sobota, kwietnia 11, 2015

...z kronik polskich - odsłona 1 - Anonim tzw. Gall

Zachęcam do wyjątkowej lektury: "Kroniki polskiej" Anonima tzw. Galla. Każdy wie kim był i kim nie był. Pozostawił po sobie najstarszą zachowaną polska kronikę, która powstawała na dworze księcia Bolesława III Krzywoustego (1102-1138). jakich miał poprzedników? Tego chyba nigdy nie dowiemy się. Ale chyba nikt nie uwierzy, że między  960, a 1113 na dworze Piastowiczów nie było skrybów, którzy z mozołem pisali na pergaminie dzieje ich panowania. Cieszmy się z tego, co mamy.
Ten cykl jest pomyślany, jako krótkie spacery po zamierzchłym piśmiennictwie historycznym. Takie powroty mogą okazać się zaskakujące. Dlaczego zaczynam nieomalże "od środka" kroniki Anonima? Z racji na rocznicę: 11 kwietnia 1079 r. Wtedy miało dojść do eskalacji konfliktu JKM Bolesława II Szczodrego / Śmiałego, a biskupem krakowskim Stanisławem. 
Kiedy nieznanym nam z imienia kronikarz (Gallus czyli Francuz lub Węgier wykochany we francuskim klasztorze?) opisywał konflikt musieli żyć ludzie w nim uczestniczący lub nawet w jakiś sposób uwikłani. Stąd swoiste ograniczenia, jakie znajdujemy w tekście. bo oto mamy przed sobą najbardziej enigmatyczny zapis gallowy:

"Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława, długo byłoby o tym mówić, tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem Bożym, nie powinien był pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie usprawiedliwiamy biskupa – zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swoich praw, lecz pozostawmy te sprawy, a opowiedzmy, jak przyjęto go na Węgrzech". 
Jak mnie te kronikarskie niedomówienia (np. "tyle wszakże można powiedzieć") wkurzają. Raz jeden, trzydzieści lat temu (!), moja interpretacja tego właśnie wydarzenia odbiła się czkawką w pewnej salce katechetycznej. Dzieci (wtedy klasa V SP nr 1 w Nakle nad Notecią) poszły na religię i pochwaliły się, jak to ich nowy nauczyciel historii uczy o owym konflikcie. Usłyszały z ust swego księdza dobrodzieja: "Nie słuchajcie pana, to jest komunista!". Komunistą nie byłem, analizowałem li tylko treść kroniki z XII w. i tak mi pozostało.
Lata mijają, a mi pozostaje podpisać się pod tym, co przed laty napisał profesor Tadeusz Grudziński: "HISTORYK MOŻE TYLKO GŁĘBOKO UBOLEWAĆ Z POWODU NIEMOŻNOŚCI PRZEDSTAWIENIA JEDNEGO Z DWÓCH AKTORÓW TRAGEDII, KTÓRA WSTRZĄSNĘŁA POSADAMI PAŃSTWA".


I jeszcze kilka dygresji w obronie Kazimierzowica: gdyby JKM był bezmyślnym i okrutnym siepaczem, to dlaczego następca (brat Władysław I Herman) nadał swemu prawowitemu potomkowi imię "Bolesław"? Dziwny wybór, gdyby kojarzyło się z krwiożerczym tyranem. Jakoś nikt w XXI w. nie kwapi się, aby swego syna obarczyć imieniem "Adolf" lub "Alfons"! Dlaczego? Jak wytłumaczyć, że kilka lat później na tej samej Skałce, na której odbyła się kaźń, odprawiano mszę za duszę zmarłego monarchy? Ci zakonnicy musieli chyba znać  okoliczności śmierci swego biskupa? I trzecia kwestia: dlaczego nikt w XI w. nie wyniósł na ołtarze (jak w przyszłości Tomasza Becketa) zmarłego biskupa?... Swoją drogą żaden średniowieczny władca o zdrowych zmysłach nie podniósłby ręki na niewinnego hierarchę Kościoła.

1 komentarz:

  1. Dał nam przykład król Bolesław, jak walczyć z hierarchami. I to bez względu jakiego koloru... Będę czytał, jak dalej pociągniesz te wątki. Ciekawy blog.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.