wtorek, lipca 07, 2015

Przeczytania... (47) Petra Fohrmann "Weźmiemy ze sobą dzieci. Ostatnie lata życia rodziny Goebbelsów" (Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI i S-ka)

Wypełnia się luka dotycząca Josepha Goebbelsa? Kolejna książka "w temacie"? Tym razem spojrzenie tyle ciekawe, że będące skutkiem poznania przez Petrę Fohrmann pani Käthe Hübner. Kim jest owa Frau? Wer ist das? Może lepiej zapytajmy: kim była? Wer war? Otóż, ta urodzona w 1920 r. nauczycielka przedszkola (pełniąca, mimo młodego wieku. nawet funkcję dyrektorki) w latach 1943-1945 "...zajmowała się Helgą, Hilde i Helmutem Goebbelsami" - czytamy w "Przedmowie". Bo o tym jest książka  Petry Fohrmann "Weźmiemy ze sobą dzieci. Ostatnie lata życia rodziny Goebbelsów", którą wydało Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI i S-ka. Jest wreszcie okazja odwiedzenia domu Goebbelsów. Nie zapominajmy jednak przy lekturze, że to nie jest zwykła niemiecka rodzina! Zachowajmy dystans - chodzi o jednego z głównych zbrodniarzy hitlerowskich, Niemca, który zatruł umysły milionów Niemców, którego sumienie obciąża pasmo zbrodni i okrucieństw.
Pani Käthe Hübner (Autorka właściwie trzyma się podawaniem nazwiska panieńskiego swej rozmówczyni) jest bez wątpienia cennym świadkiem tamtego ponurego i okrutnego okresu. Trudno powiedzieć czy ma świadomość, że pracowała u zbrodniarza? Chyba P. Fohrmann nie stawiała jej przed podobnymi pytaniami (dylematami)? 
Niezaprzeczalnym walorem tej książki jest jej zawartość ikonograficzna. Ilość zgromadzonych zdjęć, wiele z prywatnych zasobów Käthe Hübner, naprawdę imponuje.  Od oficjalnych zdjęć ministra propagandy III Rzeszy i jego żony Magdy, poprzez rodzinne kadry wykonane nad Bogensee, sugestywne portery Helgi, aż po te wykonane po zdobyciu Kancelarii Rzeszy. Mam mieszane uczucia, kiedy patrzę na... ciało zamordowanej Helgi. A może należało nam darować ten kadr?... Blisko pięćdziesiąt zdjęć na 143 stronach? Zwracam uwagę na sfotografowane (faksymilia) listy, na których odnajdujemy dziecięce pismo i podpisy, np. "Deine Hilde und Deine Hedda". Na mnie robi wrażenie ten list pisany do "Meine liebe Hübi", jak dzieci nazywały swoją opiekunkę, a podpisany przez Helmuta: "Dein Brüderlein" ("Twój braciszek"). W takich chwilach  widzimy tylko małych ich autorów, nie przychodzi nam do głowy: to przecież Goebbels. Pamiętacie scenę z wyśmiewanych "Czterech pancernych i psa", kiedy załoga znalazła chłopca? Wielkie zaskoczenie, kiedy ów przemówił po... niemiecku. Przypomnijmy sobie, jak Janek Kos bronił go. Podobnie myślę oglądając te fotografie. To pisało po prostu niemieckie dziecko! I szlus!...
Na dobrą sprawę można by było tą książkę zatytułować "Wspomnienia Käthe Hübner". Jeżeli kogoś odstraszają przypisy, ciągnące się strony bibliografii, to tu jest zupełnie tego pozbawiony. Nie opłacało się nawet robić skorowidzu nazwisk? Bo byłoby zbyt monotonne? Do kogo ograniczyłby się taki spis? Głównie dzieci małżonków Goebbelsów + Haralda Quandta, syn z pierwszego małżeństwa Magdy. Jeżeli ktoś spróbuje sięgnąć po książkę w celu węszenia taniej sensacji, to się rozczaruje.  Nikt nie twierdzi, że Joseph względem swej die Erfrau był nienagannie uczciwy i wierny. Wychodzi na to, że panna  Käthe rzadko widywała ministra propagandy, wręcz przypomina sobie: "W okresie gdy sytuacja zaczęłaś się robić coraz bardziej krytyczna, raczej rzadko niż często wpadał z wizytą na weekend".  Za to stosunki z panią Goebbels układały się dobrze. Wspólne wybieranie prezentów dla pracowników, Nie rozpieszczano jej finansowo, skoro w przedszkolu miała większą pensję...
