poniedziałek, września 28, 2015

Historia przyszła do mnie sama...

Pierwsze otwarcie?
Ile ich powinno już być? Delikatnie pisząc: wiele!  Zabrzmi to może dla niektórych zabawnie, ale chwilami stoję bezradny wobec... odkrycia, które przeżywam dzięki MOIM UCZNIOM! Mogą się ze mnie podśmiewać i pewnie uważają, że wpuścili mnie "w maliny"? Nic bardziej mylnego. Że umknęło kilka cennych minut lekcji? Że podstawa programowa?... To nie jest ważne. Książkowe fakty w każdej chwili mogą przeczytać, ale nagłe przyjście historii, to dopiero sensacja! Tylko laik nie pojąłby doniosłości chwili! Chwili, która może nigdy już się nie przytrafi! A może na 100% - nigdy!...
Co mnie pchnęło, aby pisać ten post. Leżą przede mną dwa dokumenty. Jeden z 1914, drugi 1915 roku! Tak, z czasów Wielkiej Wojny! Obydwa były w kartonowej tubie "z epoki" zatytułowanej: "Gedenkblatt". Jakiś kancelista staranną kaligrafią wypełnił naklejony na nim druk:
für die Angehörigen des Bonifacius Anton Kuchta 
zu behändigen an  Frau Martha Kuchta geb. Graczykowski
Wohnort: Schwedeschöhe
Kr. Bromberg

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Moja zanikająca znajomość języka niemieckiego nie stępiła mej historycznej wrażliwości. Miałem przed sobą piękną, realistyczną rycinę: Ona (uskrzydlona, jak anielica) pochyla się nad poległym żołnierzem, w lewej ręce trzyma gałązkę dębiny. "ER STARB FüRS VATERLAND" - chyba nie trzeba tłumaczyć? I data: "AM 28 AUGUST 1914". Całość dopełnia podpis. Oniemiałem z wrażenia na   j e g o   widok! Nie ulegało żadnej wątpliwości kto go złożył: KAISER! Tak, ostatni z panujących Hohenzollernów! WILHELM II (1888-1918)! 


Stan dokumentu, jak na swoje 101. lat, dobry. rozumiem, że nigdy nie był oprawiony. Wszystkie te lata przechowywany był w kartonowej tubie. Czas nie był dla niego do końca łaskawy. Ale trudno nad nim dramatyzować. Uważać należy! Oj - tak! Sam bałem się, w końcu to nie moja własność, że mimo woli może dojść do uszczerbku. Nie doszło. Uff! Mogę bez obaw oryginał zwrócić spadkobiercom. Pewnie, że posiąść oryginał jest szczytem marzeń. Samo jednak już obcowanie z tej miary dokumentem, to już wielkie szczęście (i wyróżnienie).


Drugi jest skromniejszy. Bo to... urzędowy druk? Można odnaleźć identyczny w Internecie. Tamten jest z 1916 r. Ten, który tu zamieszczam jest datowany: 29 MäRZ 1915. Podpis pod nim złożył DER KRIEGSMINISTER preußischer General Adolf Heinrich Wild von Hohenborn (1860-1925), pełnił tą funkcję w okresie: 20 stycznia 1915 - 29 października 1916. Tegoż poprzednikiem na tym stanowisku był sam  preußischer General Erich von Falkenhayn, który zasłynie tym, że przegrał kampanię pod (o) Verdun! Co by nie napisać - cenność!


Nie wiem ile podobnych dokumentów wydano. Zapewne dużo. Pytanie: ile zachowano ich w domowych archiwach. Ja na swej edukacyjnej drodze widzę je po raz pierwszy! Tak, czuję się wyróżniony. Czym? Zaufaniem. Nie sądzę, bym "za komuny" powierzył swoim belfrom "od historii" tak cenne pamiątki rodzinne. W tym miejscu dziękuję uczennicy XX LO w Bydgoszczy Annie Marii Zawadzkiej za wyróżnienie. W tym miejscu pragnę wyrazić podziękowanie koleżance-germanistce Kamili Wiśniewskiej, że rozwiała moje językowe wątpliwości. Zresztą nie po raz pierwszy.


Przy okazji ciekawość zmusiła mnie do szukania czegoś na temat ministra wojny II Rzeszy. I? Trafiłem na zdjęcie jego grobu z takim podpisem: "Das Grab von Adolf Wild von Hohenborn befindet sich in einem kleinen Wäldchen nahe dem Gut Hohenborn. Im Bildhintergrund ist das Wappen der Familie zu sehen". Trochę chęci i poznajemy świat, który jeszcze dzień wcześniej niewiele nas interesował?


PS: Czekam na ciąg dalszy? Ależ on nastąpiła. Jeszcze nie ochłonąłem z wrażenia, a w mojej sali pojawił się uczeń i... udostępnił mi pamiątki "Z SYBIRU" (m. in. z 1941 r.). Ale to przyczynek do kolejnej opowieści...

Brak komentarzy: