego z "rodzinnych czy szkolnych" fotografii i przypomnieć człowieka, który jak mniemam odegrał sporą rolę w życiu i kształtowaniu Tadeusza Mazowieckiego, jakim był Jerzy Zawieyski. Jego też jest więcej niż wymienionych powyżej braci (w "Polski Zoo" dwa raczej niesforne chomiki!).
Walory książki Romana Graczyka? 463 stron zebrało się na życiorys człowieka wyjątkowego. To nie ulega wątpliwości. Nawet taki bierny widz (telewizyjny) może zaryzykować stwierdzenie, że Tadeusz Mazowiecki nie był człowiekiem konfrontacji. To i nie dziwota, że w telewizyjnym programie satyrycznym "Polskim Zoo" przedstawiano premiera jako... żółwia. Bogactwo fotograficzne! Już samo prześledzenie z kim spotykał się, z kim pracował może nas przyprawić o zawrót głowy. Pozwolę wymienić sobie kilka osób: S. Barańczak, H. Wujec, B. Geremek, A. Walentynowicz, L. Wałęsa, J. Kuroń, Z. Bujak, W. Chrzanowski, J. Olszewski, kardynał S. Wyszyński, A. Gwiazda, papież Jan Paweł II, ks. H. Jankowski, L. Kaczyński, L. Kołakowski, W. Frasyniuk, A. Michnik, gen. Cz. Kiszczak, O. Krzyżanowska, M. Kozakiewicz, kanclerz H. Kohl, eks-prezydent USA R. Reagan, A. Hall, W. Kuczyński, J. Kaczyński, D. Tusk, J. Oleksy, M. Edelman, prezydent B. Komorowski. Aż dziw, że zabrakło choćby jednej fotografii generała/prezydenta W. Jaruzelskiego. Jeśli wierzyć (a nie mam powodu, aby kwestionować) indeksowi nazwisk, to sprawca 13 grudnia i obrad okrągłego stołu częściej występuje w biografii autorstwa R. Graczyka, niż bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy razem wzięci. Można było zrezygnować z jednego z "rodzinnych czy szkolnych" fotografii i przypomnieć człowieka, który jak mniemam odegrał sporą rolę w życiu i kształtowaniu Tadeusza Mazowieckiego, jakim był Jerzy Zawieyski. Jego też jest więcej niż wymienionych powyżej braci (w "Polski Zoo" dwa raczej niesforne chomiki!).
Niech nas nie zwiedzie podtytuł książki. Nie zaczyna się ona w chwili, kiedy Tadeusz Mazowiecki zasiądzie w sejmowych ławach jeszcze w latach 60-tych XX w. To jego dotyczyło ostatni zdanie z "Kartek z dziennika 1955-1969" J. Zawieyskiego (według wydania PAX-u z 1983 r.), jakie tam można przeczytać. Nie mogę zacytować z oryginału, ale Zawieyski pisał, że musi następnego dnia zadzwonić (porozmawiać?) właśnie z Mazowieckim. Mamy rys biograficzno-genealogiczny rodziny Mazowieckich. Jeżeli są wśród nas "węszyciele" semickiego rodowodu familii Mazowieckich (sam kiedyś od pewnej "mądrej głowy" usłyszałem, że "Mazowiecki, to nie jest heraldyczne nazwisko"!), to ulegną rozczarowaniu. Wywód zaczyna się od XVIII w., kiedy niejaki Jan Mazowiecki "opuścił z rodziną ziemię dobrzyńską i zamieszkał [...] koło Płocka". Wychodzi na to, że pradziad przyszłego premiera, Konstanty Józef Mazowiecki (1799-1871) "był porucznikiem piechoty wojsk Królestwa Kongresowego". Nie odnotowano udziału antenatów w powstaniach 1830 czy 1863 r. Wnukiem tegoż był Bronisław W. Mazowiecki-syn (1872-1938), który "był lekarzem powiatowym w Płocku". Ci, którzy zerkną na fotografię pana Bronisława nie będą mieli wątpliwości kto był jego synem - zdarta skóra! W 1914 r. pan Mazowiecki "ożenił się z Jadwigą Szemplińską (1883-1953)". Z tego związku przyszło na świat troje dzieci, z których Tadeusz (ur. w 1927 r.) był najmłodszą latoroślą rodu. W trakcie czytania poznajemy też... przyrodniego brata Stefana (ur. w 1913 r.)? Autor zepchnął nam w sferę domysłów czyim synem był? Z czyjego pierwszego małżeństwa? Może uważał, że nie dopatrzymy się tego szczegółu? Rodzony brat Wojciech zginął "w roku 1944, w czasie ewakuacji obozu w Stutthofie". Miał 19. lat.
Tadeusza Mazowieckiego można bez wątpienia nazwać "człowiekiem Kościoła". Zaliczał się do osób wierzących, takie wychowanie wyniósł "z domu". Z okresem okupacji związany jest choćby fakt "potajemnego bierzmowania". Właściwie nie poznajemy żadnych szczegółów z tego czasu, poza tym, że "jak większość młodych ludzi, Tadeusz pracuje". Cóż, nie jest to zbyt odkrywcze stwierdzenie. Autor podaje nam trzy miejsca zatrudnienia nastoletniego Tadeusza, m. in. Szpital Św. Trójcy. Wiem, to tylko pewien rys biograficzny. Szkoda jednak, że tak bardzo ubożuchny...
Szkoda, że okres "Małachowianki" , czyli szkoły średniej do której uczęszczał po zakończeniu II wojny światowej, poznajemy tylko z "drugiej ręki". Jest odwołanie się do wizyty z 2011 r. i wspominaniu byłych nauczycieli (wymienionych tylko z nazwiska, jakby nie mieli imion?), ale samej wypowiedzi maturzysty AD 1946 - brak. "Szkoła miała tradycje - że tak powiem - bojowo-patriotyczne, Tadeusz się mało w tym udzielał. W ogóle nie był liderem w szkole, trzymał się trochę na uboczu" - wspominał jeden z kolegów. Mamy okazję zerknąć do świadectwa dojrzałości nr 97 z 2 lipca 1946 r. Nie ma ocen niższych niż "dobry", a i to na trzynaście przedmiotów jest ich tylko cztery. Z historii otrzymał: bardzo dobry! Bierzmy przykład. Chyba warto.
"Od uwikłania do autentyczności..." - to cenna biografia. Nie tylko z powodu na głównego bohatera. Poznając kolejne etapy życia Tadeusza Mazowieckiego poznajmy środowisko, z którego wyrósł. To swoisty obraz pokolenia, które wchodziło w dorosłość po 1944 r. Łatwo jest dziś stawiać różne zarzuty, formułować oskarżenia lub ironizować. Dobrze być widzem tego okresu. Trudno nam strawić takie sformułowania Jego autorstwa: "W roku 1952 historia dowodzi, że dokonane w Polsce przemiany społeczne są nieodwracalne. W świat zaś wyzysku kapitalistycznego i kolonialnego coraz mocniej uderza powiew buntu społecznego. [...] Głosy odwetowców zachodnioniemieckich nie pozostawiają przy tym żadnych wątpliwości co do ich jawnie antypolskich tendencji zaborczych". Jeśli mamy przed oczyma scenę, kiedy przyszły premier T. Mazowiecki ściskał się w Krzyżowej z kanclerzem RFN Helmutem Kohlem - to pewnie czujemy dyskomfort? To jest owo "uwikłanie", czyli godzenie się na współistnienie z reżimem komunistycznym. Pewnie, że razi język: "...człowiekowi, który świadomie i uporczywie daje posłuch tej dywersyjnej propagandzie, musimy otwarcie powiedzieć, że wraz z nią stawia na zapomnienie i schodzi na stromą drogę. [...] Niech wie, że jest to wybór między Achesonem, Adenauerem i jego generałami - a Polską Ludową". Kiedy został naczelnym WTK oświadczył m. in. "...nie udajemy, że wierzymy w socjalizm, my naprawdę w niego wierzymy". Dużo cytowanej publicystyki tego okresu.
Mnie zaskakują w narracji R. Graczyka pewne "biograficzne dziury". Cytuje wypowiedź jednego ze współpracowników wrocławskiego tygodnika: "Jak przyjechał do Wrocławia, był jeszcze w depresji po śmierci żony". Ani słowem nie wspomniano "pierwszej pani Mazowieckiej". Żeby ustalić Jej imię trochę musiałem "pobuszować" w Internecie. Znalazłem taką informację "...gruźlica zabrała jego żonę Krystynę". Dlaczego na ten temat milczy się w tej książce? Zaraz jest wzmianka o pani Ewie Proć, którą poznał właśnie w redakcji WTK i została "drugą panią Mazowiecką". O tej śmierci dowiadujemy się z książki R. Graczyka: "28 stycznia 1970 roku po długiej chorobie umiera Ewa Mazowiecka. Byli małżeństwem zaledwie piętnaście lat". W chwili śmierci żona miała zaledwie 38. lat (24 XII 1931-28 I 1970). Pozostał wdowcem z trójką synów (1957,1961, 1967).
Książka ujawnia nam jak bardzo różnorodne było środowisko działaczy katolickich (czytaj: PAX, KIK, Fronda, Znak, Więź) czy w ogóle kleru katolickiego. Nie ukrywam, że razi mnie, kiedy słyszę hymny pochwalne jakoby jedność Kościoła, wiara i oparcie dla Prymasa Tysiąclecia były podstawą walki i oporu przeciwko systemowi komunistycznemu. Nic bardziej mylnego. I to może być kolejny zimny kubeł wody na głowę. Nie było monolitu nawet wśród księży! A jeśli idzie o dalsze losy, już po Październiku, to proszę zwrócić uwagę na zgrzyty jakie rodziły się pomiędzy "znakowcami" a prymasem Wyszyńskim! Jest taki rozdział pt. "Szlifowanie prymasa". To w nim przeczytamy: "Stosunki ruchu Znak z kardynałem Stefanem Wyszyńskim to problem, którego nie da się zamknąć żadną prostą formułą. A ze względu na pomnikową postać tego kapłana jest to teren ujęć uproszczonych". Można by rozpisywać się i cytować wypowiedzi autora, ale wtedy zajęlibyśmy cały post rozważaniami "na temat". Zacytuję tylko dwa zdania: "...działalność ruchu Znak, naznaczona licznymi konfliktami z prymasem, jawi się niemal jako polityczna dywersja" i drugie "Prymas, jak każdy, mógł się mylić i mylił się, a Znak nie bez racji na to wskazywał". Nie zapominajmy o takich "blaskach i cieniach", kiedy przyjdzie nam pisać laurki "na okoliczność". Naprawdę nic nie jest tylko czarne i tylko białe. Sprawy przybiorą inny obrót w czasie soboru i obchodów 1000-lecia (chrztu Polski - powstania państwa polskiego). R. Graczyk cytuje wspominanego J. Zawieyskiego, prezesa warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, który tak zapisał w ostatnim dniu 1964 r. w swoim dzienniku: "Kardynał nie chce żadnego porozumienia, chce tylko walki, zwarcia szeregów, jedności frontu przeciw władzy ludowej". Jest i zaskakująca ocena "dokonań posoborowych": "...Kościół w Polsce pozostaje na uboczu wielkich reform Kościoła powszechnego, jest zacofany, oddalony od sił żywych, twórczych i dynamicznych środowisk.
Roman Graczyk prowadzi nas przez kolejne "zakręty historyczne" - poczynając od czerwca 1956 r., aż do przemian roku 1989. Co mnie szczególnie zaskoczyło? W lutym 1964 r. poseł T. Mazowiecki zabrał głos z mównicy sejmowej: "...zgłosił - wspominał dominikanin profesor J. Salij - w ramach poprawek poselskich, postulat wprowadzenia instytucji separacji małżeńskiej. Ten postulat był wtedy ośmieszany, ale on się tym nie zrażał, potrafił publicznie uzasadniać, dlaczego warto sprzyjać trwałości małżeństwa". Nie ukrywam, że dla mnie są to owe "smaczki", które wygrzebuję z podobnych publikacji. Proszę wczytać się ten gniew: "Pan mnie znieważa i pan mi ubliża, o patosie może pan mówić do artystek, nie do mnie, do swego biskupa. Ja mówię prawdę i mówię szczerze. Pan mnie może nie cenić, ale musi mnie pan szanować jako biskupa". Kto do kogo t a k powiedział? Będę wredny i nie zdradzę. Proszę sprawdzić. Podpowiem: chodzi o cytat przytoczony na s. 121. Mam wrażenie, że chwilami tracimy z oczu Tadeusza Mazowieckiego i autor "płynie" w szczegóły sytuacyjne.
O ile rok 1968 znajduje szerokie odbicie w działalności koła Znaku, to już w przypadku "wydarzeń grudniowych" '70 niewiele działo się? Wprawdzie T. Mazowiecki pojechał do Gdańska, ba! spotkał się z biskupem Edmundem Nowicki. "Po powrocie do Warszawy Mazowiecki i Myślik postulują u Józefa Tejchmy, wpływowego polityka nowej ekipy rządzącej, powołanie specjalnej komisji sejmowej dla zbadania «wydarzeń grudniowych»". Towarzyszom z PZPR nie zależało na jej powołaniu. Mamy 2015 r. i odpowiedzmy sobie na proste pytanie: jak ukarano sprawców grudnia '70?
Czytając książkę Romana Graczyka zastanawiałem się, co ja osobiście odczuwałem i rozumiałem z wydarzeń, które rozgrywały się po Grudniu. Nie mogę pojąć do dziś jednego, co sprawiło, że ośmiolatek, jakim byłem w grudniu 1971 r., oglądał transmisje (?) z przebiegu VI Zjazd PZPR (6–11 XII 1971). Bo oglądałem. "Nadzieją, z jaką patrzymy i na toczącą się ogólnonarodową dyskusję, i na sam VI Zjazd PZPR - jest to, że ten przyrost społecznej podmiotowości będzie następował. W tym tkwi wspólna dla wszystkich, dla kraju - szansa" - cytowany jest T. Mazowiecki z tego okresu. Warto przy okazji sprawdzić "sejmową statystykę" wystąpień posła Znaku. To był naprawdę człowiek wiary! W ostatnim wystąpieniu na Wiejskiej tego okresu można znaleźć coś takiego: "...trwa proces w Polsce rekonstrukcji zaufania". Ciekawie podsumował autor biografii drogę, którą kroczył: "Tadeusz Mazowiecki nie był jedynym, który szczerze próbował się z nimi [komunistami - przyp. KN] układać, ale na koniec musiał skonstatować niemożność". Proszę przy okazji zwrócić uwagę choćby na oceny i zapiski Juliusza Mieroszewskiego, Jana T. Lipskiego czy Leszka Kołakowskiego - bardzo ciekawe uwagi "do sprawy" i zrozumienia czym w ogóle był socjalizm. Polecam głównie tym, którzy nie mogą go pamiętać lub byli wtedy małymi dziećmi. Szczególnie gloryfikatorom epoki i osoby choćby towarzysza Edwarda Gierka. Resentymenty za PRL-em? "Od uwikłania do autentyczności..." - może być dobrym wyborem, aby zbliżyć się do tamtego czasu.
Niewielu miało w latach 70-tych możliwości, aby czytać zachodnioniemieckie periodyki. Mój pierwszy kontakt z "Frankfurter Allgemeine Zeitung" odbywał się dzięki... paczkom, jakie przysyłał przyjaciel rodziny z Berlina Zachodniego/West Berlin. Raczej skazani byliśmy na enerdowskie "Neues Deutschland". Czemu zatrzymuję się "dookoła tego wątku"? Znajdziemy cytat wprawdzie z paryskiej "Kultury", ale w oparciu o "Frankfurter Allgemeine Zeitung", któremu udzielił wywiadu w 1976 r. T. Mazowiecki. Tak, już po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie: "Wypadki czerwcowe wykazały, że społeczeństwo jest głęboko zaniepokojone wielu innymi - nie tylko gospodarczymi sprawami: niemożnością współdecydowania o losach kraju, brakiem komunikatywności w życiu publicznym i politycznym". Pisząc o żądaniach wobec "ekipy Gierka" zastrzegał się: "...nie zagrażają ani socjalizmowi, ani polityce sojuszów Polskiej rzeczypospolitej Ludowej". Niech nikogo nie dziwi owa ostrożność. ZSRR i inne "demoludy" - to nie była jakaś imaginacja, lecz realne zagrożenie! Nikt nie zapominał o tym, co wydarzyło się na Węgrzech (1956) czy Czechosłowacji (1968). Trudno się dziwić, że taka otwartość poglądów torpedowała możliwości otrzymania przez T. Mazowieckiego paszportu. Nikt w tamtym okresie przecież nie posiadał go "na pod orędziu".
Powstanie K.O.R.-u, wybór arcybiskupa Karola Wojtyły na papieża Jana Pawła II (dlaczego Autor zdegradował metropolitę krakowskiego do rangi "polskiego biskupa" - patrz s. 208; w takich miejscach i chwilach przecieram oczy, bo to może moje dioptrie zawodzą? - ale nie stoi "biskup"!) . Nie mogę cytować każdej wypowiedzi T. Mazowieckiego. Zbyt wiele ich. Kilka z nich znajdzie się (taki mój zamiar) na blogu 28 X na II rocznicę śmierci Pana Premiera?
To, co wielu z nas interesuje, to zapewne Sierpień '80. XXXV rocznica strajków, a później powstania NSZZ "Solidarności", zaraz podobna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Jest okazja zerknąć do "Apelu 64". I to jest kolejna wartość R. Graczyka. Jeśli nawet ktoś nie wiedział o istnieniu tego czy innego dokumentu - ma teraz okazję. Uważam, że tą drogą zacznie swoje szukanie innych, może przypomni sobie, że coś gdzieś podobnego widział lub słyszał? Trudno oczekiwać, aby każdy z nas miał na własny użytek domowe archiwum czasów I Solidarności. Bezcenne są wspomnienia, kiedy T. Mazowiecki przybył do Stoczni im. Lenina w Gdańsku - jak stał się jednym ze ekspertów, jak poznał poznał strajkujących. Podoba mi się docenienie jego roli w takim zdaniu R. Graczyka: "Tu do chodzimy do szczególnego upodobania, ale i talentu Tadeusza Mazowieckiego: szukania formuł intelektualnych i politycznych rozwiązujących problem kwadratury koła". O jego stosunku do PZPR i jej "roli" wspominałem w poście "21 postulatów - 31 sierpnia 1980 r.". Tam również wypowiedź H. Wujca.
Wychodzi na to, że w "bólach" rodziła się znajomość T. Mazowieckiego z J. Kuroniem. Panowie nie zgadzali się np. w kwestii przywództwa w przyszłym Związku Zawodowym? Zresztą w ogóle ciekawe są relacje między KOR-owcami i całą resztą opozycjonistów. Na ten temat przytacza się m. in, wypowiedź Jana Lityńskiego czy Waldemara Kuczyńskiego. Można chyba skwitować ten epizod stwierdzeniem, że Mazowiecki bał się... radykalizmu KOR-owców? Jego ostrożność odbierana była jako kapitulanctwo przed komuną? "Mazowiecki był od początku - pisze dalej R. Graczyk - zwolennikiem polityki umiaru. [...] Mazowiecki był z temperamentu właśnie człowiekiem umiaru". Strach pomyśleć, gdyby Związek zasilali tylko ludzie konfrontacji i otwartej walki. Proszę wziąć sobie do serca to, co w lutym 1981 r. powiedział sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew / Леонид Ильич Брежнев: "...socjalistycznej Polski, bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić!".
Jako bydgoszczanin i obserwator kryzysu bydgoskiego (marzec 1981 r.) jestem wyczulony na dany temat... Nie wiem czy dwie i pół strony podkreśla rangę tamtego wydarzenia. Tadeusza Mazowieckiego zaliczmy do tych, którzy studzili "gorące głowy" w NSZZ. Nie zapominajmy, że pod koniec tego pamiętnego miesiąca żyliśmy pod tak niesamowitym ciśnieniem, że o wybuch było bardzo łatwo. Jest cytowana wypowiedź T. Mazowieckiego: "Nikt nie mógł zadecydować o tym, żeby się krew polała. [...] Stanęliśmy przed próbą sił sięgającą znacznie głębiej i znacznie dalej niż złamanie demokracji związkowej". Nikt tamtej wiosny chyba nie zdawał sobie sprawy, że Partia gotuje się do zbrojnej konfrontacji!
"Święto robotnicze 1 maja obchodzić będziemy w tym roku inaczej niż dotąd - pisał w "Tygodniku Solidarność" jej naczelny. - Obchodzić je będziemy wyzwoleni z przymusu obowiązkowych pochodów, sprawdzania list obecności i przemarszu tłumów przed oddzielonymi kordonami trybunami, przymusu sztucznego entuzjazmu sławiącego sukcesy i pokrywającego milczeniem wszystko, co bas trapi". Te słowa polecam tym, którzy ulegaj "urokowi" idealizacja PRL-u. Niewiele z nas może o sobie powiedzieć: ja nie byłem!... ja nie chodziłem!... Oto jeden z absurdów tego systemu: święto na przymus!...
Biografia Tadeusza Mazowieckiego, rzetelnie wsparta materiałem źródłowym, jest książką ważną. Widzimy obraz polskiej, katolickiej inteligencji. Przypomina nam, że nic nie było proste i jednoznaczne. Droga do stanu wojennego, stan wojenny (internowanie m. in. T. Mazowieckiego), a potem wzniesienie się ponad podziały, podanie ręki oprawcom (dla wielu: po prostu zbrodniarzom czy bandytom!) i doprowadzenie do obrad okrągłego stołu, urzędu premiera, kandydowania na prezydenta - wszystko to znajdziemy na kartach tej chwilami trudnej książki. Bo ona wymusza na naszym mózgu (czy tylko dotyczy to pokolenie, które pamięta tamten lub w nim uczestniczyło? - tego nie wiem) chwilę refleksji. Chyba jest okazja odpowiedzieć sobie na wiele pytań: skąd przyszliśmy?... jaką drogę przemierzyliśmy (i nasze pokolenie)?... do czego doszliśmy? Na pewno pojawi się bilans zysków i strat. Taka już jest historia, a książka R. Graczyka nie jest od niej przecież wolna. Bo to czysta historia! Do której będziemy na pewno wracać. Źle by się jednak stało, gdyby książka Romana Graczyka nie stała na półkach młodego pokolenia.
"Od uwikłania do autentyczności..." - to cenna biografia. Nie tylko z powodu na głównego bohatera. Poznając kolejne etapy życia Tadeusza Mazowieckiego poznajmy środowisko, z którego wyrósł. To swoisty obraz pokolenia, które wchodziło w dorosłość po 1944 r. Łatwo jest dziś stawiać różne zarzuty, formułować oskarżenia lub ironizować. Dobrze być widzem tego okresu. Trudno nam strawić takie sformułowania Jego autorstwa: "W roku 1952 historia dowodzi, że dokonane w Polsce przemiany społeczne są nieodwracalne. W świat zaś wyzysku kapitalistycznego i kolonialnego coraz mocniej uderza powiew buntu społecznego. [...] Głosy odwetowców zachodnioniemieckich nie pozostawiają przy tym żadnych wątpliwości co do ich jawnie antypolskich tendencji zaborczych". Jeśli mamy przed oczyma scenę, kiedy przyszły premier T. Mazowiecki ściskał się w Krzyżowej z kanclerzem RFN Helmutem Kohlem - to pewnie czujemy dyskomfort? To jest owo "uwikłanie", czyli godzenie się na współistnienie z reżimem komunistycznym. Pewnie, że razi język: "...człowiekowi, który świadomie i uporczywie daje posłuch tej dywersyjnej propagandzie, musimy otwarcie powiedzieć, że wraz z nią stawia na zapomnienie i schodzi na stromą drogę. [...] Niech wie, że jest to wybór między Achesonem, Adenauerem i jego generałami - a Polską Ludową". Kiedy został naczelnym WTK oświadczył m. in. "...nie udajemy, że wierzymy w socjalizm, my naprawdę w niego wierzymy". Dużo cytowanej publicystyki tego okresu.
Mnie zaskakują w narracji R. Graczyka pewne "biograficzne dziury". Cytuje wypowiedź jednego ze współpracowników wrocławskiego tygodnika: "Jak przyjechał do Wrocławia, był jeszcze w depresji po śmierci żony". Ani słowem nie wspomniano "pierwszej pani Mazowieckiej". Żeby ustalić Jej imię trochę musiałem "pobuszować" w Internecie. Znalazłem taką informację "...gruźlica zabrała jego żonę Krystynę". Dlaczego na ten temat milczy się w tej książce? Zaraz jest wzmianka o pani Ewie Proć, którą poznał właśnie w redakcji WTK i została "drugą panią Mazowiecką". O tej śmierci dowiadujemy się z książki R. Graczyka: "28 stycznia 1970 roku po długiej chorobie umiera Ewa Mazowiecka. Byli małżeństwem zaledwie piętnaście lat". W chwili śmierci żona miała zaledwie 38. lat (24 XII 1931-28 I 1970). Pozostał wdowcem z trójką synów (1957,1961, 1967).
Książka ujawnia nam jak bardzo różnorodne było środowisko działaczy katolickich (czytaj: PAX, KIK, Fronda, Znak, Więź) czy w ogóle kleru katolickiego. Nie ukrywam, że razi mnie, kiedy słyszę hymny pochwalne jakoby jedność Kościoła, wiara i oparcie dla Prymasa Tysiąclecia były podstawą walki i oporu przeciwko systemowi komunistycznemu. Nic bardziej mylnego. I to może być kolejny zimny kubeł wody na głowę. Nie było monolitu nawet wśród księży! A jeśli idzie o dalsze losy, już po Październiku, to proszę zwrócić uwagę na zgrzyty jakie rodziły się pomiędzy "znakowcami" a prymasem Wyszyńskim! Jest taki rozdział pt. "Szlifowanie prymasa". To w nim przeczytamy: "Stosunki ruchu Znak z kardynałem Stefanem Wyszyńskim to problem, którego nie da się zamknąć żadną prostą formułą. A ze względu na pomnikową postać tego kapłana jest to teren ujęć uproszczonych". Można by rozpisywać się i cytować wypowiedzi autora, ale wtedy zajęlibyśmy cały post rozważaniami "na temat". Zacytuję tylko dwa zdania: "...działalność ruchu Znak, naznaczona licznymi konfliktami z prymasem, jawi się niemal jako polityczna dywersja" i drugie "Prymas, jak każdy, mógł się mylić i mylił się, a Znak nie bez racji na to wskazywał". Nie zapominajmy o takich "blaskach i cieniach", kiedy przyjdzie nam pisać laurki "na okoliczność". Naprawdę nic nie jest tylko czarne i tylko białe. Sprawy przybiorą inny obrót w czasie soboru i obchodów 1000-lecia (chrztu Polski - powstania państwa polskiego). R. Graczyk cytuje wspominanego J. Zawieyskiego, prezesa warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, który tak zapisał w ostatnim dniu 1964 r. w swoim dzienniku: "Kardynał nie chce żadnego porozumienia, chce tylko walki, zwarcia szeregów, jedności frontu przeciw władzy ludowej". Jest i zaskakująca ocena "dokonań posoborowych": "...Kościół w Polsce pozostaje na uboczu wielkich reform Kościoła powszechnego, jest zacofany, oddalony od sił żywych, twórczych i dynamicznych środowisk.
Roman Graczyk prowadzi nas przez kolejne "zakręty historyczne" - poczynając od czerwca 1956 r., aż do przemian roku 1989. Co mnie szczególnie zaskoczyło? W lutym 1964 r. poseł T. Mazowiecki zabrał głos z mównicy sejmowej: "...zgłosił - wspominał dominikanin profesor J. Salij - w ramach poprawek poselskich, postulat wprowadzenia instytucji separacji małżeńskiej. Ten postulat był wtedy ośmieszany, ale on się tym nie zrażał, potrafił publicznie uzasadniać, dlaczego warto sprzyjać trwałości małżeństwa". Nie ukrywam, że dla mnie są to owe "smaczki", które wygrzebuję z podobnych publikacji. Proszę wczytać się ten gniew: "Pan mnie znieważa i pan mi ubliża, o patosie może pan mówić do artystek, nie do mnie, do swego biskupa. Ja mówię prawdę i mówię szczerze. Pan mnie może nie cenić, ale musi mnie pan szanować jako biskupa". Kto do kogo t a k powiedział? Będę wredny i nie zdradzę. Proszę sprawdzić. Podpowiem: chodzi o cytat przytoczony na s. 121. Mam wrażenie, że chwilami tracimy z oczu Tadeusza Mazowieckiego i autor "płynie" w szczegóły sytuacyjne.
O ile rok 1968 znajduje szerokie odbicie w działalności koła Znaku, to już w przypadku "wydarzeń grudniowych" '70 niewiele działo się? Wprawdzie T. Mazowiecki pojechał do Gdańska, ba! spotkał się z biskupem Edmundem Nowicki. "Po powrocie do Warszawy Mazowiecki i Myślik postulują u Józefa Tejchmy, wpływowego polityka nowej ekipy rządzącej, powołanie specjalnej komisji sejmowej dla zbadania «wydarzeń grudniowych»". Towarzyszom z PZPR nie zależało na jej powołaniu. Mamy 2015 r. i odpowiedzmy sobie na proste pytanie: jak ukarano sprawców grudnia '70?
Czytając książkę Romana Graczyka zastanawiałem się, co ja osobiście odczuwałem i rozumiałem z wydarzeń, które rozgrywały się po Grudniu. Nie mogę pojąć do dziś jednego, co sprawiło, że ośmiolatek, jakim byłem w grudniu 1971 r., oglądał transmisje (?) z przebiegu VI Zjazd PZPR (6–11 XII 1971). Bo oglądałem. "Nadzieją, z jaką patrzymy i na toczącą się ogólnonarodową dyskusję, i na sam VI Zjazd PZPR - jest to, że ten przyrost społecznej podmiotowości będzie następował. W tym tkwi wspólna dla wszystkich, dla kraju - szansa" - cytowany jest T. Mazowiecki z tego okresu. Warto przy okazji sprawdzić "sejmową statystykę" wystąpień posła Znaku. To był naprawdę człowiek wiary! W ostatnim wystąpieniu na Wiejskiej tego okresu można znaleźć coś takiego: "...trwa proces w Polsce rekonstrukcji zaufania". Ciekawie podsumował autor biografii drogę, którą kroczył: "Tadeusz Mazowiecki nie był jedynym, który szczerze próbował się z nimi [komunistami - przyp. KN] układać, ale na koniec musiał skonstatować niemożność". Proszę przy okazji zwrócić uwagę choćby na oceny i zapiski Juliusza Mieroszewskiego, Jana T. Lipskiego czy Leszka Kołakowskiego - bardzo ciekawe uwagi "do sprawy" i zrozumienia czym w ogóle był socjalizm. Polecam głównie tym, którzy nie mogą go pamiętać lub byli wtedy małymi dziećmi. Szczególnie gloryfikatorom epoki i osoby choćby towarzysza Edwarda Gierka. Resentymenty za PRL-em? "Od uwikłania do autentyczności..." - może być dobrym wyborem, aby zbliżyć się do tamtego czasu.
Niewielu miało w latach 70-tych możliwości, aby czytać zachodnioniemieckie periodyki. Mój pierwszy kontakt z "Frankfurter Allgemeine Zeitung" odbywał się dzięki... paczkom, jakie przysyłał przyjaciel rodziny z Berlina Zachodniego/West Berlin. Raczej skazani byliśmy na enerdowskie "Neues Deutschland". Czemu zatrzymuję się "dookoła tego wątku"? Znajdziemy cytat wprawdzie z paryskiej "Kultury", ale w oparciu o "Frankfurter Allgemeine Zeitung", któremu udzielił wywiadu w 1976 r. T. Mazowiecki. Tak, już po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie: "Wypadki czerwcowe wykazały, że społeczeństwo jest głęboko zaniepokojone wielu innymi - nie tylko gospodarczymi sprawami: niemożnością współdecydowania o losach kraju, brakiem komunikatywności w życiu publicznym i politycznym". Pisząc o żądaniach wobec "ekipy Gierka" zastrzegał się: "...nie zagrażają ani socjalizmowi, ani polityce sojuszów Polskiej rzeczypospolitej Ludowej". Niech nikogo nie dziwi owa ostrożność. ZSRR i inne "demoludy" - to nie była jakaś imaginacja, lecz realne zagrożenie! Nikt nie zapominał o tym, co wydarzyło się na Węgrzech (1956) czy Czechosłowacji (1968). Trudno się dziwić, że taka otwartość poglądów torpedowała możliwości otrzymania przez T. Mazowieckiego paszportu. Nikt w tamtym okresie przecież nie posiadał go "na pod orędziu".
Powstanie K.O.R.-u, wybór arcybiskupa Karola Wojtyły na papieża Jana Pawła II (dlaczego Autor zdegradował metropolitę krakowskiego do rangi "polskiego biskupa" - patrz s. 208; w takich miejscach i chwilach przecieram oczy, bo to może moje dioptrie zawodzą? - ale nie stoi "biskup"!) . Nie mogę cytować każdej wypowiedzi T. Mazowieckiego. Zbyt wiele ich. Kilka z nich znajdzie się (taki mój zamiar) na blogu 28 X na II rocznicę śmierci Pana Premiera?
To, co wielu z nas interesuje, to zapewne Sierpień '80. XXXV rocznica strajków, a później powstania NSZZ "Solidarności", zaraz podobna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Jest okazja zerknąć do "Apelu 64". I to jest kolejna wartość R. Graczyka. Jeśli nawet ktoś nie wiedział o istnieniu tego czy innego dokumentu - ma teraz okazję. Uważam, że tą drogą zacznie swoje szukanie innych, może przypomni sobie, że coś gdzieś podobnego widział lub słyszał? Trudno oczekiwać, aby każdy z nas miał na własny użytek domowe archiwum czasów I Solidarności. Bezcenne są wspomnienia, kiedy T. Mazowiecki przybył do Stoczni im. Lenina w Gdańsku - jak stał się jednym ze ekspertów, jak poznał poznał strajkujących. Podoba mi się docenienie jego roli w takim zdaniu R. Graczyka: "Tu do chodzimy do szczególnego upodobania, ale i talentu Tadeusza Mazowieckiego: szukania formuł intelektualnych i politycznych rozwiązujących problem kwadratury koła". O jego stosunku do PZPR i jej "roli" wspominałem w poście "21 postulatów - 31 sierpnia 1980 r.". Tam również wypowiedź H. Wujca.
Wychodzi na to, że w "bólach" rodziła się znajomość T. Mazowieckiego z J. Kuroniem. Panowie nie zgadzali się np. w kwestii przywództwa w przyszłym Związku Zawodowym? Zresztą w ogóle ciekawe są relacje między KOR-owcami i całą resztą opozycjonistów. Na ten temat przytacza się m. in, wypowiedź Jana Lityńskiego czy Waldemara Kuczyńskiego. Można chyba skwitować ten epizod stwierdzeniem, że Mazowiecki bał się... radykalizmu KOR-owców? Jego ostrożność odbierana była jako kapitulanctwo przed komuną? "Mazowiecki był od początku - pisze dalej R. Graczyk - zwolennikiem polityki umiaru. [...] Mazowiecki był z temperamentu właśnie człowiekiem umiaru". Strach pomyśleć, gdyby Związek zasilali tylko ludzie konfrontacji i otwartej walki. Proszę wziąć sobie do serca to, co w lutym 1981 r. powiedział sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew / Леонид Ильич Брежнев: "...socjalistycznej Polski, bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić!".
Jako bydgoszczanin i obserwator kryzysu bydgoskiego (marzec 1981 r.) jestem wyczulony na dany temat... Nie wiem czy dwie i pół strony podkreśla rangę tamtego wydarzenia. Tadeusza Mazowieckiego zaliczmy do tych, którzy studzili "gorące głowy" w NSZZ. Nie zapominajmy, że pod koniec tego pamiętnego miesiąca żyliśmy pod tak niesamowitym ciśnieniem, że o wybuch było bardzo łatwo. Jest cytowana wypowiedź T. Mazowieckiego: "Nikt nie mógł zadecydować o tym, żeby się krew polała. [...] Stanęliśmy przed próbą sił sięgającą znacznie głębiej i znacznie dalej niż złamanie demokracji związkowej". Nikt tamtej wiosny chyba nie zdawał sobie sprawy, że Partia gotuje się do zbrojnej konfrontacji!
"Święto robotnicze 1 maja obchodzić będziemy w tym roku inaczej niż dotąd - pisał w "Tygodniku Solidarność" jej naczelny. - Obchodzić je będziemy wyzwoleni z przymusu obowiązkowych pochodów, sprawdzania list obecności i przemarszu tłumów przed oddzielonymi kordonami trybunami, przymusu sztucznego entuzjazmu sławiącego sukcesy i pokrywającego milczeniem wszystko, co bas trapi". Te słowa polecam tym, którzy ulegaj "urokowi" idealizacja PRL-u. Niewiele z nas może o sobie powiedzieć: ja nie byłem!... ja nie chodziłem!... Oto jeden z absurdów tego systemu: święto na przymus!...
Biografia Tadeusza Mazowieckiego, rzetelnie wsparta materiałem źródłowym, jest książką ważną. Widzimy obraz polskiej, katolickiej inteligencji. Przypomina nam, że nic nie było proste i jednoznaczne. Droga do stanu wojennego, stan wojenny (internowanie m. in. T. Mazowieckiego), a potem wzniesienie się ponad podziały, podanie ręki oprawcom (dla wielu: po prostu zbrodniarzom czy bandytom!) i doprowadzenie do obrad okrągłego stołu, urzędu premiera, kandydowania na prezydenta - wszystko to znajdziemy na kartach tej chwilami trudnej książki. Bo ona wymusza na naszym mózgu (czy tylko dotyczy to pokolenie, które pamięta tamten lub w nim uczestniczyło? - tego nie wiem) chwilę refleksji. Chyba jest okazja odpowiedzieć sobie na wiele pytań: skąd przyszliśmy?... jaką drogę przemierzyliśmy (i nasze pokolenie)?... do czego doszliśmy? Na pewno pojawi się bilans zysków i strat. Taka już jest historia, a książka R. Graczyka nie jest od niej przecież wolna. Bo to czysta historia! Do której będziemy na pewno wracać. Źle by się jednak stało, gdyby książka Romana Graczyka nie stała na półkach młodego pokolenia.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.