poniedziałek, sierpnia 17, 2015
Rok 1920 - część II - Stefan Żeromski
Tak, Żeromski. 1865-1925. "Przedwiośnie". Od czasu do czasu snuje się we wspomnieniach z PRL taki wątek: wtedy nie można było mówić... cenzura... nikt o bitwie warszawskiej nie uczył... Na dźwięk samego nazwiska "Piłsudski" wielu nauczycieli dostawało palpitacji serca, ciśnienie niebezpiecznie się im podnosiło. Uczeń, który domagał się prawdy o 1920 r. był określany, jako: czarna reakcja czy chodząca prowokacja!... A przecież te pokolenia żyły w cieniu tamtej wojny, tamtej victoryi, ba! żyli jeszcze uczestnicy t a m t ej skazywanej na niebyt wojny! Rozmawiałem z podwładnymi generałów Żeligowskiego czy Ślaskiego. Nie zapomnę weterana, który wyrokował na szkolnym spotkaniu z ukochanym wileński akcentem: "Jeszcze wróci się kawaleria!". Obrońca Brześcia Litewskiego i podwładny samego generała Plisowskiego!
Zaskoczenie, że wygrzebałem lekturę? I to do tego "Przedwiośnie"? Przez lata te właśnie cytaty, to był oręż, który dobijał moich tchórzliwych belfrów. Kiedy sam stałem się nim - miałem oręż do wbijania klina w mózgi swoich uczniów... Jak to możliwe, że mogliśmy w stanie wojennym czytać monolog "jejmość niskiej a pękatej, grubej jak komoda"? Oddaję pole prozie mistrza Stefana:
"Pewnego dnia słyszał na zburzonym moście żelaznym nad Wisłą mowy robotników i
przywódców robotniczych wzywające do walki na śmierć i życie - nie z burżuazją,
jak zawsze w mowach robotniczych - lecz z tym najeźdźcą, który kraj nadchodzi, łupi i
zamienia w ruinę, niosąc czerwone sztandary. Patrzał, jak chłopcy niedorośli
wylatywali spod ręki matek, i czytał w dziennikach opisy, jak po bohatersku ginęli.
Chciał zobaczyć własnymi oczyma tę sprawę, za którą szli w pole nadstawiać piersi
mężczyźni i wszystka młodzież - szli spokojnie, wesoło, przy huku bębna. Chciał
dowiedzieć się, co naprawdę kryje się w samym rdzeniu tego ich entuzjazmu, jaka idea
zasadnicza, jaka siła, jaka wewnątrz skręcona sprężyna rozpręża się i popycha ich
do dzieła. No, i co ta siła jest warta.
[...]
Młodzi żołnierze stali z bronią u nogi. Za nimi grupa jakichś
połamanych cywilów, ciężarowe automobile, chłopskie wozy - wszystko wstrzymane w swym
ruchu i biegu, zbite w jedną masę. Nareszcie dostrzeżono, że w wielkim pyle jest
jakiś ośrodek, ciemny rdzeń. Niewiele minęło czasu, aliści ukazał się ów rdzeń
tajemniczy. Była to olbrzymia, wprost niezmierna bolszewicka kolumna - lecz już
jeńców. W długich do samej ziemi szynelach, ciężkich i grubych, w papachach na
spoconych głowach, boso przeważnie lub w buciorach najrozmaitszego pochodzenia brnęli
ci młodzi zdobywcy świata pod strażą małych i niedorosłych żołnierzy polskich,
którzy tu i tam idąc z karabinami na ramieniu srogo pokrzykiwali na tę nieskończoną
watahę, szóstkami idącą w jarzmo po radzymińskiej szosie. Zdumienie było tak wielkie
i powszechne, iż wszyscy widzowie zamilkli i długo wpatrywali się w ten obraz
niesłychany. Szli i szli zdrożeni jeńcy mijając mały oddziałek, w którym się
mieścił Cezary Baryka.
[...]
Aliści z ostatniego przydrożnego domku, z niskiej przedmiejskiej
sadyby, wściekle odmalowanej na kolor niebieski, gdzie mieścił się szynczek, ostatni
pocieszyciel dla opuszczających miasto i pierwszy wielkiej stolicy na tej szosie zwiastun
- wytoczyła się jejmość niska a pękata, gruba jak komoda. Długo przypatrywała się
mijającym szóstkom bolszewickich żołnierzy. Aż nie mogła wytrzymać: podparła się
w boczki, wyskoczyła przed front jeńców i jęła wygrażać im pięściami. Jak
opętana od diabła, miotając się tu i tam, krzyczała:
- Przyszedłeś Warszawę zdobywać, śmierdziuchu moskiewski, jeden z
drugim?... Dawno cię tu nie widzieli, mordo sobacza? Jużeś naszych zwyciężył?...
Idziesz zasiadać w kucki na złotej sali w królewskim zamku?...
Jeńcy spoglądali na tę przykrótką wiedźmę z powagą, a nie bez
obawy w oczach. Nie wiedzieli przecie, do czego taka poczwara może zachęcać żołnierzy
z karabinami u nogi. A nuż do rzezi? Babsko miotało się przed szeregiem, coraz
głośniej wywrzaskując.
- Co to za mordy astrachańskie, moje państwo kochane! Jakie to mają
cylinderki morowe, ciepłe na tę porę! E - franty! A dopiero buty na nich - klasa!
Jakimi to ślepkami na nas kłapią! A buzie jakie to poczciwe! Każdy jakby z dzbanuszka
wylizał. A wszystko, moje państwo kochane - z głodu. [...]
- Żarłbyś jeden z drugim własne guziki od portek, żebyś je tak miał, jak nie masz, kałmuku z krzywymi ślepiami! Boś nawet jeszcze do noszenia portek nie doszedł. Kiszki ci się skręcają, boś cztery dni w gębie nic nie miał. Dobrze ci tak, świnio nie oskrobana! Nie chodź w cudzy groch, bo to nie twój, świński ryju, tylko cudzy. Rozumiesz mię, jeden z drugim?
- Żarłbyś jeden z drugim własne guziki od portek, żebyś je tak miał, jak nie masz, kałmuku z krzywymi ślepiami! Boś nawet jeszcze do noszenia portek nie doszedł. Kiszki ci się skręcają, boś cztery dni w gębie nic nie miał. Dobrze ci tak, świnio nie oskrobana! Nie chodź w cudzy groch, bo to nie twój, świński ryju, tylko cudzy. Rozumiesz mię, jeden z drugim?
[...]
- Żebym tak miała z parę koszyków ziemniaków, jak nie mam, tobym
nagotowała w łupinach i dała wam w korycie żreć, świnie wygłodniałe!... Nie mogę,
moje państwo kochane, patrzeć na te głodne ryje. No, nie mogę!".
Wierzcie mi, to był miód na nasze serca! Za te "mordy astrachańskie", "śmierdziuchów moskiewskich", "mordy sobacze" czy "kałmuka z krzywymi ślepiami" postawiłbym Żeromskiemu dużą wódkę. Co ja tam mówię wódkę! Jak cioteczny pradziad Tomasz Gasiński hulałbym z Mistrzem przez tydzień, wcześniej oddając Żydom i koni, i bryczku!...
W 1982/1983 najbardziej bawiła bezsilność polonisty, który uciekał przed podobnymi cytatami jak diabeł przed chrzcielnicą! Jeśli ktoś znowu uderza w tony "nie można było", to pokiwam głową i powiem: trzeba to było robić umiejętnie, wykorzystując to, co było pod ręką. Pozostawiam do wglądu mój maszynopis pracy zaliczeniowej z tego roku szkolnego, gdzie są te cytaty. Rękopisu nie było - na maszynie "Erice" wystukiwało się przeszło osiemdziesiąt stron. Nie ma wstydu!...
Pytanie: kto dziś sięga po Żeromskiego? Są filmy? Są. Dobrze. Ale jest też światło naszego dorobku, świadectwo dokonań - literatura! Nie starczy z "Przedwiośnia" pamiętać tylko "szklanych domów". Bitwa warszawska też wsiąkła w jej stronice. Łatwiej byłoby sięgnąć po "Na probostwie w Wyszkowie". Nie, tej książki za komuny byśmy nie uświadczyli. Warto zerknąć do tej książeczki. Rocznica 1920 r. wręcz powinna nam pchać tą lekturę do ręki. Powinniśmy czuć się niespełnienie, że jej nie znamy... Proszę zerknąć na YT - tam słuchowisko Polskiego Radia w oparciu o tekst Żeromskiego.
PS: Warto chyba dorzucić łychę dziegciu i przypomnieć taką wypowiedź mistrza Stefana na wiadomy temat: "Wdaliśmy się w siepaniny z Moskwą, zaniedbując zachód i morze".
PS: Warto chyba dorzucić łychę dziegciu i przypomnieć taką wypowiedź mistrza Stefana na wiadomy temat: "Wdaliśmy się w siepaniny z Moskwą, zaniedbując zachód i morze".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.