Co zaskoczy wielu z nas? Zapewne opisywany skromny tryb życia "pierwszej rodziny III Rzeszy" : "Żyliśmy z kartek żywnościowych. [...] Każde dziecko miało w lodówce swoją przegródkę, do której samo wstawiało swoje rzeczy". Czy do końca szczerze opowiedziana, skoro P. Fohrmann sama na zakończenie rozdziału  "Boże Narodzenie 1943 w domu nad Bogensee" podaje: "Gdy [Magda Goebbels - przyp. KN] przekonała się, że wszystkie inne kobiet nazistowskich dygnitarzy w dalszym ciągu w pełni korzystają z uroków życia, sama też nie chciała dłużej ograniczać się tylko do tego, co najbardziej potrzebne". Tłumaczy to również kolejną ciążą? Niestety Autorka zostawia nas w pół drogi, bo nie wiemy, jak zmieniło się menu w domu, jak zapełniła się lodówka i czy dzieci dalej oszczędzały "na chlebie"?...
Ciekawe są spostrzeżenia na temat "pana domu"? Podobały się jej jego... ręce? Ponoć imponująco wyglądał siedząc, czar pryskał bezpowrotnie, kiedy dr Goebbels "..wstawał od stołu, na pierwszy plan wysuwało się jego utykanie". Dużą odwagą ze strony byłej opiekunki dzieci było pójście do kina na film "Upadek / Der Untergang" (w reżyserii Olivera Hirschbiegela). Petra Fohrmann podaje: "Ponieważ wciąż miała przed oczami dzieci Goebbelsów, odgrywających ich role aktorzy wydawali się raczej obcy. Już samo to, że w filmie wszystkie dzieci miały włosy koloru blond, zirytował ich byłą wychowawczynię". Mnie osobiście zdruzgotało powierzenie roli Goebbelsa Ulrichowi Matthesowi, który mierzy sobie... 180 cm! To więcej o całe 15 cm od historycznego pierwowzoru!... Pani Käthe Hübner tak wspominała pryncypała: "Pani nie napisałaby o nim niczego pozytywnego. A ja postrzegam go jako ojca dzieci, widzę go siedzącego przy stole z rodziną. Widzę go otoczonego bliskimi i w tych okolicznościach nieważne były sprawy państwa, polityka...".
Robi się czulej na sercu, kiedy przychodzi nam czytać listy dzieci, jakie pisały do Käthe Hübner z okazji jej za mąż pójścia. To o ich fotograficznych utrwaleniach pisałem powyżej. Wszystkie one zwracały się do niej "Liebe Hübi / Kochana  Hübi". Helga pisała m. in: "Życzę Tobie i Twojemu Herbertowi wszystkiego dobrego z okazji Waszego wesela. W dniu, w którym bierzecie ślub, będę o Was cały czas myśleć i będę sobie wyobrażać, jak pięknie wyglądasz w sukni ślubnej". Heide idzie krok dalej: "Daję Ci w prezencie wraz z innymi piękną lampę. Mama nadzieję, że się z niej ucieszysz". Nie wiem o jaką lampę chodzi, ale jest o niej wzmianka napisana ręką Holde: "Oby lampa, którą dajemy Wam w prezencie, sprawiła Wam radość i oświetlała Wam wiele szczęśliwych godzin".  Helmut kończył rozczulającym zdaniem: "Wiele tysięcy pozdrowień i całusów". Pewnie, że ciekawi mnie na ile to były listy płynące z głębi serduszek dziecięcych, a jaki w tym wkład matki? Tego się raczej już nie dowiemy. Zdaje mi się jednak, że to dość spontaniczne i samodzielne wypowiedzi. Warto zerknąć, co napisała Magda Goebbels: "Moja droga Pani Leske! Moja kochana  Hübi [...] Oby ten dzień oznaczał początek życia, które przyniesie Wam obojgu spełnienie Waszych pragnień. Krążą wokół Was dzisiaj same dobre i pozytywne myśli. [...] Niech mi będzie wolno przy tej okazji jeszcze raz Pani podziękować za całą miłość i wielką troskę oraz za wspaniałe wesołe usposobienie, jakim zawsze obdarowywała Pani mnie i moje dzieci". List napisano na papierze z nadrukiem imienia i nazwiska jego autorki. W jednym z ostatnich zdań czytamy: "Podczas zapisywania tych słów robi mi się jednak nieco ciężko na sercu, ponieważ jeśli życzę Pani spełnienia wszystkich pragnień i nadziei, to równocześnie muszę się liczyć z tym, że Panią stracę, a jest Pani nie tylko dobrą opiekunką dla moich dzieci. lecz także przypadła mi Pani do serca jako człowiek!".  Warto dodać, że część tych listów jest datowana 24 i 24 sierpnia 1944 r. Tak,  powstawały dokładnie wtedy, kiedy trwało powstanie warszawskie...
Jak, w świetle co opowiada "liebe Hübi", wyglądały relacje rodziny Goebbelsów z Adolfem Hitlerem? Znajdziemy tylko wzmiankę o wizycie z 3 grudnia 1944 r. Ale, jak przyznaje Petra Fohrmann: "...nic nie mówi na temat tej wizyty, przed którą szóstka dzieci została wyjątkowo szykownie ubrana, by godnie powitać gościa". Proszę wczytać się, jak wyglądały obchody Bożego Narodzenia lub urodzin państwa Goebbels.
22 kwietnia 1945 r. "liebe Hübi" po raz ostatni widziała dzieci w mieszkaniu swoich pryncypałów przy ul. Hermann Göring 20. Chyba nie wiedziała, że zamkną się w bunkrze Hitlera. Jak słusznie zauważyła Petra Fohrmann: "...straszliwa scena pożegnania została oszczędzona Käthe Hübner".
O tym, co stało później dowiadujemy się m. in. z artykułu "Nie bójcie", który ukazał się w "Der Spiegel" (41/2009). Śmierć dzieci Goebbelsów, poruszające zdjęcia i... finał, który dokonał się 4/5 kwietnia 1970 r. Tego dnia grupa KGB spaliła szczątki całej rodziny! Ostatecznie unicestwiono również ślad po szóstce dzieci! Helga, Hildegarda, Helmut, Hedwig, Holdine und Heidrun - nie mają grobów. Zamordowane przez własnych rodziców skazane zostały na wyprucie z ludzkiej pamięci?...
Książkę Petry Fohrmann "Weźmiemy ze sobą dzieci. Ostatnie lata życia rodziny Goebbelsów" czyta się bardzo dobrze. Możemy zaliczyć ją do gatunku "ostatnich relacji z epoki". Na ile ważny to głos - oceńmy indywidualnie. Wcześniej nie mieliśmy zbyt wielu okazji, aby "wejść" do domu nazistów. . Wykorzystanie zasobów archiwalnych "liebe Hübi" - bezcenne. Śmiem twierdzić, że większość z reprodukowanych zdjęć była nam zupełnie nieznana.  Tym bardziej ktoś kogo interesuje historia III Rzeszy powinien do niej sięgnąć. A, że narracja jest bardzo przystępna, "obecność" samej P. Fohrmann bardzo "wycofana", to kolejny walor. Tak, oddała pole Käthe Hübner. Nie przesolę pisząc, że książka porusza - bo nie uwierzę, że morderstwo dokonane na szóstce dzieci pozostawia nas obojętnymi...

Brak komentarzy: