środa, sierpnia 19, 2015
Przeczytania... (57) - Daniel Meyerson "W Dolinie Królów. Howard Carter i odkrycie grobowca Tutanchamona" (Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI i S-ka)
Są książki, do których zbytnio nikogo nie trzeba przekonywać. Przed laty zrobiłem coś na kształt eksperymentu na własnych uczniach. Postawiłem grzbietami do nich kilka książek. Zapytałem, po którą sięgnęliby i dlaczego? "Chwytliwy" tytuł, znany autor, seria - to pchało ich w kierunku... Podejrzewam, że tak samo będzie z książką Daniela Meyersona. Zapytajmy nawet samych siebie, co z historii (niekoniecznie tej antycznej) kojarzy się nam z magią. Założę się, że większość odpowie: EGIPT! Nie uwierzę, że nie mieliście dreszczu emocji, kiedy stawaliście (bez względu czy to był Kair, Paryż, Warszawa lub mój kochany Poznań) przed gablotą, a w niej leżała MUMIA! Już w tym jednym słowie jest tyle magii! M u m i a ! Takimi kolejnymi kluczami są TUTANCHAMON & HOWARD CARTER! I nie trzeba być czytelnikiem C.W. Cerama, K. Myśliwca, J. Tyldesley czy N. Grimali, choć oczywiście Ich książki bardzo polecam. Nie wiem, kiedy moje historyczne serce zabiło mocniej na dźwięk słowa FARAON lub PIRAMIDA. Chyba teraz staje się jasne i nie przypadkowe, że na moim Facebooku "pośród polubień" jest Kara Cooney. Mam przyjemność pracować z koleżanką, która przed laty studiowała u samego prof. Kazimierza Michałowskiego! Dość tego wstępu!
Tak, uważam, że na wakacyjny czas świetnie nadaje się książka Daniela Meyersona "W Dolinie Królów. Howard Carter i odkrycie grobowca Tutanchamona" (Wydawnictwa PRÓSZYŃSKI i S-ka). Mam wrażenie, że książka jest... częścią całości? Czemu tak sądzę? Bo właściwie jej fabuła kończy wtedy, kiedy zaczyna się wielka historia. To znaczy?...
To znaczy, że nie poznacie, jak Howard Carter krok po kroku docierał (lub może dla kogoś: dobierał się) do swego s k a r b u ! Jak to? A tak to! Moim zdaniem trochę zwodniczy jest tytuł, który zresztą jest wiernym tłumaczeniem oryginalnego angielskiego tytułu. Jestem zdania, po wnikliwym przeczytaniu blisko 300 stron, że to jest opowieść o stawaniu się... Howarda Cartera. Stawaniu czego? Nim - jako archeologu!
Kilkanaście dni temu na moim Facebooku pojawił się taki zapis: "To u niego «terminował» Howard Carter! Sir William Petrie zasługuje na
to, aby poświęcić MU trochę więcej miejsca niż tylko rocznicową
wzmiankę. Garść ciekawych informacji znajdziecie na kartach książki
Daniela Meyersona «W Dolinie Królów. Howard Carter i odkrycie grobowca
Tutanchamona» (Wydawnictwa Prószyński i S-ka). Trudno sobie wyobrazić
egiptologię bez JEGO dokonań. Zmarł w wieku 89 lat - 28 lipca 1942 r.". Tak, otrzymujemy wnikliwy rys historii egiptologii przełomu XIX i XX wieku! Ze szczegółowym naciskiem na kilka "sztandarowych postaci", do których bez wątpienia należał sir William Petrie (1853-1942). Mnie pochłonęła ekscentryczność tego uczonego, bez którego wpływu ktoś taki, jak Howard Carter nigdy by nie zaistniał w świecie nauki!
Tak, dość drobiazgowo poznajemy życie odkrywcy grobu Tutanchamona. Nieomal od kołyski, ba! wcześniej nawet kim był ojciec i jaki wpływ odcisnął na synu. Jak to się stało, że chłopak bez praktycznego wykształcenia stał się sprawcą największego odkrycia archeologicznego wszech czasów? Na to pytanie na pewno otrzymacie wyczerpującą odpowiedź. Podejrzewam, że dla wielu postać Howarda C. może być bodźcem, że nie ma rzeczy niemożliwych. I tu nie chodzi tylko o wymiar archeologiczny tego, czego dokonał w Dolinie Królów, ale przecież sięgamy po nieosiągalne i dla niektórych nie kończy się to porażką życiową. Uważam, że w tym tkwi wychowawczy (jeśli tak mogę określić) walor odkrycia Cartera!...
Autor nie zadowala się stwierdzeniem, że coś jest "oczywiste". "Oczywiste" jest dla kogoś, kto w czymś siedzi "po uszy". Dlatego uważam, że nakreślenie wątków historii starożytnego Egiptu jest walorem tej książki. Że kogoś odpycha to od głównego nurtu opowieści? A kto komu każe czytać o Echnatonie, skoro to wie? Nigdy za wiele "powrotów". Nie zapominajmy, że po książkę Daniela Meyersona sięgnie Czytelnik, który ma mgliste pojęcie o tym, co działo się nad Nilem w XIV w. p. n. e. czy jak kto woli p. n. Ch. Sami zróbcie eksperyment z imionami Tutanchaton i Tutanchamon. Szczególnie podsuwam ten pomysł rodzicowi, którego pociecha "wchodzi" w zakres materiału historii antycznej! Wiedza na temat herezji Echnatona (czyli Amenhotepa IV) wcale nie jest taka popularna i oczywista. Tu autor przypomina, albo oświeca wiedzą.
Pewnie, że jesteśmy świadkami mozolnego szukania, kiedy świat naukowy dawno położył krzyżyk na Dolinie Królów. Tam nic już nie miało być. Wiemy, że było. Ale na udowodnienie tego trzeba było uporu amatora-archeologa, jakim był Carter oraz pieniędzy i cierpliwości Georga Herberta, 5. earla Carnarvona. Tych dwoje połączyła pasja. Tego ostatniego poznamy dopiero na s. 205 opowieści. Innymi słowy przez 2/3 książki cały czas daleko nam do grobu, który fachowo określa się jako KV62. Mamy niezaprzeczalną okazję podejrzenia, jak tatuś (earl nr 4) "robił ze swego następcy człowieka pożytecznego". To też ciekawa persona - od kierowcy rajdowego do sponsora największego odkrycia w Dolinie Królów!
Pewnie, że przypadek rządzi światem. I nami też. Jak to ładnie skroił D. Meyerson: "Wesoły earl przybył do Egiptu, żeby zadbać o swoje zdrowie. Ponury archeolog starał się natomiast jakoś zarobić w tym kraju na życie". O tym dowiadujemy się na s. 244. To, co nas elektryzuje zostaje nam odsłonięte na kolejnych niespełna sześćdziesięciu stronach? A to proszę się przekonać samemu.
Właściwie dziesięć ilustracji jest adekwatnych do treści. Więcej na nich samej Doliny Królów niż odkrywców i ich osiągnięcia. Na szczęście są fragmenty wspomnień Cartera czy jego listy do Carnarvona. Z tym wiekopomnym: "W końcu wspaniałe odkrycie w Dolinie: imponujący grób z nienaruszonymi pieczęciami; będzie w stanie pierwotnym do czasu Pańskiego przyjazdu; gratulacje". Do końca książki zostało nam 16 stron? Wiele się dowiemy o docieraniu do grobowca Tutanchamona? Trochę mi zakres narracji przypomina wspomnienia samego H. Cartera. One też nie oddają całego biegu zdarzeń po wejściu do komory grobowej. Więcej w zakończeniu opisów kłopotów, które wynikły z "ciężkiego charakteru" archeologa, niż szczegółów archeologicznych.
Tak, jeśli ktoś będzie miał niedosyt, to jednak powinien wzbogacić się o szczegóły, które znajdzie w słynnej książce C.W. Cerama "Bogowie, groby i uczeni". Nie starczy drobnego dialogu między panem C., a panem C., kiedy jeden pyta: "Widzi pan coś?", a drugi odpowiada: "Tak, wspaniałe rzeczy". No, chyba, że zaspakaja to nasz głód wiedzy. Po tym zdaniu ze s. 285 dopiero powinno się dziać! Oj dziać! A tu - łapu, capu i posprzątane?
Jednego nie da się odmówić Danielowi Meyersonowi: zgrabnie skroił swoją książkę. To, nic, że jako absolwent Columbia University, wali błąd na temat "angielskiej rodziny królewskiej" i nazywa najstarszego syna królowej Wiktorii: Edwardem (patrz s. 213)? Dla mnie to przykład, albo nie znajomości domu Sachsen-Coburg-Gotha nad Tamizą, albo niechlujstwa autorskiego! Wspominałem o tym przy okazji książki P. Hama "1914. Rok końca świata". Dlatego odsyłam do "Przeczytań..." nr 44 z dn. 22 VI br. Powiecie: ten znowu się czepia. Ależ skąd, ale skoro jest się absolwentem tak zasłużonej uczelni amerykańskiej (wśród "uczelnianych kolegów" znaleźli się m.in. A. Hamilton, T. & F. D. Roosevelt, ba! B. Obama!), to chyba wypadałoby nie robić takich szkolnych błędów. Nie zmienia to faktu, że książkę czyta się dobrze. Na tyle, że sam z chęcią wziąłbym się do lektury kolejnej pozycji tego autora: "Tajemnica hieroglifów. Champollion, Napoleon i odczytanie Kamienia z Rosetty", którą też wydał PRÓSZYŃSKI i S-ka.
Brzmi ciekawie. Cos co studiowalam i nie tania sensacja jakie puszczaja na Discovery. Musze dorwac i przeczytac.
OdpowiedzUsuńNa pewno czyta się ją bardzo dobrze. Reszta oddaję w ręce czytelnicze.
OdpowiedzUsuń